środa, 31 lipca 2013

Podsumowanie lipca

źródło
Półmetek wakacji za nami (przynajmniej dla uczniów, studenci mają przed sobą jeszcze 2/3). Lipiec miałam wolny, więc chyba udało mi się przeczytać najwięcej książek od początku mojej blogowej kariery. Sierpień
nie będzie już raczej tak obfitował w chwile z książką, ponieważ zaczynam pracę, ale i tak bardzo mnie to cieszy ;)
W lipcu udało mi się przeczytać 15 książek. Choć założyłam, że skoro mam tak dużo wolnego czasu, przeczytam ich 18 - nie udało się. Niemniej jednak uważam te wynik za całkiem niezły. Były to:
  1. "Ekstaza Gabriela" Sylvain Reynard (464 str.)
  2. "Niewolnicy Snów" Dominika Budzińska (322 str.)
  3. "Nowy Przywódca" Julianna Baggott (560 str.)
  4. "Co wylądowało w lesie Rendlesham?" Mateusz Kudrański (404 str.)
  5. "Smak nadziei" Sherryl Woods (364 str.)
  6. "Amore14" Federico Moccia (480 str.)
  7. "Blask" Amy Kathleen Ryan (408 str.)
  8. "Wbrew zasadom" Samantha Young (320 str.)
  9. "Wybrani" C.J. Daugherty (440 str.)
  10. "Król Kruków" Maggie Stiefvater (490 str.)
  11. "W imię miłości" Katarzyna Michalak (280 str.)
  12. "Bezdomna" Katarzyna Michalak (256 str.)
  13. "Dziewczyny Atomowe" Denise Kiernan (421 str.)
  14. "Wilczyca" Katarzyna Berenika Miszczuk (400 str.)
  15. "World War Z" Brooks Max (544 str.)
Co daje razem 6153 czyli 198 stron dziennie! (no dobra, to jestem dumna :P )

Najlepsza książka lipca: "Król Kruków" ("Blask" jest tuż za nim :))
Najgorsza książka lipca: na szczęście brak ;)
Największe pozytywne zaskoczenie: "Co wylądowało w lesie Rendlesham?", "Niewolnicy Snów"  oraz książki pani K.Michalak

Plan na sierpień? Przede wszystkim "Szklany tron" oraz "Piąta fala" - moje dwa czytelnicze priorytety. Oba rozgrzebane i oba bardzo mi się podobają, aż nie wiem który czytać :D Potem pewnie "W pogoni za torebką" i (uwaga!) przygotowanie do "Miasta Kości". Jak większość z Wam pewnie zauważyła na facebook, stałam się szczęśliwą posiadaczką całej serii, więc sierpień minie mi pod znakiem "Darów Anioła". Czy może być lepiej? :D








wtorek, 30 lipca 2013

The Versatile Blogger Award

Zasady The Versatile Blogger Award:
1. Podziękuj nominującemu bloggerowi na jego blogu.
2. Umieść logo zabawy na swojej stronie.
3. Ujawnij siedem faktów, dotyczących samego siebie.
4. Nominuj piętnaście innych blogów.
5. Poinformuj wybrane osoby o ich nominacji.

Za nominację serdecznie dziękuję Himitsu K. z bloga Nocne Szepty oraz Tali i Owcy z bloga Niezapomniany Czas :)

  1. Uwielbiam matematykę! Zdawałam z niej rozszerzoną maturę, a od 5 lat udzielam korepetycji na każdym poziomie - gimnazjum, liceum, wyższe uczelnie, unikam tylko małych dzieci. Najbardziej lubię całki, pochodne i rachunek różniczkowy :D
  2. Piję ogromne ilości płynów. Woda owocowa, cola (którą rzucam), cokolwiek, byle tylko cały czas mieć przy sobie kubek. Aktualnie koło monitora stoi szklanka z wodą truskawkową, kubek po herbacie o smaku gruszek w karmelu i gorąca kawa ;)
  3. Bardzo często zdarza mi się płakać przy filmach i książkach. Łkam praktycznie cały czas oglądają "Glee" (tak, serio), a kiedy Kurt wygłasza monologi o tolerancji przeradza się to w niemal histerię. Jeżeli chodzi o literaturę, to chyba najbardziej piszczałam przy "Oskarze i Pani Róży", "Baśniarzu" i "Igrzyskach Śmierci" (zaczęłam wyć jak wilk do księżyca w połowie "W pierścieniu ognia" i trwało to aż do końca "Kosogłosa").
  4. Uwielbiam wszystkie zwierzęta, ze szczególną słabością do psów i kotów. Chyba nie zdarza mi się przebywać poza domem dłużej niż godzinę nie wypowiadając: "O, jaki piękny piesek! Chodź do cioci, no choooooodź...". Nie ma żadnego znaczenia, że to rottweiler ;)
  5. Nie potrafię nie oceniać książki po okładce. Nie mam już miejsca na półkach i staram się wymieniać zalegające pozycje, które nie przypadły mi do gustu, ale jeśli są ładnie wydane, boli mnie serce i nie mogę ich oddać :P
  6. Do polskich pisarzy przekonałam się dopiero w tegoroczną majówkę. Wcześniej sięgałam jedynie po Onichimowską, ale kiedy w moje ręce wpadły "Arisjański fiolet", "Wilk", "Niewolnicy snów" czy twórczość pani Michalak, stwierdziłam, że miałam absurdalne uprzedzenia.
  7. Staram się nie czepiać złe stawianych przecinków (sama to robię!), a nawet błędów ortograficznych, ale kiedy widzę spację przed kropką (albo przecinkiem), działa to na mnie jak płachta na byka.
Pozwolę sobie nie nominować nikogo, a raczej nominować wszystkich. Jak zwykle mam w zabawie opóźnienie, ale jeśli uchowała się wśród Was jeszcze ktoś, kto nie brał w niej udziału, to zapraszam serdecznie :)

niedziela, 28 lipca 2013

"Blask" Amy Kathleen Ryan

źródło
Tytuł: Blask
Autor: Amy Kathleen Ryan
Seria: Gwiezdni Wędrowcy, tom: I
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 407

"Empyraen, ogromny statek kosmiczny, jest jedynym światem, jaki zna Waverly. Tutaj się urodziła – w pierwszym pokoleniu tych, których noga nigdy nie postała i nie postanie na zniszczonej wojnami ojczystej planecie. Waverly wie, że jej życie zostało już zaplanowane. Poślubi charyzmatycznego Kierana, typowanego na następcę kapitana Empyraen, i wyda na świat kolejne dzieci, których potomstwo zaludni w przyszłości nową Ziemię. Tak trzeba, to obowiązek tych, którzy wyruszyli w kosmos.
Nikt na pokładzie nie podejrzewa, że Empyraen stanie się celem ataku. New Horizon, okręt bliźniak, który wyruszył w podróż na długo przed statkiem Waverly, dopuszcza się zdrady. Dochodzi do masakry. Młode kobiety i dziewczynki zostają porwane. Dorośli – wymordowani.
Kieran, który przed czasem musi objąć rolę dowódcy, staje przed trudnym zadaniem. Pozbawiony wsparcia autorytetów, sam musi zapanować nad statkiem pełnym zrozpaczonych i zbuntowanych młodych ludzi. Bez kobiet ich misja skazana jest na niepowodzenie..." www.wydawnictwo-jaguar.pl/

"... na wojnie nie ma ateistów."
"Blask" spoglądał na mnie tym wielkim okiem zdecydowania zbyt długo. Do tej pory nie jestem w stanie odpowiedź, dlaczego tak długo odkładałam lekturę. Była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier, na bieżąco śledziłam nawet projekty okładki (dzięki Ci, Jaguarze, że ten napis nie jest jednak żółty). Koniec końcu po książkę sięgnęłam dopiero w wakacje - może to i dobrze, bo przynajmniej nie będę musiała zbyt długo czekać na kontynuację. Premiera "Iskry" jest przewidziana na ten miesiąc, a ja jestem pewna jednego - II tom z całą pewnością nie będzie czekał na swoją kolej na półce tak długo, jak pierwszy.

Dla Waverly i Kierana Empireum jest całym światem. Ta dwójka nastolatków darzy się uczuciem, które zyskało aprobatę całej załogi. Jeśli bowiem społeczeństwo żyjące na statku na zaludnić nową Ziemie, potrzebne jest jak najwięcej dzieci. Dwójkę bohaterów poznajemy w momencie, gdy zbliża się do nich bliźniaczy statek. Wzbudza do obawy mieszkańców Empireum - New Horizon wyruszył dużo wcześniej i powinien zostawić ich daleko w tyle. Okazuje się, że jego mieszkańcy mają poważne problemy - żadna z kobiet na statku nie może zajść w ciążę...

Dziewczęta z Empireum zostają porwane przez załogę Nowego Horyzontu. A może wcale nie porwane? Jego mieszkańcy twierdzą, że była to misja ratunkowa. Na światło dzienne wychodzą coraz to nowe fakty. Waverly, jako najstarsza z dziewcząt, próbuje racjonalnie ocenić sytuację. Pani Ryan niezaprzeczalnie szanuje swoich czytelników - przedstawia świat, który nie jest czarno-biały. Ludzie nie są jedynie dobrzy i źli i my mamy ten przywilej, że możemy sami oceniać ich zachowanie. Autora nie narzuca nam swojego zdania, pozwala decydować i myśleć samodzielnie. Czy w obliczu próby ocalenia ludzkiej rasy, margines moralny aż tak bardzo się przesuwa? Czy religia potrafi nadać sens życiu, czy powoduje jedynie chory kult? Na te pytania każdy czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.

Bohaterowie tej powieści są również wielowymiarowi. To wręcz zaskakujące, praktycznie w każdej książce znajdujemy postaci, które są wcieleniem dobra. Tutaj - zdecydowanie nie! Choć po niektórych naprawdę nie spodziewałabym się tak okropnych zachowań, całość oceniam na plus - w końcu element zaskoczenia to jeden z najważniejszych elementów dobrej opowieści! Jeśli szukacie lekkiego romansu z statkiem kosmicznym w tle - tutaj go nie znajdziecie. To surowa opowieść o wyniszczającej próbie posiadania władzy, religijnych kultach, wojnie i kłamstwach przeniesiona w kosmos. Powieść zdecydowanie pozytywnie zaskakuje!

