niedziela, 31 maja 2015

"Starter" Lissa Price

źródło
Tytuł: "Starter"
Autor: Lissa Price
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 400

"Callie straciła rodziców, kiedy wojna bakteriologiczna zmiotła z powierzchni ziemi wszystkich w wieku między 20 a 60 lat. Ona i jej młodszy brat, Tyler, uciekają, aby mieszkać na odludziu wraz z przyjacielem Michaelem, i walczą z regenatami, którzy byliby w stanie zabić ich choćby dla ciastka.
Jedyną nadzieją Callie jest „Prime Destinations”, niepokojące miejsce w Beverly Hills, rządzone przez tajemniczą postać znaną jako Old Man. Ukrywa nastolatków, aby wypożyczyć ich ciała Endersom – seniorom, którzy chcą być znowu młodzi. Callie wie, że pozyskane w ten sposób pieniądze utrzymają ją, Tylera i Michaela żywych, więc zgadza się być dawcą. Ale neurochip, który został umieszczony w jej głowie, ma awarię i Callie budzi się w życiu Helen – kobiety, która wypożyczyła jej ciało. Mieszka w jej domu, jeździ jej samochodami i umawia się z wnukiem senatora. Wszystko wygląda jak w bajce, dopóki Callie nie odkrywa, że Helen zamierza robić coś więcej, niż tylko imprezować – a plany Prime Destinations są dużo gorsze, niż Callie mogła sobie kiedykolwiek wyobrazić…" źródło

Jakiś czas temu dystopie i antyutopie były najpopularniejszymi książkami. W każdej księgarni mogliśmy znaleźć niezliczone tytuły, które łączył wspólny napis na okładce: „Dla fanów Igrzysk Śmierci”. Powieść Suzanne Collins darzę ogromnym sentymentem, więc i na moich półkach możecie znaleźć sporo takich książek. Niestety porównanie często stosowane jest nieco na wyrost – raczej, aby przyciągnąć czytelników. Choć znalazło się oczywiście kilka perełek, sporo z tych tytułów okazało się jedynie powielanymi schematami, a ja nieco zniechęciłam się to wszystkich antyutopii.

Czasami jednak zdarzają się tytuły, które pomagają pokonać każdą niechęć. Podobnie było właśnie ze „Starterem”. Z tą różnicą, że powieść Lissy Price zainteresowała mnie już baaardzo dawno temu. Od kiedy pierwszy raz zobaczyłam okładkę tej książki w zapowiedziach, premiera została kilkakrotnie przesunięta. W końcu jednak „Starter” wreszcie się ukazał, a ja nie mogłabym nie przeczytać powieści na którą czekałam tak długo!

Z książką jest jak z miłością – liczy się wnętrze, ale mimo wszystko pierwsze wrażenie jest nie bez znaczenia. „Starter” i ja zaliczyliśmy zdecydowanie udane pierwsze spotkanie – która z nas, nie lubi świecidełek? :) Książka jest wydana naprawdę pięknie, okładka jest błyszcząca i gdyby przypadkiem natknęła się na ten tytuł w księgarni, nawet kompletnie go nie kojarząc, z pewnością przykułby moją.

Przejdźmy jednak do najważniejszego, czyli wnętrza. Akcja toczy się w świecie wyniszczonym wojną bateriologiczną. Wszyscy pomiędzy 20 a 60 rokiem życia nie żyją. Dzieci i nastolatki miały szczęście, jeśli mają dziadków, którzy mogą się nimi zaopiekować. W przeciwnym razie są skazane same na siebie. Główna bohaterka, Callie, niestety nie ma już rodziny, za wyjątkiem 7-letniego braciszka. Dziewczyna, choć sama jest jeszcze dzieckiem, musi zatroszczyć się nie tylko o siebie, lecz również zająć małym bratem. Trudna sytuacja zmusza ją do podjęcia radykalnych kroków. Callie dramatycznie potrzebuje pieniędzy, a Prime Destinations proponuje teoretycznie prosty zarobek – okrągła sumka za pozwolenie wypożyczenia swojego ciała. Za pomocą wszczepienia czipu do ciała nastolatki (Startera), Enderka (czyli osoba po 60 roku życia) będzie mogła na nowo cieszyć się młodym i sprawnym ciałem. Nasza bohaterka decyduje się na tą transakcję, licząc, że szybko będzie miała to za sobą. Coś jednak idzie nie tak...

Muszę przyznać, że miałam nosa - „Starter” okazał się książką dokładnie taką, jak to sobie wymarzyłam. Autorka przedstawia, co prawda zniszczony świat przyszłości, ale to jedyne podobieństwo do powieści, które do tej pory czytałam. Poza tym, pomysł jest świeży i spójny. Wydarzenia mają sens, fabuła bardzo szybko wciąga czytelnika. Szybko pokochałam tę książkę i za nic nie chciałam się z nią rozstawać aż do ostatniej strony.

Nie ma udanej powieści, bez udanej kreacji głównego bohaterami. Możecie jednak odetchnąć z ulgą, ponieważ Callie jest naprawdę ciekawą postacią. To zaledwie 16-letnia dziewczyna wrzucona w wir wydarzeń, które wymagają od niej podejmowania niesamowicie trudnych decyzji. Callie jest odpowiedzialna i zdeterminowana – to zdecydowanie silna postać, jednak zdarzają się jej również wpadki. Musimy jednak pamiętać, że to tylko nastolatka, a sytuacja w jakiej się znajduje przerosłaby nie jednego dorosłego. Dzięki błędom Callie, poczułam do niej jednie jeszcze większą sympatię.

W przypadku tej książki, nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej, ogromnej zalecie. Sposób, w jaki toczyć się akcja zaskoczy każdego czytelnika. Niejednokrotnie byłam pewna, że wiem, jak potoczą się losy Callie, jednak nie mogłam być w większym błędzie. A zakończenie? Po prostu bomba!

