czwartek, 28 czerwca 2012

Stosik #4 - Wakacyjny

Witajcie! Macie już wakacje? Ja jeszcze nie, ale zbliżają się wielkimi krokami. Jeszcze tylko tydzień, jeszcze tylko tydzień... Póki trwa sesja - mały poprawiacz humoru. Nie chwaliłam Wam się, ale nawiązałam współpracą z trzema wydawnictwami. Wydawnictwo Jaguar, Studio Astropsychologii oraz Wydawnictwo Esprit zaufały mi na tyle, że postanowiły podjąć ze mną współpracę. Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że recenzje im się spodobają.
Co to planów na wakacje: Niestety mam do odbycia w tym roku aż dwie praktyki. Nie zdążę się więc wakacjami zbytnio nacieszyć, jednak cały wolny czas jaki będę miała wykorzystam w 100%. Oczywiście, wśród moich planów jest też czytanie. Poniżej przedstawiam Wam mój cudny wakacyjny stosik. Nie mogę się wręcz doczekać kiedy zacznę czytać. Jak już mówiłam: "jeszcze tylko tydzień...".
Od góry:

1. "Africanus. Syn konsula" - Santiago Posteguillo - od Wydawnictwa Esprit
2. "Biała jak mleko, czerwona jak krew" - Alessandro D'Avenia - zakupione za 9,90zł w księgarni Kumiko :)
3. "Zapach spalonych kwiatów" - Melissa de la Cruz - zakupione za 9,90zł w księgarni Kumiko
4. "Ocaleni. Życie, które znaliśmy" - Susan Beth Pfeffer - od Wydawnictwa Jaguar,
5. "Straż" Marianne Curley - od Wydawnictwa Jaguar,
6. "Żelazny cierń" - Caitlin Kittredge - od Wydawnictwa Jaguar,
7.Wyprawa do Imperium Mroku" Raymond E. Feist - Drugi tom Sagi Mrocznej Wojny

I od czego tu zacząć? :) Co byście chętnie przeczytali? A te pozycje macie już za sobą?

wtorek, 26 czerwca 2012

Zapowiedź: Kelly Creagh "Nevermore 2 - Cienie"

Regularnie męczyłam Wydawnictwo Jaguar pytaniami o kontynuację mojej ulubionej (waszej niekoniecznie:P) powieści. Wreszcie... Dzisiaj w ten koszmarny dzień, w którym wszystko idzie źle wreszcie zobaczyłam okładkę i humor mi się polepszył. Chociaż troszkę. Kruk egzaminów za mnie nie zda, ale jego widok to jak takie małe światełko w tunelu. Zapraszam do przeczytania oficjalnego opisu:


Drugi tom książki “Nevermore: Kruk”, gotyckiego romansu opartego na twórczości Edgara Allana Poego.
Varen zniknął. Schwytany w pułapkę koszmarnej rzeczywistości, gdzie chore sny Edgara Allana Poego stają się jawą, znajduje się poza zasięgiem żywych i umarłych. Ale Isobel nie zgadza się go porzucić. Rusza do Baltimore, by odnaleźć Reynoldsa, tajemniczego mężczyznę, który co roku spełnia toast na grobie pisarza i który w ciągu ostatnich miesięcy oszukiwał ją i zwodził. Tylko on ma klucz do innego świata...
Kiedy Isobel znajduje wreszcie przejście, odkrywa, że miejsce, w którym przebywa Varen zdążyło się zmienić. Pełen bólu i przerażających istot świat zamieszkują teraz również stworzenia, które zrodziły się w pełnym gniewu umyśle chłopaka. Miłość przemienia się w nienawiść, radość w smutek, śmiech w płacz. Stając naprzeciw Varena, Isobel zaczyna rozumieć, że jej ukochany stał się jej największym, śmiertelnym wrogiem. 