Jeśli chodzi o wątek miłosny, to stwierdzam, że jest zdecydowanie nietuzinkowy. Waverly i Kieran są parą, która darzy się uczuciem, a jednocześnie spotyka się z aprobatą otoczenia. Nie jest to więc związek z przymusu, ani też potrzeby bunt. Jest w nim jednak coś wyjątkowego, szczególnie ze strony Waverly. To nie gorące uczucie, raczej naturalne i może pokierowane trochę bardziej rozumem niż sercem. Obie postaci są ciekawe, nie mieszą się w żadne schematy i chyba właśnie to powoduje, że całość staje się niesłychanie fascynująca.

Kiedy dziewczęta zostają porwane (uratowane?), śledzimy zarówno wydarzenia na jednym, jak i na drugim statku. Zdecydowanie bardziej zainteresowały mnie losy Waverly i jej przyjaciółek - wydarzenia na statku i tajemnice, które odkrywa nastolatka to najmocniejszy element powieści. Choć nietrudno domyślić się, w jakim celu bohaterki zostały porwane, nie spodziewałam się, że "problem zostanie rozwiązany" w tak okrutny sposób! Jeśli chodzi o zdarzenia na pokładzie Empireum, okazały się dużo mnie interesujące.

"Blask" okazał się być świetną powieścią - dużo dojrzalszą i bardziej mrożącą krew w żyłach niż się spodziewałam. Dla mnie to pozytywne zaskoczenie i z niecierpliwością oczekuję na "Iskrę". Jeśli lektura jeszcze przed Wam albo, tak jak ja, macie ją na półce zbyt długo, szczerze polecam jak najszybciej nadrobić zaległości!

Ocena: 9/10

Świat mieszkańców Empireum poznałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Jaguar - serdecznie dziękuję!

piątek, 26 lipca 2013

"W imię miłości" Katarzyna Michalak [przedpremierowo]

źródło
Tytuł: "W imię miłości"  
Autorka: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Literackie
Stron: 280
Premiera: 14.08.2013

"Od czasu Ani z Zielonego Wzgórza nie opowiedziano tak wzruszającej historii

 

Zaskakujące zwroty akcji,  tajemnice i skrywane emocje oraz skomplikowane relacje rodzinne, to w skrócie najnowsza książka Katarzyny Michalak!

Edward, właściciel pięknego starego domu na Jabłoniowym Wzgórzu, nie przeczuwa rewolucji, która nagle nastąpi w jego życiu. Rewolucja ma na imię Ania, ma dziesięć lat i właśnie straciła wszystko… Tajemnica z przeszłości zmusi mężczyznę do postawienia pytań o to, co naprawdę jest ważne, i czy w jego życiu jest miejsce na rodzinę.

Trzymająca w napięciu historia o poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi, potrzebie bycia kochanym, tęsknocie za prawdziwą rodziną i o tym, że cuda się zdarzają. Ogromna ilość wzruszeń gwarantowana!" www.wydawnictwoliterackie.pl


Pani Katarzyna Michalak to chyba jedna z najpopularniejszych polskich pisarek. Choć recenzje jej powieści pojawiły się na większości moich ulubionych blogów, do tej pory uparcie ignorowałam jej twórczość. Nawet namowy mojej mamy nic nie wskórały. Autorka kojarzyła mi się jedynie z lekkimi powieściami dla kobiet, po które sięgam bardzo, bardzo rzadko. Dopiero niedawno, moją uwagę przykuły zapowiedzi (i to nie jedna, a dwie). Jako, że wakacje to najlepszy czas na poszerzanie czytelniczych horyzontów postanowiłam sięgnąć po te książki, a jedną z nich było właśnie "W imię miłości" (ach, te porównanie do "Ani z Zielonego Wzgórza!). I wiecie co? Moje dziwne podejrzenia i stereotypy nie mogłyby się okazać mniej trafne!

Ania ma 10 lat i bardzo ciężką sytuację. Z powodu choroby ukochanej mamy, musi spędzić wakacje u dziadka Edwarda, którego kompletnie nie zna. Tak więc rezolutna dziewczynka zupełnie sama podróżuje pociągiem (z przesiadką!), aż dociera do domu na Jabłoniowym Wzgórzu. Choć "zupełnie sama" to może niezbyt trafne określenie, ponieważ tym samym pociągiem, w tym samych kierunku podróżuje tajemniczy Ned. Młody mężczyzna szybko zyskuje sympatię dziewczynki, czego nie można powiedzieć o zimnym Edwardzie. Szybko okazuje się jednak, że dziesięciolatka przeszła dużo więcej, niż chce przyznać, a i nowy mieszkaniec Jabłoniowego Wzgórza skrywa jakieś tajemnice...

"W imię miłości" to magiczna opowieść o dziecku, które widziało dużo więcej niż powinno. Historia jest niesamowicie wzruszająca. O dziwo (bo to naprawdę dość niezwykłe), opis wydawnictwa doskonale oddaje ducha tej historii. Owszem, jest kilka elementów przesłodzonych, przerysowanych, bądź przejaskrawionych, ale któż zwracałby uwagę na takie szczegóły mając przed sobą tak uroczą opowieść?

Najważniejsza jest tutaj jednak (zgodnie z tytułem) miłość. Miłość córki do matki i vice versa, ale także miłość, która przychodzi zbyt późno. Z buciorami (bucikami?) ładuje się w życie, pon postacią małej dziewczynki. Miłość, która oznacza poświęcenia, a jednak nie potrafi się poddać bez walki.

Najnowsza powieść Katarzyny Michalak porusza całe mnóstwo uniwersalnych, jednak bardzo ważnych wątków. Jednym z nich jest przebaczanie i odkupienie win. Niejeden z bohaterów ma na sumieniu kilka niechlubnych uczynków. Zostaje więc przed nami postawiony dylemat: czy wszystko można wybaczyć? Odwaga i siła małej dziewczynki poruszy nawet najtwardsze serca. I mam tu na myśli zarówno czytelników, jak i bohaterów powieści. Ania stopniowo topi lodowate serce Edwarda, bardzo szybko zyskuje również sympatię pozostałych mieszkańców Jabłoniowego Wzgórza, a nawet gości pensjonatu. I wiecie co? Wcale się nie dziwię, bo i mnie udało się jej złapać za serce. 

Lektura jest na tyle pasjonująca i wciągająca, że nie jestem w stanie powiedzieć na jego temat ani słowa - najzwyczajniej w świecie nie zwróciłam uwagi na coś tak przyziemnego jak język, mając przed sobą tak magiczną opowieść! Przy czytaniu powieści nie wzruszam się zbyt często, więc ostrzeżenia, aby przygotować sobie pudełko chusteczek potraktowałam z przymrużeniem oka, a jednak... Nie powiem, żebym zalewała się łzami, jednak chyba każdemu zakręci się choć jedna mała łezka podczas lektury.

Ocena: 9/10

Za możliwość poznania tej niesamowitej historii serdecznie dziękuję wydawnictwu:

środa, 24 lipca 2013

"Dziewczyny Atomowe" Denise Kiernan

źródło
Tytuł: Dziewczyny Atomowe
Autor: Denise Kiernan
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 421

"Poznajcie Celię, Toni, Jane, Kattie, Virginię i wiele innych pięknych, młodych kobiet. Przyjechały z odległych zakątków Ameryki do pracy w mieście, które nie istniało na mapach.
Nie wolno im było mówić o tym, co robią.
Rozpoczęły wyścig z czasem, aby uratować swój kraj.
Zmieniły losy wojny i świata. Na zawsze.
Czas, by wszyscy usłyszeli ich historię.

Non-fiction w najlepszym wydaniu – znakomicie opowiedziana, płynnie napisana historia o grupie kobiet, które wykonały ściśle tajne, niezwykle istotne zadanie podczas drugiej wojny światowej. Denise Kiernan odtwarza zapomniany rozdział amerykańskiej historii w dziele równie dopracowanym i wyjątkowym, co wciągający.
Karen Abbott, autorka Sin in the Second City" www.otwarte.eu/books/dziewczyny-atomowe/

Jesteście w stanie wyobrazić sobie podróż, o której nie wiecie nic? Nie znacie miejsca, do którego się wybieracie. Nie znacie osób, które z Wami podróżują. Nie wiecie, co będziecie robić, kiedy już tam dotrzecie. Właściwie wiecie jedynie, że czeka na Was (bliżej nieokreślona) praca. Nieprawdopodobne? Oczywiście, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, takiej podróży, ale czy w ogóle potrafimy zrozumieć, jak czuli się ludzie w czasie wojny?

Co sprawia, że młode kobiety decydują się na tak ryzykowną podróż? Otóż celem jest to, czego wszyscy pragną - mają przyczynić się do szybszego zakończenia wojny. Tak właśnie Celia, Toni, Jane, Kattie i Virginia trafiają do Oak Ridge. Rozpoczynają pracę, o której się nie rozmawia, nie zadaje pytań, a jednie czeka na efekty. Jakie one będą? Tytuł mówi chyba sam za siebie.

"Dziewczyny atomowe" to opowieść niezwykła. Przede wszystkim to non-fiction, które czyta się zupełnie jak fikcyjną opowieść. Jest ciekawa, w niczym nie przypomina historycznych podręczników, zawierających jedynie suche fakty. To historia konkretnych osób, które myślą samodzielnie, mają charakter i osobowość. Fakt, że bohaterkami są właśnie młode kobiety, nie jest tu bez znaczenia. Gdyby książka opowiadała o losach mężczyzn w średnim wieku, prawdopodobnie przeszłabym obok niej obojętnie, a tak dużo łatwiej jest mi się z nimi utożsamiać.

W powieści możemy znaleźć również nasze rodzime korzenie. Celia Szapka jest amerykanką polskiego pochodzenia. Z uwagi na braci walczących na froncie wojennym, Celia była przekonana o słuszności działań i, mimo sceptycznemu nastawieniu rodziców, wsiadła do pociągu jadącego w niewiadomym kierunku. 

