niedziela, 29 maja 2016

"W dziczy" Fiona Wood

źródło
Tytuł: W dziczy
Autor: Fiona Wood
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 376

"Szesnastoletnia Sib wybiera się na zieloną szkołę – wraz z klasą ma cały semestr spędzić w spartańskich warunkach zagubionego w górach obozu, gdzie poza mnóstwem nauki czeka ją mnóstwo wysiłku fizycznego i groza wspólnego mieszkania z rówieśnikami. Tego wszystkiego Sib mogła się oczywiście spodziewać. Czy jednak  poradzi sobie, gdy do tych problemów dojdzie głęboki kryzys w przyjaźni i coraz bardziej skomplikowana historia miłosna?
Natomiast Lou – nowa dziewczyna w klasie – ani myśli się integrować i dostosowywać do nowych kolegów i koleżanek. Wciąż przeżywa dramat, który rozegrał się w jej życiu prawie rok wcześniej i chce jedynie, by wszyscy dali jej święty spokój. Do świata żywych wraca dopiero, gdy nie może dłużej znieść intryg, których sieć coraz mocniej oplata Sib i jej najlepszą przyjaciółkę Holly." źródło

"W dziczy" przywodzi na myśl powieści dla młodzieży, które czytałam kilka lat temu. Nie wiem skąd wzięło się to skojarzenie, jednak coś w tej książce przyciąga uwagę. Przyznam szczerze - kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, jednak bardzo interesująca okładka i zwyczajne przeczucie sprawiły, że zapragnęłam dowiedzieć się, co tak naprawdę kryje się w środku.

Sib i Lou uczęszczają do dość niezwykłej szkoły. Właśnie rozpoczynają całosemestralny wyjazd do górskiego obozu. Czekają je iście spartańskie warunki, bez jakichkolwiek udogodnień, do których przyzwyczajona jest dzisiejsza młodzież. Historię poznajemy z punktu widzenia dwóch głównych bohaterek - Sib, która jest typową nastolatką, której zależy na opinii rówieśników oraz Lou, której przestało zależeć na czymkolwiek po tragedii, która ją dotknęła. Okazuje się, że te dwie, z pozoru zupełnie inne nastolatki, łączy dużo więcej niż moglibyśmy się tego spodziewać, a dzicz ułatwia nie tylko im, lecz wszystkim bohaterom tej historii pokazać swoje prawdziwe oblicze.

Powieść Fiony Wood okazała się o wiele poważniejszą historią niż się tego spodziewałam. Sibilla wydaje się postacią dość powierzchowną - bardzo zależy jej na akceptacji otoczenia. Szybko okazuje się jednak, że granica, po której stąpa jest dość cienka, a niektórych decyzji nie da się cofnąć. Mówiąc w skrócie - robi głupoty, jak każda nastolatka, jednak, gdy poznajemy ją bliżej okazuje się mądrą i sympatyczną dziewczyną, po prostu nieco zagubioną.

Historia Sibilli to jednak dopiero połowa tej powieści. Drugą z głównych ról gra tutaj Lou. Ta bohaterka, w przeciwieństwie do Sib, ma kompletnie gdzieś zdanie otoczenia. Obóz traktuje jako zło konieczne, rówieśników - również. Dziewczyna przeżywa własny dramat - rok temu cały jej świat legł w gruzach i nic nie jest w stanie go naprawić. W dziczy uczy się jednak, że nawet po najgorszej burzy może przyjść słońce i nie da się pozostać na wszystko obojętnym.

Największym zaskoczeniem okazało się skupienie na psychice bohaterów. Autorka pokazuje nam, jak różne problemy mogą dotykać nastolatków oraz że każdy z nich jest inny i inaczej radzi sobie z problemami. Widzimy choćby okrucieństwo i intrygi, które mogą doprowadzić do załamania nerwowego czy granice, jakie mogą przekroczyć młodzi ludzie, aby tylko sprostać oczekiwaniom rówieśników. Myślałam, że będzie to lekka opowiastka o wakacjach w obozie - nic bardziej mylnego. Nasi bohaterowie zmagają się z prawdziwymi problemami.

