piątek, 31 października 2014

"Na zawsze" Sandi Lynn

źródło
Tytuł: Na zawsze
Autor: Sandi Lynn
Seria: Na zawsze, tom: I
Wydawnictwo: Amber
Stron: 288


"Sandi Lynn to jedyne nowe nazwisko wśród uznanych mistrzów wszystkich gatunków na szczycie list „New York Timesa”.

Uniesienie i rozpacz. Radość i łzy. Życie i śmierć.
To książka o tym, jak miłość może pokonać los.

Ellery, utalentowana malarka, wycierpiała więcej niż jakakolwiek dwudziestotrzylatka. Teraz kiedy wreszcie ma nadzieję, że zostawiła za sobą strach i chorobę, los wymierza jej nowy cios.
Connor Black to marzenie każdej kobiety. Młody, seksowny, bogaty.
Ale przeżył tragedię i jest przekonany, że wszystko w nim umarło.
Niespodziewanie Ellery budzi w nim uczucia, których wcześniej nie doświadczył. Niepokoi go, że nie zwraca uwagi na plotki o nim i o kobietach…
Bo Ellery wie, że nie mogą być razem. Jej tragedia ma ciąg dalszy i może zniszczyć Connora – na zawsze…
" źródło

Od zawsze narzekałam, że na rynku brak powieści, w których główną rolę odgrywają studenci lub osoby w zbliżonym wieku. Zewsząd zalewało nas mnóstwo książek o młodzieży lub 30-letnich singielkach poszukujących miłości, ale pomiędzy nimi zostawała luka, która aż prosiła się o wypełnienie. Z ogromną radością przywitałam więc najmodniejszy aktualnie (przynajmniej w naszym kraju) gatunek - New Adult. Mam nadzieję, że nie okaże się chwilowym szałem, a na długo zagości na półkach księgarni, ponieważ właśnie taka grupa wiekowa bohaterów trafia do mnie najbardziej. Ogromną sympatią darzę m.in. czarno-białą serię od Wydawnictwa Amber - choćby dlatego, że wybór jest tutaj największy. No i może dlatego, że tak ładnie wyglądają razem na półce. Tym razem zdecydowałam się sięgnąć po "Na zawsze". Czy okazała się równie udaną historią jak poprzednie z tej serii?

Ellery ma 23 lata i życie, o którym nikt z nas nie marzy. Nie pozwala jednak, aby przeszłość przejęła nad nią kontrolę - każdego dnia walczy i stara się czerpać z każdego dnia jak najwięcej. Connora poznaje w bardzo nietypowych okolicznościach. Mimo, że widzi go po raz pierwszy, w dodatku kompletnie pijanego, pomaga mężczyźnie dostać się do domu i dba o niego, póki nie wytrzeźwieje. Nazajutrz zdezorientowany bohater, podejrzewając, że spędzili razem noc, niezbyt uprzejmie ją wyprasza. Kiedy jednak dowiaduje się, co tak naprawdę wydarzyło się tej feralnej nocy, zaczynają go dręczyć wyrzuty sumienia. W ramach podziękowania zaprasza Ellery na przyjacielskie spotkania, które z czasem przeradzają się w coś więcej. Czy dwoje tak pokręconych osób ma szanse na wspólne szczęście?

"Na zawsze" to książka niezwykła. Coś jak połączenie New Adult z "50 twarzami Greya" i "Gwiazd naszych wina". Mamy tu bohaterkę u progu dorosłości, którą  dręczą przeżycia z przed lat. Mamy jednak również bogatego mężczyznę, któremu "się udało", mimo niesprzyjających okoliczności. Kobieciarza, który wreszcie postanawia zmienić swoje życie. I w końcu mamy też chorobę, która daje sobie znać w najmniej odpowiednim momencie oraz walkę, którą trzeba stoczyć, niezależnie, czy mamy na to ochotę. Możecie mi wierzyć lub nie, ale połączenie tego wszystkiego w jedną całość okazało się naprawdę świetne!

Ellery na początku wydaje nam się absurdalną postacią. Kompletnie nieracjonalnie naraża się na niebezpieczeństwo, podejmuje ryzykowne, a momentami nawet absurdalne decyzje. Z czasem jednak dowiadujemy się, że nic w tej powieści nie dzieje się bez przyczyny, a z biegiem stron wszystko staje się jasne. Myślcie, że główna bohaterka jest głupiutka, skoro decyduje się odwozić nieznajomego pijaka do domu w środku nocy? Nic bardziej mylnego! W jej zachowaniu widać logikę, a kiedy dowiadujemy się motywów takiego postępowania, kręci się łza w oku.