Mimo przystępności, z jaką napisana została to powieść, nie możemy jednak zapominać o jednym - to nie opowieść wyssana z palca, a prawdziwa historia o II wojnie światowej. Zmusza do refleksji, a fakt, że zdajemy sobie sprawę, że nie jest to fikcja, mrozi krew w żyłach. "Nieznaną historię kobiet, które pomogły wygrać II wojnę światową" naprawdę warto poznać. Niech nie zmyli Was przystępny język i piękne wydanie - wojna to jednak zawsze wojna, a nie lekka opowiastka. Czytałam ją dość długo i tak właśnie polecam czytać - powoli. Tak, aby nie umknęły nam żadne fakty i żeby wszystko dokładnie poukładać sobie w głowie.

"Dziewczyny Atomowe" to dużo więcej niż historyczna opowieść. Myślę, że watro po nią sięgną, nawet, jeżeli II wojna światowa to nie do końca Wasza tematyka. Ostrzegam - powoduje kaca książkowego. Idę sięgnąć po jakiś romans...

Ocena: 8/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

poniedziałek, 22 lipca 2013

"Król Kruków" Maggie Stiefvater

źródło
Tytuł: Król Kruków
Autor: Maggie Stiefvater
Wydawnictwo: Uroboros (Grupa Wydawnicza Foksal)
Stron: 490 

"Pierwszy tom magicznej sagi.

Jedna dziewczyna i trzech chłopaków.

Blue pochodzi z rodziny wróżek, jest medium do kontaktów ze światem zmarłych. Gansey, Adam i Ronan, trzej przyjaciele w elitarnej szkoły dla chłopców, obsesyjnie poszukują tajemniczych linii mocy legendarnego Króla Kruków - Glendowera. Z ich powodu pozornie ciche i spokojne miasteczko staje się scenerią niezwykłych wydazeń.

Gdy razem z Blue trafią do magicznego lasu, gdzie czas płata figle, nic już nie będzie takie samo...

Przerażające tajemnice, mroczne rytuały, stare przepowiednie, wizje, duchy, ofiary, a to dopiero początek tej historii..." http://sklep.gwfoksal.pl/krol-krukow.html

Maggie Stiefvater, mimo młodego wieku, ma na koncie mnóstwo popularnych tytułów. W Polsce znana jest przede wszystkim z Trylogii "Wilki z Mercy Falls". Choć serię tę mam jeszcze przed sobą, pokochałam autorkę dzięki powieści "Wyścig Śmierci", która na stałe zapisała się w moim sercu, a z czasem mam niej coraz większy sentyment. "Król Kruków" przykuł moją uwagę jeszcze przed premierą - przypadkiem znalazłam go na goodreads i razem z Abigail uparcie trzymałyśmy kciuki, aby książka została wydana również w naszym kraju. Kiedy wreszcie ukazała się zapowiedź, wiedziałam jedno - "Król Kruków" to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera tego roku!

Wszystkie kobiety w rodzinie Blue to wróżki, oprócz... niej samej. Kiedy dziewczyna jest w pokoju, każde medium widzi wyraźniej, jednak sama nie potrafi nic zdziałać. Zdaniem matki i ciotek przyszłość nastolatki jest jasna - zabije miłość swojego życia. Dziewczyna postanowiła więc unikać wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Jednak los uparcie pacha ją w stronę chłopców z krukami, akurat kiedy słyszy drugą część przepowiedni: w tym roku się zakocha.

Chłopcy z krukami to uczniowie Aglionby, elitarnej szkoły dla młodych mężczyzn. Poznajemy Gansey'a , Adama, Ronana, a także Noah i Declana. Bardzo szybko możemy się jednak domyślić, że to ten pierwszy jest tutaj spoiwem i to właśnie on stworzył paczkę. Seria przypadkowych zdarzeń doprowadza do ich spotkania z Blue. Jednak, wbrew temu, czego się spodziewałam, autorka zaserwowała nam dużo bardziej skomplikowane relacje. Nie mam tu oczywistego romansu między bohaterami i nic nie jest banalne. Dzięki temu całość staje się nieprzewidywalna, a postacie żyją swoim życiem, zupełnie nie zwracając uwagi na przewidywania czytelnika.

W powieści występuje dość spora liczba bohaterów i to tych pierwszoplanowych, istotnych. Maggie Stiefvater poradziła sobie jednak znakomicie i nie sposób ich ze sobą pomylić. Każdy bohater ma własny, specyficzny charakter, każdy posiada własną historię, problemy i kieruje się innymi pobudkami, nawet jeśli cel mają ten sam - obudzić linie mocy. Trudno jest mi nawet wybrać swoją ulubioną postać, książka jest napisana w taki sposób, że nie przyszło mi do głowy kwestionowanie wyborów bohaterów. Traktowałam ich raczej jak prawdziwych ludzi. Jestem pełna podziwu, nie łatwo jest przecież stworzyć postacie tak rzeczywiste, jakby miały za chwilę stanąć obok mnie.

Nawet nie wiem kiedy pokochałam tę opowieść tak bardzo, że stała się jedną z moich ulubionych książek. Ma wszystko czego oczekuję od powieści. Jest tajemnica, której rozwikłanie trwa 500, a mimo to nie nudzi czytelnika. Jest oryginalność, bo przecież magicznych opowieści jest na rynku całe mnóstwo i choć wydaje się, że było już wszystko, autorce udało się wprowadzić powiew świeżości. Jest wątek miłosny, ale nie banalny i oczywisty, a przede wszystkim nie przyspieszony, jak to zazwyczaj bywa. Raczej zaskakujący, ciekawy i piękny. Jest jeszcze coś, przez co moja skromna osoba ma przeogromną słabość do tejże lektury - kruki. Do wszystkich opowieści, w których te ptaki odgrywają kluczową rolę nigdy nie trzeba mnie długo przekonywać (patrz: mój nick, czy choćby uwielbienie do Nevermore). Całości doprawił fragment uwielbianego przeze mnie "Kruka" Edgara Allana Poe, zamieszczony przed prologiem. Czy ta historia została napisana specjalnie dla mnie?! ;)

Język autorki urzekł mnie już w "Wyścigu Śmierci", a i tym razem nie jestem rozczarowana. Stiefvater pisze w specyficzny sposób i tak też prowadzi akcje. Wszystko dzieje się pozornie niespiesznie, fabuła rozwija stopniowo... a jednak. Warto czytać między wierszami i myśleć, tylko wtedy rozwinięcie akcji nie wbije nas w fotel. Na powieść warto spojrzeć z perspektywy czasu, ochłonąć. Ja, pisząc to po kilku dniach od skończenia lektury, wiem jedno: kocham "Króla Kruków"!

Cóż więcej mogę powiedzieć? To opowieść znakomita, zaskakująca i nietuzinkowa, którą gorąco polecam każdemu z Was. Nie widzę w niej nic, do czego mogłabym się przyczepić. Doszłam również do trzech, bardzo ważnych wniosków. Primo: "Drżenie" czeka na mojej półce już o wiele za długo. Secundo: Uroboros miał naprawdę mocne wejście (ciekawe, jak z pozostałymi pozycjami?). Tertio: kocham "Króla Kruków" (tak, tak, wiem, że to już pisałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć, w razie, gdyby ktoś nie zauważył).

Polecam!!!

Ocena: 10/10


Za możliwość poznania tej niesamowitej powieści serdecznie dziękuję:

sobota, 20 lipca 2013

"Smak nadziei" Sherryl Woods

źródło
Tytuł: Smak nadziei
Autorka: Sherryl Woods
Wydawnictwo: Mira
Stron: 364

"Poukładane życie Maddie rozpada się jak domek z kart, gdy mąż odchodzi do kochanki, która spodziewa się jego dziecka. Maddie musi znaleźć pracę, ale to niełatwe, skoro od zawsze zajmowała się wyłącznie domem. Dzieci próbują pomagać, jednak źle znoszą rozstanie rodziców.
Przyjaciółki proponują Maddie wspólny interes – otwarcie salonu spa dla kobiet. Liczą nie tyle na duży zysk, co na wyrwanie Maddie z marazmu. Chcą, by uwierzyła we własne siły. Przekonują ją też, by zaczęła się spotykać z Calem Maddoxem, który jest nią zainteresowany. 
Problemy z dziećmi, byłym mężem, nową pracą i nowym mężczyzną… tak dużo wyzwań dla kobiety, która nigdy nie była niezależna…" www.harlequin.pl

Maddie spotkała historia znana jak świat - mąż, lekarz, zostawił ją dla młodszej, pielęgniarki, którą w dodatku zatrudniła jego żona. Sytuacja jest banalna, nie umniejsza to jednak w żadnym stopniu bólu, z jakim kobieta musi sobie poradzić - w końcu człowiek, którego kochała całe życie odszedł do innych, zostawiając ją z trójką dzieci i brakiem perspektyw. Zanim jednak nasza bohaterka zdąży się na dobre załamać, z pomocą przychodzą jej przyjaciółki proponując wspólny biznes. Czy jednak, nawet wspólnymi siłami, uda im się rozkręcić interes? Czy salon SPA ma rację bytu w małej miejscowości?

Choć historia porzuconej kobiety może zdawać się banalna, Sherryl Woods zaserwowała nam coś ciekawszego. Sięgnęłam po "Smak nadziei" żeby się odstresować, przeczytać sympatyczny romans z happy-endem. Ot, w sam raz na wakacje, kiedy po prostu nie mam siły sięgać po lektury, w których krew leje się strumieniami. Gdyby miała określić tę książkę jednym słowem, powiedziałabym, że jest urocza. Ciepła główna bohaterka, sympatyczne (no, może nie zawsze) miasteczko i piękne uczucie, które rodzi się między bohaterami. Czego chcieć więcej od romansu?

Całość dopełnia trójka pociech głównej bohaterki. 16-letni Tyler, 14-letni Kyle i 6-letnia Katie, nie mogą pogodzić się z tym, że tata ich opuścił. Każde z nich próbuje poradzić sobie z sytuacją na własny, uzależniony przede wszystkim od wieku, sposób. I tak też dziewczynka strasznie tęskni za tatusiem i absolutnie nie może pogodzić się z faktem, że nie zje z nią kolacji. Z kolei chłopcy, a przede wszystkim Tyler, kierują się głównie gniewem. Matka nie ma więc innego wyjścia, jak tylko mówić o ojcu ciepłe słowa, nawet jeżeli ledwo przechodzą jej przez gardło. Relacje między Maddie a jej dziećmi okazały się bardzo ciekawe - kobieta zawsze próbowała powiedzieć coś właściwego, a ja momentami szczerze ją podziwiałam.