Nawet jeżeli, tak jak ja, macie już dość antyutopii i dystopii, naprawdę warto sięgnąć po „Starter”. Autorka miała nie tylko ciekawy pomysł, ale też świetnie go zrealizowała.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:
www.wydawnictwoalbatros.com/


czwartek, 28 maja 2015

"Zostań ze mną. tom 2" J. Lynn (Jennifer L. Armentrout)

źródło
Tytuł: "Zostań ze mną. tom 2"
Autor: J. Lynn (Jennifer L. Armentrout)
Wydawnictwo: Amber
Stron: 256

"Calla wraca tam, gdzie wszystko się zaczęło. Gdzie najbliższa jej osoba, własna matka, najboleśniej ją skrzywdziła. Zdradziła...
Jest jednak Jax, nieziemsko przystojny chłopak, który potrafi oswajać lęki i patrzy głębiej, niż można sądzić.
Muszą stawić czoło nie tylko własnej przeszłości. Grozi im realne niebezpieczeństwo. Czy ich miłość przetrwa najtrudniejszą próbę – poświęcenia i odwagi?

JENNIFER ARMENTROUT znana pisarka, przyjęła pseudonim J. LYNN dla gatunku New Adult. To powieści o wchodzących w dorosłe życie młodych ludziach (18-25 lat), którzy podnoszą się z tragedii dzięki miłości ukazanej we wszystkich odcieniach: od czułości po płomienny seks.
ZACZEKAJ na mnie to najpopularniejsza powieść gatunku 2013 i numer 1 ,,New York Timesa”. Popularność jej kolejnych bestsellerów: ZAUFAJ mi, BĄDŹ ze mnąZOSTAŃ ze mną, sprawiła, że autorka zdecydowała się pisać dalej Dla Młodych Dorosłych pod prawdziwym nazwiskiem." źródło

J.Lynn to autorka, która zaskarbiła sobie sympatię czytelników na całym świecie (a również w Polsce) dzięki powieści "Zaczekaj na mnie". Książkę, a właściwie wszystkie wydane w Polsce tomy serii, mam już za sobą i każda kolejna zachwyca mnie równie mocno. To jednak nie jedyne powody, dla których uwielbiam autorkę - jak pewnie doskonale wiecie, J.Lynn to pseudonim kobiety, która tworzy również jako Jennifer Armentrout, a nazwisko to kojarzone jest przede wszystkim z książką "Obsydian". 

Po lekturze pierwszego tomu "Zostań ze mną" czułam jednocześnie szczęście i wściekłość. Z jednej strony byłam zachwycona, ponieważ autorka po raz kolejny mnie nie zawiodła. Z drugiej jednak, nie mogłam przeżyć faktu, że powieść skończyła się właśnie w takim momencie. Jeśli więc lekturę macie jeszcze przed sobą polecam od razu zaopatrzyć się w oba tomy - to historia, która po prostu trzeba poznać w całości, najlepiej od razu. Całe szczęście, że na kontynuację nie musiałam czekać zbyt długo.

W tej części akcja nabiera rozpędu. Tajemnice, które nie dawały czytelnikowi spokoju, wreszcie zostaną rozwikłane. Ze wszystkich powieści Lynn, jakie czytałam do tej pory, ta wyróżnia się najszybszą akcją i nieco kryminalną fabułą. Miejsce, w które trafiła Calla nie ma nic wspólnego z bogatą dzielnicą, czy studenckim kampusem - akcja toczy się przede wszystkim w (nieco obskurnym, moim zdaniem) barze, dzięki czemu dostajemy niepowtarzalny klimat. Główna bohaterka, słodka niczym księżniczka Disneya, wrzucona w taką scenerię to świetne połączenie!

Oprócz Calli mamy oczywiście niegrzecznego chłopca. Jax, bo tak mu na imię, dał nam się poznać jako bardzo tajemnicza postać. Do tej pory nic o nim nie wiedzieliśmy - wszystko było jedynie domysłami. Teraz, powoli, wreszcie poznajemy jego prawdziwą twarzy. Zarówno Calla, jak i Jax, powoli otwierają się przed sobą, a dzięki temu i czytelnicy mogą dowiedzieć się, jakie wspomnienia z przeszłości noszą w sobie. Jedno jest pewne - nie będzie żadnych niedopowiedzeń, a wszystkie wątki zostaną rozwikłane.

J. Lynn po raz kolejny mnie nie zawiodła. Wszystkie książki autorki to powieści, które z czystym sumieniem mogę polecić, jednak nie ukrywam, że najbardziej cenię właśnie serię "Zaczekaj na mnie. Mimo wszystko uważam, że autorka nieco lepiej sprawdza się właśnie w New Adult. Nie muszę więc chyba dodawać, że "Zostań ze mną. Tom 2" polecam Wam bardzo gorąco!

Ocena: 8/10
 
"Zostań ze mną. TOM 1"      |      "Zostań ze mną. TOM 2"
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:
 www.wydawnictwoamber.pl

wtorek, 26 maja 2015

"Kochani, dlaczego się poddaliście?" Ava Dellaira

Tytuł: "Kochani, dlaczego się poddaliście?"
Autor: Ava Dellaira
Wydawnictwo: Amber
Stron: 304

"Gayle Forman, autorka Zostań, jeśli kochasz, poleca swoim czytelniczkom książkę, która „roztrzaskała jej serce i poskładała na nowo”.
Nominacja Goodreads do Najlepszej Książki Młodzieżowej 2014.
Debiut sprzedany do 18. krajów!
Prawa filmowe Fox 2000, producentem będzie twórca przeboju kinowego Gwiazd naszych wina.

Szesnastoletnia Laurel nie może się pogodzić z tragiczną stratą siostry. Szuka pomocy idoli, którzy też odeszli: Kurta Cobaina, Amy Winehouse, Jima Morrisona, Janis Joplin… Pisze do nich listy. Z tych listów układa się opowieść o niej samej, jej cierpieniu, samotności, poszukiwaniu siebie i przebaczeniu.
Kochany Kurcie, chciałam napisać do osoby, z którą mogłabym pogadać. Chciałabym, żebyś mi powiedział, gdzie teraz jesteś i dlaczego odszedłeś. Byłeś ulubionym muzykiem mojej siostry May. Odkąd jej nie ma, trudno mi być sobą, bo tak naprawdę nie wiem, kim jestem…
Laurel podziwiała siostrę, ale czuła się przez nią zepchnięta w cień. Teraz usiłuje pogodzić się z tym, co się stało i odnaleźć siebie. Choć nie jest łatwo opłakiwać kogoś, komu się nie wybaczyło…
Pisze o tym, co się zdarzyło, przeżywa to jeszcze raz. Zwierza się, pyta. Te listy i miłość, którą odkrywa, pozwalają pojednać się z życiem i z sobą samą. Rozumie, że nie mogła ocalić siostry, ale może ocalić siebie."