PLANOWANA PREMIERA: WRZESIEŃ 2012

Jeśli ktoś jeszcze, jakimś cudem nie przeczytał pierwszego tomu, to po raz n-ty zachęcam gorąco! A pozostałych ( i siebie samą) namawiam do przeczytania raz jeszcze. Tak, jestem Nevermoreholiczką.

Źródło opisu i okładki:  http://wydawnictwo-jaguar.pl/

niedziela, 24 czerwca 2012

Przypominajka!

Uwaga! Przypominam o konkursie. Macie czas do jutra do 24.00. Zapraszam serdecznie wszystkich, którzy się jeszcze nie zgłosili :) Proszę się zgłaszać TUTAJ

Uwaga, uwaga: Konkurs! Z racji tego, że mój blog spotkał się z tak miłym odbiorem, postanowiłam nagrodzić moich czytelników i zorganizować małą wygrywajkę. Nagrodą będzie kryminał Ollego Lonnaeusa "Pokuta". Książka jest oczywiście nowa, nieczytana przeze mnie.



W konkursie mogę brać udział wszyscy, z tym, że nie wysyłam nagrody za granicę. Wylosowana przeze mnie osoba będzie proszona o podanie danych do wysyłki w ciągu tygodnia. Jeśli tego nie zrobi, wylosuję kolejną osobę. Reguły są praktycznie takie same jak na wszystkich tego typu konkursach:

1. Podaj swój nick + adres e-mail.
2. Osoby posiadające konto google proszę o publiczne obserwowanie bloga.
3. Jeśli masz bloga wklej, proszę, banner w dowolnym miejscu (to nie jest wymóg, jednak będzie mi bardzo miło).

4. W komentarzu należy podać odpowiedź na pytanie: Jaką pozycję i dlaczego polecił(a)byś mi i wszystkim czytelnikom? Odpowiedzi może być więcej niż jedna, a argumentację pozostawiam Wam - to może być opis, opinia, długa, krótka, cokolwiek uważacie za stosowne. To nie musi być Wasza ulubiona książka - ważne żeby była warta polecenia :)

Konkurs trwa do 25.06.2012, a zwycięzcę postaram się podać jak najszybciej będę w stanie. Życzę wszystkim powodzenia i zapraszam do zabawy. Zachęcam również do czytania komentarzy, a nuż ktoś zaproponuje tytuł, który zainteresuje nie tylko mnie :)

piątek, 22 czerwca 2012

Top 10: Dziesięć ulubionych symboli dzieciństwa


Wreszcie i ja dałam się wciągnąć w zabawę Top 10
Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień na blogu KREATYWY. Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych symboli dzieciństwa.
1. Karteczki - każdy szanujący się pierwszoklasista musiał takie karteczki posiadać i wymieniać się nimi z kolegami. Te z "Królem Lwem" były u mnie w szkole jednymi z najpopularniejszych:)
animovies.pun.pl

2. Super Mario na Pegasusie - kto nie przeszedł do końca, w ogóle nie liczył się na podwórku :P
digart.pl

3. Warkoczyki - moja stała fryzura z dzieciństwa. Mam plotła mi je codziennie, bo miałam bardzo długie włosy, a nie chciałam, żeby mi przeszkadzały. Na końcach, obowiązkowo, kokardy.
dlarodzinki.pl


 4. My Little Pony - do bajek nie było takiego dostępu jak dzisiaj, ale za to miałam kilka kucyków-figurek, które uwielbiałam.
weheartit.com

5. Gumy balonowe - każdy żuł i kolekcjonował karteczki ze środka, niezależnie co na nich widniało :)
papilot.pl


6. Lalki Barbie - to niezaprzeczalnie moje ulubione zabawki. Byłam typowo "dziewczyńska" i kochałam wszystko co różowe :)
mattel.com
 7. Pluszowy miś - nieodzowny towarzysz każdego dzieciaka. Mój nosił wdzięczne imię - Miś.
weheartit.com

