wtorek, 31 lipca 2012

Recenzja: "Wampiry z Morganville 1: Przeklęty dom" Rachel Caine

"Witajcie w Morganville.
Po zachodzie słońca lepiej zostańcie w domu.
Miastem zaczynają rządzić ci, którzy nie do końca umarli.
 
Claire przyjechała do Morganville studiować i świetnie się bawić. Nie przypuszczała, że koleżanki z akademika od początku będą jej uprzykrzać życie. Wynajęcie pokoju w wielkim starym domu wcale nie jest zmianą na lepsze. Nowi współlokatorzy mają swoje mroczne sekrety. Ale przyjmą Claire do siebie, gdy ulice miasta zaroją się od zła spragnionego świeżej krwi..." 
http://www.wydawnictwoamber.pl 

"Nie oceniaj książki po okładce" doskonale pasuje do tej pozycji. Żeby znaleźć drugie takie paskudztwo musiałbym się pewnie nieźle naszukać (chociaż to i tak nic - widzieliście połączenie I i II tomu?!). Opis jest dość lakoniczny, jednak w porównaniu do szaty graficznej możemy uznać go za wybitny. Gdyby tej książki nie poleciła mi znajoma nigdy bym po nią nie sięgnęła. Wampirów jest pełno wszędzie, boję się, że niedługo wyskoczą mi nawet z lodówki. Niestety, jestem zagorzałą fanką wyśmiewanego przez wytrawnych czytelników "paranormal romance" i zamierzam czytać wszystko co uznam za choć w najmniejszym stopniu interesujące do momentu, aż wyjdzie mi to uszami. Póki co - nie wyszło, więc spodziewajcie się od groma takich recenzji. :)

Główna bohaterka - Claire - nie ma łatwego życia. Nie dość, że już w wieku szesnastu lat znalazła się na studiach, jest gnębiona przez "złą dziewczynę". Motyw znęcania się nad słabszymi urasta tutaj do niebotycznych rozmiarów, niestety nie wygląda to ani realnie, ani oryginalnie. Co za  tym idzie początek może zanudzać, ale kiedy się przez niego przebrnie jest tylko lepiej. Gdy Claire dociera do domu Glassów akcja wciąga bez reszty. Spodziewałam się, że przynajmniej jeden z czterech głównych bohaterów okaże się nieszkodliwym wampirem-wegetarianinem, do którego miłością zapała główna bohaterka, jednak nic z tych rzeczy. Krwiopijcy bowiem, nie zatracili tutaj kształtowanego przez lata wizerunku, który zburzył "Zmierzch". W Morganville to nadal niebezpieczne istoty, których lepiej unikać.

Niestety, narracja, na którą zwracam ogromną uwagę w powieściach, jest tutaj tragiczna. Teoretycznie trzecioosobowa, jednak (szczególnie na początku) sprawia wrażenie, że autorka chce aby to Claire opowiadała nam historią. Z biegiem stron, ten drażniący defekt jakby się zaciera, a kiedy na dobre wciągnęłam się w akcję, zupełnie nie zwracałam na to uwagi. Trzeba przyznać, że przynajmniej zamiast "coraz gorzej" robi się "coraz lepiej". Wartka i rozbudowana akcja sprawia, że powieść czyta się z zapartym tchem i można ją pochłonąć nawet w jeden wieczór. 

Bohaterowie są ciekawi. Bardzo polubiłam całą czwórkę głównych bohaterów i ciężko jest mi wybrać swojego ulubieńca. Gdybym jednak musiała zdecydować się na ulubieńca, chyba postawiłabym na Shane. Warto zwrócić również uwagę na relacje między nimi. Nie mamy tu do czynienia ze zwykłą grupką przyjaciół, a każdego łączą inne stosunki z pozostałymi. Autorka stworzyła unikatowe charaktery i tyczy się to równie drugoplanowych postaci, choć w tym tomie nie poznajemy ich zbyt wielu.

"Przeklęty dom" to ciekawa powieść. Wykonania nie mogę uznać za wybitne, jednak wciąga - a to chyba najważniejsze. Mimo wielu "ale" i niezbyt wysokiej oceny polecam Wam tą serię. Skończyłam właśnie II tom i muszę przyznać, że jest coraz lepiej.