Uwielbiam wzruszające powieści. Czasami sama siebie pytam, dlaczego świadomie narażam się kończenie lektury z opuchniętym nosem i załzawionymi oczami, ale chyba nic nie jest w stanie zniechęcić mnie do takich książek. Po prostu uwielbiam, kiedy powieść wywołuje emocje - nawet jeśli ma być to smutek. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że "Kochani, dlaczego się poddaliście" jest właśnie bombą emocjonalną. Rekomendacja Gayle Forman, a nawet sam tytuł to chyba wystarczająca podpowiedź...

Jeszcze niedawno Laurel miała rodzinę. Może nie była perfekcyjna, jednak istniała, a to już coś. Od śmierci siostry nic nie jest już jak dawniej - bohaterka krąży między domem ojca, a cioci. Mama dziewczyny wyjechała, aby na własny sposób radzić sobie żałobą. Kiedy jednak wszyscy wokół liżą rany, zagubiona dziewczyna zostaje całkiem sama.  May była dla niej wzorem do naśladowania i najlepszą przyjaciółką, a kiedy jej zabrakło, wszystko rozpadło się na drobne kawałki. Czy Laurel będzie w stanie poradzić sobie ze stratą?

Książka pisana jest w formie listów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu powieści epistolarne są bardzo popularne, gdyby nie adresaci. Autorką listów jest 16-letnia Laurel, która pisze do... zmarłych gwiazd. Wszystko zaczyna się od zadania domowego, a kończy na swoistym rytuale. Nastolatka pisze do różnych osób - Kurta Cobaina, Janis Joplin, czy Amy Winehouse. Nigdy nie oddaje jednak listów nauczycielce. Z czasem stają się one coraz bardziej osobiste i zaczynają przypominać pamiętnik, różnią się jednak tym, że mają adresatów, nawet jeśli nigdy do nich nie dotrą.

Książka przedstawiam nam nie tylko historię Laurel, lecz również May. Ta pierwsza z czasem staje się coraz śmielsza w swoich wyznaniach, a pisanie staje się formą terapii. Czytelnik niemalże zagląda w jej głowę, mając dostęp do najbardziej intymnych przemyśleń i wspomnień. Szybko zdajemy sobie sprawę, że śmierć bliskiej osoby to nie jedyna tragedia z jaką zmaga się nasza bohaterka. Wszystko zaczęło się o wiele, wiele wcześniej, kiedy jednak na światło dzienne wychodzi prawda, nie możemy nie być zaskoczeni.

"Kochani, dlaczego się poddaliście" to powieść utrzymana w klimacie "Charliego". To historia skierowana przede wszystkim do młodzieży, jednak nie została przesłodzona, więc z pewnością przypadnie do gustu również starszym czytelnikom. Pokazuje, że wiek dojrzewania, to nie tylko radość i beztroska, lecz również zagubienie i popełnianie błędów, których czasami nie da się naprawić. To gorzka i prawdziwa historia, a autorka nie boi się kontrowersyjnych tematów. I wiecie co? Właśnie dlatego jest tak znakomita!

Bardzo cieszę się, że "Kochani, dlaczego się poddaliście?" doczekało się polskiej premiery. Tytuł przykuł moją uwagę już przy zagranicznych recenzjach i miałam rację - to powieść naprawdę warta uwagi. Z pewnością nie żałuję, że bo nią sięgnęłam, a i Wam gorąco polecam tę lekturę. Naprawdę warto - nawet jeśli nastoletnie lata macie już z sobą.

Ocena: 9/10
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję: 
http://www.amber.sm.pl

sobota, 23 maja 2015

Konkurs: "Cudowne tu i teraz" - WYNIKI!!!

Witajcie! Po pierwsze - najmocniej Was przepraszam za zwłokę z wynikami konkursu. Z przyczyn niezależnych ode mnie, wszystko się po prostu opóźniło. Nie chciałam też robić tego w pośpiechu - Wasze odpowiedzi były naprawdę świetnie, a większość aktorów, których wybraliście (przynajmniej w przypadku książek, które czytałam) pokrywa się z moimi typami. Zasady są jednak nieubłagane, a ja musiałam wybrać tylko jedną osobę, którą będę mogła nagrodzić.

Nie przedłużając...

"Cudowne tu i teraz" Tima Tharpa wygrywa...

Ironia Lasu

Wszystkim serdecznie dziękuję za udział w konkursie. Naprawdę nie spodziewałam się tak świetnych odpowiedzi! Zwyciężczynię proszę o przesłanie swoich danych na adres mailowy: betterversionofthetruth@gmail.com

niedziela, 17 maja 2015

"Will Grayson, Will Grayson" John Green, David Levithan

źródło
Tytuł: "Will Grayson, Will Grayson"
Autor: John Green, David Levithan
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 368

"Pewnego zimnego wieczoru w Chicago przecinają się ścieżki dwóch Willów Graysonów. Nazywają się tak samo, ale do tej chwili żyli w zupełnie różnych światach. Teraz ich życie rusza w całkiem nowym i nieoczekiwanym kierunku. Po drodze jest miejsce na przyjaźń i miłość, muzykę i futbol, a emocjonalna plątanina znajduje kulminację w najbardziej szalonym i spektakularnym musicalu, jaki kiedykolwiek wystawiono na deskach licealnych scen." źródło

Książki Greena mają swoją stałą grupę odbiorców. Oprócz „Gwiazd naszych wina”, która jest powieścią dość uniwersalną i trafi do ogromnej grupy czytelników, pozostałe mają sporo elementów wspólnych. Główny bohater to nietypowy i nie do końca rozumiany przez rówieśników nastolatek, który ma jednak wiernego najlepszego przyjaciela – postać bardzo istotną i (najczęściej) przezabawną. Ważny jest również motyw podróży. Czasami dosłownej, a czasami chodzi bardziej o przemianę głównych bohaterów. Nie oznacza to jednak, że wszystkie książki Greena są takie same – zawsze z przyjemnością zagłębiam się w lekturę i jestem pod wrażeniem nie oczekiwanych zdarzeń. „Will Grayson, Will Grayson” to jednak z książek, które posiadają cechy wymienione powyżej. A może raczej – posiadają w połowie, ponieważ Willów Graysonów jest dwóch!