8. Naleśniki - uwielbiana słodka potrawa, którą najlepiej przygotowywała moja babcia. Teraz już nie jadam takich słodkości.
weheartit.com

9. Kinder Niespodzianka - lekarstwo na wszystkie dziecięce smutki. Pyszna czekoladka i zabawka w środku - cóż więcej trzeba do szczęścia?
weheartit.com


10. Bajki Disney'a - ubóstwiałam wszystkie, ale najbardziej te, w których były księżniczki
weheartit.com

czwartek, 21 czerwca 2012

Recenzja: "Delirium" Oliver Lauren

Tytuł:  „Delirium"
Autorka:  Oliver Lauren
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 360


Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.

Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, kłamać, a nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.
Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?

 http://otwarte.eu 


Olivier Lauren - znów nie jestem pewna, które to imię, a które nazwisko - to piękna młoda kobieta. Od dziecka miała do czynienia z literaturą, ponieważ jej rodzice właśnie literaturę wykładają. Już jako mała dziewczynka była bardzo kreatywna - wymyślała historie, przebierała się, rysowała i malowała. Nieco później jej hobby stało się pisanie amatorskich sequeli ulubionych książek. Zapewne w ten właśnie sposób wyrobiła sobie własny styl, który możemy obecnie podziwiać w jej powieściach. W Polsce znana jest głównie z pozycji "7 razy dziś" (cudem powstrzymałam się od kupna!) oraz, oczywiście, bardzo intensywnie reklamowanego ostatnio "Delirium".

Informacje o tej powieści "zalały" mnie z każdej strony. Na blogach, oprócz recenzji, zapowiedzi, ochów i achów, pojawiły się nawet layouty z motywem "Delirium". W końcu dopadło i mnie, chociaż wcale nie twierdzę, że bez wszechogarniającego szału nie skusiłabym się na tę pozycję. Po "Igrzyskach śmierci" moda na wszelkiego rodzaju antyutopie i dystopie trwa w najlepsze, przez co możemy wybierać z niezliczonej ilości pozycji. Tutaj wydawcom należy się uznanie, ponieważ mimo wszystko większość z Nas zdecydowała się właśnie na "Delirium".

Przenieśmy się do przyszłości... Świat winą za wszystkie problemy obarcza miłość, w czym zapewne ma trochę racji, bo przecież ile morderstw i wojen jest spowodowanych właśnie miłością. Jednak tutaj popadamy w skrajność. Miłość -Amor deliria nervosa - jest najgorszym co może Nam się przytrafić. Jest epidemią, można się nią zarazić. Jest chorobą, która może prowadzić nawet do śmierci. Młodzi ludzie z utęsknieniem oczekują dnia, w którym poddadzą się remedium - zabiegowi, który uchroni ich przed miłością. Nasza bohaterka, Lena, nie jest wcale wyjątkiem. Miłość ją przeraża. Matka dziewczyny popełniła samobójstwo, którego piętno spoczywa na nastolatce. Tylko zabieg może ją uratować. Zostanie sparowana z jakimś chłopcem i nigdy nie będzie już czuła...

Dokładnie do 172. strony "Delirium" nie spełniło moich oczekiwań. Byłam zawiedziona. Dokładnie do 172. strony nie lubiłam Leny. A potem, w mgnieniu oka, wszystko się zmieniło. Charakter bohaterki okazał się być bardziej złożony - a ja głupia śmiałam myśleć, że jest płytka i nudna. Dziewczyna stała się bardzo ciekawą postacią, rozwijała się wraz z powieścią, ewoluowała. Historia nabierała tempa, a wraz z nią, nie tylko Lena, ale wszyscy bohaterowie coraz bardziej mnie fascynowali. Nie mamy tu czarnych i białych postaci, nic nie jest jednowymiarowe. No może oprócz państwa, które rządzi się żelaznym zasadami. Dusza nie ma żadnego znaczenia.