Myślę, że naprawdę warto sięgnąć po tę książkę. Wiem, że wiele z Was odrzuciło ją, myśląc, że jest przeznaczona dla młodszych czytelników, jednak uważam, że może spodobać się każdemu, niezależnie od wieku.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu:

wtorek, 17 maja 2016

"Tak słodko..." Tammara Webber

źródło
Tytuł: Tak słodko... 
Autorka: Tammara Webber
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 398

"On jest miłością jej życia, chociaż o tym nie wie. Ona  jest jego chwilą wytchnienia w tym wymagającym przetrwania życiu. Był zraniony i dziki, ale potrafił się dostosować. Ona zawsze była posłuszna. Teraz jest niespokojna. Pearl Torres Frank spędzając lato w domu nauczyła się dwóch rzeczy: Boyce Winn jest ucieleśnieniem wszystkiego, od czego powinna trzymać się z dala i wszystkim tym, co sprawia, że chce być blisko. Zbuntowany i głośny. Nie dbający o to, co myślą o nim ludzie. Namiętny. Silny. Niebezpieczny. I jest jeszcze jedna cecha, którą chowa przed wszystkimi, ale nie przed nią: Słodki." źródło

New Adult jest aktualnie gatunkiem, po który sięgam chyba najczęściej. Doskonale pamiętam jednak czas, kiedy bardzo ciężko było znaleźć powieść, w której główni bohaterowie są studentami. Wiecznie trafiałam na historie, które toczyły się za murami liceum oraz takie, których bohaterki były po trzydziestce, miały męża oraz dzieci. Aż wreszcie... trafiłam na "Tak blisko". Wreszcie udało mi się znaleźć powieść, gdzie postacie były w wieku 20+! Ale to jeszcze nie wszystko - książka Tammary Webber kompletnie mnie zauroczyła, skradła moje serce i na zawsze zapisała się w pamięci, jako jedna z ulubionych - w końcu nie często trafia się na swoje 10/10.

Do Tammary Webber chyba zawsze będę miała słabość. Z radością sięgnęłam nawet po "Tak krucho", choć z reguły unikam powieści opowiadających na nowo znaną mi już historię, tyle, że z punktu widzenia innego bohatera. Nie mniej jednak tę książkę przeczytałam i nawet nieźle się przy tym bawiłam. Oczywiste było również, że i po "Tak słodko" sięgnę - wręcz nie mogłam się doczekać premiery. Muszę jednak przyznać, że po książce spodziewałam się naprawdę wiele, być może zbyt wiele, bo bardzo rzadko trafia się na książki równie dobre, co pierwsza powieść autorki.

Dawno, dawno temu mały chłopiec ocalił jeszcze mniejszą dziewczynkę. Od tej pory stał się jej osobistym obrońcą. Teraz oboje już dorośli, a ich drogi nieco się rozeszły. Pearl jest poukładana i grzeczna, a jej plan na życie już dawno został ustalony. Tyle tylko, że choć i rodzice, i chłopak uważają, że wiedzą, co będzie dla niej najlepsze, sama bohaterka ma poważne wątpliwości. W końcu, ten jeden, jedyny, raz postanawia postawić na swoim i... zostaje sama. Na szczęście z pomocą przychodzi Boyce - zbuntowany chłopak, który nie pochodzi z dobrej rodziny, a i jego ścieżka kariery (przynajmniej wg matki Pearl) pozostawia wiele do życzenia. On jednak jest osobą, która słucha i stara się zrozumieć naszą bohaterkę.

Tej powieści postawiłam poprzeczkę bardzo wysoko i być może to jest główny problem. "Tak blisko" było pierwszym New Adult, jakie przeczytałam. I choć nie da się zaprzeczyć, że książka jest świetna, to z pewnością nie bez znaczenia jest fakt, że wcześniej nie znałam tego gatunku - pewnie dlatego mam do niej taką słabość. Pamiętam magię, jaka towarzyszyła mi lekturze, byłam  po prostu zachwycona. Przede wszystkim zachwyciła mnie chemia pomiędzy bohaterami - autorce udało się stworzyć po prostu zachwycający związek. Jeżeli jednak chodzi o "Tak słodko", to tej chemii właśnie najbardziej mi brakowało.