Mottem Willa Graysona nr 1 jest „siedź cicho”. I tak ma wystarczająco dużo problemów... Jego najlepszy przyjaciel to Kruchy Cooper – pulchny gej, spełniający wszystkie wymogi, aby być stereotypowym, a jednocześnie to postać wyjątkowo urocza. Niestety, nie ułatwia to Willowi zdobycia popularności – chłopak obraca się jedynie wokół Paczki Przyjaciół. Jego znajomi to w większości homoseksualiści, a Will nie ma z tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że nie ułatwia to zdobycia dziewczyny. I gdyby tak jeszcze Kruchy Cooper mógł stać się mniej zauważalny, przez co nie utrudniałby Willowi wiecznego trzymania się na uboczu...

Drugi Will Grayson nie ma nic wspólnego z Greenowskimi bohaterami. To samotny, niezrozumiany chłopak, który pogrąża się w mroku. Gdyby chciał, mógłby mieć wszystko, na czym zależy jego rówieśnikom – popularność, oddanych przyjaciół i piękną dziewczynę. Will chce jednak czegoś zupełnie innego, jednak brakuje mu odwagi. Obu chłopców o tym samym imieniu i nazwisku spotyka się w nocy w sex shopie. Pech chciał, że zostali sami, wystawieni przez bliskie im osoby. Zaskoczeni zaczynają ze sobą rozmawiać, mimo iż nie spodziewają się, że znajomość rozwinie się w coś więcej niż tylko historię, którą można opowiadać znajomym.

Muszę przyznać, że schematyczność powieści Greena zaczyna mnie męczyć. Lubię je, ale brakuje mi odmiany. Już przed sięgnięciem po książkę wiem, że główny bohater okaże się nietypowym młodym człowiekiem, a ja będę oczarowana jego najlepszym kumplem. Nie jest to jednak zarzut, który chce postawić tej właśnie historii, a raczej twórczości autora. Jestem oddaną czytelniczką, po każdą jego książkę sięgam z przyjemnością, jednak byłabym zachwycona, gdyby raz jeszcze postanowił zaskoczyć mnie tak, jak to miało miejsce przy „Gwiazd naszych wina”. Tutaj właśnie takie zaskoczenie się wreszcie pojawiło...

Jeżeli chodzi o Davida Levithana jest to nasze pierwsze spotkanie. Nie ukrywam jednak, że niejednokrotnie przeglądałam zagraniczne strony internetowe i już po tytułach powieści byłam przekonana, że te książki do mnie trafią. Tak też było – zakochana w smutnych i nierozumianych bohaterach, po prostu musiałam zakochać się w Willu Levithana. Bardzo cieszę się, że wreszcie miałam okazję przeczytać jakąś książkę autora, nawet jeżeli w połowie została ona napisana przez Greena. Jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że wszystko wskazuje na to, że wkrótce będę mogła przeczytać kolejne jego powieści.

Przejdźmy jednak to najważniejszego - „Will Grayson, Will Grayson” to książka znakomita, ale nie nadaje się dla każdego czytelnika. Aby w pełni poczuć jej urok musicie mieć naprawdę otwarty umysł. Zdać sobie sprawę, że autorzy mają tyle dystansu, że potrafią stworzyć postacie wręcz groteskowe, jednak nie chcą nikogo urazić. Jasne jest, że choćby Kruchy Cooper został przerysowany w pełni świadomie. On cały jest metaforą. Zaśmiewając się do rozpuku, jednocześnie płynęły mi łzy, bo kiedy zdałam sobie sprawę, o co tak naprawdę chodzi w tej książce, nie mogła pozostać niewzruszona.

„Will Grayson, Will Grayson” to przepiękna historia. Mimo podobieństw do innych książek Greena, naprawdę warto po nią sięgnąć. I pamiętajcie o najważniejszym – otwórzcie swój umysł!

Ocena: 9/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!
http://bukowylas.pl/


środa, 13 maja 2015

"Maybe someday" Colleen Hoover

źródło
Tytuł: "Maybe someday"
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 360

"Nowa książka autorki powieści „Hopeless”.
Bestseller „New York Timesa”.
Drugie miejsce w plebiscycie Goodreads Choice Awards 2014 w kategorii Romans.

On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce…

„Maybe Someday” to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem." źródło
Bardzo lubię powieści New Adult. Większość z nich przypada mi do gustu jednak nie mam problemu ze wskazaniem trzech ulubionych autorek, po których zawsze spodziewam się nieco więcej niż zwykle. Wśród nich jest oczywiście Colleen Hoover. Do tej pory udało mi się przeczytać cztery powieści autorki, jednak najmocniej pokochałam "Hopeless". Biorąc pod uwagę zagraniczne recenzje i oceny na portalach książkowych, po "Maybe someday" spodziewałam się równie udanej lektury. Czy miałam rację?
Sydney to dziewczyna, w życiu której wszystko zdaje się układać. Jest zadowolona z kierunku studiów, który wybrała, a wolny czas spędza z najlepszą przyjaciółką i przystojnym chłopakiem. Tylko czasem, kiedy ukradkiem wymyka się wieczorem na balkon, przychodzi jej do głowy, że być może nie ma wszystkiego, co mogłaby mieć. Wtedy też wsłuchuje się niezwykłe utwory, grane przez chłopaka mieszkającego naprzeciwko. Sydeny nie zdaje sobie sprawy, że te (nie do końca przypadkowe) spotkania z Ridgem będą miały tak istotny wpływ na jej życie. Kiedy jednak w jednej chwili przewraca się do góry nogami życie, które znała do tej pory, to sąsiad z naprzeciwka jako pierwszy wyciąga pomocną dłoń. A nasza bohaterka wcale nie chce jej puścić...
Przyznam szczerze - byłam przygotowana na bombę. Być możemy, gdybym nie znała tej autorki wcześniej, byłoby zupełnie inaczej. Jednakże szybko zdałam sobie sprawę, że "Maybe someday" okaże się czymś więcej niż tylko opowieścią o skrzywdzonej przez najbliższych dziewczynie. Wiedziałam, a mimo to Hoover totalnie mnie zaskoczyła. Ale przecież takich pisarzy cenimy najbardziej, prawda?
Akcja toczy się przede wszystkim wokół dwójki głównych bohaterów. Na nich przede wszystkim chciałabym się więc skupić. Te postaci się bowiem skonstruowane tak genialnie, że nie zmieniłabym w nich niczego. Sydney jest dziewczyną dość typową, a jednocześnie niezwykłą. Chciałaby tak niewiele, jednak los nieustannie rzuca jej kłody pod nogi. Ta pełna ciepła i życzliwości, wrażliwa młoda kobieta bardzo szybko skradła moje serce. Ridge natomiast to postać dużo bardziej nietypowa. Choć nie chciałabym zdradzać zbyt wiele, aby nie psuć Wam przyjemności z lektury, muszę dodać, że problemy, z którymi chłopak zmaga się z każdego dnia są ogromnym obciążeniem.