Chętnie przeczytałabym "7 razy dziś" głównie ze względu na język autorki. Uwielbiam powieści pisane w czasie teraźniejszym. Uważam, że są bardziej dynamiczne i zdecydowanie łatwiej jest mi się wczuć w akcję. Pokochałam to u Anny Onichimowskiej, a Lauren Oliver tylko tą miłość spotęgowała. Nie wiem tylko, czy pochwały nie powinny należeć się osobie zajmującej się tłumaczeniem (pozdrawiam:)) czy autorce. Jedno jest pewne - tłumaczenie na kilka ciepłych słów zdecydowanie zasługuje.


Sam pomysł społeczeństwa zabijającego miłość wydaje mi się średni. Jednak już opis powieści nieco zmienił moje zdanie. Myślę, jednak, że największą sztuką jest nie wpaść na pomysł, ale w tak wyjątkowy sposób go zrealizować. Autorka zapewne włożyła sporo pracy w powieść i wycisnęła z tematu tak dużo jak tylko się dało. Za co największy plus? U mnie zdecydowanie za zakończenie. Jest świetne,
w y b i t n e. Uwielbiam taki zakończenia a nie "...i żyli długo i szczęśliwie..." i koniec. Autorka zostawiła sobie otwartą furtkę do drugiej części w najlepszym możliwym momencie, a ostatnią stronę mogę spokojnie określić jako najlepszą z całej książki.

Na koniec muszę dodać kilka słów na temat okładki. Otóż w przeciwieństwie do większości czytelników nie uważam jej za niezwykłą. Nie jest najgorsza - to fakt, ale z nie ma nawet porównania do amerykańskiej, która jest, moim zdaniem, piękna. Dziewczyna na zdjęciu przypomina mi nieco Keirę Knightley. Muszę jednak przyznać, że angielska jest paskudna, więc chyba i tak nie powinnam narzekać.

Podsumowując myślę, że to pozycja warta uwagi. Nie mogę zaprzeczyć, że jest bardzo wciągająca, ot, w sam raz na wakacje.

Ocena: 9/10


Źródło grafiki: lubimyczytac.p, http://www.examiner.com

sobota, 16 czerwca 2012

No life, no life...


Niestety - nie ma mnie tutaj. Nawet teraz, przez tę chwilę, powinno mnie tu być. Sesja u nas to wyjątkowa paskuda, a do tego projektów jak mrówków. W tym roku semestr kończę 08.07., ale to wcale nie będzie koniec, bo czekają mnie praktyki. Także perspektyw na wakacje b r a k. Nie chciałam się tutaj jednak żalić, tylko wytłumaczyć się ze swojej nieobecności na Waszych, a przede wszystkim na moim własnym blogu. Obiecuję, że to się zmieni - mam nadzieję, że już w lipcu, jednak nie jestem w stanie obiecać, że nie dopiero w sierpniu :( Jak tylko będę miała chwilkę postaram się zaglądać na Wasze blogi, a gdyby zdarzyła  mi się jakaś niespodziewana przerwa to napiszę recenzję "Delirium".
U Was też takie nieciekawe perspektywy na najbliższe dni? A może dzięki Euro sesje macie już za sobą?

www.demotywatory.pl

czwartek, 7 czerwca 2012

Kto jest na okładkach "GONE"?

Dzisiaj trochę z innej beczki. Recenzji nie będzie, ale przygotowałam dla Was coś, co mam nadzieję, zainteresuje kilka osób. Skończona wczoraj pozycja spowodowała, że w głowie miałam tylko jedną myśl: KTO JEST NA OKŁADKACH? Pewnie każdy, kto czytał "Gone" Michaela Granta, chociażby jedną część, się nad tym zastanawiał, więc nic dziwnego, że ja również. Przeprowadziłam małe dochodzenie i okazało się, że odpowiedź nie jest taka prosta. Przedstawiam Wam moje pomysły, przy czym zaznaczam, że wspomagałam się wypowiedziami internautów na różnych, głównie zagranicznych, forach. Poniższe zastawienie jest więc połączeniem ich zdania z moim. A Wy? Jakie macie typy?