Walka z chorobą to jeden z moich ulubionych wątków. Bardzo łatwo jest jednak przedobrzyć - już nie raz powieści tego typu okazały się zbyt ckliwe i nieracjonalne. W "Na zawsze" problemy ze zdrowiem bohaterki nie wysuwają się na pierwszy plan. Są jednie tłem dla tych ważniejszych wydarzeń, a i to nie dzieje się bez przyczyny. Książka jest taka, jak Ellery - nie pozwala, aby choroba przyćmiła to, co w życiu najważniejsze. Choć są w niej momenty krytyczne, w końcu napełnia nas wiarą, że w nawet najbardziej dramatycznej sytuacji jest szansa na happy end.

"Na zawsze" to piękna książka o miłości. Fani New Adult i wzruszających historii o miłości na pewno nie będą zawiedzeni. Szkoda tylko, że powieść ma tak niewiele stron, ale na szczęście czekają już na nas kolejne tomy. Polecam!

Ocena: 8/10
www.wydawnictwoamber.pl

piątek, 24 października 2014

"Jedyna" Kiera Cass

źródło
Tytuł: Jedyna
Seria: Rywalki, tom: III
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 328

"America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami.
Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?" źródło

Każdy mól książkowy ma takie serie, które darzy szczególną sympatią. W moim przypadku są to właśnie "Rywalki". Książki Kiery Cass pokochałam miłością bezwarunkową i chyba nie ma takiej rzeczy, która mogłaby sprawić, że przestanę się nimi zachwycać. Pierwszy tom kompletnie mnie oczarował i choć dwójka okazała się nieco słabsza, w niczym nie zmniejszyła mojej sympatii do tych książek. Koniec końców zwieńczenie trylogii było najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą roku. I chyba nie muszę dodawać, że po raz kolejny się nie zawiodłam.

W pałacu pozostała już tylko ścisła czołówka, a Eliminacje nieuchronnie zbliżają się ku końcowi. Wszystko pozostaje jednak jedną wielką niewiadomą - Maxon w dalszym ciągu zdaje się wahać i wysyła sprzeczne sygnały. Co więcej, wątpliwości ma również America - nie bez znaczenia jest tu obecność w pałacu Aspena. Wybory, których dokonują bohaterowie nie zależą jednak tylko od ich uczuć. Sytuacja w Illei staje się coraz bardziej niebezpieczna, a Rebelianci nie zamierzają odpuścić. Jaką decyzję podejmie Książę? Pójdzie za głosem serca, rozumu, a może będzie zmuszony przerwać Eliminacje?

Budowanie napięcie i stawianie hipotez nie ma tutaj najmniejszego sensu - kto choć raz odwiedził Better Version of the Truth doskonale wie, że uwielbiam piękne suknie, wytworne bale i rycerzy na białych koniach. Dlatego też postanowiłam postawić sprawę jasno i już na wstępie oznajmić, że "Jedyna" zrobiła na nie ogromne wrażenie!

Oprócz standardowych "ochów i achów" muszę wspomnieć o wątkach, których zabrakło w poprzednich częściach. Na pierwszy plan wysuwa się antyutopia. Wreszcie rozwinięte zostały historie Rebeliantów oraz przeszłość Illei. Poznajemy odpowiedzi na pytania, które zadawaliśmy sobie już od czasów "Rywalek". Choć myślałam, że niektórych z nich nie będzie mi już dane poznać, fabuła "Jedynej" pozytywnie mnie zaskoczyła. Wreszcie zaczyna się robić nieco bardziej krwawo (oczywiście z umiarem!), powieść nabiera surowszego klimatu.

"Jedyna" to bardzo dobre zakończenie trylogii. Jeśli tak jak ja polubiliście bohaterów, możecie być spokojni - trzymają poziom. America jest równie ciepłą i pełną empatii osobą jak ta, którą znaliśmy do tej pory. Maxon z kolei jest w dalszym ciągu pełnym uroku młodym mężczyzną. Nie ma innej możliwości, niż połączenie tej dwójki ze sobą. Ich wahania może i odrobinę irytują czytelników, ale jednocześnie dodają pikanterii fabule. Niepewność w sprawach uczuciowych sprawia, że bohaterowie przestają być idealni, a stają się... po prostu ludźmi.

Zdaję sobie sprawę, że w ocenie tej książki zupełnie nie jestem obiektywna. Jednak wszystkie komentarze zmierzam puszczać mimo uszu. Nie obchodzi mnie, że finał historii można było przewidzieć już po spojrzeniu na okładki. Mam kompletnie gdzieś, że bohaterka była niezdecydowana i momentami nieodpowiedzialna. Nic a nic nie robię sobie z tego, że Maxon okazał się chodzącym ideałem bez wad. Wiecie dlaczego? Bo tak dobrze, jak przy lekturze "Jedynej" nie bawiłam się od lat! Kiera Cass obudziła we mnie małą dziewczynkę, która przebierała lalki Barbie za księżniczki i marzyła o królewiczu na białym koniu. Uwierzcie mi, nic tak dobrze nie poprawia humoru, jak taka cudna baśń, szczególnie, jeśli za oknem jesienna chlapa!

