poniedziałek, 25 lutego 2013

Recenzja: "Boski Tarot - Książka + Karty" Ciro Marchetti

źródło
"Ciro Marchetti to brytyjski artysta, absolwent ekskluzywnej Croydon College of Art oraz prezes Graform International. Prowadzi warsztaty i wykłady na Wydziale Ilustracji i Animacji Cyfrowej w Instytucie Sztuki Fort Lauderdale, gdzie kontynuuje doskonalenie swojego wizjonerskiego stylu artystycznego. Laureat m. in. Digital Canvas Awards, Macworld expo digital art competition oraz Four Photoshop Guru Awards. Oto stworzona przez niego talia Tarota, która zelektryzowała nie tylko świat tarocistów, ale także środowiska związane z kulturą i sztuką.

Powstała ona podczas ponad trzech tysięcy godzin pracy i wyróżnia się spośród innych talii dostępnych na rynku, kunsztem wykonania i stopniem zaangażowania artysty w proces powstawania poszczególnych kart. Bogactwo kolorów, dopracowanie detali i opieranie się na wskazówkach międzynarodowych autorytetów z dziedziny Tarota gwarantują powstanie jednej z najlepszych talii w historii. Dołączona do nich książka poza szczegółowymi opisami znaczenia kart zawiera także powieść, dzięki której czytelnik z łatwością przeniesie się w świat tych niezwykłych kart.


Poznaj już dziś talię inną niż wszystkie i napawaj się jej boskością.


Komplet zawieraz 78 kart, woreczek na karty oraz podręcznik 320 stron formatu A5, wymiary kart 70 x 115 mm"

źródło
Tarot to talia kart, używana najczęściej do wróżenia. Współczesne talie liczą 78 kart, z czego 22 to Arkana Wielkie, a 56 - Arkana Małe. Upodobałam sobie wszelkiego rodzaju karty wróżebne i tylko kwestią czasu było, kiedy wreszcie zdecyduję się sięgnąć po Tarota. Nigdy nie byłam do tej talii przekonana (choć posiadam już jedną talię), jednak karty Ciro Marchetti tak bardzo przypadły mi do gustu, że nie byłam w stanie sobie odmówić.

Zacznijmy od tego, że całość zamknięta jest w całkiem sporym pudełeczku. Po otwarciu ukazuje nam się podręcznik (dość dużego formatu - A5, co odróżnia te karty od innych), a pod nim talia kart w futerale wykonanym z czarnego materiału. Po raz kolejny jestem zachwycona wykonaniem!

źródło
Podręcznik "Boski Tarot. Dziedzictwo Zaginionej Cywilizacji" składa się z 3 zasadniczych części. Pierwszą z nich jest "Opowieść", czyli 12 rozdziałów, które mają pomóc nam zrozumieć tarota i wczuć się z jego klimat. To bardzo ciekawa historia, choć na początku wydawało mi się, że jest napisana dość trudnym językiem, to momentalnie ją wręcz "pochłonęłam". Kolejna część poświęcona została wytłumaczeniu znaczenia poszczególnych kart. Na pierwszy ogień poszły Arkana Wielkie, czyli karty bez koloru. Symbolizują one 22 sytuacji w życiu ludzkim, dlatego też pierwszą kartą jest "Głupiec", a ostatnią "Świat". Kolejne strony opisują Arkana Małe. W Tarocie mamy 4 kolory - Buławy, Kielichy, Miecze, Denary, a w każdym z kolorów występują karty od Asa do Dziesiątki. Ostatnia część rozdziału została przeznaczona na opis Kart Dworskich, czyli Pazia, Rycerza, Królowej i Króla dla każdego z wymienionych wyżej kolorów. Ostatnia część podręcznika skupia się na czytaniu kart. Poznajemy tam sześć podstawowych układów z przystępnym wytłumaczeniem kiedy i w jaki sposób powinniśmy je stosować. Mnie i moim koleżankom zdecydowanie najbardziej przypadł do gustu Układ Królowych, w którym skupiamy się na konkretnym problemie lub sytuacji, interpretujemy jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a wszystko to z perspektywy wylosowanej wcześniej Królowej.