 Faza Pierwsza: Niepokój
Tutaj nie mam żadnych wątpliwości: Sam i Astrid
 Faza Druga: Głód
 Diana i chyba Caine (chociaż nie tak go sobie wyobrażałam)

 Faza Trzecia: Kłamstwa
 Sam i Astrid (urosła? to chyba nie ta sama dziewczyna co w fazie I)

 Faza Czwarta: Plaga
Astrid i, jak twierdzą czytelnicy, Drake. Nie, jakoś On mi na Drake'a nie wygląda. Może to Eldilio?
 Faza Piąta: Ciemność
 Diana i Quinn ?

 Faza Szósta: Światło
Chociaż tutaj nie mam wątpliwości: Sam i Diana 

To jest lista otwarta, jeśli ktoś uważa inaczej, jestem skłonna ją zmienić. Chętnie poznam Wasze zdanie - piszcie :)

środa, 6 czerwca 2012

Recenzja: "GONE. Faza Pierwsza: Niepokój" Michael Grant

Tytuł:  „GONE. Faza Pierwsza: Niepokój"
Autorka:
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 526

"W TEN SPOSÓB KOŃCZY SIĘ ŚWIAT
W mgnieniu oka wszyscy znikają… Zostają najmłodsi.
Nastolatki. Uczniowie. Niemowlęta. Nie ma nikogo poza nimi. Nagle milkną telefony. Przestaje działać Internet. Nie ma telewizji. Nikt nie wie, co się stało. Pomoc nie nadchodzi. Nastolatki nieoczekiwanie zaczynają się zmieniać. Zyskują nowe zdolności – niewyobrażalne, groźne, śmiercionośne moce – które z dnia na dzień stają się silniejsze. Których nie sposób kontrolować.
Witaj w nowym, przerażającym świecie, gdzie do głosu dochodzą najgorsze instynkty, gdzie nie ma miejsca dla słabych, a najtrudniejszym zadaniem jest pozostanie sobą…
Czas ucieka.
W dniu swoich piętnastych urodzin znikniesz... "

 http://wydawnictwo-jaguar.pl/

Michael Grant urodził się w 1943 roku, wychował się w wojskowej rodzinie i chodził do 10 różnych szkół. Swoje więc przeżył i możemy się domyślać, że nie miał lekko. Mężczyzna twierdzi, że został pisarzem, bo to zawód, który pozwala mu się przemieszczać. Grant może się pochwalić naprawdę dużym dorobkiem literacki - ma na koncie ok. 150 książek o najróżniejszej tematyce. Najbardziej popularna, przynajmniej w Polsce, jest seria "GONE". Wiecie dlaczego? Ja przeczytałam pierwszy tom. I już wiem.

Nie miałam w planach tej książki. Ba, nawet do głowy mi nie przyszło, żeby ją ruszyć. Dorośli znikają - wydawało mi się to głupiutką powieścią dla nastolatków, do tego zdecydowanie zbyt pokaźną. Rzadko kiedy znajdzie się książka, która po 400 stronach mnie nie znudzi. Wzięłam ją tylko dlatego, że w mojej ukochanej bibliotece to była jedyna seria, z której dostępny był pierwszy tom (a nie jedynie szósty, jak zazwyczaj). Do tego te Wasze pozytywne recenzje. Pomyślałam: "Przeczytam i dopiero będę krytykować". No i przeczytałam.