Sam wątek romantyczny jest oczywiście najważniejszy i do wokół niego toczy się cała akcja. Nie mam szczególnych zastrzeżeń do tego, w jaki sposób został poprowadzony. Polubiłam Maddie, polubiłam Cala, tak więc oczywistym jest, że polubiłam ich również jako parę. Warto również zwrócić uwagę na problemy z jakimi próbują uporać się bohaterowie i małomiasteczkowa mentalność, która prowadzi do absurdalnych wręcz sytuacji.

"Smak nadziei" wyróżnia jednak na tle innych romansów coś zupełnie innego. Sherryl Woods ma na koncie całe mnóstwo powieści, dzięki czemu język jest dużo lepszy niż zazwyczaj. Miałam okazję czytać ostatnio książkę o podobnej tematyce (również opowiadała o losach kobiety porzuconej przez niewiernego męża), jednak przy porównaniu ze "Smakiem nadziei" wypadła blado, głównie z uwagi właśnie na język, jakim posługują się autorki.

Myślę, że "Smak nadziei" przeznaczony jest dla kobiet, które szukają miłego sposobu na spędzenie wieczoru. I właśnie jako taka lektura sprawdza się znakomicie. Jeśli poszukujecie sympatycznego romansu, to właśnie znaleźliście coś dla siebie.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu:

środa, 17 lipca 2013

"Niewolnicy Snów" Dominika Budzińska

źródło
Tytuł: Niewolnicy Snów
Seria: Niewolnicy Snów, tom: I
Autor: Dominika Budzińska
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Stron: 322

„Niewolnicy Snów” Dominiki Budzińskiej to pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i zaskakujących zdarzeń historia młodej dziewczyny, którą zaczynają nawiedzać dziwne sny i mrożące krew w żyłach koszmary. Jej dotychczas poukładany świat burzą nagłe zmiany, a wokół zaczynają dziać się rzeczy, których nie potrafi wytłumaczyć i zrozumieć. Pomagają jej nowi przyjaciele, a wśród nich tajemnicza Sofie i Scott, któremu przychodzi odegrać szczególną rolę w życiu młodej bohaterki. Okazuje się, że głęboko skrywana rodzinna tajemnica musi wreszcie wyjść na jaw, a kolejne sny stają się istotnym tropem w mozolnym dążeniu do odkrycia prawdy." www.wfw.com.pl

"Niewolnicy snów"... Interesujący tytuł, prawda? Do tego świetna okładka, ciekawa kolorystyka. Opis średni, jednak mimo wszystko książka zdaje się być intrygująca. Sny, a właściwie mieszanie ich z rzeczywistością to motyw dość popularny (patrz: kultowe i uwielbiane przeze mnie "Nevermore"), jednak na tyle uniwersalny, że pozostawia autorom duże pole do popisu. Dlaczego więc "Niewolnicy Snów" nie stali się jeszcze hitem, a moje próby znalezienia jakiejkolwiek recenzji spełzły na niczym? Z przykrością stwierdzam, że przede wszystkim z uwagi na uprzedzenie do polskich autorów. Moi drodzy: czas pozbyć się stereotypów! Rodzimych powieści mamy całe mnóstwo, a ja wcale nie twierdzę, że wszystkie są świetne, jednak myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ja znalazłam i są to "Niewolnicy snów".

Akcja toczy się w Wielkiej Brytanii. Główna bohaterka, Martika, właśnie przeprowadziła się ze Szkocji na południe Anglii. Mimo wszystkich obaw, przeprowadzka okazuje się całkiem niezłą decyzją. Dziewczyna już pierwszego dnia przeżywa zauroczenie tajemniczym Scott - uczucie spada na nią jak grom z jasnego nieba. Do tego, poznaje całe mnóstwo sympatycznych nastolatków i bardzo szybko zawiera nowe przyjaźnie. W chwilach słabości może liczyć nie tylko na nich, lecz również na kochających rodziców - perfekcyjną w każdym calu Emily oraz wiecznie zapracowanego, jednak kochającego Adama.

Życie Martiki nie jest jednak tak perfekcyjne, jak mogłoby się wydawać. I tu właśnie zaczyna się najbardziej interesująca część - dziewczynę dręczą przerażające koszmary. Nie byle jakie, bo bardzo rzeczywiste. Z czasem przestaje odróżniać rzeczywistość od fikcji. Nastolatka wie, że musi rozwiązać zagadkę tajemniczych postaci, które pojawiają się w jej snach, inaczej nie zazna spokoju. Jakby tego było mało, jej ukochany zdaje się wiedzieć dużo więcej niż chce się przyznać. Całość dopełnia Sofie - dziewczyna o wyglądzie anioła i diabelskim talencie, której nikt nie jest w stanie rozgryźć.

Muszę przyznać, że "Niewolnicy snów" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli. Wątki snów (bo to jest tutaj najważniejsze), zostały doskonale poprowadzone. Wraz z główną bohaterką stopniowo dowiadujemy się prawdy i snujemy przypuszczenia. Dodatkowo tajemnica, którą poznaje to naprawdę coś mocnego, więc nie spotkałam się z rozczarowaniem kolejną ugrzecznioną wersją dla nastolatków. Powiedziałabym nawet, że zagadka jest rodem z iście dobrego kryminału. Nie wszystkie wątki zostały wyjaśnione, niektórych musimy się jedynie domyślać. Podejrzewam jednak, że był to zabieg celowy, dzięki czemu autorka zostawiła sobie otwartą furtkę do kolejnych tomów. Wszystko więc jeszcze przed nami - oby jak najszybciej.

Jeśli mam się do czegoś przyczepić, będzie to (standardowo) wątek miłosny. Jak to zwykle bywa, miłość spada na naszych bohaterów jak grom z jasnego nieba. Wystarczy jedno spotkanie i ... bum! Miłość aż po grób! Jedyne co usprawiedliwia tutaj naszą bohaterkę, to świadomość niedorzeczności całej sytuacji. Martika doskonale zdaje sobie sprawę, że podejrzanie szybko obdarzyła Scotta tak gorącym uczucie. Jest więc jeszcze nadzieja, że autorka jakoś sensownie nam to wytłumaczy. Mam szczerą nadzieję, że w kolejnych tomach dowiemy się, że było to coś więcej niż miłość od pierwszego wejrzenia. Nic już niestety nie można poradzić na to, że ich uczucie jest przesłodzone, przez co związek nastolatków staje się najsłabszym elementem powieści.

"Niewolnicy snów" to dobrze napisana powieść, nietrudno zauważyć, że język jest dostosowany do głównej grupy odbiorców - młodzieży. Czyta się szybko i przyjemnie, bez zbytniego wysiłku. Za najlepsze fragmenty uważam oczywiście sny Martitki. Mają w sobie coś mrocznego, wprowadzają niepokojącą atmosferę i muszę przyznać, że momentami (odrobinkę) się bałam. Nie mam również zastrzeżeń do bohaterów. Przede wszystkim na pochwalę zasługuje postać Sofie - najbardziej tajemniczej bohaterki opowieści. Do końca nie poznaliśmy w pełni jej historii, jednak mam nadzieję, że wątek ten zostanie kontynuowany, a sama historia okaże się co najmniej tak przerażająca, jak ta Martiki.

Debiutancka powieść Dominiki Budzińskiej to z całą pewnością książka, na którą warto zwrócić uwagę. Zgrabnie łączy ze sobą wątki paranormalne z rzeczywistymi - samotnością, rodzinnymi tajemnicami, niezrozumieniem, czy choćby ucieczką w świat używek. Warto zwrócić uwagę na tę pozycje, być może tak jak i mnie pozytywnie Was zaskoczy? Polecam!

Ocena: 7,5/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję portalowi A-G-W.info oraz Warszawskiej Firmie Wydawniczej!

poniedziałek, 15 lipca 2013

"Amore14" Federico Moccia

źródło
Tytuł: "Amore14"  
Autor:
Wydawnictwo: Muza SA
Stron: 480

"Carolina ma prawie czternaście lat. Jest wyjątkowa, jak wiele dziewczyn w jej wieku. To magiczny okres. Są przyjaciółki, z którymi dzieli się dni i sekrety. Są pierwsze pocałunki skradzione w cieniu klatki schodowej. Jest szkoła, są żarty pod adresem nauczycieli i przygotowania do egzaminów. Jest cudowna babcia i superbrat, który pomaga jej marzyć. A miłość? Czy ma oblicze spotkanego przypadkiem Massimiliana?

Amore 14 to podróż przez uczucia, entuzjazm, z jakim spotyka się pierwszą miłość, ból niespodziewanego rozczarowania, tego pierwszego, przyprawiającego o bezdech, to strata bliskiej osoby, to nagły miłosny gest, którego się nie spodziewałaś
." www.muza.com.pl

Federico Moccia to włoski autor, doskonale znany polskim czytelnikom z powieści takich jak "Trzy metry nad niebem",  "Tylko ciebie chcę" i "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie". Były mi one (szczególnie ta pierwsza) wielokrotnie polecane. Nigdy jakoś nie było okazji, aby po nie sięgnąć. "Amore14" została, dość niechlubnie, nazwana przez moją znajomą mniej ciekawą niż pozostałe. I wiecie co? Jeżeli pozostałe są jeszcze lepsze, to najwyższy czas się za nimi rozejrzeć, bo "Amore14" to świetna książka!

Carolina ma niespełna 14 lat, jednak gdyby nie było wyraźnie napisane nigdy bym się nie domyśliła. Dziewczyna jest jednocześnie narratorką powieści i cała powieść to jej opowieści o szkole, przyjaciółkach i chłopakach. Caro przyjaźni się z dwiema rówieśniczkami - piękną i bogatą Alis oraz wiecznie głodną Clod. Posiada również dwójkę rodzeństwa - brata, którego uwielbia oraz siostrę, której z kolei nie darzy zbytnią sympatią. 