"Maybe someday" to piękna historia o miłości. Miłości czystej, a jednocześnie zakazanej. Miłości, która nie może istnieć bez ofiar, a jednocześnie tak silnej, że istnieć musi. Miłości, która będzie wzbudzać kontrowersje. Możemy zazdrościć bohaterom takiego uczucia lub im współczuć, jednak z całą pewnością wolno nam ich oceniać. Co mogę dodać? Jestem pod wrażeniem, że mimo trudnej sytuacji w jakiej się znaleźli i pokus, jakie na nich czekały, zawsze starali się postąpić właściwie.

Colleen Hoover po raz kolejny mnie nie zawiodła. Jestem zachwycona "Maybe someday" i liczę na kolejne książki autorki. Gorąco polecam Wam tę i inne powieści autorki - naprawdę warto!

Ocena: 9/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:
http://otwarte.eu/

 

niedziela, 10 maja 2015

"Miasto niebiańskiego ognia" Cassandra Clare

źródło
Tytuł: Miasto niebiańskiego ognia
Autorka: Cassandra Clare
Seria: Dary Anioła 
Wydawnictwo: MAG
Stron: 702

"Ciemność ogarnęła świat Nocnych Łowców. Chaos i destrukcja obezwładniają Nefilim, ale Clary, Jace, Simon i ich przyjaciele łączą siły, żeby walczyć z największym złem, z jakim kiedykolwiek się zetknęli. Brat Clary, Sebastian Morgenstern, systematycznie usiłuje zniszczyć Nocnych Łowców. Posługując się Piekielnym Kielichem, zmienia ich w istoty z koszmaru, rozdziela rodziny i kochanków, powiększa szeregi swojej armii Mrocznych. Nic na świecie nie jest w stanie go pokonać… ale jeśli Clary i jej drużyna wyprawią się do królestwa demonów, mogą mieć szansę…

Ludzie stracą życie, miłość zostanie poświęcona, cały świat się zmieni. Kto przeżyje w szóstej i ostatniej, wybuchowej części „Darów Anioła"?" źródło

Kto nie kocha Nocny Łowców? Cassandra Clare to bezapelacyjna królowa serc moli książkowych. Jako jedna z nie wielu pisarek jest w stanie przedłużyć trylogię o kolejne tomy tak znakomicie, że nikt nie zarzuci jej przedłużania serii. Jeśli o mnie chodzi, chętnie przeczytałabym jeszcze kolejne sześć tomów. Niestety, wszystko wskazuje, że tym razem to już naprawdę koniec. Na pocieszenie, ostatni tom, jaki przygotowała dla nas Clare liczy aż 702 strony - szykuje się długa i emocjonująca lektura!

Zabierając się za "Miasto niebiańskiego ognia" wiedziałam czego się spodziewać. W końcu mam już za sobą "Diabelskie Maszyny" i wiem, że Clare zakończeniem serii potrafi wyzwolić w czytelniku wszystkie możliwe emocje jednocześnie. Wiem również, że bohaterowie "Darów Anioła" skradli moje serca już w pierwszym tomie i nic nie wskazuje, żeby mogło się to zmienić. Jest więc fizycznie niemożliwe, że "Miasto niebiańskiego ognia" okazało się słabą książką - w końcu wszystkie znaki na Niebie i Ziemi wskazywały, że będzie inaczej. Uzbrojona w dwa kartony chusteczek i kubek gorącej kawy rozpoczęłam lekturę.

Choć, jak już wspomniałam, większość bohaterów darzę sympatią już od początku serii, nie sposób nie wspomnieć o nich raz jeszcze. Rzadko kiedy zdarza się, aby żadna z kluczowych postaci mnie nie irytowała, jednak tak właśnie jest w tym przypadku. Lubię Clary ponieważ nie jest szarą myszką, ani nie udaje nieustraszonej wojowniczki. Jestem absolutnie zakochana w bezczelnym chłopaku, jakim jest Jace, ale to chyba nikogo nie zdziwi, bo większość czytelniczek podziela moje zauroczenie. Uwielbiam Magnusa i Aleca, szczególnie, kiedy są razem. Widzę potencjał w Simonie i jego przemiana coraz bardziej mnie cieszy. Koniec końców, przekonałam się nawet do Isabelle, choć miałam wątpliwości, czy uda mi się ją polubić. Darzę sympatią wszystkich Nocnych Łowców i z przyjemnością obserwowałam, jak dorastają na oczach czytelników.

Jeżeli chodzi o akcję i ostateczną walkę - z pewnością nie jestem rozczarowana. Fabuła wciąga przez całe 700 stron, jakie zaprezentowała nam autorka. Dla mnie jednak nie najważniejszy okazał się sam pojedynek (swoją drogą, może wcale nie taki ostateczny), lecz nostalgia. Choć zdaję sobie sprawę, że Jace, Clary i cała reszta to jedynie bohaterowie powieści bardzo trudno jest mi się z nimi pożegnać. Całe szczęście, że choć z tymi postaciami musimy się już pożegnać, że wiem, że autorka jeszcze nie raz nas zaskoczy. Gdybym nie przeczytała jeszcze "Diabelskich Maszyn" stwierdziłabym pewnie, że nic nie jest w stanie wciągnąć mnie równie mocno, jak "Dary Anioła". Jednak po lekturze drugiej serii autorki wiem, że po każdej jej książce mogę spodziewać się piekielnie dobrej historii.