źródło
Same karty to małe dzieła sztuki. Ilustracje są przepiękne, pokusiłabym się tutaj o stwierdzenie, że jest to najpiękniejszy Tarot, jaki dane mi było kiedykolwiek zobaczyć. Całość utrzymana jest w ciemnej tonacji z lśniąco złotymi brzegami. Rysunki są adekwatne do poszczególnych kart i ich znaczeń, a jednocześnie nieprymitywne. Obok tekstu możecie z bliska przyjrzeć się kilku wybranym kartom. Nieco więcej z nich możecie zobaczyć tutaj. Standardowo, karty mają wymiary 70 x 115 mm i wykonane zostały z dość twardych kartoników. Tasowanie ich jest sporym wyzwaniem, jednak nie ze względu na grubość, a na ilość.

"Boski Tarot" w pełni spełnia moje wymagania. Poprzednia talia kart, których używałam na dobre poszła w odstawę. Jeśli będziecie się rozglądać za Tarotem, to z pełną świadomością polecam Wam wybór tych właśnie kart.

Ocena: 10/10

Za karty wraz z podręcznikiem, serdecznie dziękuję wydawnictwu:



piątek, 22 lutego 2013

Recenzja: "Olśnienie" Aimee Agresti

źródło
Tytuł: Olśnienie
Autorka: Aimee Agresti
Wydawnictwo: Remi
Stron: 496

"Czułam na sobie jego wzrok, ciężki i roztargniony. Zbliżył się do mnie i poczułam przyjemny aromat cedru. Jego głos brzmiał łagodnie.
- Pomyśl, Haven, możesz dokonać wielkich rzeczy.
- Chyba nie do końca rozumiem, czego ode mnie chcesz.
Pochylił się, a jego oddech sprawił, że po skórze przebiegł mi dreszcz, a blizny obudziły się z uśpienia i zaczęły piec.
- Chcę twojej duszy – wyszeptał. – Proszę, oddaj mi swoją duszę.
Grzeczna licealistka Haven odbywa staż w ekskluzywnym hotelu w Chicago. Poznaje tam Luciana mężczyznę ze snów, i zakochuje się nim. Dostrzega jednak, ze piękni ludzie z hotelu, nie są tacy, jakimi chcieliby się wydawać. Co więcej, mają straszliwy plan i trudnią się kupowaniem dusz. Kto wygra w walce o duszę Haven? Trochę Portret Doriana Gray’a, trochę Diabeł ubiera się u Prady."  http://www.wydawnictworemi.pl

Oszalałam na punkcie "Olśnienia" zanim jeszcze miało premierę. To fakt i nie ma co się tego wypierać. Zaznaczyłam sobie nawet datę premiery w kalendarzu i cierpliwego czekałam. Czy po premierze przestałam wariować? Nic bardziej mylnego! Kiedy tylko zobaczyłam ją na półce w księgarni wiedziałam, że musi być moja. Zdjęcie okładki nie oddaje w pełni jej uroku - to twarda oprawa, a tło nie jest szare, a raczej srebrzyste. Na początku nie zauważyłam również skrzydeł dziewczyny, których na żywo nie da się przeoczyć. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakakolwiek książka tak bardzo urzekła mnie swoim wydaniem. Kiedy wreszcie weszłam w posiadanie swojej wymarzonej lektury, odprawiłam cały rytuał: podpatrzyłam z bliska, z daleka, pogłaskałam, powąchałam (wielokrotnie) i wreszcie... zaczęłam czytać.