"Amore14" nie jest typowym romansem dla nastolatek. Zamiast dwójki bohaterów, którzy przez całą książkę dążą do bycia razem, mamy Carolinę oraz... całe mnóstwo potencjalnych chłopaków. Jest to nieco przerażające - dziewczyna nie mam nawet 14 lat, a już po pierwszych 100 stronach powieści pojawia się jakichś 4 chłopców! Ciężko jest się domyślić, co tak naprawdę siedzi w głowie dziewczyny, nawet biorąc pod uwagę fakt, że to z jej perspektywy poznajemy historię. Byłam przekonana, że dziewczęta w tym wieku wstydzą się choćby porozmawiać z kolegami, jednak obawiam się, że wizja autora jest niestety dużo bliższa rzeczywistości niż moja...

Ciekawym elementem jest tutaj zdecydowanie sposób przedstawienia rodziny głównej bohaterki. To pięć zupełnie różnych osób, które mieszkają pod jednym dachem. Darzą się nawzajem bardzo silnymi uczuciami - albo ogromną sympatią, albo silną niechęcią. Mamy więc bardzo ciężko pracującą matkę, która zrobi wszystko dla swoich dzieci, ojca, który nie daje dojść pociechą do słowa, a także wyrozumiałego brata i wredną starszą siostrą. Warto na chwilę przystanąć podczas czytania i przeanalizować ich relacje, ponieważ osobiście uważam, że to jeden z mocniejszych aspektów tej historii.

Ciężko jest mi uwierzyć, że autor tej powieści ma 50 lat. Jak dorosły mężczyzna jest w stanie wcielić się w nastoletnią dziewczynę? Mało tego wydaje się on doskonale zaznajomiony z "problemami małolatów", takimi  jak choć brak środków na karcie w telefonie. Język powieści jest mocno stylizowany na język młodzieżowy,  przez co momentami wydawało mi się, że autentycznie słyszę żale 13-latki. Fabuła skonstruowana jest w w specyficzny sposób - przez większą część książki ciężko się domyślić, o czym właściwie jest. Przypomina bardziej pamiętnik niż powieść. Wątków pobocznych jest bowiem całe mnóstwo - zarówno tych zabawnych, jak i irytujących.

"Amore14" to sympatyczna i lekka młodzieżówka. Czyta się ją przyjemnie i szybko, choć jest naprawdę obszerna. Myślę, że to lektura idealna na wakacje, a moja przygoda z tym autorem dopiero się rozpoczęła.

Ocena: 6/10

Za przypomnienie, jak to jest mieć 14 lat serdecznie dziękuję wydawnictwu:

MUZA SA

sobota, 13 lipca 2013

"Co wylądowało w lesie Rendlesham?" Mateusz Kudrański

źródło
Tytuł: "Co wylądowało w lesie Rendlesham"  
Autor:
Wydawnictwo: MM Studio
Stron: 404

"Anglia rok 1981.
Dwie rywalizujące ze sobą grupy nastolatków. Czworo Anglików, para Amerykanów, dwóch braci pochodzenia polskiego. Co z takiej mieszanki może powstać?
Uwikłani w nieziemski ciąg wydarzeń, muszą połączyć swoje siły żeby przeżyć jeden bardzo intrygujący i tajemniczy dzień 11 lipca 1981 roku.
Co takiego przydarzyło się owego dnia na wschodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii?
Co takiego widzieli, że na zawsze zmieniło ich życie?
Kogo kocha Maggie?
Kim były istoty, które ich ścigały?
Co z tym wszystkim wspólnego miało wojsko USA?
Ile jedzenia może pomieścić brzuch Piguły?
Jeśli lubisz humor, przygodę, fantastykę oraz nietuzinkową historię miłosną zapraszam do lektury.
A dowiesz się, co wylądowało w lesie Rendlesham.
" www.wlesie.com

Poznajcie grupkę przyjaciół - dwójkę sympatycznych braci polskiego pochodzenia, Jerseya i Ice'a, zabawnego Boogie i piękną Maggie. Z drugiej strony anglików - przystojnego BB, wiecznie głodnego Pigułę, rudego Reda i Andy, dziewczynę o ciętym języku. Te dwie grupki nastolatków płoną do siebie żywą nienawiścią, którą podsyca niesmaczny numer, który miejscowi postanowili wyciąć amerykanom. Nie bez znaczenia jest również fakt, że jeszcze nie tak dawno łamaczka serc - Maggie była związana z łamaczem serc - BB, jednak związek ten burzliwie się zakończył. Zabawny zbieg okoliczności powoduje, że opie grupy spotkają się twarzą twarz w lesie, lecz kiedy są już o krok od pogruchotania sobie nawzajem kości, w lesie dzieję się coś niepokojącego...

W lesie dzieją się naprawdę dziwne rzeczy, a my wraz z bohaterami dowiadujemy się o nich stopniowo. Nastolatki zmuszone zostały do połączenia sił, niezależnie od tego jak dużą niechęcią darzą siebie. Właśnie owa niechęć to jeden z bardzo dużych atutów książki. Większość bohaterów odczuwa ją dość silnie, co możemy zauważyć nie tylko dzięki dialogom, lecz również opisom zachowania. Z drugiej strony jednak, żadnego z nich nie uważam za postać negatywną - w obliczu zagrożenia potrafili się zjednoczyć i z całą pewność nikt świadomie nie skrzywdziłby swojego kolegi, niezależnie z której grupy pochodził.

Przejdźmy jednak do tego, co właściwie wylądowało w lesie. No właśnie co? Tego oczywiście, moi drodzy czytelnicy, Wam nie zdradzę. Zapewne większość z Wam ma pewną wizję i teoretycznie jest ona słuszna. Dlaczego tylko teoretycznie? Bo sposób w jaki Mateusz Kudrański wykreował tajemniczych przybyszy nie ma nic wspólnego z tym co sobie wyobrażałam. Mało tego, jestem przekonana, że pomysł ten, jest na tyle oryginalny, że żadne w Was się nawet nie domyśla! Czy spodobała mi się ta wizja? Tego sama nie wiem, w dalszym ciągu jestem w szoku... Fabuła jest bardzo tajemnicza i napisanie tej recenzji, nie zdradzając Wam jednocześnie zbyt dużo jest dla mnie nie lada wyzwaniem.

Całość została bardzo zgrabnie wyważona i myślę, że to lektura, która w równym stopniu zadowoli zarówno przedstawicielki płci pięknej, jak i Panów. Wojsko, skomplikowane sprzęty, których nazw niestety nie zapamiętałam i sama walka to coś co zapewne zadowoli tych drugich. Dziewczęta (w tym ja również) będą z wypiekami na twarzy śledzić życie uczuciowe uroczej Maggie, która wprowadzi mnóstwo zamieszania, zanim wreszcie wybierze tego, kogo naprawdę kocha. I jeszcze jak wybierze! Maggie, jak mogłaś? Chłopak, którego wybrałaś zdecydowanie nie był moim faworytem! Ach, serce nie sługa...

Nie sposób nie wspomnieć, że książka jest bardzo dobrze wydana. Ciekawa okładka, do tego porządna, twarda. Do tego świetne nietuzinkowe ilustracje w środku (możecie je sobie pooglądać tutaj). Nie byłabym jednak sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła - zabrakło mi wyjustowania tekstu. Niby mała rzeczy, a jednak wydawcy przyzwyczaili nas, że tekst jednak zawsze wygląda w taki, a nie inny sposób. Wiem, że odrobinę się czepiam, tym bardziej, że książka jest naładowana dialogami.

"Co wylądowało w lesie Rendlesham?" oceniam jako bardzo dobry debiut i trzymam kciuki, aby książka została przez czytelników pozytywnie przyjęta. Sama chętnie przeczytałabym więcej książek autora. Kawał dobrej literatury!

Ocena: 8/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorowi!

Fanpage książki znajdziecie tutaj [klik].
Zapraszam również do odwiedzenia strony książki [klik]. Znajdziecie tam ilustracje oraz darmowy fragment powieści :)


czwartek, 11 lipca 2013

Stosik na lipiec (#12, 4/2013)

Już prawie połowa lipca, a ja ciągle odkładam post, w którym chwalę się nowymi nabytkami. Dzisiaj mój dzień nie zaczął się zbyt dobrze (o czym mogliście poczytać na facebooku), więc postanowiłam poprawić sobie humor i wreszcie dodać notkę ze stosikiem. Jestem, jak zawsze, zaskoczona ilością książek, która udało mi się zdobyć w minionym miesiącu. Co gorsza, złamałam jedną z narzuconych przez siebie samą zasad - stosik powinien być na tyle niski, żeby nie musiał się o nic podpierać. Mój musiałam dosunąć do szafki, aby się nie wywrócił, ale zwalę to na śliskie okładki :)


Od góry:
1. "Czarna Owca" Iwona Sobolewska - wygrana w konkursie Troy'a. Autorka mnie zainteresowała, pomimo młodego wieku ma na koncie sporo książek.
2. "Łańcuszek" Iwona Sobolewska - j.w.
3. "Złoty Most" Eva Voller - wygrana w konkursie na najlepszą recenzję "Odmieńca" (którą możecie przeczytać tutaj)
4. "Jak upolować faceta? Po pierwsze dla pieniędzy" Janet Evanovich - tak jak wszyscy, chyba nie muszę tłumaczyć? :D
5. "Gwiazd naszych wina" John Green - cudowny prezent na dzień dziecka <3
6. "Przędza" Gennifer Albin - z wymiany z Kofeinową (pozdrawiam!)
7. "Kim jesteś Sky" Joss Stirling - z biblioteki. Czyli: Oh, super, chcę to wypożyczę sobie, a potem oddam nieprzeczytaną, bo termin się skończy :P
8. "Piękne Istoty" ,
9. "Requiem" Lauren Olivier - j.w.
10. "Co wylądowało w lesie Rendlesham" Mateusz Kudrański - od autora (pozdrawiam!), już przeczytana, recenzja na dniach
11. "Smak nadziei" Sherryl Woods - od Miry, również przeczytana, recenzja wkrótce
12. "Amore14" Federico Moccia - od Muzy, również przeczytana, i również niedługo recenzja
13. "Ekstaza Gabriela" Sylvain Reynard - przeczytana, pokochana, RECENZJA
14. "Piąta Fala" (fragment) Rick Yancey - ciekawa forma promocji, w weekend pewnie zajrzę
15. "Dziewczyny Atomowe" Denise Kieran - od BookSenso, właśnie zaczynam
16. "Wbrew zasadom" Samantha Young - od G+J
17. "Zmiana planów" Fern Britton - od A-G-W, RECENZJA
18. "Niewolnicy snów" Dominika Budzińska - od A-G-W, przeczytana, okazała się zaskakująco dobra, recenzja wkrótce

Tak w skrócie wyglądają moje czytelnicze plany na lipiec. W dalszym ciągu ostrzę pazurki na "Króla Kruków" i "Szklany Tron", więc może się zdarzyć, że i te recenzję pojawią się w lipcu na blogu. Widzicie coś dla siebie w stosiku? A może, któreś z nich macie za sobą i polecacie/odradzacie? :)

Na koniec, podrzucam Wam zwiastun filmu, który miałam przyjemność obejrzeć we wtorek i całkowicie mnie zachwycił. Gorąco polecam!