Nie muszę chyba dodawać, że gorąco polecam Wam twórczość Cassandry Clare. Nie mam na myśli jedynie "Miasta niebiańskiego ognia", a ani nawet tylko "Darów Anioła", lecz wszystko pod czym podpisuje się autorka. Jeśli lekturę macie jeszcze przed sobą, to nie dajcie się zniechęcić kiepskiej ekranizacji - książki są dużo, dużo lepsze!

Ocena: 9/10

Na serię "Dary Anioła" składają się:
  1. "Miasto kości"
  2. "Miasto popiołów"
  3. "Miasto szkła"
  4. "Miasto upadłych aniołów"
  5. "Miasto zagubionych dusz"
  6. "Miasto rajskiego ognia" <-
  Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG!

piątek, 8 maja 2015

Stosik #27 (2/2015)


  1. "Cudowne tu i teraz" Tim Tharp - od Bukowego Lasu, x2, bo jeden egzemplarz jest dla Was na KONKURS <klik>.
  2. "Starter" Lissa Price - od wydawnictwa Albatros, bardzo interesujący tytuł, o którym napiszę kilka słów już wkrótce.
  3. "Dziewczyna ognia i cierni" Rae Carson - również od Albatrosa. Jeszcze nieprzeczytana, ale słyszałam o niej dużo dobrego.
  4. "Mara Dyer. Przemiana" Michelle Hodkin - od GW Foksal. Podobno drugi tom jest znacznie lepszy niż poprzedni. Mam nadzieję, że okaże się to prawdą :)
  5. "Złodzieje snów" Maggie Stiefvater - j.w. Wreszcie mam! "Króla Kruków" kocham całych serduchem i cieszę się, że wreszcie doczekaliśmy się kontynuacji.
  6. "Powiedz wilkom, że jestem w domu" Carol Rifka Brunt - j.w. Ten tytuł od dawna znajduje się na mojej liście "do przeczytania"
  7. "Nieprzekraczalna granica" Colleen Hoover - j.w. Tutaj z kolei wystarczyło nazwisko autorki, aby zachęcić mnie do lektury.
  8. "After. Już nie wiem, kim jestem bez Ciebie" Anna Todd - od wydawnictwa Znak. Mówcie sobie co chcecie, ale ja czytając pierwszą część miałam kupę frajdy :D Aczkolwiek muszę przyznać, że ilość stron mnie przeraża...
  9. "Do utraty tchu" Portia Da Costa - zakup z okazji megaprzecen na empik.com. Książka kosztowała jakieś... 6zł?
  10. "Druga szansa" Katarzyna Berenika Miszczuk - j.w. Ten tytuł szczególnie mnie cieszy, na książkę polowałam od premiery i wreszcie udało mi się go ustrzelić, w dodatku w super cenie :)
  11. "Byliśmy łgarzami" E. Lockhart - prezent. Pokładam ogroooomne nadzieje w tej książce, choć ostatnio zauważyłam, że spora część z Was był nim zawiedziona....
  12. "Jedno małe kłamstwo" K.A. Tucker - trzy ostatnie tytuły to zakupowe szaleństwo z okazji Światowego Dnia Książki.
  13. "Cztery sekundy do stracenia" K.A. Tucker - j.w.
  14. "Wróć, jeśli pamiętasz" Gayle Forman - j.w.
Na zdjęciu brakuje "Duff" oraz "Samodzielnych studiów", ponieważ te dwa cudeńka pożyczyłam przyjaciółce. Jest za to czytnik - głównie dlatego, że właśnie skończyłam e-booka "Maybe someday" Colleen Hoover i strasznie mi szkoda, że nie mogę Wam jeszcze pokazać wersji książkowej, bo tytuł naprawdę jest warty uwagi.

Widzicie coś dla siebie?

środa, 6 maja 2015

Gra: "Komiks"

źródło
Tytuł: Komiks
Wydawnictwo: Rebel 
Typ: gra towarzyska
Liczba graczy: 3-10 osób 
Czas gry: ok. 30 minut

"Oto gra narracyjna jakiej jeszcze nie było!
Komiks pozwala na tworzenie niesamowitych opowieści poprzez układanie kolejnych kart kadrów tak, aby by powstała pełna strona komiksu. Każdy z graczy dostaje do ręki 12 dwustronnych kart i w ograniczonym czasie musi do nich wymyślić historyjkę na zadany (lub wylosowany) temat. 

Temat: Nieprzespana noc

"Był chłodny, jesienny poranek, a detektyw wyglądał przez okno swojego biura na 36 piętrze. W dłoni trzymał opróżnioną już szklankę, a w popielniczce dogasał kolejny niedopalony papieros. Miał podkrążone oczy i widać po nim było, że nie dane mu było zmrużyć oka tej nocy. Z zadumy wyrwał go widok sznura przelatujących gęsi.

- Wiem! - wykrzyknął.

- To ona go otruła, kobieta w orlej masce, jego konkubina!"

Jaką historię zamierzasz zaprezentować? Przygodową? Kryminalną? Horror? Romans? Puść wodze fantazji! Opowieść może być zabawna, straszna, ekscytująca albo wzruszająca... wybór należy do Ciebie. Musisz jednak pamiętać o kilku rzeczach: treść historii powinna dobrze pasować do tematu i zostanie oceniona przez innych graczy... a ten z Was, który zdobędzie najwięcej punków, wygra!
Po ułożeniu kart następuje prezentacja stworzonych historii, a następnie ich ocena, podczas której nagradza się te najbardziej pomysłowe, emocjonujące i najlepiej ułożone.
W grze może wziąć udział jednocześnie do dziesięciu osób. Rozgrywka posiada dwa warianty, zależne od liczby graczy: solowy i drużynowy.

Uwaga! Wcale nie ten, kto opowiada najlepsze historie wygrywa! Punkty przyznawane są nie tylko za otrzymanie głosów na własną historię, ale też za dobre zagłosowanie, podobnie jak w grze Dixit." źródło

Dlaczego Komiks
Nie będzie żadną niespodzianką, kiedy powiem, że moimi ulubionymi grami są planszówki. W dodatku najlepiej, kiedy to typowe strategie lub gry utrzymane w klimacie fantasy. Nie warto jednak uparcie trzymać się jednego gatunku - tyczy się to nie tylko książek, czy filmów, lecz również gier. Z lekkim wstydem muszę jednak przyznać, że uparcie odrzucałam propozycje inne niż te, które wpasowują się w moje gusta, ale... do czasu. Całkiem niedawno, podczas spotkania z znajomymi, jeden z nich rozłożył na stole grę towarzyską. Kiedy minęło moje zdumienie pt. "Ale gdzie jest plansza?" opadało, rozpoczęliśmy rozgrywkę. Jak szybko się okazało, nie tylko typowe gry planszowe mogą wzbudzić zainteresowanie. Czasami warto sięgnąć po coś, co nie wymaga całkowitego skupienia, ale za to zapewni świetną zabawę na spotkaniu z przyjaciółmi. Tak właśnie w moje ręce wpadł "Komis".