źródło
Nastoletnia Haven nie miała łatwego życia - już jako mała dziewczynka została porzucona. Przekonana, że tylko ciężką pracą osiąga się sukces, spędza czas na nauce, a nie spotkaniach towarzyskich, jak reszta jej rówieśników. Wszystko wskazuje na to, że starania te się opłaciły - Haven wraz z dwoma chłopcami z jej szkoły zostaje wybrana do wyjątkowego programu dla najlepszych uczniów, polegającego na odbyciu płatnego stażu. W ten właśnie sposób, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem - Dante i kolegą ze szkoły - Lancem, Haven ląduje w wyjątkowo luksusowym hotelu Lexington, w którym nie tylko wnętrze, lecz również wszyscy pracownicy są idealnie piękni.

Praktycznie cała akcja powieści rozgrywa się wewnątrz hotelu Lexington. Wbrew pozorom, nie jest to jednak wada, a zaleta - miejsce to zostało przedstawione w niesamowity sposób. Z biegiem stron poznajemy w nim coraz to nowe pomieszczenia, zaułki i tajemnicze przejścia. Całość przedstawiona została jako idealna kopia miejsca, w którym mieszkał kiedyś Al Capone, można więc znaleźć całe mnóstwo odwołań do jego legendy. Pomysł ten uważam za niesamowicie udany, uwielbiam takie odwołania w literaturze, a w tym przypadku nadało powieści specyficzny klimat.

Akcja "Olśnienia" rozgrywa się stopniowo. Powoli razem z Haven odkrywamy kolejne tajemnice, domyślamy się rozwiązań. Przez praktycznie całą powieść (nie licząc oczywiście zakończenia) akcja toczy się z tym samym, wolnym tempem. Nie wprowadza to jednak nużącego klimatu, raczej dodaje powieści realizmu.

Bardzo polubiłam główną bohaterkę. Haven, w przeciwieństwie do większości bohaterek powieści dla młodzieży, nie jest "głupią gąską", która tylko czeka na mrocznego przystojniaka, który momentalnie odbierze jej zdolność racjonalnej oceny sytuacji. Bohaterka twardo stąpa po ziemi, wyczuwa zagrożenie i, co najważniejsze, nie daje sobą manipulować. Polubiłam również dwóch przyjaciół dziewczyny - Lance i Dante to uroczy młodzieńcy i, przede wszystkim, zupełnie od siebie inni. "Zły Chłopak" również pojawił się w powieści, a jego celem było uwiedzenie bohaterki. No, ale cóż by to była za powieść bez "Złego Chłopca"? :)

Powieści nie zaszufladkowałabym jako paranormal romance. Wątki miłosne, owszem występują, jednak nie dominują powieści i to wcale nie wokół nich kręci się akcja. Tutaj centrum wydarzeń stanowi Haven, to na niej skupia się cała fabuła. Jednak, mimo drugoplanowej roli, romanse występujące w powieści całkiem przypadły mi do gustu i są jednym z powodów, przez które nie mogę doczekać się kontynuacji.

Okazało się, że "Olśnienie" urzekło mnie nie tylko piękną okładką, lecz również cudowną zawartością. To urocza opowieść, pełna magii i tajemnic. Jestem pewna, że będę do niej wracać, a jednocześnie odliczać czas do kolejnego tomu.

Ocena: 9/10

Za książkę dziękuję wydawnictwu:

P.S. Zainspirowana Haven, która fotografuje, po skończeniu lektury biegałam po domu z aparatem. Dzięki temu możecie zobaczyć okładkę z bliska (zdjęcie powyżej). Jak myślicie, oddaje jej duszę? :)

środa, 20 lutego 2013

Recenzja: "Dotyk Julii" Tahereh Mafi

źródło
Tytuł: Dotyk Julii
Autorka: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 336

„Nie możesz mnie dotknąć – szepczę.
Kłamię – oto, czego mu nie mówię.
Możesz mnie dotknąć – oto, czego nigdy nie powiem.
Proszę, dotknij mnie – oto, co chcę powiedzieć”.
Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija. Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha.
Zostałam przeklęta
Mam niezwykły dar