środa, 10 lipca 2013

"Nowy Przywódca" Julianna Baggott

źródło
Tytuł: Nowy Przywódca
Autor: Julianna Baggott
Seria: Świat po wybuchu, tom: II
Wydawnictwo: Egmont
Stron: 560

"Świat po Wybuchu. Bezpieczni są tylko Czyści, żyjący spokojnie pod Kopułą. Na zewnątrz pozostali zmutowani. Partridge, syn Willuksa, dowódcy Czystych, ucieka spod kopuły, by na zewnątrz odnaleźć matkę. Dołącza do grupy Wyrzutków, na których czele stoi El Capitan. Żeby odzyskać syna, Willuks nie cofnie się przed niczym. Żeby ocalić pozostałych, Partridge będzie musiał wrócić pod Kopułę i zmierzyć się z najstraszniejszym wyzwaniem. Pressia zaś, uzbrojona tylko w tajemniczą skrzynkę ze wskazówkami, wyruszy w drogę tam, gdzie nie prowadzą żadne mapy. Jeśli tej dwójce się powiedzie – uratują świat, jeśli nie – ludzkość zapłaci przerażającą cenę…" www.egmont.pl

"Nowa Ziemia" to jedna z niewielu powieści, które spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem przez większość blogerów. Ja również pokochałam tę powieść i z niecierpliwością oczekiwałam na kolejny tom. Kiedy jednak "Nowy Przywódca" zawitał wreszcie na mojej półce podeszłam do niego dość sceptycznie. W końcu już nie raz nieudane kontynuacje popsuły moje pozytywne wrażenia odnośnie początkowych tomów. Kiepskie przeczucia zostały jedynie spotęgowane, kiedy okazało się, że książka jest dość pokaźne - prawie 600 stron lektury. Czy da się wycisnąć aż tyle z historii, którą poznałam? Na szczęście, okazało się, że wszystkie moje obawy były zupełnie niepotrzebne, bo powieść bardzo udana kontynuacja!

"Nowy przywódca" opowiada o dalszych losach bohaterów, których poznaliśmy w pierwszym tomie - Pressi, dziewczynie z głową lalki zamiast ręki, jej brata - Partridge'a, a także budzącego w mnie przerażenie El Capitana czy Bradwella, który z kolei jest chyba moim ulubionym bohaterem. Nie zabraknie tu również czarnego charakteru, które okazuje się jeszcze czarniejszy niż przypuszczałam. Elery Willoux zamierza za wszelką cenę doprowadzić do powrotu syna, nieważne za jaką cenę. Jako, że to człowiek nie posiadający żadnych skrupułów możecie się domyślić, że jest zdolny do wszystkiego...

I tom uznaję ze pewnego rodzaju wprowadzenia do przerażającej wizji świata po wybuchu, który powstał w umyśle autorki. Ta część skupia się bardziej na samej akcji - początki serii (nawet tych najlepszych), mają to do siebie, że zawsze są odrobinę przewidywalne. Natomiast jeśli chodzi o kontynuacje, autorzy maja dużo większe pole manewru. Nie zrozumcie mnie źle - świat, który widzimy w "Nowy Przywódcy" w dalszym ciągu mrozi krew w żyłach, może nawet bardziej niż w jego poprzedniczce. Tym razem byłam jednak przygotowana na to, że Julianna Baggott, nie "cacka się" z czytelnikiem - ta historia jest dokładnie taka jak się spodziewała - surowa i brutalna, a z drugiej strony zupełnie inna, bo za nic w świecie nie spodziewałam się, że losy bohaterów potoczą się właśnie w taki sposób. Autorce udało się zaskoczyć mnie fabułą, jednocześnie nie tracą tego, za co pokochałam "Nową Ziemię".

W dalszym ciągu zachwycam się bohaterami tej historii. Przerażające mutacje dają się we znaki. Historia przedstawia jest nam z punktu widzenia kilku postaci. Oczywiste jest, że dowiadujemy się o losach Pressi czy Partridge'a, ale również Lydy czy El Capitana, wydawać by się więc mogło, że każdy znajdzie coś dla siebie, w końcu zdania odnośnie ulubionych bohaterów tej serii są (jak zwykle) podzielone. Ja osobiście w dalszym ciągu nie mogę się przekonać do El Capitana, mam natomiast słabość do Bradwella.

"Igrzyska Śmierci" zapoczątkowały istną falę na powieść antyutopijne, dystopijne i wszystkie związane z ponurą wizją rzeczywistości. Wcale nie zamierzam narzekać, bo większość z tych, które przeczytała uważam za wartościowe. Nie sposób jednak nie zauważyć, że schematy zaczynają być powielane, a pomysły powoli się wyczerpują. Nawet jeżeli motyw kopuły, czy nawet wybuch jest Wam znany, uważam, że naprawdę warto sięgnąć po serię Julianny Baggott. Obok "Podzielonych" uważam ją z najlepszą z tego typu powieści na rynku!

Ocena: 9/10

Za możliwość poznania "Nowego Przywódcy" serdecznie dziękuję wydawnictwu:

Na serię "Świat po wybychu" składają się:
1. "Nowa Ziemia" RECENZJA
2. "Nowy Przywódca" <--
3. "Burn"

poniedziałek, 8 lipca 2013

"Ekstaza Gabriela" Sylvain Reynard

żródło
Tytuł: "Ekstaza Gabriela"  
Autorka:
Wydawnictwo: Muza SA
Stron: 464

"Po romantycznych wakacjach we Włoszech, podczas których profesor Emerson wprowadzał Julię w tajniki wyrafinowanych seksualnych rozkoszy, oboje wracają do monotonnego, akademickiego życia. Wkrótce jednak nad głowami wybitnego uczonego i jego młodej kochanki gromadzą się chmury. Profesor staje przed wyborem: walczyć o kobietę, dla której stał się kimś znacznie więcej niż tylko przewodnikiem po świecie zmysłowych doznań, czy podzielić los Dantego i zgodzić się na wygnanie?" www.muza.com.pl

Nie ocenia się książki po okładce - to wiemy wszyscy. Tak więc przy "Piekle Gabriela" powstrzymałam się od komentarza, tym bardziej z uwagi na fakt, że książka bardzo mi się podobała. Na okładce obu części znajduje się ten sam mężczyzna - to zapewne Gabriel. Co jednak z kobietami na dole. Przy I tomie podejrzewałam, że to Julia, ale kim u diabła jest ta blondynka z "Ekstazy"? Umieszczenie bliżej nieokreślonej postaci na okładce spowodowało u mnie obawy, że być może Julia poszła w już w zapomnienie, a Gabriel znalazł nową wybrankę serca! Jeśli kto jeszcze ma takie podejrzeni, to od razu mogę Was uspokoić - II tom to dalsze losy pary, którą poznaliśmy w Piekle

Gabriel i Julia spędzają romantyczne wakacje we Włoszech. Wszystko układa się doskonale, Julia nie jest już studentką Gabriela, rodziny zdają się akceptować ich związek, a sami zakochani dogadują się znakomicie. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, komu nie podoba się, że inni mają zbyt dużo szczęścia. I tak też, przy pomocy kilku osób (a głównie jednej, pewnie doskonale domyślacie się której), Julia zostaje poproszona o spotkanie z dziekanem, aby wytłumaczyć się z plotek odnośnie rzekomego romansu z własnym promotorem. Postępowanie przeciwko dziewczynie jest równoznaczne z opóźnieniem (bądź unieważnieniem) wydania dyplomu, co z kolei mogłoby definitywnie przekreślić jej szanse studiowania na Harvardzie. Czarne chmury zebrały się więc zarówno nad życiem uczuciowym, jak i zawodowym bohaterki...

"Ekstaza Gabriela" kontynuuje wątki z I tomu - demony przeszłości nie dają tak łatwo o sobie zapomnieć. Jednak nie jest to jedynie przeciąganie w nieskończoność fabuły, która właściwie nie ma już czytelnikowi nic do zaoferowania, wręcz przeciwnie. Sylvain Reynard udowadnia, że da się napisać dobrą kontynuację, jednocześnie nie zapominając, że bohaterowie mają już wyraźnie zarysowane charaktery, lecz również skupiając się na odrębnych niż poprzednio sytuacjach. Akcja dotyczy więc przede wszystkim zeznań zainteresowanych i światków odnośnie romansu, o jaki posądza się głównych bohaterów. Warto tutaj zwrócić uwagę na samą sprawę sądową, która okazała się bardzo dynamiczna i niesamowicie przypadła mi do gustu. Całość wypadła dość rzeczywiście - no bo właściwie gdyby ich romans nie wyszedł na jaw, to dopiero byłoby zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe...

W tym tomie romans naszych głównych bohaterów staje się dużo gorętszy, a tak właściwie dopiero tutaj ma racje bytu. O Dante słyszymy już coraz mniej, Gabriel przestaje się skupiać na rozmyślaniach i gdybaniu (jak to miało miejsce do tej pory), a zaczyna naprawdę adorować naszą bohaterkę. Mimo, że już na początku dowiadujemy się, że są oni parą, a do tego bardzo szczęśliwą, wcale nie znaczy to, że będziemy mieć do czynienia z nudną dla czytelnika, przesłodzoną sielanką. Sylvain Reynard zadbał, aby szczęście bohaterów nie trwało zbyt długo i zafundował nam całe mnóstwo zwrotów akcji.