Ocena: 6/10

Źródło grafiki: http://wydawnictwoamber.pl/, goodreads.com, weheartit.com

poniedziałek, 30 lipca 2012

Top 10: Dziesięć książek, które powinny mieć swoje adaptacje filmowe!

Jako, że w akcji "Top 10" póki co brak nowych tematów, postanowiłam nadrobić zaległości. Chyba nikt nie będzie miał mi za złe, jeśli wybiorę sobie tematy, które gościły na blogach już jakiś czas temu.

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień na blogu KREATYWY. Dziś przyszła pora na... Dziesięć książek, które powinny mieć swoje adaptacje filmowe!


 1. "Córka dymu i kości", Laini Taylor - bez zastanowienia, to właśnie tę książkę najbardziej chciałabym zobaczyć na ekranie! Prawa do ekranizacji zostały już co prawda sprzedane, ale na tym koniec. Mógłby to być fantastyczny film, podczas czytania nie mogłam przestać wyobrażać sobie jak wyglądałyby chimery.
2. "Nevermore. Kruk.", Kelly Creagh - moje "widzimisię", głównie dlatego, że uwielbiam tę książkę. Jednak ekranizacja jest odrobinę ryzykowna. Jako ciekawostkę mogę dodać, że w jednym z wywiadów autorka wspominała, że w roli Isobel chętnie zobaczyłaby Dakotę Fanning.
3. "GONE", Michael Grant - najlepiej cała seria:P Aż dziwne, że jeszcze nikt się za to nie zabrał, myślę, że młodzi ludzie oszaleliby na punkcie tego filmu


4. "Szeptem", Becca Fitzpatrick - jeśli chodzi o typowy paranormalny romans, to jest mój zdecydowany faworyt. Słyszałam, że "Upadli" mają być ekranizowani, a te dwa tytuły uważam za dość podobne, jednak zdecydowanie wolałabym "Szeptem"
5. "Błękitnokrwiści", Melissa de la Cruz - ulubiona wampirza seria, chociaż wampiry są już podobno passe:)
6. "Delirium", Lauren Olivier - bardzo dobra książka. Do tego, w porównaniu do innych, które tu wymieniam, dosyć łatwa w ekranizacji. Myślę, że film mógłby być całkiem przyjemny.



7. "Życie, które znaliśmy", Susan Beth Pfeffer - perełka odkryta ostatnio przeze mnie. Wpadła mi w ręce zupełnie przypadkiem, ale polecam każdemu, bo jest świetna.
8. "Żelazny cierń", Caitlin Kittredge - tutaj nie wierzę w jakiekolwiek szanse na ekranizacje, ponieważ koszty byłby zapewne ogromne. Ale... pomarzyć zawsze można, a ja bardzo chciałbym na własne oczy zobaczyć te wszystkie maszyny, choćby na ekranie.

9. "Las zębów i rąk", Carrie Ryan- kiedy myślę o tej książce, przychodzi mi do głowy film "Osada". Oglądaliście? Widzicie podobieństwo?




10. "Ala Makota", Małgorzata Budzyńska- wiem, zupełnie nie pasuje do pozostałych. Kiedy byłam młodsza uwielbiałam te książki i myślę, że polskie nastolatki zasłużyły na jakiś porządny film skierowany do nich. 



Źródła grafiki: lubimyczytać.pl

niedziela, 29 lipca 2012

Recenzja: "Karty Proś, a będzie Ci dane" Esther i Jerry Hicks

"Esther i Jerry Hicks – amerykańscy odkrywcy Prawa Przyciągania od 20 lat pomagają ludziom na całym świecie w realizacji marzeń. Dzięki książkom pomogli już tysiącom osób w Polsce. Teraz pragną dotrzeć do jeszcze większej liczby osób dzięki tym kartom. A czy Ty już zrealizowałeś swoje marzenia?

Niezależnie, czy pragniesz fortuny, willi, sławy czy miłości. Musisz tylko naprawdę ich zapragnąć, a same do Ciebie przyjdą. Oto karty, które będą stanowiły znakomite narzędzie do przyswojenia sobie zasad najpotężniejszego Prawa we wszechświecie.


Karty możesz traktować jak pojedyncze przesłania na każdy dzień lub jako całościowy kurs korzystania z dobrobytu, jaki możemy sobie już wkrótce zapewnić. Każdy może wybrać dla siebie najlepszą opcję i dzięki niej dążyć do celu, jakim jest lepsze, spełnione życie.