Jestem potworem
Mam nadludzką moc

Mój dotyk zabija
Mój dotyk to moja siła

Jestem narzędziem zniszczenia
Będę walczyć o miłość"

http://otwarte.eu/

O "Dotyku Julii" słyszałam same dobre rzeczy. Jeszcze przed oficjalną premierą naczytałam się recenzji, które powieść niesamowicie wychwalały. Nabycie jej było tylko kwestią czasu, a że nadarzyła się okazja, stało się to dość szybko. I tak, moja wymarzona Julcia z piękną okładką stała na półce od wakacji. Zachwycałam się okładką, przerzucałam strony, wąchałam, ale... zacząć czytać jakoś nie miałam odwagi. Niestety, tak to już bywa, że jeżeli wystarczająco długo postrzegamy coś jako ósmy cud świat (a w tym przypadku było to pół roku), rzeczywistość okazuje się rozczarowująca. Takim właśnie rozczarowaniem było moje spotkanie z Julią.

źródło
Seria została całkiem nieźle wypromowana, nikły zarys fabuły w opisie jest intrygujący, a przekreślone zdania rozbudzają wyobraźnie. Jednak po książce spodziewałam się więcej, dużo, dużo więcej. Zacznijmy od tytułowej bohaterki, bo przecież to wokół niej kręci się cała akcja. Julia od zawsze wiedziała, że jest inna. Została odseparowana przez rówieśników, kompletnie nie wiedząc jak radzić sobie ze swoim darem/przekleństwem. Wreszcie wylądowała w zamknięciu i w tym właśnie momencie ją poznajemy. Sama historia Julii całkiem mi się spodobała, jednak jej postać - już nie. Dla mnie bohaterka była niesamowicie irytująca, niekonsekwentna, a momentami irracjonalna. Całość potęgował fakt, że historię poznajemy przez narrację pierwszoosobową, właśnie z punktu widzenia Julii.

Jeśli chodzi o resztę bohaterów, polubiłam ich nieco bardziej. Z Adamem bywało różnie - czasami mu kibicowałam, ale były również takie momenty, że znużona liczyłam, że ktoś go wreszcie zastrzeli. Najbardziej przypadł mi do gustu Warner. To ciekawa, złożona postać, do której nie mam zastrzeżeń. Przez cały czas nie byłam pewna, czy traktować go jako bohatera pozytywnego, czy negatywnego, aż wreszcie zdecydowałam się zaakceptować dwoistość jego natury i tej wersji będę się trzymać. Polubić dał się również przyjaciel Adama - Kenji, który jako jedyny dodawał powieści odrobinę humoru.

źródło
Mimo nieszczególnej sympatii i dla Adama, i dla Juli polubiłam ich jako parę, a wątek miłosny przypadł mi do gustu. To całkiem ważne, bo przecież w pewnym stopniu jest to romans. Wspólne sceny tej dwójki sprawiły, że całość stała się całkiem znośna, mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że przyjemna w odbiorze. Nie do końca przypadła mi jednak prędkość, z jaką sytuacja ta się rozwijała, no, ale nie bądźmy już tacy czepliwi.

"Dotyk Julii" czytałam praktycznie zaraz po zapoznaniu się z "Dotykiem" Jus Accardo i muszę przyznać, że ta druga pozycja, o wiele bardziej przypadła mi do gustu. Słyszałam również o podobieństwach między Julią, a postaciami z "X-men", jednak szczerze mówiąc nie wiem nic na temat tej pozycji. Jedno jest pewne - wątek zabijania dotykiem już był, a dla mnie "Dotyk Julii" nie jest ulubioną powieścią o tej tematyce.

Książka nie należy do najgorszych, wręcz przeciwnie, z tego co wiem, ma spore grono fanów, jednak dla mnie była to odprężająca lektura i nic więcej. Czytałam ją z przyjemnością, jednak bez wypieków na twarzy.

Ocena: 6/10

poniedziałek, 18 lutego 2013

Top 10: Ulubione seriale

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu KREATYWY pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień. Dziś przyszła pora na...  