Nie oznacza to, że powieść mi się nie podobała, wręcz przeciwnie. Interesująco wypadli nie tylko bohaterowie, ale i kontrast pomiędzy nimi. Pearl, która nie od zawsze znała luksus, a jednak jej matka ma naprawdę duże oczekiwania - wszystko albo nic. Boyce, którego rodzice zdecydowanie nie spisali się zbyt dobrze, a jednak, mimo buntowniczego nastawienia radzi sobie bardzo dobrze. Ta dwójka kompletnie do siebie nie pasuje, a jednak od wielu lat pozostają przyjaciółmi. Jedyne, czego mi brakuje to ta chemia, którą dostrzegłam w pierwszej części.

Warto wspomnieć również o postaciach pobocznych - mimo skupienia akcji przede wszystkim wokół Pearl i Boyca, autorka nie zapomniała również innych, drugoplanowych bohaterach. Wypadają barwnie - na uwagę zasługują choćby rodzice głównej dwójki, jednak moją absolutną faworytką jest Sam - dziewczyna, która rozpoczyna pracę w warsztacie samochodowym. W tej dziewczynie po prostu wszystko jest nietypowe. Co prawda poznajemy jej historię w dużym skrócie, a jednak muszę przyznać, że chwyta ona za serce.

Jeśli tak jak ja pokochaliście "Tak blisko" na pewno nie muszę Was namawiać na lekturę i tej części. Nie powtarzajcie jednak mojego błędu i nie stawiajcie poprzeczki zbyt wysoko. To bardzo dobra książka. I tyle.

Ocena: 7/10

Za możliwość poznania tej cudownej historii serdecznie dziękuję wydawnictwu:

niedziela, 15 maja 2016

"Labirynt na ciebie poluje" Rainer Wekwerth

źródło
Tytuł: Labirynt na ciebie poluje
Autor: Rainer Wekwerth  
Wydawnictwo: YA! 
Stron: 416
 
"León, Jenna, Jeb, Mary i Misza – piątka ocalałych nastolatków, którzy przemierzają tajemniczy labirynt światów, by móc odzyskać wolność i ocalić własne życie. Żeby ktoś się wydostał z labiryntu, ktoś inny musi w nim zostać. Podejmując się nieludzkich wyzwań
i prób, docierają do krain, jakich wcześniej nie widzieli, albo takich, które nazbyt przypominają im rodzinne strony. Zostają sam na sam z prześladującą ich przeszłością, własnymi lękami i koszmarami. Kto z nich ocaleje i dotrze do końca piekielnego labiryntu?
Książka dla fanów Więźnia labiryntu." źródło

Uwaga: Recenzja zawiera spojlery z pierwszej części.

Niedawno miałam przyjemność sięgnąć po "Przebudzenie labiryntu". O dziwo, mimo wszelkich obaw, książka okazała się świetna i, co najważniejsze, wcale nie miała wiele wspólnego z inną powieścią z "labiryntem" w tytule, a miałam niepokojące przeczucie, że tak właśnie będzie. W rzeczywistości polubiłam bohaterów i z wypiekami na twarzy, razem z uczestnikami przedziwnej gry, przemierzałam kolejne światy. To, że sięgnę po "Labirynt na ciebie poluje" było oczywiste - pewnie nawet gdybym uznała pierwszą część za średniaka i tak zdecydowałabym się przeczytać kontynuację. Choćby po to, żeby dowiedzieć się, kogo tym razem postanowi uśmiercić Rainer Wekwerth.

Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy nasi bohaterowie przekroczyli już drugą bramę. Została ich już tylko piątek - Leon, Jenna, Jeb, Mary i Misza (i nie jest to żaden spojler, bo dokładnie taka informacja zawarta jest w opisie książki). Tym razem trafiają do kolejnego świata, który w niczym nie przypomina poprzednich. Przepowiednia, którą przeczytał Jeb, coraz bardziej zaczyna mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nasi bohaterowie przekonują się również, że najlepiej działają w grupie. Ale jak to zrobić, skoro bram jest zawsze o jedną mniej niż uczestników gry? Kto tym razem nie będzie mógł przekroczyć drzwi do kolejnego ze światów?

Tak, jak się spodziewałam, ta część w niczym nie ustępuje poprzedniej. Ma wszystko, czego oczekiwałam - napięcie, które trzyma nas do ostatnich stron i akcję, która wciąga na długie godziny. Ogromnym plusem jest to, że naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać ani jeżeli chodzi o światy, w których przebywają nasi bohaterowie, ani jeżeli chodzi o typowanie, któremu z nich uda się przekroczyć bramę. Jedyne, co mogę zdradzić, to że Rainer Wekwerth niejednokrotnie zaskakuje.

Tak, jak się spodziewałam, w kontynuacji wątki romantyczne nabierają tempo. Już w pierwszej części nietrudno było się domyślić, że Jeb i Jenna mają się ku sobie. Pozostaje również Leon oraz Mary, który co prawda na początku pałali do siebie niechęcią, ale przecież nie od dziś wiadomo, że od miłości do nienawiści niedługa droga. Do tego pozostaje jeszcze Misza, który... No właśnie.

Ogromnym plusem jest oczywiście to, że żadna z postaci nie jest najważniejsza. Naprzemiennie poznajemy historię z punktu widzenia każdego z nich, a co za tym idzie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kto przejdzie przez bramę. Zazwyczaj w tego typu powieściach drogą dedukcji możemy dojść do wniosku, że osoba, która pojawia się najczęściej wygra, a ta, o której czytamy rzadko - zginie jako pierwsza. W tym przypadku wszystko jest wielką niewiadomą.

Jestem pewna, że wszyscy, którzy tak jak ja pokochali "Przebudzenie labiryntu" nie będą zawiedzeni również tą częścią. A mnie nie pozostaje nic innego, jak czekać na III tom, aby wreszcie dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy.

Ocena: 7/10
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję: 

piątek, 13 maja 2016

Gra: "Gra o tor"

źródło
Tytuł: Gra o tor
Wydawnictwo: Rebel
Typ: gra planszowa 
Liczba graczy: 2-4 osób 
Czas gry: ok. 30 minut


"Gry o pociągach bywają lekkie i przyjemne, ale też są złożone i wymagające. "Gra o Tor" jest lekką grą karcianą, która ma bardzo proste zasady oferując przy tym sporo możliwości rozmaitych zagrań. 

Każdy z graczy będzie posiadał własny pociąg składający się z lokomotywy i 7 ponumerowanych wagonów umieszczonych w losowej kolejności. Podczas swojej tury gracz albo weźmie nowy wagon, aby zastąpić jeden z już posiadanych, albo skorzysta ze zdolności jednej z kart pozwalających zamieniać wagony miejscami, przesuwać, podmieniać, czy nawet usunąć wagony przeciwników. Zwycięzcą zostanie ten z graczy, który jako pierwszy ułoży swoje wagony w rosnącej kolejności.

Brzmi prosto? Oczywiście, ale jak zwykle w takich przypadkach bywa - tak zupełnie prosto to nie jest! Gracze muszą uważnie śledzić poczynania graczy i ostrożnie używać własnych akcji tak, by przypadkiem jednym ruchem nie złożyć wygranej w ręce przeciwnika!

W grze występują liczne nawiązania do "Pieśni Lodu i Ognia" George'a R.R. Martina, wplecione tam przez autorów w hołdzie dla tej sagi, która "na nowo rozpaliła nasze skute lodem umysły tchnąwszy w nie ducha fantastycznej wyobraźni"." źródło

Dlaczego "Gra o tor"? 
Mimo, że jestem fanką ogromnych, efektownych planszówek dziś mam dla Was coś zupełnie innego. Gra "Budowniczowie: Antyk" przekonała mnie, do mniejszych opakowań - czasami wybieramy oczami, a tak jak okładka nie świadczy o książce, tak opakowanie nie świadczy o grze. Czasami mały, nie znaczy gorszy. Po drugie mam również słabość do pociągów dzięki fenomenalnemu "Colt Express", a po trzecie - nawiązanie do "Gry o tron". Łącznie mamy już trzy argumenty za i ani jednego przeciw - nic tylko grać!