Nie mam "Ekstazie Gabriela" praktycznie nic do zarzucenia. Autor (autorka?) jest konsekwentny - charaktery bohaterów, nie tylko tych głównych, a wszystkich, zostały ukształtowane już I części i nic się tutaj nie zmienia. Poznajemy kilka pobocznych historii mniej ważnych postaci, co jest miłym urozmaiceniem. Nie zmienił się również język, ale w tym przypadku to zaleta, bo jest on znakomity. Jedyne, czym "Ekstaza Gabriela" ustępuje "Piekłu Gabriela", to... liczba stron! Jak miło byłoby poczytać o ich losach jeszcze kolejne 200, skoro na III część przyjdzie mi jeszcze poczekać.

W dalszym ciągu uznaję serię o Gabrielu i Julii za znakomitą, II tom jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że miałam rację. Polecam Wam tę historię gorąco, a sama nie mogę doczekać się zakończenia trylogii. Jestem pewna, że autor nas jeszcze niejednokrotnie zaskoczy!

Ocena: 8,5/10

Za możliwość poznania dalszych losów Gabriela i Julii serdecznie dziękuję wydawnictwu:

Na serię "Piekło Gabriela" składają się:
1. "Piekło Gabriela" RECENZJA
2. "Ekstaza Gabriela" <--
3. "Gabriel's Redemption"

sobota, 6 lipca 2013

"Piekło Gabriela" Sylvain Reynard

źródło
Tytuł: Piekło Gabriela
Autor: Sylvain Reynard
Wydawnictwo: Muza SA
Stron: 640

"Fascynująca, wciągająca opowieść o próbie ucieczki przed demonami dręczącymi człowieka, który, folgując swoim żądzom i realizując wymyślne fantazje seksualne, jednocześnie w głębi duszy pragnie wybaczenia i prawdziwej miłości.

Profesor Gabriel Emerson, cieszący się sławą i poważaniem ekspert od twórczości Dantego, prowadzi podwójne życie: za dnia jest ustatkowanym, szacownym uczonym, zgłębiającym tajniki utworów włoskiego mistrza, nocami oddaje się wyuzdanym przyjemnościom, poszukując rozkoszy wszędzie, gdzie można ją znaleźć. Jednocześnie w jego duszy trwa zacięta walka między jasnymi i mrocznymi cechami jego charakteru; pamiętając o swojej niechlubnej przeszłości i zdając sobie sprawę z niemoralnego postępowania w teraźniejszości, profesor popada w coraz głębszą frustrację, lęka się bowiem, że szansa na zbawienie jego grzesznej duszy oddala się z każdym dniem.

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy w jego życiu pojawia się słodka i niewinna Julia Mitchell. Zafascynowana dystyngowanym profesorem studentka, uczęszcza pilnie na jego wykłady, ale los sprawia, że pewnego dnia ich wzajemne relacje przenoszą się na inny, znacznie bardziej intymny, poziom. Sytuację komplikuje fakt, że Julia i Gabriel zetknęli się już wcześniej, przed wielu laty; tamto spotkanie, pozornie nieistotne i mało znaczące, okazuje się punktem zwrotnym w życiu obojga. Teraz, kiedy ich drogi ponownie się przecięły, rozpoczyna się nierówna gra, w której dzika namiętność i mroczne pożądanie muszą się zmierzyć z dziewczęcą naiwnością i szczerą, choć starannie skrywaną, miłością."
www.muza.com.pl

Powieści "a la Grey" to już niemal, że odrębny gatunek. Obiło mi się nawet o uszy, że noszą dumną nazwę "Grey like". Wielu czytelników odrzuciło więc "Piekło Gabriela" przypinając mu właśnie taką łatkę. Czy słusznie? Absolutnie nie! Ta powieść to romans, mocno inspirowany historią Dantego i uwierzcie mi, ma dużo więcej do zaoferowania.

Julię poznajemy na wykładzie prowadzonym przez tytułowego Gabriela Emersona - profesora i specjalistę od Dantego. Dziewczyna czuje się upokorzona docinkami profesora. Wezwana do gabinetu, zamiast wejść do środka zostawia mu jedynie liścik. Seria niefortunnych wydarzeń powoduje, że na odwrocie kartki zapisane jest dość wymowne stwierdzenie - "Emerson to dupek". Nietrudno się więc domyślić, że nasza bohaterka znalazła się w niesamowitych tarapatach, tym bardziej, że profesor uchodzi za bardzo surowego. Jakby tego było mało, nie zdaje on sobie sprawy, że poznali się już wcześniej - Julia przyjaźniła się z siostrą Gabriela. Kiedy przyjaciółka przyjeżdża w odwiedziny do brata, nasi bohaterowie zmuszeni są spotykać się częściej niż by tego chcieli...

Cała fabuła inspirowana jest historią Dantego, a właściwie jego miłością do Beatrycze. Gabriel uparcie widzi siebie i Julię w ten sposób i na każdym kroku porównuje ich historie. Mało tego, w powieści spotykamy nawet Wergiliusza (w "Boskiej Komedii" oprowadzał on Dantego po piekle). Muszę przyznać, że dbałość autora o szczegóły wręcz powala na kolana - wszystko jest dokładnie przemyślane, to ciąg przyczynowo-skutkowych zależności. Uwielbiam inspiracje klasyką w literaturze (patrz: Nevermore) i oddawanie im hołdu we współczesnych powieściach, więc i tutaj ujął mnie ten zabieg. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że jest jeszcze jakaś siła na tym świecie, która byłaby w stanie nakłonić mnie do dobrowolnego przypomnienia sobie "Boskiej Komedii", ale tak właśnie się stało.

"Piekło Gabriela" jest piekłem nie bez powodu. Bohater jest bardzo mroczny, co jedynie pogarsza przekonanie, że jest pełen zła. Całą przeszłość traktuje jako barierę nie do przekroczenia, która już nigdy nie pozwoli mu cieszyć się życie. Z kolei Julia ukazana została (a raczej wygląda w jego oczach) jako wcielenie dobra i niewinności. Oboje jednak mają tajemnice, o których woleliby zapomnieć, jednak one na każdym kroku wypływają na powierzchnie. Nie sposób nie podziwiać uczucia, jakim darzą się tego postacie. To miłość może czasem zaborcza, czasem zachłanna, ale mimo wszystko piękna. Autor doskonale wykreował wątek miłosny, jest on przede wszystkim autentyczny, a to rzadko się zdarza.

Nie bez znaczenia są również przeszkody, którym muszą sprostać nasi bohaterowie. Bo nawet jeśli wewnętrzne demony zostaną pokonane, ponieważ razem są silniejsi, nie możemy zapominać o najważniejszym. Julia jest studentką, a Gabriel jej promotorem, więc chyba każdy zdaje sobie sprawę, że związki takie są niedopuszczalne. Do tego nasz profesor jest przystojny i bogaty, więc z całą pewnością znajdzie się ktoś, kto będzie chciał przerwać im tę sielankę.

Czy "Piekło Gabriela" wyróżnia się na tle innych romansów czymś jeszcze, oprócz odwołań do klasyki? Znakomitym, pięknym i niemalże poetyckim językiem. Wszystkie szczegóły, postaci i miejsca zostały szczegółowo opisane, co w połączeniu z bogatymi słownictwem sprawia, że powieść czyta się dość powoli. Nie nazwałabym jej również miłą, lekką i przyjemną, a raczej dobrą i wymagającą skupienia. Historia zawiera również całe mnóstwo cytatów, przy których polecam zatrzymać się na chwilę i dokładniej je przeanalizować.

Podsumowując - to niesamowicie napisany romans wzorowany na klasykach literatury i naprawdę nie warto go porównywać do innych powieści. Jest oryginalny i zarzekam się, że z całą pewnością nie jest to kolejny Grey ;)

Ocena: 8,5/10

piątek, 5 lipca 2013

Czy jesteście gotowi na "Dziewczyny Atomowe"?



Matki chrzestne bomby atomowej
3 lipca nakładem Wydawnictwa Otwartego ukażą się Dziewczyny Atomowe amerykańskiej dziennikarki Denise Kiernan. Pasjonująca opowieść o zwykłych kobietach, którym przyszło dokonać niezwykłych rzeczy w równie niezwykłym czasie
Południowe Appalachy przez długi czas strzegły swoich tajemnic, ukrytych głęboko pod warstwami skał łupkowych i węgla, schowanych pod pradawnymi wzgórzami Cumberland, przyczajonych w cieniu najdalej na południe wysuniętych zboczy gór Great Smoky. Od 1942 roku stały się strażnikiem nowej tajemnicy. Tutejsza ziemia zadrżała i zatrzęsła się przed bezprecedensowym sojuszem wojska, przemysłu i nauki, który doprowadził do stworzenia najpotężniejszej i najbardziej kontrowersyjnej broni spośród wszystkich znanych dotąd ludzkości. Broni dysponującej ogromną, niespotykaną w historii mocą, która uwalniała energię podstawowego składnika materii, czyli atomu.
Projekt nadzorował generał, a zespół najwybitniejszych światowych naukowców miał za cel go zrealizować. To jednak dzięki wielu wspaniałym i często nieznanym ludziom wizje, plany i teorie mogły stać się rzeczywistością. Dziesiątki tysięcy pracowały bez ustanku przy projekcie, którego szczegółów nigdy im nie wyjaśniono. Tym młodym i odważnym ludziom, którzy podczas drugiej wojny światowej przyjechali do Oak Ridge w stanie Tennessee, przyszło żyć i pracować w mieście zbudowanym od zera dla jednego jedynego celu: wzbogacenia uranu potrzebnego do budowy pierwszej bomby atomowej mającej być użytą w walce.
Projekt Manhattan wymagał poświęcenia, a nawet ofiar, nie tylko od pracujących przy nim ludzi. Stworzenie infrastruktury zajmującej powierzchnię czterokrotnie większą niż Manhattan wiązało się z wysiedleniem tysięcy rodzin, z których część musiała porzucić dobytki godząc się na liche rekompensaty finansowe. Byli jednak i tacy, którzy porzucać nie musieli nic, bo i nic nie posiadali. Wyburzono budynki na blisko 800 działkach pozostawiając jedynie 180 nieruchomości, służących później celom mieszkalnym i magazynowym projektu.