O co tu chodzi?
Tym razem będzie nietypowo, ponieważ w przeciwieństwie do innych gier, jakie posiadam, tutaj zasady są... bardzo proste. W rozgrywce może wziąć udział od 3-10 graczy. Każdy gracz otrzymuje swoją planszę o 12 dwustronnych kart z "kadrami" naszej historii. Oczywiście, nie musi używać wszystkich, dobiera jedynie te, które pasują do wymyślonej przez niego historii. W wersji podstawowej każda z opowieści składa się z 6 kadrów (jak widzicie na zdjęciach). Ważny jest również temat - możemy tu skorzystać z gotowych podpowiedzi lub, jeśli chcemy, wymyślić własne hasło, które określi, o czym mają opowiadać ułożone przez graczy historie. Możliwości jest całe mnóstwo - możemy opowiadać komiksy kryminalne, horrory, czy historie miłosne. A może wolicie, aby tematem tury został najmniej lubiany nauczyciel? Nie ma problemu!


Kto wygrał?
System oceniania komiksów innych graczy jest niezmiernie istotny - nie wystarczy wymyślić dobrej historii. Każdy z nas, wśród pozostałych graczy wybiera te komiksy, które jego zdaniem były najbardziej pomysłowe, emocjonujące oraz najlepiej ułożone. Punkty zostają również przyznane tym graczom, których głosy się pokrywają. Koniec końców okazać się może, że gracz, który zdobył najwięcej punktów za pomysłową opowieść, wcale nie prowadzi w punktacji.

Wykonanie
Jak zwykle, gra cieszy oko. Największym plusem jest jednak ilość elementów - przede wszystkim kart z kadrami naszych komiksów. Bez nich, rozgrywka szybko stałaby się monotonna.  Karty są dwustronne, ozdobione przeróżnymi, nierzadko zabawnymi ilustracjami, które inspirują graczy do układania swoich komiksów. Oprócz tego mamy całe mnóstwo innych żetonów oraz woreczki, które ułatwiają ich przechowywanie. Powyżej widzicie ranking z punktacją, na której zaznacza się żetony poszczególnych graczy. Plansza ta znajduje się w dolnej części pudełka, a zagłębienia po jej bokach to miejsce, w którym trzyma się zapakowane żetony. Teraz wystarczy tylko zamknąć opakowanie pokrywką i gra jest gotowa do zabrania w drogę!


Ocena
"Komiks" jedynie utwierdził mnie w postawionej tezie - gry towarzyskie potrafią być równie wciągające jak standardowe planszówki. Rozgrywka zapewnia przede wszystkim kupę śmiechu. Poleciłabym ją przede wszystkim młodszym graczom. Starsi odnajdą się tutaj przede wszystkim kiedy potrzebują dobrego "odstresowywacza" po męczącym tygodniu. W gronie dobrych znajomych, przy kilku drinkach z pewnością wyzwolicie swoją kreatywność :)

P.S. W jednej z recenzji zauważyłam sugestię, że gra nadaje się do nauki języka i muszę przyznać, że i ta opcja bardzo mi się spodobała.
P.S. A klepsydra jest naprawdę urocza :)



Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:

wtorek, 5 maja 2015

"Biorąc oddech" Rebecca Donovan

źródło
Tytuł: Biorąc oddech
Autor: Rebecca Donovan
Wydawnictwo: Feeria
Stron: 464


"Po trudnych przeżyciach najpierw z dręczącą ją ciotką, a następnie z uzależnioną od alkoholu matką, Emma zupełnie odcięła się od tego, co było. Ale tylko pozornie. Ma nowe życie i nowych znajomych w Kalifornii, a mimo to każdego dnia ścigają ją te same wspomnienia. Broni się przed natrętnymi głosami z przeszłości, również za pomocą tego, czego tak się brzydzi – alkoholu. Tak rozpaczliwie próbuje zapomnieć i ochronić bliskich przed sobą samą…

Co jeszcze ją czeka? Czy nauczy się kochać siebie? Czy wybierze miłość i nadzieję zamiast rozpaczy i mroku? Czy Evanowi uda się ją ocalić? A może zrobi to ktoś inny?

Oto trzeci tom serii Oddechy – ostatnie spotkanie z Emmą i Evanem, ostatnia szansa na to, by wsiąść do kolejki górskiej i wstrzymać oddech aż do ostatniej strony…" źródło

Szczerze uwielbiam "Oddechy". Poprzednie tomy serii to książki wyjątkowe - wzruszające i okropne zarazem. W dodatku autorka ma skłonność do pokaźnych tomisk, przez co cenię ją jeszcze bardziej. "Biorąc oddech" - finał serii, była więc jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie pozycji tego roku. Znacie to uczucie, kiedy jednocześnie chce się i nie chce przeczytać jakąś książkę? Z jednej strony nie mogę doczekać się zakończenia, a z drugiej celowo odkładam lekturę, aby historia bohaterów jeszcze się nie kończyła. Koniec końców, jak to zwykle bywa, ciekawość bierze górę...

Emma zniosła zbyt wiele. Po przemocy, jakiej doznała ze strony ciotki oraz toksycznego wpływu matki wreszcie jest wolna. Wolna, ale tylko w teorii, bo krzywdy, których doznała nie chcą się zagoić. Minęły dwa lata a Emma bardzo się zmieniła - przeprowadzka, nowi znajomi i... nowy mężczyzna w jej życiu. Nic jednak nie jest w stanie wymazać wspomnień. Emma mota się pomiędzy tym co jest teraz, a tym, co było kiedyś. Wpada ze skrajności w skrajność - z kompletnej izolacji w zbyt silnie zakraplane alkoholem imprezy. I kiedy zadawać by się mogło, że znajduje się już na skraju przepaści, pojawia się Evan.

