Autor: Steve Bloom
Wydawnictwo: YA!
Stron: 360
"Na podstawie książki "Wynajmij sobie chłopaka" Netflix nakręcił film o tym samym tytule. Dostępny na platformie od 12 kwietnia.
Brooks Rattigan nie robił tego dla pieniędzy. W każdym razie nie na początku. Kiedy Brooks proponuje, że zabierze na bal absolwentów kuzynkę Brudette’a, którą chłopak wystawił do wiatru, kierują nim jak najszlachetniejsze pobudki. Dostaje jednak trzysta dolarów napiwku, a wśród najbogatszych mieszkańców trzech stanów niesie się wieść o jego nienagannych manierach. Brooks wykorzystuje więc okazję, żeby sobie dorobić – oferuje usługi niezwykle zamożnym, nadopiekuńczym rodzicom, pragnącym, by ich córki mogły przeżyć niepowtarzalne chwile podczas szkolnych imprez, w które obfituje kalendarz ostatniego roku liceum. Poza tym Brooksowi kasa jest potrzebna, żeby mógł się dostać na wymarzony uniwersytet. To dla chłopaka jedyna szansa, żeby wyrwać się z robotniczego miasteczka i osiągnąć sukces. Co z tego, że po drodze trzeba się uciec do paru oszustw i kilka razy pójść na skróty? Nikomu przecież nie dzieje się krzywda. Brooks nie przewidział jednak, że na swej drodze napotka nieprzewidywalną Celię Lieberman... I pociągającą Shelby Pace."
Wynajmij sobie chłopaka to kolejna (po "Ty") powieść, która wpada w moje ręce po obejrzeniu ekranizacji. Choć zawsze wyznawałam zasadę najpierw książka, potem film, to tak się składa, że jestem wielką fanką Netflixa. Zazwyczaj ciekawsze premiery pojawiają się w piątki, a ja oglądam je jeszcze tego samego wieczoru lub w ciągu weekendu. O dziwo, chyba ani razu nie przyszło mi do głowy, aby sprawdzić, czy któraś z książek jest ekranizacją - czy oni w ogóle pamiętają o charakterystycznym początku - na podstawie powieści...?
Zaczyna się zupełnie niewinnie. Brooks ma masę ambitnych planów i bardzo mało czasu, żeby je zrealizować. Nie zamierza marnować czasu i stać się kopią swojego ojca - on woli działać. Zupełnym przypadkiem ląduje na randce (w dodatku nie byle jakiej, to bal absolwentów!) z kuzynką szkolnego kolegi. Kilka godzin później jego portfel jest nieco grubszy, a w głowie rodzi się niezwykły pomysł. Sytuacja powtarza się raz, potem drugi, a zanim się obejrzymy Brooks staje się chłopakiem uniwersalnym - sprawi, że każda dziewczyna poczuje się wyjątkowa, a stan jego konta rośnie z każdą randką.
"Wynajmij sobie chłopaka" to książka z gatunku tych, które nie tak dawno były moimi ulubionymi (choć z braku czasu sięgam po nie coraz rzadziej) - lekka młodzieżówka, zabawna, ale momentami wzruszająca. Czyta się ją niesamowicie przyjemnie i nawet jeśli nie sprawi, że zmieni się nasze życie, czy choćby sposób postrzegania świata, to przy lekturze czeka nas mnóstwo dobrej zabawy. Z drugiej strony nie jest to głupiutka powieść dla młodzieży, które ostatnio (niestety) zdarzają się coraz częściej.
Co podobało mi się najbardziej? Z pewnością relacja Brooksa i Celii! Między nimi jest prawdziwa chemia, którą czujemy od samego początku, a co za tym idzie czytelnik zastanawia się, jak zakończy się ta znajomość. Bardzo spodobała mi się postać dziewczyny (obok Brooksa jest najważniejszą bohaterką w książce), główne dlatego, że jest wielowymiarowa. Lubię postaci, które mają wady, jednak w przy bliższym poznaniu okazują się (za ironiczną skorupą) fantastycznymi osobami - taka właśnie jest Celia.
Na uwagę zasługuje również relacja Brooksa i jego taty, która okazuje się nietypowa już na samym początku książki. Szkoda jednak, że wątek nie został nieco bardziej rozwinięty, aczokolwiek (o ile pamięć mnie nie myli) w filmie nie pojawił się wcale.
Powieści Steve'a Bloom wróżę ogromny sukces - jest fajną historią, nie tylko dla młodzieży. Wiem, że ekranizacja cieszy się dużą popularnością, a aktor wcielający się w główną rolę - jeszcze większą (tak, to ten młody człowiek z okładki, gdybyście go jeszcze nie kojarzyli:) ) Ja cieszę się, że poznałam książkową wersję tej opowieści, bo spodobała mi się chyba nawet bardziej niż wersja filmowa.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!