Dziesięć ulubionych seriali!
Zacznijmy od tego, że jestem skończoną serialoholiczką. Pogodziłam się z tym, zaakceptowałam i leczyć się z nałogu nie zamierzam. Sprawę uważam, więc za zamkniętą i szczerze wierzę, że kiedy przyznam, że bywały momenty, kiedy oglądałam 13 seriali na tydzień (mimo, że znikoma ilość wolnego czasu wcale nie działała na korzyść), Wy również powstrzymacie się od krytyki :) Nie przedłużając, dodam tylko, że kolejność, przynajmniej w znacznym, stopniu jest przypadkowa.

1. Glee - nieprzypadkowe pierwsze miejsce. To mój ulubiony serial ever, obok niesamowitych wrażeń muzycznych zapewnia on bowiem ważną lekcje życiową. Możecie się śmiać, ale jestem zdania, że do młodych ludzi najłatwiej jest dotrzeć właśnie poprzez twory popkulturowe, a te serial uczy jeden z najważniejszych i niezaprzeczalnych życiowych prawd - TOLERANCJI. (No i totalnie kocham Kurta <3)

2. Pretty Little Liars - tytuł znany chyba wszystkim, jak nie serialu, to książki. Co tu dużo mówić - zagadka śmierci Alison wciągnęła mnie bez reszty. Oglądam na bieżąco, teraz pozostaje mi tylko poważnie rozejrzeć się za książkami.

3. Lying Game - dokładnie tak jak powyżej. Raz jest lepiej, raz gorzej, ostatnio oglądam go z wypiekami na twarzy, bo ładnie się to wszystko rozkręca.

4. Hart of Dixie - historia młodej pani doktor w prowincjonalnym miasteczku. Rachel Bilson jest prześmieszna w roli głównej. Niestety, oglądalność nie wróży serialowi świetlanej przyszłości

5. Gossip Girl (Plotkara) - uwielbiam Blair, uwielbiam Chucka, uwielbiam Plotkarę. Oglądałam na bieżąco od początku, dorastałam razem z bohaterami, a z serialem wiąże się mnóstwo miłych wspomnień. A dwa ostatnie sezony stosownie pominę milczeniem i udam, że ich nie było.

6. Gra o Tron - idealny serial fantasy. Z niecierpliwością czekam na komentarze typu: "jak mogłaś umieścić w rankingu 'Grę o Tron' obok '90210'?!" :)

7. 90210 - kiedyś był całkiem niezły, ale teraz to jeden z seriali "oglądam, ale sama nie wiem dlaczego". Dociągnę ten sezon do końca, skoro to już ostatni, mimo że najnowsze odcinki były tak surrealistyczne, że przypominały komedię.

8. One Tree Hill - w przeciwieństwie do reszty, tutaj twórcom udało się utrzymać poziom do samego końca. Ostatnie sezony to jeszcze większe wyciskacze łez niż początkowe. Uwielbiałam cytaty na początkach i końcach odcinków, zawsze wyposażona w paczkę chusteczek z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnego epizodu.

9. Vampire Diaries (Pamiętniki wampirów) - czyli jak zrobić dobry serial z kiepskiej książki. Ostatnio mnie trochę nużył, ale przywiązanie Eleny do Damona wszystko naprawiło :)

10. Once upon a time - bajkowy świat. Uwielbiam odgadywać o jakie bajki chodzi i podziwiać piękne zamki. Trochę przeszkadzają mi dwie główne bohaterki (Emma i Śnieżka), bo obie z trudem toleruje.