Polecam Wam gorąco "Jedyną", tak jak polecałam "Rywalki". Jestem zachwycona, że mimo choć historia Americi i Maxona dobiega już końca, całkiem niedługo poznamy losy kolejnego pokolenia. Opis zapowiada kolejną bajkową lekturę, a czekanie umilą mi "Rywalkowe" nowelki - już w listopadzie!

Ocena: 9/10

"Rywalki"   |   "Elita"   |   "Jedyna"

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:

niedziela, 19 października 2014

"Mara Dyer. Tajemnica" Michelle Hodkin

źródło
Tytuł: Mara Dyer. Tajemnica
Autor: Michelle Hodkin
Wydawnictwo: YA! (Grupa Wydawnicza Foksal)
Stron: 480

"Każdy kryje w sobie tajemnicę, wystarczy ją obudzić. Kim jest Mara Dyer?
Zapiera dech, łamie serce, sprawia, że nie możesz zasnąć. Mara Dyer to postać na miarę dwudziestego pierwszego wieku.

Thriller psychologiczny, młodzieżowe miasteczko Twin Peaks, miłość z paranormalnym twistem.
Podczas przyjęcia urodzinowego Rachel przyjaciółki bawią się tablicą Ouija. I choć Mara nie chce wywoływać duchów, robi to dla Rachel. Claire zadaje pytanie: Jak umrę? Tablica odpowiada: MARA. Sześć miesięcy później Rachel i Claire nie żyją. Od tej chwili nic nie jest zwyczajne.
Powieść z przesłaniem: pozory mylą. Spodoba się młodym dziewczynom, szczególnie, że główna bohaterka – wbrew przestrogom – zakochuje się w najbardziej nieodpowiednim i tajemniczym chłopaku ze szkoły." źródło

Mara Dyer stała się fenomenem jeszcze przed premierą. Na blogach pojawiały się recenzje niecierpliwych czytelników, którzy zdecydowali się nie czekać i sięgnąć po książkę w oryginale. Większość z nich nie kryła zachwytu, a mój apetyt na lekturę rósł z każdym dniem! Tajemniczy opis, genialna okładka i pokaźne rozmiary - wszystko idealnie. Postanowiłam więc rzucić wszystko i wreszcie sięgnąć po książę, na którą czekałam tak długo. Czy było warto?

Zabawy z duchami nigdy nie kończą się dobrze... Kiedy bohaterowie powieści zaczynają z nimi eksperymentować, pokazuje się zaskakujący napis: MARA. Nietrudno się jednak domyślić, że bagatelizują sprawę, podejrzewając jedno z nich o manipulację tablicą. Tym razem zabawa ma jednak katastrofalne skutki.

Kiedy Mara budzi się w szpitalu, nie ma pojęcia, jak tam trafiła. Okazuje się jedyną ocalałą po tragicznym zawaleniu budynku. Podczas katastrofy zgięła trójka jej rówieśników, w tym najlepsza przyjaciółka nastolatki, Rachel. Nasza bohaterka nie potrafi przypomnieć sobie wydarzeń z tej nocy, jednak wie, że nie była to kwestia przypadku. W budynku stało się coś złego. Coś więcej niż tylko katastrofa budowlana. A Mara stopniowo zaczyna odkrywać, co takiego. Posiada paranormalne zdolności? A może po prostu oszalała?

Choć oryginalny tytuł brzmi świetnie, polski idealnie oddaje naturę powieści. "Tajemnica" to słowo, które najlepiej odzwierciedla fabułę. Bohaterka próbuje odkryć nie tylko co stało się tej feralnej nocy, lecz również zrozumieć samą siebie. Decyduje się na przeróżne działania i jest zdeterminowana - najważniejsze, aby prawda wyszła na jaw. Jak się okazuje, śmierć przyjaciół to jedynie początek serii tragicznych wydarzeń.

Mara to niezwykła bohaterka. Z jej punktu widzenia poznajemy historię i to ona jest najważniejsza. Muszę przyznać, że czułam się tak, jakbym stała tuż obok niej. Choć dziewczyna coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością i jest w stanie odróżnić halucynacji od rzeczywistości. Autorce jednak tak zgrabnie udało się opisać wydarzenia, że czytelnik również zaczyna wszystko poddawać wątpliwości. Z jednej strony musimy pamiętać, że bohaterka przeżyła prawdziwą traumę, a zespół stresu pourazowego objawiać się może na przeróżne sposoby. Z drugiej jednak wydarzenia mówią same za siebie, a one wskazują, że dziewczyna nosi w sobie wyjątkową moc. Jaka jest prawda?