"Biorąc oddech" znacznie różni się od poprzednich części serii. Wtedy skupialiśmy się na traumie z jaką Emma radziła sobie dzień za dniem. Tym, co działo się teraz. "Biorąc oddech" to książka dużo bardziej nostalgiczna, sentymentalna. Skupia się na przeszłości i uczuciach. Konsekwencja wydarzeń, które już znamy. I choć współczułam głównej bohaterce od samego początku, teraz, kiedy wiem, że jej krucha psychika została niemal zniszczona, jest mi jej jeszcze bardziej żal.

Książka jest dość kontrowersyjna. Emma bardzo się zmienia - już nie próbuje być dobra. Teraz stała się zimna i za wszelką cenę staje się odsuwać starych znajomych i nie dopuścić do siebie nowych. A kiedy już decyduje się na wyjście, kończy się to jeszcze gorzej, niż kiedy zostawała w domu. Zachowanie dziewczyny można opisać jednym słowem - destrukcyjne. Czy jest ona irytująca? Owszem. Myślę jednak, że autorka celowo zdecydowała się pokazać bohaterkę w ten sposób - sposoby radzenia sobie z traumą są różne, a u Emmy wygląda to właśnie tak. Poza tym warto pamiętać, że nie powinno oceniać się powieści przez pryzmat sympatii do bohatera (co nie oznacza, że nie lubię Emmy, po prostu coraz trudniej mi ją zrozumieć). "Biorąc oddech" to po prostu świetna książka i nie można z tym polemizować.

Wszystkie wątki, poruszone w tej serii zostały rozwiązane. Książka jest bardzo dobrym zakończeniem serii, a mimo wszystko... szkoda, że to już koniec. Na pocieszenie mogę jednak dodać, że już wkrótce w księgarniach będziemy mogli znaleźć nową książkę autorki - "Co jeśli" - oby okazała się równie dobra, jak "Oddechy".

Ocena: 8/10

Oddechy:
"Powód by oddychać"   |   "Oddychając z trudem"   |   "Biorąc oddech"

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://wydawnictwofeeria.pl

piątek, 1 maja 2015

"Hellheaven" Raven Stark

źródło
Tytuł: Hellheaven
Autor: Raven Stark
Wydawnictwo: Novae Res
Stron: 292

"Czy jedna osoba jest w stanie zniszczyć komuś cały świat? Czy potrafi pociągnąć za sobą lawinę, która bez skrupułów ograbi człowieka z jego dotychczasowego życia? Czy psychika nastolatki jest wystarczająco silna, by udźwignąć niespodziewany ciężar?

Camille nigdy nie przypuszczała, że takie pytania będą chodzić jej po głowie. Jednak kiedy na jaw wychodzą przez lata skrywane tajemnice, ktoś porywa jej przyjaciółkę, a rodzice wysyłają ją do szkoły z internatem oddalonej o setki kilometrów od jej rodzinnego domu, Camille zdaje sobie sprawę, że nic nie jest takie, jak jej się do tej pory wydawało.

W Hellhaeven stopniowo odkrywa kolejne sekrety dotyczące nie tylko jej korzeni, rodziny czy znajomych, ale i rzeczywistości, która okazuje się być o wiele bardziej skomplikowana, niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać." źródło

Choć do książek młodych debiutantów podchodzę z rezerwą, tym razem postanowiłam zrobić wyjątek. Wśród naszych rodzimych pisarzy też zdarzają się pozytywne zaskoczenia, a pewnie wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak dużo świetnych książek wyszło spod rąk nastoletnich pisarzy. Okładka "Hellheven" przyciąga wzrok, a opis jest naprawdę intrygujący, dlaczego więc nie spróbować? Pełna nadziei, że tajemnicza Raven Stark okaże się moją nową, ulubioną rodzimą autorką rozpoczęłam lekturę.

Główna bohaterka, Camille, jest kompletnie zagubiona - w jednej chwili zmienia się całe jej życie. Świat, który znała do tej pory praktycznie przestaje istnieć. Nastolatka zostaje zmuszona spakować walizki i opuścić dom, rodziców, a przede wszystkim najlepszą przyjaciółkę. Trafia do szkoły z internatem, jednak zdecydowanie nie jest to typowa placówka. W internacie mieszkają uczniowie z całego świata - po dwie osoby z różnych krajów. To jest drugą osobą o pochodzeniu takim, jak główna bohaterka i... dlaczego właściwie uczniowie są tak różnorodni? To nie jedyne tajemnice z jakimi zmierzyć się musi Camille.

Fabuła "Hellheaven" przypomina mi wiele historii, które już znam. Szkoła z internatem to (niestety) motyw, wielokrotnie powielany w literaturze. Przez kilkadziesiąt pierwszych stron, wydawało mi się, że powieść przypominać będzie "Wybranych". Wydawać by się mogło, że pary uczniów z poszczególnych krajów mają coś wspólnego z polityką - takie przynajmniej było moje skojarzenie. Szybko zdałam sobie jednak sprawę, że to bardziej powieść z wątkami paranormalnymi , a autorka inspirowała się przede wszystkim książkami fantastycznymi.

Są jednak dwie bardzo istotne wady, które przeszkadzały mi podczas lektury. Przede wszystkim chodzi o język. Nietrudno zauważyć, że historia została napisana przez osobę bardzo młodą - nie mam nic przeciwko używaniu prostego, młodzieżowego języka, ale wszystko z umiarem. Używanie słów typu "lampisz" trochę mnie odrzuca... Druga sprawa to zamieszanie. I nie mam na myśli skomplikowanej fabuły, lecz niejasne sytuacje, które sprawiają, że czytelnik po prostu się gubi.

Mimo wszystko nie uważam "Hellheaven" za nieudaną powieść. Podejrzewam, że będą w wieku autorki nie byłabym w stanie napisać książki nawet w połowie tak dobrej. Może na debiut było jeszcze odrobinę za wcześnie, ale w Raven Stark widzę potencjał. Mam nadzieję, że uda się jej wydać jeszcze wiele książek i każda kolejna będzie lepsza od poprzedniej, a ja z dumą będę mogła mówić, że śledzę jej karierę od samego początku.

Ocena: 5/10

Z książkę serdecznie dziękuję:
http://novaeres.pl/


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...