Polski ślad
Jedną z bohaterek Dziewczyn Atomowych jest Celia Szapka, Amerykanka polskiego pochodzenia, sekretarka przeniesiona z biura projektu w Nowym Jorku. Jak inne głęboko wierząca w sens swej pracy na drodze do rychłego i zwycięskiego zakończenia najbardziej wyniszczającej z wojen. Podobnie jak innym kobietom jadącym pociągiem do Oak Ridge, powiedziano jej, że praca ta będzie służyć wyłącznie temu celowi. Celia szybko przyzwyczaiła się do aury tajemniczości. Podpisała mnóstwo dokumentów, bez słowa protestu zgodziła się na pobranie odcisków palców i z cierpliwością wysłuchała kilku pogadanek o tym, że nigdy nie powinna rozmawiać o tym, czym się zajmuje.
Znaczenie kobiet dla przemysłu i gospodarki podczas wojny rosło w postępie geometrycznym. Ponieważ dwóch jej braci walczyło na froncie, Celia miała mocne poczucie obowiązku, które rozwiewało wszelkie wątpliwości. Jeśli jej wkład w tę wojnę wymagał wyjazdu do jakiegoś dalekiego, obcego i zapomnianego przez Boga miejsca, to niech tak będzie.

Prawdziwa kakofonia dźwięków
Wśród pracowników zaangażowanych w Project Manhattan było wiele młodych kobiet, które opuściły rodzinne domy, by na własny sposób wziąć udział w tej wojnie. Dobrowolnie zamieniły farmy oraz spokojne urzędnicze posady na fabryki, pisały do bliskich pełne nadziei listy, pracowały niezmordowanie i cierpliwie czekały, co z tej pracy wyniknie…
W każdym zakątku, od działu kadr po laboratoria chemiczne, roiło się od kobiet. Pracowały jako sprzątaczki, sprzedawczynie, chemiczki, telefonistki, a czarnoskóre – nawet jako robotnice kolejowe. Do wielu z nich Denise Kiernan udało się dotrzeć, by wysłuchać ich wyjątkowych opowieści. Dziewczyny Atomowe są ich zapisem.
Kobiety pracujące jako operatorki kalutronów, urządzeń służących do wzbogacania potrzebnego do budowy broni jądrowej uranu, przyjeżdżały do pracy autobusem (dojeżdżający z dalszych zakątków, aby zdążyć na ranną zmianę zaczynającą się o siódmej, musiały wsiąść do autobusu już o czwartej rano). Sterownie kalutronów były olbrzymie. Długie, wysokie, z nieprzyjemnym ostrym światłem, a na dodatek panował w nich potworny hałas. W tej przytłaczającej, pełnej betonu i metalu przestrzeni, rozlegała się prawdziwa kakofonia dźwięków – odgłosy ciężkich kroków na cementowej podłodze mieszały się z wołaniami ludzi, przerywanymi od czasu do czasu przez trzaski zwarć elektrycznych i zgrzyty haków uziemiających.

Szczególny eksperyment socjologiczny
Jednym z największych problemów psychicznych mieszkańców Oak Ridge  – obok poczucia przygnębienia i niskiego morale – była jednak tęsknota za domem, szczególnie wśród młodych kobiet. Z tego względu życie rozrywkowe z czasem wzbogaciło się o pijalnie piwa, kino samochodowe, pole do mini golfa, tor do jazdy na wrotkach czy trampolinę gimnastyczną.
Średnia wieku mieszkańców Oak Ridge wynosiła 27 lat. Społeczność miasta stanowiła ekscytująca mieszanka: byli żołnierze i naukowcy, robotnicy budowlani i kierowcy ciężarówek, kobiety po studiach, które przyjechały z wielkich miast, oraz dziewczyny, które skończyły tylko szkołę średnią i wychowywały się na pobliskich farmach. Dzięki temu zawieranie znajomości wydawało się wyjątkowo łatwe. Ograniczeniem była jedynie panująca wokół atmosfera podejrzliwości. Trudno było bowiem o pewność, czy zapoznana właśnie osoba nie jest donosicielem. A mówienie o pracy było surowo zakazane.

POLKA, KTÓRA POMOGŁA WYGRAĆ WOJNĘ
Lektura Dziewczyn Atomowych Denise Kiernan odkrywa kolejną nieznaną szerzej historię z czasów II wojny światowej. To historia pisana przez kobiety pracujące przy trzymanym w największej tajemnicy naukowym projekcie rządu USA...
Rok 1943, Oak Ridge. Tysiące młodych ludzi przyjeżdża z najodleglejszych zakątków Stanów Zjednoczonych do pracy. Wiedzą, że ich praca będzie służyła tylko jednemu celowi: szybkiemu oraz zwycięskiemu zakończeniu wojny. Nie znają jednak konkretnego celu swojej podróży, rodzaju wykonywanej pracy, ani miejsca, do którego mają się udać. Nie wiedzą także, jak długo będą musieli tam pozostać.
Przyjmowano wszystkich ochotników, bez względu na podziały rasowe, wyznaniowe czy narodowościowe. W związku z tym społeczność miasta stanowiła ekscytująca mieszanka: byli żołnierze i naukowcy, robotnicy budowlani i kierowcy ciężarówek, kobiety po studiach, które przyjechały z wielkich miast, oraz dziewczyny mające za sobą jedynie szkołę średnią, wychowane na pobliskich farmach… Płeć nie grała tu roli, dlatego tak wiele młodych kobiet zachęconych dobrymi zarobkami postanowiło wyjechać z rodzinnych domów w nieznane.
 POLSKI ŚLAD
Dziewczyny Atomowe to nieopowiedziana dotąd historia kobiet, bez których wygrana wojny nie byłaby tak oczywista. Jedną z nich była dwudziestoczteroletnia wówczas Celia Szapka. Amerykanka polskiego pochodzenia, sekretarka „przeniesiona” z biura projektu w Nowym Jorku. Szybko przyzwyczaiła się do aury tajemniczości. Podpisała mnóstwo dokumentów, bez słowa protestu zgodziła się na pobranie odcisków palców i z cierpliwością wysłuchała kilku pogadanek o tym, że nigdy nie powinna rozmawiać o tym, czym się zajmuje.
Ani Celia, ani żadna z pozostałych dziewczyn w pociągu, nie skarżyła się z powodu tajemniczości całego przedsięwzięcia. W 1943 roku narzekanie nie było w modzie, zwłaszcza kiedy tysiące kilometrów dalej tylu ludzi ryzykowało i poświęcało życie. Jak tu więc narzekać, kiedy dostało się propozycję dobrej i bezpiecznej pracy?
Znaczenie kobiet dla przemysłu i gospodarki podczas wojny rosło w postępie geometrycznym. Ponieważ dwóch jej braci walczyło na froncie, Celia miała mocne poczucie obowiązku, które rozwiewało wszelkie wątpliwości. Dlatego postanowiła zrobić coś użytecznego.  Jeśli jej wkład w tę wojnę wymagał wyjazdu do jakiegoś dalekiego, obcego i zapomnianego przez Boga miejsca, to niech tak będzie.
Poza tym Celia zawsze lubiła nowe wyzwania i nie była to jej pierwsza daleka podróż. Dorastała w górniczym miasteczku Shenandoah w stanie Pensylwania, z którego jak najszybciej chciała się wyrwać. Gdy tylko nadarzyła się okazja wbrew matce wyjechała do pracy w Nowym Jorku. Tam, po kilku miesiącach, otrzymała propozycję wyjazdu w nieznane i nie zastanawiała się długo, nim ją przyjęła.
Już w Oak Ridge Celia pracowała niezmordowanie i cierpliwie czekała, co z tej pracy wyniknie. W każdym zakątku tego zatopionego w błocie, sztucznie stworzonego miasteczka, od działu kadr po laboratoria chemiczne, roiło się od kobiet. Pracowały jako sprzątaczki, sprzedawczynie, chemiczki, telefonistki, a czarnoskóre – nawet jako robotnice kolejowe.
Kobiety pracujące jako operatorki kalutronów, urządzeń służących do wzbogacania potrzebnego do budowy broni jądrowej uranu, przyjeżdżały do pracy autobusem (dojeżdżający z dalszych zakątków, aby zdążyć na ranną zmianę zaczynającą się o siódmej, musiały wsiąść do autobusu już o czwartej rano). Sterownie kalutronów były olbrzymie. Długie, wysokie, z nieprzyjemnym ostrym światłem, a na dodatek panował w nich potworny hałas. W tej przytłaczającej, pełnej betonu i metalu przestrzeni, rozlegała się prawdziwa kakofonia dźwięków – odgłosy ciężkich kroków na cementowej podłodze mieszały się z wołaniami ludzi, przerywanymi od czasu do czasu przez trzaski zwarć elektrycznych i zgrzyty haków uziemiających.
Celia nigdy nie podejrzewała, że wyjeżdżając do pracy, wróci z… mężem. To właśnie w Oak Ridge poznała Henry’ego Klemskiego, przystojnego Polaka, który od początku wpadł jej w oko. Pobrali się 27 stycznia 1945 roku i od początku wiedzieli, że chcą pozostać w miasteczku na stałe.
Celia Klemski ma dziś dziewięćdziesiąt lat i wciąż mieszka w Oak Ridge. Jest w świetnej formie, zdrowa i pełna energii - tak samo jak wtedy, gdy jako młoda kobieta wsiadła do pociągu, o którym wiedziała jedynie, że zmierza gdzieś na południe.
O autorce:
Denise Kiernan – pisarka i dziennikarka. Publikowała w „The New York Times”, „The Wall Street Journal”, „The Village Voice”, „Ms. Magazine”, „Discover” i wielu innych. Jest autorką książek historycznych. Mieszka w Karolinie Północnej.
[fot. ©TREADSHOTS.COM]

Kiernan w perfekcyjny sposób wplata szczegóły naukowych badań w opowieść o powstawaniu Oak Ridge. To książka idealna zarówno dla zainteresowanych losami kobiet, jak i powstawaniem bomby atomowej
„Booklist”



Dane wydawnicze:
Denise Kiernan
Dziewczyny Atomowe. Nieznana historia kobiet, które pomogły wygrać II wojnę światową
Wydawnictwo Otwarte
Kraków, 2013
s. 422, ISBN 978-83-7515-158-9

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...