Drugim kluczowym bohaterem jest Noah. I tutaj należą się ukłony w stronę autorki. Chłopak ma bowiem mocny charakter. Od innych odróżnia go przede wszystkim jednak kwestia - daleko mu do ideału. Bywa krnąbrny, nie brak mu ciętego języka, łatwo daje ponieść się emocjom i skrywa własne, mroczne tajemnice. I właśnie te cechy sprawiły, że bardzo go polubiłam! Dzięki nim Noah stał się realistyczny, a jednocześnie nie były to na tyle drażniące wady, aby wzbudził we mnie antypatię. 

Dwójka mocnych bohaterów, przyprawiający o gęsią skórkę klimat i rozbudowana tajemnica - to elementy, które czynią powieść Michelle Hodkin znakomitą lekturą. Całości dopełnia świetny styl pisania autorki (dzięki czemu książki po prostu nie mogłam odłożyć!) oraz wbijające w fotel zakończenie! Wszystko to sprawia, że z niecierpliwością oczekuję kontynuacji i nie pozostaje mi nic innego, niż gorąco polecić wam "Marę Dyer"!

Ocena: 8/10

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!

środa, 15 października 2014

"Wirusy" Kathy Reichs

Tytuł: Wirusy
źródło
Autor: Kathy Reichs
Wydawnictwo: Dolnośląskie (Grupa Wydawnicza Publicat)
Stron: 384

"Co kryje laboratorium na małej wyspie? Kathy Reichs ukazuje nowe oblicze medycyny sądowej.

Młodzi ludzie znajdują ludzkie szczątki na małej wysepce w Karolinie Południowej, nieświadomie uruchamiając całą lawinę zdarzeń. W toku podjętego śledztwa odkrywają niewyjaśnioną zbrodnię sprzed lat. Kiedy wspólnie ratują chorego psa z laboratorium mieszczącego się na wyspie, żadne z nich nie ma już wątpliwości, że te dwie sprawy coś ze sobą łączy. Nie wiedzą jednak, że zwierzę jest nosicielem bardzo niebezpiecznego wirusa…
Tory Brennan, główna bohaterka powieści, jest zafascynowana kośćmi i martwymi ciałami równie mocno, co jej słynna ciotka, uznana antropolog sądowa, Temperance Brennan. Tory mieszka wraz z ojcem w odizolowanym od świata ośrodku badawczym, spędzając czas w towarzystwie dzieci innych naukowców. Dotychczas nie miała zbyt wielu okazji do wykazania się niezwykłą wiedzą, Aż do tej pory. Ona i czwórka jej przyjaciół są w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
" źródło

Kathy Reich to słynna amerykańska antropolog. Oprócz kariery naukowej, znana jest również ze swojej kariery pisarskiej. Zasłynęła przede wszystkim dzięki kultowej serii "Kości". Na chwilę obecną liczy ona 18 tomów (w oryginale, w Polsce ukazało się 15) i doczekała się ekranizacji w postaci serialu o tym samym tytule. Choć cieszy się on ogromną popularnością, do tej pory nie miała okazji zobaczyć ani jednego odcinka. Podobnie ma się sytuacja z książkami - z nimi również nie było mi po drodze. Kiedy jednak ujrzałam zapowiedź "Wirusów" wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Ta książka dużo lepiej wpasowuje się w mój gust niż "Kości". I choć bohaterowie obu serii są ze sobą powiązani, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zacząć swoją przygodę z Kathy Reichs właśnie od "Wirusów". 

Tory to nastolatka, która od niedawna zmuszona jest mieszkać z ojcem. Warunki są bardzo nietypowe, ponieważ dom Brennanów znajduje się w ośrodku badawczym na wyspie odizolowanej od świata. To jednak nie wszystko, co odróżnia naszą bohaterkę od typowych nastolatków. Dziewczyna ma bowiem nietypowe hobby - fascynuje się antropologią i wszystkim, co związane jest z kośćmi. Z pewnością ogromny wpływ miała na to postać jej cioci, która jest właśnie antropologiem sądowym. Tory oraz jej przyjaciele, którzy również mieszają na wyspie, dokonują niezwykłego odkrycia. Odnajdują szczątki, które prowadzą do zagadki sprzed wielu lat. Wszystko wskazuje na to, że komuś bardzo zależy, aby prawda nie wyszła na jaw. Czy grupa nastolatków jest w stanie rozwikłać tę zagadkę?