Oprócz tych wymienionych oglądam/oglądałam mnóstwo seriali. Do zakończonych należą m.in. "Nine lives of Chloe King", "The Gates", "Life Unexpected", czy "The O.C." (wszystkie uwielbiałam!), a do trwających "Awkward", "Lost Girl", "Switched at Birth", "Bunheads", "Teen Wolf", "Carrie Diaries" i "Suburgatory". Jak widzicie mnóstwo tego jest, więc nawet nie będę pytać czy możecie mi coś jeszcze polecić :P

sobota, 16 lutego 2013

Recenzja: "Nowa Ziemia. Świat po wybuchu" Julianna Baggott

źródło
Tytuł: Nowa Ziemia. Świat po wybuchu
Autorka: Julianna Baggott
Wydawnictwo: Egmont
Stron: 484
Seria: Świat po wybuchu, tom I

"W czasach gdy ludzie podzielili się na czystych i zdeformowanych po Wybuchu, gdy w Kopule panuje sterylny totalitaryzm, a na zewnątrz anarchia, choroby i siła pięści, trójka młodych ludzi wyrusza na poszukiwanie, którego kresu i celu sami jeszcze nie znają. Nowa Ziemia rozlicza życie, jakie współcześnie wiedziemy. Pokazuje zagrożenia nieodpowiedzialnego korzystania z techniki. Zmusza do myślenia biorąc pod uwagę obecny stan gospodarki światowej, czy nieodpowiedzialne rozmowy na temat broni nuklearnej i środowiska. Nowa Ziemia. Pierwszy tom trylogii Świat po Wybuchu."
www.egmont.pl

Kopuła jest symbolem dobrego, spokojnego życia, w którym nie będzie się trzeba martwić o dach nad głową i jedzenie. Jak tam jest? Pressia nie jest pewna, ale wie jedno - lepiej niż na zewnątrz. Dziewczyna przetrwała wybuch, jednak jej ręka stopiła się z głową lalki, a rodzice zginęli. Na szczęście, zaopiekował się nią dziadek, jednak po tych kilkunastu latach role się odwróciły. Na własnej skórze przekonała się czym jest wieczny głód i strach o jutro. Do tego bohaterka kończy właśnie 16 lat, co oznacza dla niej tylko jedno - musi uciekać...
źródło

W kopule mieszka Partridge - chłopak niewiele starszy od Pressii. Jego życie wygląda zupełnie inaczej, jednak chłopak, jak nikt inny wie, że "idealnemu życiu w wybrańców" tak naprawdę bardzo daleko od ideału. Nie mając oparcia w bliskich (jego matka i brat nie żyją, a ojciec w dość specyficzny sposób postrzega rodzinne więzi), decyduje się na odejście do świata zewnętrznego. Jak nietrudno się domyślić, spotkanie tej dwójki raz na zawsze zmieni bieg historii...

Rozdziały pisane są z perspektywy powyższej dwójki bohaterów oraz El Capitana i Lydy. Dlaczego pominięta została (bardzo ważna) postać, czyli Bradwell? Tego nie wiem, i trochę żałuję, bo cały czas liczyłam na to, że poznam bliżej i jego historię. Podejrzewam jednak, że będzie mi to dane - po prostu nie w tym tomie. Bardzo ciekawie zostały jednak przedstawione relacje damsko-męskie. Początkowo spodziewałam się tutaj romansu, jak w książce "Legenda" Marie Lu, jednak nic bardziej mylnego. Autorka nie poszła na łatwiznę i zamiast zafundować nam miłość od pierwszego wejrzenia dwójki bohaterów z różnych światów, dostaliśmy dużo bardziej skomplikowane i złożone relacje.

źródło
Jeśli chodzi o wizję świata przedstawionego w powieści, uważam że autorce udało się znaleźć złoty środek. Książka nie jest tak brutalna jak choćby "Zatopione miasta", które rekomendowałam jedynie czytelnikom o mocnych nerwach. Z drugiej strony, spodziewałam się, że będzie ona nieco bardziej naiwna. Dostaliśmy jednak surowy obraz apokalipsy, idealnie wyważony i niepokojąco realistyczny. Łatwo wyczuwalna jest również inspiracja autorki prawdziwymi wydarzeniami, jak choćby bombardowaniem Hiroszimy, o czy zresztą wspomina w podziękowaniach (które, swoją drogą, polecam również przeczytać).