 O co tu chodzi?
"Gra o tor" to karcianka o bardzo nieskomplikowanej mechanice - możemy w nią grać nawet z dziećmi. Każdy z graczy otrzymuje lokomotywę oraz siedem wagonów. Musimy je ułożyć od tego, który posiada najniższy numer, do tego, który posiada najwyższy. Żeby nie było zbyt, kiedy rozpoczynamy grę ułożone są one odwrotnie. Oprócz naszych wagonów, "na dzień dobry" dostajemy trochę kart na rękę. W każdej turze gracz może wykonać jedną z akcji - dobieranie karty lub użycie zdolności. Pierwsza z opcji polega na umieszczeniu pierwsze karty ze stosu w miejsce jednego ze swoich wagonów. Druga z kolei oznacza użycie jednej z kart, które odwrócone są awersem do góry obok talii. W tym przypadku możemy sami zadecydować, która z nich to będzie i... celowo szkodzić innym graczom, bo niektóre z kart dotyczą wszystkich uczestników.
 
Kto wygrał?
Cel gry jest bardzo prosty - wygrywa ten, kto pierwszy ułoży swoje wagony we właściwej kolejności. Gra kończy się natychmiast, nieszczęśliwi przegrani nie będą niestety mogli dokończyć swojej tury. Musimy być czujni, czasami nawet jeśli wydaje się, że wysuwamy się na prowadzenie, ktoś może w kilku ruchach nas wyprzedzić.


Wykonanie
To dość typowa karcianka - ilustracje estetyczne, momentami zabawne, ale bez większego szału, standardowy rozmiar. Gra składa się jedynie z kart - lokomotywy są tego samego rozmiaru, co wagony, będące z kolei jednocześnie naszymi kartami akcji. Zbędne nam są dodatkowe gadżety takie jak pionki, kostki, czy monety, albo nawet notes. Całość zamknięta jest w niewielkim kartonowym pudełeczku i trochę szkoda, bo już przyzwyczaiłam się do tych lepszych jakościowo, metalowych opakowań, z którymi nic się nie stanie, nawet jeżeli któryś z moich znajomych obleje je napojem albo na nim usiądzie.


Ocena
Czytając opinie o "Grze o tor" nastawiłam się na karciankę, która zapewni mi kupę rozrywki. I właśnie to otrzymałam. Razem ze znajomymi bawiliśmy się naprawdę świetnie, nawet jeżeli samo wykonanie nie jest tak imponujące, jak w przypadku pozostałych gier w mojej kolekcji. Plusem jest również prosta mechanika, dzięki temu z rozgrywce wziąć mogę równie młodsi lub kompletnie niedoświadczeni gracze.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:

sobota, 7 maja 2016

"Przebudzenie labiryntu" Rainer Wekwerth

źródło
Tytuł: Przebudzenie labiryntu
Autor: Rainer Wekwerth
Wydawnictwo: YA!  
Stron: 352

"Siedem osób, sześć bram, trzy dni i niezliczona ilość pułapek. Grupa nastolatków nie ma pojęcia, jak znalazła się w innym wymiarze. Otaczają ich ściany wyimaginowanego labiryntu. Jeden fałszywy krok może zmienić ich los, błędny wybór zaprowadzić w ślepy zaułek. Kto z nich przetrwa i zdąży wydostać się z labiryntu, który zdaje się śledzić każdy ich ruch? Labirynt nie daje odpowiedzi, stawia tylko pytania…
Czas ucieka, a żadne z nich nie czuje, aby udało się mu zbliżyć do rozwiązania mrocznej zagadki. Autor książki Rainer Wekwerth dostał w 1999 roku Krajową Nagrodę dla dzieci i młodych dorosłych Literatura Badenii-Wirtembergii.
" źródło