 "Wirusy" to niezwykle oryginalna historia. Nie jestem nawet w stanie przypisać jej do żadnego gatunku literackiego! To z pewnością powieść przeznaczona dla młodzieży, jednak i starsi czytelnicy znajdą tutaj coś dla siebie. Książka zawiera elementy kryminału (zagadkowe morderstwo), thrillera i fantastyki. Akcja toczy się szybko i zupełnie nieprzewidywalnie, dzięki czemu wciąga czytelnika i nie pozwala o sobie zapomnieć. Powieść jest naprawdę złożona, a rozwiązanie zagadki - niespodziewane. Jestem pozytywnie zaskoczona, ponieważ spodziewałam się, że autorka (pisząc dla młodzieży) postawi na proste rozwiązania. Nic z tych rzeczy - tutaj naprawdę dużo się dzieje! Warto również wspomnieć o wątku miłosnym, który również występuje w powieści. Jest on jednak zsunięty na dalszy plan, a w dodatku w niczym nie przypomina standardowego miłosnego trójkąta, do którego przyzwyczaili nas autorzy młodzieżówek.

Polubiłam tę historię również na sprawą głównej bohaterki, ponieważ jest ona naprawdę wyjątkowa. W niczym nie przypomina zainteresowanych jedynie modą i chłopakami dziewcząt. Ona ma wyjątkowo nietuzinkowe hobby i wyróżnia się wyjątkową inteligencją. To bardzo odważna dziewczyna - taka, z którą większość z nas chciałaby się zaprzyjaźnić. Czasami daje się ponieść emocjom, ale tylko wtedy, gdy uważa, że stawka jest naprawdę wysoka. Przy pracy nad powieścią pomagał autorce jej syn i podejrzewam, że dzięki połączeniu jej talentu z młodzieńczą świeżością udało się stworzyć tak udaną bohaterkę!

"Wirusy" naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyły. To inteligentna, pełna zwrotów akcji powieść, pełna dynamiki i nie dająca się zaszufladkować. Jeśli poszukujecie oryginalnej lektury, na pewno się nie zawiedziecie.

Ocena: 8/10

Za książkę serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat!

sobota, 11 października 2014

"Magia krwi" Tessa Gratton

źródło
Tytuł: Magia krwi
Autor: Tessa Gratton
Wydawnictwo: Dolnośląskie (Dom Wydawniczy Publicat)
Stron: 392

"Silla otrzymuje tajemniczą książkę z zaklęciami spisanymi ręką ojca. Gdy próbuje ożywić liść, zauważa ją spacerujący nieopodal chłopak. Oboje są sobą zauroczeni. Wkrótce Silla wtajemnicza w arkana magii swego brata, a później także Nicka. Pojawiają się problemy, gdy okazuje się, że ktoś odwiedził groby jej zmarłych rodziców i nakreślił na nich runy – znak, że sztuka
magiczna nie jest mu obca…"
źródło

Na "Magię krwi" czekałam długo. Tytuł widniał w zapowiedziach już jakiś czas, zanim ustalona została data premiery. Choć tajemniczych i mrocznych romansów jest ostatnio na rynku coraz mniej, ja (jako największa fanka "Nevermore") mam do takich powieści ogromną słabość. W "Magii krwi" pokładałam więc ogromne nadzieje - szczerze liczyłam, że powieść okaże się świetną lekturą. Czy spełniła moje oczekiwania?

Zaczyna się całkiem nieźle... Silla, główna bohaterka, znajduje się w ciężkiej sytuacji. Każdego dnia jest obiektem plotek. Wszystko za sprawą tragicznej śmierci rodziców. Ślady wskazują, że jej ojciec zabił matkę, a potem sam popełnił samobójstwo. Pech sprawił, że pierwszą osobą, która ujrzała zwłoki była właśnie nasza bohaterka. Ciężko jednak uwierzyć, że ukochani rodzice Silli mogli zginąć w ten właśnie sposób. Dziewczyna ciężko znosi szepty za plecami, zaczyna się coraz bardziej izolować. Nie trudno się jednak domyślić, że szybko znajdzie się ktoś, komu zaufa.

Nick i Silla spotkają się w wyjątkowych okolicznościach. Przebywając na cmentarzu, dziewczyna doświadcza niezwykłego zdarzenia. Nie da się tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób i wszystko wskazuje, że ma do czynienia z... magią. I właśnie w tym momencie natyka się na naszego bohatera, który niedawno wprowadził się do domu obok. Całe to spotkanie, choć bardzo nietypowe, całkiem mi się spodobało. Właściwie właśnie do momentu, którym Silla i Nick zobaczyli się po raz pierwszy, miałam bardzo dobre przeczucia. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że później było już tylko gorzej.

Chyba najbardziej ze wszystkiego nie lubię zmarnowanych pomysłów. Z bólem serca czytałam więc "Magię krwi", ponieważ jest to idealny przykład niewykorzystanego potencjału. Choć książka zaczęła się tak ciekawie, z czasem zdałam sobie sprawę, że ogarnęła mnie fala przeróżnych uczuć. I nie były to uczucia pozytywne. Po pierwsze - znużenie. Oryginalny wstęp nie przeważył szali, a cała reszta powieści okazała się do bólu sztampowa. Wszystko to już było... Po drugie - przewidywalność. Zabrakło mi zaskakujących zwrotów akcji i przygryzania palców z niepewności. I jako ostatnie - irytacja. Główna bohaterka jest tak bezbarwna, że aż przezroczysta, ale to nie przeszkadza, aby nowy przystojniak zwrócił na nią uwagę. Litości!