Puf! Zniknął nauczyciel historii. Puf! Zniknęli rodzice. Puf! Zniknęli wszyscy dorośli. Zniknęli wszyscy, którzy ukończyli 15 rok życia. Nastolatki są zdane same na siebie. Sam Temple, ośmielę się stwierdzić, główny bohater nie wie co się dzieje. Dokładnie tak samo jak cała reszta dzieciaków. Kto zajmie się najmłodszymi? Kto nakarmi zwierzęta? Kto załatwi jedzenie? Wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialność spoczywa na Samie. Jak by tego było mało, nie zanosi się, żeby miał wiele osób, które są mu chętne do pomocy. Wszyscy czekają. Jednak nic się nie dzieje. To nowa rzeczywistość to ETAP. Jednak czy przejściowy?

Większość czytelników zachwyca się wybitnym (jak sami określają) pomysłem Granta. Ja... nieszczególnie. Znikają wszyscy dorośli - komu z Nas, w okresie młodzieńczego buntu, nie przeszło to do głowy? No właśnie... Osobiście uważam, że to nie sam pomysł zasługuje na największe pochwały. To wykonanie jest dla mnie głównym atutem książki. Dlaczego? Już wyjaśniam. Idea nie przypadła mi do gustu, ale książka niesamowicie wciągnęła. Liczy sobie ponad 500 stron, a ja czytałam, czytałam, czytałam i tylko znajdowałam sobie wymówki, żeby poświęcić jeszcze kilka minut lekturze (a z czasem u mnie naprawdę krucho). Autor pisze językiem niezwykle przystępnym. Tak niezwykle, że pewnie gdyby pisał o okresie godowym płetwali błękitnych, również czytałabym to z wypiekami na twarzy.

To jednak, nie wszystko co muszę docenić. Rozwój akcji również zasługuje na pochwałę. Spodziewałam się, że powieść będzie taka... "przesłodzona". Niby taka trudna sytuacja, aaale tak właściwie to nic złego się nie stanie, a tu, proszę, taka niespodzianka. W zupełnie nierzeczywistym świecie możemy zaobserwować całkiem rzeczywiste zachowania. Widzimy gniew, nienawiść, pychę, zachłanność. Zdarza się nawet śmierć i inne, dosyć brutalne sceny, które zrobiły na mnie podwójne wrażenie, ponieważ ab-so-lut-nie się ich nie spodziewałam.

Kreacja postaci? Tak "pół na pół". Anielsko dobry Sam, mnie nie przekonał. Nie lubię takich "zbyt rycerskich" bohaterów, nigdy nie przekonam się do postaci bez wad. Wystarczyłaby jedna, dwie złe decyzje. Sam - liczę, że w następnych częściach, w końcu podwinie Ci się noga i jednak się polubimy. Jak Quinn - ma wady, podjął kilka złych decyzji, ale w dalszym ciągu uważam go za postać pozytywną. Tyle, że dużo bardziej przypomina człowieka z krwi i kości. Caine, Diana - super (eh, ta moja miłość do czarnych charakterów). Astrid - trochę lepiej niż Sam, ale szału nie ma. Moją ulubienicą jest tutaj zdecydowanie Lana. Zanim wątki jej i reszty są połączyły, czasem miałam ochotę przeskoczyć kilka strona, tylko po to, żeby zobaczyć co tam u niej. Ot, takie moje małe widzimisię. Bohaterów mamy tutaj całą masę, a ja nie będę wszystkich wymieniać. Powiem tylko, że ich ilość wcale nie wprowadziła nadmiernego zamieszania, wręcz przeciwnie - akcja była bardziej dynamiczna. Mamy też całkiem złe postaci, takie złe do szpiku kości, nie bez powodu.

Myślę, że to pozycja warta polecenia, nawet jeśli, tak jak ja, nie jesteście do końca przekonani po opisie. Z drugą część się na razie nie biorę (pewnie i tak znalezienie jej w bibliotece graniczy z cudem), ale jak nadrobię wszystkie zaległości książkowe to spróbuję ją dorwać. Oceniam, jak zwykle, subiektywie :)

Ocena: 8/10

PRZYPOMINAM O KONKURSIE!!!
Źródła grafiki: lubimyczytać.pl, www.weheartit.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...