Siedmioro nastolatków budzi się w nieznany miejscu. Niczego nie pamiętają, są nadzy, a dopóki nie odnajdą siebie nawzajem - sami. Jeb, Jenna, Leon, Kathy, Mary, Misza i Tian - wszyscy mają naście lat, ale to zdaje się być jedynym, co ich łączy. Nasi bohaterowie wiedzą co muszą zrobić - dotrzeć do bramy, przejść przez nią i tak kolejne siedem razy. Problem polega na tym, że choć nastolatków jest siódemka, to bram będzie jedynie sześć, a w każdym z kolejnych światów - o jedną mniej. 

"Przebudzenie labiryntu" skojarzyło mi się (jak chyba większości z Was) z "Więźniem labiryntu". Już po kilku stronach zdajemy sobie jednak sprawę, że te książki mają niewiele wspólnego. Poza faktem, że w obu powieściach bohaterowie nie wiedzą gdzie i dlaczego się znajdują, praktycznie nic ich nie łączy. Powieść Rainer Wekwerth to raczej historia utrzymana w klimacie "Igrzysk śmierci" czy "Gone" - fani tych serii na pewno nie będą zawiedzeni.

Powieść skupia się na siódemce głównych bohaterów. To sporo, szczególnie kiedy przyzwyczajeni jesteśmy, że akcja toczy się wokół jednej - dwóch osób. Tutaj jednak sprawdza się to doskonale - mamy mnóstwo zupełnie różnych charakterów, indywidualne jednostki. Jedni dobrze radzą sobie z logicznymi zagadkami, inni z kolei wykazują się w momencie, gdy potrzeba siły fizycznej. Co więcej - nie jesteśmy w stanie przewidzieć kto odpadnie w kolejnym świecie. Gdybyśmy poznawali akcję oczami jednego bohatera, byłoby niemal oczywiste, że to dla niego wędrówka skończy się pomyślnie. W przypadku siódemki nic nie jest pewne.

Tytułowy "labirynt" sugeruje, że celem jest odnalezienie prawidłowej z krzyżujących się dróg. W rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. Nasi bohaterowie poruszają się pomiędzy światami, a labirynt jest raczej metaforą. Mówiąc w skrócie - muszą dotrzeć do bramy. W międzyczasie pojawiają się rozmaite przeszkody. Takie, które są realnym zagrożeniem dla wszystkich i wszystkich przerażają tak samo. Są jednak też te, które dotykają lęków poszczególnych osób i mają na celu wytrącić z równowagi konkretną osobę. Kto okaże się najsilniejszy?

Nie zdradzając zbyt wiele mogę dodać, że pierwszej części wędrujemy wraz z bohaterami przez dwa światy. I chyba sprawdzi się tutaj moja teoria, że skoro są trzy tomy, a światów dwa razy więcej, to w każdym tomie uczestnicy dwa razy przekraczać będą światy. Kto zakończy tę wędrówkę pomyślnie? Muszę przyznać, że nie mam pojęcia. Mam pewne przypuszczenia, ale czy okażą się słuszne? To zapewne okaże się w kolejnych częściach.

"Przebudzenie labiryntu" pozytywnie mnie zaskoczyło. Spodziewałam się kolejnej historii bardzo przypominającej te, które już znam. Okazało się jednak, że powieść Rainer Wekwerth jest oryginalna, wciągająca i dobrze napisana. A zakończenie ciekawi nas tak bardzo, że po prostu nie sposób nie przeczytać kolejnych dwóch części.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję: 

czwartek, 5 maja 2016

"Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie" Jessica Knoll

źródło
Tytuł: Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie
Autor: Jessica Knoll
Wydawnictwo: Znak
Stron: 400