Jesteśmy już przy Silli (ach, zapomniałabym! To skrót od imienia Drusilla), niedaleko więc do Nicholasa i wątku miłosnego. Jak się pewnie domyślacie - tutaj też bez fajerwerków. Nick jest jednak nieco ciekawszy, niż główna bohaterka. On przynajmniej ma tajemnice, które mogą nas zainteresować. Kiedy jednak ta dwójka zaczyna darzyć się uczuciem, całość robi się zbyt przerysowana. Między nastolatkami rodzi się miłość od pierwszego wejrzenia (a jakżeby inaczej), a czytelnika po raz kolejny ogarnia przedziwne uczucie deja vu....

Równolegle do pierwszoplanowej historii poznajemy zapiski Josephine. Ku mojemu zaskoczeniu, to właśnie było najmocniejszym elementem powieści. Bohaterka uratowała książkę! Niezmiernie żałuję, że informacji na jej temat było tak nie wiele - z przyjemnością właśnie tę opowieść poznała bym z detalami. Przede wszystkim dlatego, że świat Josephine nie był z założenia czarno-biały, a mogliśmy poddawać wątpliwości kto jest tutaj tym dobry, a kto złym!

"Magia krwi" jest po prostu średnią książką. Może spodobać się czytelnikom, którzy nie znają zbyt wiele paranormalnych romansów. Fani gatunku będą jednak rozczarowani, ponieważ tak naprawdę powieść nie wnosi nic nowego. Ot, niezobowiązująca lektura na jesienne popołudnie...

Ocena: 5/10 
 
Za książkę serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat!

sobota, 4 października 2014

"Powód by oddychać" Rebecca Donovan

źródło
Tytuł: Powód by oddychać
Autor: Rebecca Donovan
Seria: Oddechy, tom: I
Wydawnictwo: Feeria
Stron: 496

"Pierwsza z trzech części chwytającej za serce i pełnej trudnych emocji serii dla dziewcząt pt. Oddechy.
Gdy Emma wraca do miejsca, które nazywa domem, bo nie ma żadnego innego, o którym mogłaby tak myśleć, nigdy nie wie, co ją tam spotka. Tylko wyzwiska? A może bolesne uderzenia? Ile kolejnych ran i siniaków będzie musiała skrywać pod długimi rękawami?
Dlatego Emma nie ma przyjaciół i robi wszystko, by mieć jak najlepsze wyniki w nauce – marzy o dniu, w którym będzie mogła wyrwać się z tego piekła.
Tylko jedna osoba zna jej tajemnicę. Ale jest jeszcze ktoś, kto bardzo pragnie się do niej zbliżyć. Emma jednak za wszelką cenę chce tego uniknąć. Chociaż to rozrywa jej serce na kawałeczki.
Poruszająca historia o próbie normalnego życia za wszelką cenę… i o miłości, która pozwala w końcu zaczerpnąć powietrza." źródło

Są takie książki, które po prostu muszą być dobre. Wiemy to od razu, już w momencie pojawienia się zapowiedzi i choć nietrudno przewidzieć, że poszatkuje nasze uczucie na drobne kawałeczki, nic nie jest w stanie odciągnąć nas od lektury. Tak właśnie było z "Powodem by oddychać". Spodziewałam się istnej emocjonalnej karuzeli, ale taka już moja masochistyczna natura, że uwielbiam płakać przy książkach.

Emma za wszelką cenę stara się być idealna. Zbiera najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów, wygrywa zawody sportowe, pieczołowicie wypełnia obowiązki domowe i praktycznie nie spotyka się ze znajomymi. Najwidoczniej to nie wystarcza, ponieważ dziewczyna po raz kolejny spędzi tydzień dusząc się w zakrywających całe ciało bluzkami z długim rękawem, żeby ukryć siniaki. Odliczając dni do zakończenia nauki w liceum i wyprowadzki z miejsca, którego nawet nie śmie nazywać domem, spotyka Evana. Chłopak nie daje się jednak zbyć milczeniem bohaterki tak jak inni rówieśnicy Za wszelką cenę chce poznać Emmę i (co najmniej) się z nią zaprzyjaźnić. Czy jest w stanie zburzyć mur, który zbudowała wokół siebie dziewczyna?