Warto dodać, że książka została bardzo dobrze napisana. Język jest przystępny, jednak nie prymitywny, co czasem zdarza się, jeśli chodzi o literaturę młodzieżową. Bardzo szczegółowo zostały również przedstawione rozmaite deformacje spotykanych w powieści postaci. Tak naprawdę, gdybym chciała się tutaj do czegokolwiek przyczepić, kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy.

"Nową Ziemię" z przyjemnością postawię na półce z moimi ulubionymi lekturami z gatunku antyutopia/dystopia. Myślę, że z powodzeniem może ona konkurować z takim książkami jak "Igrzyska śmierci", czy "Podzieleni", jednak nieporozumieniem byłoby porównywanie ich, gdyż to zupełnie odmienne pozycje. Jeśli w zalewie tego typu powieści nie możecie się zdecydować, którą wybrać - sięgnijcie po "Nową Ziemię". Warto!

Ocena: 10/10


czwartek, 14 lutego 2013

Recenzja: "Legenda" Nora Roberts

źródło
Tytuł: Legenda
Autorka: Nora Roberts
Wydawnictwo: G+J
Stron: 256
Seria: Trzy siostry, tom II

"SERIA TRZY SIOSTRY
Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą.

Zastępczyni szeryfa Ripley Todd wiedzie spokojne i satysfakcjonujące życie. Ma tylko jeden problem: jest obdarzona niezwykłymi mocami, które ją przerażają, i chociaż bardzo stara się je ukryć, nie potrafi nad nimi zapanować. Kiedy na wyspę przybywa MacAllister Booke, który ma zbadać pogłoski o czarodziejskiej magii, Ripley odnosi się do niego z wrogością. Ale to właśnie ona rzuca na Maca najpiękniejszy czar, który może się jednak rozwiać, gdy na wyspę powróci zło..." 
www.gjksiazki.pl
źródło
"Legenda" to II tomu trylogii "Trzy siostry". Recenzję I tomu, czyli "Wyspy trzech sióstr" możecie przeczytać tutaj. Seria opowiada losy potomkiń czarownic, które stworzyły tytułową wyspę. Nasze bohaterki również obdarzone są nadprzyrodzonymi zdolnościami. Każdy z tomów skupia się przede wszystkim na jednej z bohaterek: I na Nell, II na Ripley, natomiast III na Mii. Jako, że z tych kobiet najmniej polubiłam właśnie Ripley, spodziewałam się, że ten tom najmniej przypadnie mi do gustu. Autorka jednak wszystko idealnie zaplanowała. Okazuje się, że Ripley, którą poznaliśmy na początku historii, to tylko skorupa. Tak naprawdę dziewczyna jest zupełnie inna niż się wydawała, pod przykryciem z ironicznych docinek i sceptycyzmu, ukrywa się wrażliwa i uczuciowa dziewczyna. Muszę jednak przyznać, że mimo sympatii, jaką udało jej się we mnie wreszcie wzbudzić, w dalszym ciągu moją ulubioną bohaterką pozostaje Mia.

Pozostałe dziewczyny niewiele się zmieniły. Do brata Ripley w dalszym ciągu podchodzę sceptycznie, jednak w książce pojawiła się fantastyczna postać męska. Na sceną wkroczył Mac, a wraz z nim świetny wątek miłosny. Ten wysportowany mózgowiec bardzo szybko stał się moim niezaprzeczalnym ulubieńcem. Ujął mnie swoim słodkim roztargnieniem i faktem, że idealnie rozdzielał pracę i życie osobiste, nawet kiedy obiekt jego badań i wybranka serca to ta sama osoba.