"W szkole średniej Ani FaNelli zetknęła się z okrucieństwem, do jakiego są zdolne tylko nastolatki. W dorosłym życiu robi wszystko, by wymyślić siebie na nowo. Z impetem realizuje skrupulatnie przemyślany plan: prestiżowa praca, designerskie ubrania i przystojny narzeczony z arystokratycznym nazwiskiem.
Ani jest już bardzo blisko celu. Wtedy pojawia się propozycja udziału w filmie dokumentalnym o tym, co wydarzyło się w szkole 14 lat temu.
Jest jednak coś, o czym wie tylko Ani. Niebezpieczny sekret, który może wiele zmienić
." źródło

Nie czytałam "Zaginionej dziewczyny" - oglądam jedynie film, ale później strasznie żałowałam, że nie zdecydowałam się na lekturę. Choć zawsze twierdziłam, że kryminały i thrillery to coś nie dla mnie,  po raz kolejny okazuje się, że warto poszerzać swoje czytelnicze horyzonty. Dlaczego wspominam o "Zaginionej dziewczynie"? Bo ona i "Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie" należą do tego tego samego gatunku - Domestic noir. 

Ani FaNelli ma to, czego chcesz. Wygląda zjawiskowo (wcale nie było łatwo), ma bogatego i wpływowego narzeczonego (a zdobycie go również do najprostszych nie należało) oraz pracę, o której większość kobiet marzy. Ma też klasę i elegancję, której nie można kupić i torebkę, na którą nigdy nie odłożysz, bo zawsze będzie coś ważniejszego. Ale Ani na też mroczne sekrety i wspomnienia, które nie dadzą o sobie zapomnieć, niezależnie od tego, ile kosztował samochód w którym właśnie siedzi.

Będąc w szkole średniej, naszą bohaterkę spotkało najgorsze, co może się przytrafić dziewczynie w jej wieku. Chwilowa popularność bardzo szybko odwróciła się na jej niekorzyść. Być może to masochistyczna natura, a może po prostu pragnienie sprawiedliwości sprawia, że Ani decyduje się wystąpić w filmie dokumentalnym opowiadającym o tragedii sprzed lat. Co tak naprawdę się stało? Tego będziecie musieli dowiedzieć się sami, ale możecie mi wierzyć, że prawda nie raz Was zaskoczy.

Historia toczy się na dwóch płaszczyznach. Za jednej strony mamy Ani dziś - piękną kobietę sukcesu, która planuje swój ślub. Szybko możemy zorientować się, że ten śliczny obrazek gnije od środka, a przecież nic nie dzieje się bez przyczyny. I tak płynnie przenosimy się do przeszłości, kiedy to nastoletnia TifAni za wszelką cenę chciałaby zyskać popularność wśród rówieśników, a to ciągnie za sobą lawinę tragedii. Bardzo duża część tej historii toczy się liceum, więc wydawać by się mogło, że książka idealnie nadaje się dla młodzieży, jednak... nic bardziej mylnego. Jest brutalnie, jest ostro i zdecydowanie 18+.

Ani to bohaterka, której wcale nie powinniśmy lubić. Nie ma najmniejszego zamiaru być sympatyczna, a szczeniaczki i małe dzieci powodują u niej raczej odruch wymiotny niż napływ czułości. Wcale nie udaje też, że wszystko przyszło jej samo i nie cofnie się przed niczym, żeby tylko osiągnąć wymarzony cel. Jest w niej jednak coś prawdziwego, nawet jeśli nie chce być dobra, jest strasznie rzeczywista. I chyba właśnie ta postać jest jednym z najmocniejszych elementów powieści. Co oprócz tego? Nic nie jest czarne, nic nie jest białe, a my do samego końca nie wiemy, kto jest ofiarą, a kto katem.

"Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie", ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazała się być... świetną lekturą! Ta zaskakująca, oburzająca historia, pełna wyrazistych bohaterów i trzymająca w napięciu do ostatniej strony. Polecam, nawet jeżeli tak jak ja, z reguły nie sięgacie po tego typu książka. Najwyższy czas zacząć!

Ocena: 9/10

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,7458,Najszczesliwsza-dziewczyna-na-swiecie


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...