W swoim życiu nasza bohaterka może liczyć tylko na przyjaciółkę, Sarę. Dziewczyny są zupełnie inne - Emma jest cicha, spokojna i wyobcowana, podczas gdy jej przyjaciółka to dusza towarzystwa. Sara orientuje się mniej więcej w sytuacji koleżanki, jednak i ona nie wie wszystkiego. Kiedy do gry wkracza Evan, zaczyna nie tylko snuć domysły, lecz również wyciągać dziewczyny na weekendowe wyjścia, a co za tym idzie - naraża Emmę na kolejne obrażenia jako karę. Czytelnik mota się w odczuciach. Z jednej strony chce, by wątek miłosny się rozwijał. Emma i Evan to urocza para i nie sposób im nie kibicować. Z drugiej jednak ogarnia nas strach o dziewczyną i zdecydowanie nie chcemy, aby zwykłe wyjście do kina po raz kolejny zakończyło się rozciętym łukiem brwiowym...

"Powód by oddychać" to przerażająca książka. W jednej chwili z uroczego romansu dwojga nastolatków zmienia się w istnych horror młodej dziewczyny. Licealne imprezy i zawody sportowe przeplatają się z biciem i wyzwiskami. Chyba właśnie ten kontrast wzbudził we mnie największe emocje. Przemoc domowa pokazana została w bardzo nietypowy sposób, a już sama postać oprawcy była zaskakująca. Emma straciła ojca, po czym jej matka kompletnie się załamała i nie była w stanie zająć się córką. Azyl w domu ciotki i wujka okazał się jednak prawdziwym przekleństwem, a gorszy los nie spotkał by jej zapewne ani z pijaną matką, ani w domu dziecka. Autorka pokazuje nam jak krótkowzroczni jesteśmy i jak mało obchodzi nas cierpienie innych.


Choć "Powód by oddychać" to cudowna książka, mam wobec niej jedno poważne zastrzeżenie. Choć przyjaciele Emmy wielokrotnie próbowali wciągnąć do niej rękę, nawet kosztem napadów wściekłości dziewczyny, ona uparcie ukrywa ślady i nie daje sobie pomóc. Owszem, ma swoje powody, jednak w moim odczuciu są po prostu naciągane. Zdaję sobie jednak sprawę, że psychika ofiary przemocy domowej jest bardzo krucha, a my, czytając tę książkę, nie jesteśmy w stanie w stu procentach wczuć się w jej sytuację. Być może właśnie takie zachowanie jest typowe u ofiary?

Mocno stroną powieści jest nieprzewidywalność. Aż ma się wrażenie, że w trakcie lektury w tle słyszymy mrożącą krew w żyłach muzykę z horroru. Nie inaczej jest z zakończeniem. Dzieje się dużo i jest kompletnie zaskakujące. Do tego stopnia, że po prostu nie jesteśmy w stanie nie sięgnąć po kolejny tom - oby jak najszybciej!

Ocena: 9/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://wydawnictwofeeria.pl

środa, 1 października 2014

Gra: "7 Cudów Świata"

źródło
Tytuł: 7 Cudów Świata
Wydawnictwo: Rebel 
Typ: gra planszowa 
Liczba graczy: 2-7osób 
Czas gry: ok. 30 minut

"Zostań przywódcą jednego z siedmiu wielkich miast świata antycznego. Zbieraj surowce ze swoich ziem, weź udział w odwiecznym wyścigu cywilizacyjnym, nawiąż kontakty handlowe i stwórz militarną potęgę. Pozostaw ślad na kartach historii budując cud architektury, który przetrwa wieki!

Gra w 7 cudów toczy się przez trzy wieki. W każdym wieku gracze otrzymują siedem kart z konkretnej talii. Wybierają jedną z kart, a pozostałe przekazują sąsiednim graczom. Gracze pokazują swoje karty jednocześnie (płacąc lub uzyskując surowce albo wchodząc w interakcję z innymi graczami na różne sposoby). Każdy z graczy wybiera następną kartę z talii którą wcześniej przekazali i proces zaczyna się od nowa, dopóki każdy z graczy nie odkryje po sześć kart z danego wieku. Po upływie trzech wieków gra się kończy." źródło

Dlaczego 7 Cudów Świata?
Proces wyboru gry to dla mnie bardzo pracochłonne zajęcie. Nie ma tu mowy o przypadku! Najpierw wybieram tytuły , które tematyką wpasowują się w mój gustu. Następnie spędzam tydzień oglądając video-recenzje i czytając opinie na blogach. Po tym czasie jestem gotowa i jest już z górki - kurier działa ekspresowo i najczęściej już na drugi dzień po złożeniu zamówienia mogę rozgrywać próbną partię. Muszę jednak przyznać, że przy wyborze biorę pod uwagę jedynie w miarę nowe gry. Wyjątek stanowi właśnie "7 Cudów Świata". Choć ten tytuł do najnowszych nie należy, ilość opinii na jego temat powala. Nazwa wielokrotnie przewijała się również w komentarzach pod innymi pozycjami. Cóż takiego ma w sobie ta planszówka, że cieszy się niesłabnącą popularnością wśród graczy od kilku lat? Postanowiłam się przekonać!