W powieści w dalszym ciągu znajdziemy mnóstwo różnych wątków. Jest romans, który tutaj coraz bardziej wysuwa się na pierwszy plan. Jednak wątek ten był o tyle udany, że absolutnie mi to nie przeszkadzało. Jest szczypta kryminału - mąż Helen nawet ze szpitala psychiatrycznego jest w stanie nieźle namieszać. Oczywiście w powieści znajdziemy również magię - trochę więcej niż w poprzednim tomie. Mogę zdradzić, że poznajemy ciąg dalszy legendy, która zawiera nieoczekiwane zwroty akcji. W dalszym ciągu nie postawiłabym jednak książki z półce z fantastyką. To przedziwna mieszanka obyczajówki, romansu, kryminału z odrobiną magii.

To dopiero druga z powieści Nory Roberts, którą miałam przeczytać, jednak zaczynam rozumieć, czemu autorka zawdzięcza tak dużą popularność. "Trzy siostry" to opowieść na tyle uniwersalna, że trafia do bardzo szerokiego grona odbiorców. Jest w stanie spodobać się zarówno moim koleżankom, jak i koleżankom mojej mamy To miła, przyjemna i łatwa w obiorze lektura, a jednocześnie na tyle mnie zaciekawiła, że nie mogę się doczekać ostatniego tomu. Jednym słowem - polecam!

Ocena: 7/10

Za książkę dziękuję wydawnictwu: 

niedziela, 10 lutego 2013

Spóźnione podsumowanie stycznia!

źródło
Witajcie! Właśnie zauważyłam, że nie było mnie tutaj całe 2 tygodnie! Przygotowania do obrony zajmowały mi cały wolny czas, ale na szczęście jest już po wszystkim. Mogę się Wam pochwalić, że mam prawo dopisywać sobie przed nazwiskiem trzy śliczne literki "inż." :D Teraz czekają mnie 2-tygodniowe "ferie" przed rozpoczęciem magisterki (o ile się dostanę :P).
Postanowiłam, mimo tego, że już prawie połowa miesiąca, podzielić się z Wami moimi styczniowymi czytelniczymi osiągnięciami. Obiecuję też na poważnie powrócić do regularnego blogowania. Już wkrótce możecie spodziewać się recenzji "Legendy" i "Dotyku Julii", a nawet kilku filmów. Ferie natomiast zamierzam spędzić przy lekturze "Nowej Ziemi" (od kochanej Abi <3), "Drżenia", "Insygnii" i... najbardziej wyczekiwanej przeze mnie premiery tej zimy, której tytułu nie zdradzę (niech będzie niespodzianka, a co!). Oprócz tego, po cichu liczę, że dojdą do tego jakieś ciekawe lektury, ponieważ już we wtorek mam urodziny :)

W styczniu przeczytałam 7 książek:
"Zaułek potworów" pod redakcją Christophera Goldena (440 str.)
"Magiczna Gondola" Eva Völler (464 str.)
"Wyspa Trzech Sióstr" Nora Roberts (248 str.)
"Dotyk" Jus Accardo (344 str.)
"Nowe oblicze Greya" E.L. James (688 str.)
"Legenda" Nora Roberts (256 str.)
"Dotyk Julii" Tahereh Mafi (336 str.)

Daje to łącznie 2776 stron, czyli ok. 90 stron dziennie. Biorąc pod uwagę, że przez drugą połowę miesiąca praktycznie wcale nie czytałam, z wyniku jestem całkiem zadowolona :)

Najlepsza książka stycznia: "Dotyk" Jus Accardo
Najgorsza książka stycznia: "Zaułek potworów" Christopher Golden
Największe pozytywne zaskoczenie: "Wyspa trzech sióstr" Nora Roberts
Największe rozczarowanie: "Dotyk Julii" Tahereh Mafi

źródło
Oprócz tego pojawiły się recenzje:
Kart "Archanioła Michała" dr Doreen Virtue
Filmu: "Żelazna Dama"
oraz post dotyczący 10-ciu najbardziej wyczekiwanych premier 2013 roku.


Na koniec życzę wszystkim przemiłego (i leniwego) niedzielnego popołudnia z książką, a ja lecę nadrabiać blogowe zaległości :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...