 
O co tu chodzi?
"7 Cudów Świata" wyróżnia się prostą (ale nie prymitywną!) mechaniką. Oszczędza nam to godzinnego czytania instrukcji i niekończącego się tłumaczenia zasad znajomym. Zaczynamy od losowania swojego cudu. Jest ich 7, tak więc i graczy może być 7. Po losowaniu uczestnicy otrzymują planszę, która będzie towarzyszyła im aż do końca gry. Tuż po tym rozdajemy karty i zaczyna się prawdziwa zabawa! Gra dzieli się na trzy Ery, a w każdej z nich dostajemy inne karty. Tura polega na tym, że wybieramy jedną z kart na ręce, a pozostałe przekażemy kolejnemu graczowi (w tym samym momencie gracz po naszej drugiej stronie daje nam swoje karty). Na kartach mogą znajdować się surowce lub dobra (potrzebne do budowania nie tylko cudów, lecz większości obiektów), budowle cywilne (zapewniające punkty zwycięstwa), budowle naukowe, handlowe i wojskowe, a takie gildie. Aby rozbudować swój cud potrzebujemy przede wszystkim surowców, jednak wcale nie jest powiedziane, że to właśnie te karty są najważniejsze. "7 Cudów Świata" wyróżnia się przede wszystkim tym, że dróg do zwycięstwa jest naprawdę wiele, a żadna z nich nie jest uniwersalna. Czyni to każdą partię unikalną - losowość nie odbiera nam możliwości decydowania o losie swojego miasta. Oprócz tego, co potrzebne nam w danym momencie musimy brać również pod uwagę zachowanie pozostałych graczy, a także fakt, że niektóre z partii kart do nas wrócą (pod warunkiem, że graczy nie jest zbyt wielu).


Kto wygrał?
System punktacji czyni tę grę dość złożoną. Dróg do zwycięstwa jest wiele, a system punktacji jest dość skomplikowany. Do pudełka dołączony został specjalny notes ułatwiający zliczanie punktów. W dalszym ciągu jednak nie trudno o pomyłkę. Szczególnie na początku i szczególnie w przypadku budowli naukowych. Jest jednak coś niesamowitego, co ułatwia nam żmudny proces punktacji. Właściciele smartfonów mogą pobrać darmową aplikację, która robi wszystko za nas! Wystarczy wpisać imiona graczy i punkty z kart poszczególnych kolorów. Aplikacja jest naprawdę fajnym dodatkiem i jeżeli o mnie chodzi, chętnie widziałabym takie bonusy do wszystkich gier planszowych. Mała rzecz, a cieszy! 

Przygotujcie się na Mistrzostwa! 
Nie jestem odosobniona w swojej sympatii do "7 Cudów Świata". Jak się okazuje, fanów gry w Polsce jest naprawdę sporo. Z nieukrywanym zachwytem mam przyjemność poinformować Was, że ta planszówka doczekała się... Mistrzostwa Polski! Od marca do listopada (macie jeszcze czas!) fani z całego kraju spotykają się w różnych miastach (pełna lista tutaj) i biorą udział w eliminacjach. Finały mistrzostw odbędą się w Gdańsku, już w listopadzie. Więcej informacji na temat tego niezwykłego wydarzenia znajdziecie tutaj.
 

Wykonanie
Na temat wykonania nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Rebel po raz kolejny mnie nie zawiódł i podejrzewam, że nigdy to się nie stanie. Gra zawiera solidnie wykonane elementy z twardej tektury, a pudełko zwiera przegródki ułatwiające przechowywanie bez pomieszania elementów. Jeżeli chodzi o grafikę - jest jak zwykle fenomenalnie. Ilustracje są świetne, a jednocześnie czytelne. Choć teoretycznie preferuję klimat fantasy, te również bardzo przypadły mi do gustu. Cieszy mnie również fakt, że wszystkie gry planszowe Wydawnictwa Rebel jakie posiadam, są w pudełkach jednakowej wielkości. Dzięki temu świetnie wyglądają razem na półce!

Ocena 
Jeżeli przeczytaliście ten tekst od początku do końca, nie powinno być dla Was żadnym zaskoczeniem, że jestem zachwycona tym tytułem. Do tej pory myślałam, że nigdy już nie trafię na grę, która zachwyci mnie bardziej niż "Small World" (RECENZJA). Teraz jednak mam poważne wątpliwości i coraz bardziej skłaniam się ku stwierdzeniu, że moją ulubioną grą jest właśnie "7 Cudów". Jedno jest pewne - gdybym miała ocenić ją w skali od 1 do 10, z pełnością byłoby to 11! Polecam gorąco i zagorzałym fanom planszówek, i tym, którzy ciągle nie mogą się do nich przekonać. Spróbujcie, a nie pożałujecie!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...