Talia zawiera 60 kart o wymiarach 100 x 140 mm"

http://www.talizman.pl 

Kolejne - już czwarte - spotkanie z kartami na tym blogu. Tym razem sięgnęłam po talię autorstwa Esther i Jerrego Hicks. Są to jedni z najpopularniejszych autorów tego typu pozycji i,o ile w Polsce niekoniecznie to w Stanach zdecydowanie, "Prawo Przyciągania" sprzedawało się jak świeże bułeczki. Zainteresowanych ich twórczością odsyłam do zapoznania się z ich teorią na temat istot Abraham.


Jeżeli chodzi o karty, muszę podkreślić, że w tym wypadku osobno kupujemy karty, a osobno podręcznik. W poprzednich taliach z jakimi miałam styczność do dołączana była książeczka, więc kiedy jej zabrakło byłam nieco rozczarowana. Kart jest za to sporo, bo aż 60.

Miałam nadzieję, że brak podręcznika zostanie zrekompensowany przez treści zawarte na poszczególnych kartach, jednak niestety, i tutaj spotkało mnie rozczarowanie. Na każdej znajdują się średnio 3 zdania. Karty są dwustronne, więc losujemy je z zamkniętymi oczami. Na głównej stronie znajduje się ilustracja wraz z przesłaniem, na drugiej natomiast rozwinięcie myśli, czyli wyżej opisane 3 zdania. Jednak tekst jest treściwy i dość uniwersalny. Wróżenie z tych kart jest całkiem ciekawe i nie zdarzyło mi się jeszcze, aby odpowiedź talii nie pasowała do pytania.

Wizualnie? Muszę z przykrością uznać, że "Proś, a będzie Ci dane", a tle innych tego typu kart, wypadają bardzo słabo. Ilustracje zwyczajnie mi się nie podobają, są proste, niczym namalowane przez dzieci pastelami. Brakuje mi tu szczegółów, a przed wszystkim dopasowania do tekstu. Niektóre, owszem, są całkiem przyjemne dla oka - jak choćby te na pierwszym zdjęciu - wzbudzają pozytywne emocje. Większość jednak została uproszczona do granic możliwości, co niestety wcale nie wyszło na dobre.

Co powiedziały mi karty?

"Moim największym darem do przekazania jest moje szczęście.

Największym darem jaki możesz ofiarować jest Twoje własne szczęście. Jeśli jesteś szczęśliwy i wdzięczny, jesteś jednocześnie połączony ze Strumieniem Energii Źródła, która jest tym, kim-naprawdę-jesteś. Każda rzecz lub osoba, którą uważasz za obiekt swojej uwagi korzysta z tej energii."

Nie jestem zachwycona estetyką kart. Nadrabiają treścią, jednak ta z kolei została moim zdaniem zbyt uproszczona. Dla wielbicieli tego typu pozycji - polecam, ale najlepiej wraz z książką. Jeśli chodzi o początkujących, polecam zacząć od czegoś innego.

Ocena: 6/10


Za egzemplarz recenzencki dziękuję:

piątek, 27 lipca 2012

Recenzja: "Kosogłos" Suzanne Collins

Tytuł: Kosogłos
Autorka: Suzanne Collins
Wydawnictwo: Media Rodzina
Stron:

"Katniss Everdeen wraz z matką i siostrą mieszka w Trzynastce - legendarnym podziemnym dystrykcie, który wbrew kłamliwej propagandzie Kapitolu przetrwał, a co więcej, szykuje się do rozprawy z dyktatorską władzą.
Katniss mimo początkowej niechęci, wykończona psychicznie i fizycznie ciężkimi przeżyciami na arenie, zgadza się zostać Kosogłosem - symbolem oporu przeciw kapitolińskiemu tyranowi."

http://mediarodzina.com.pl

Mogłyby się wydawać, że tak właśnie wygląda szczęśliwe zakończenie. Trzynastka istnieje - to właśnie miejsce, w którym bohaterowie mogą czuć się bezpieczni. Przecież przyjęto ich z otwartymi ramionami. Wreszcie jest szansa, żeby położyć kres krwawym rządom Kapitolu. Żeby Głodowe Igrzyska wreszcie się zakończyły. Nic bardziej mylnego! Ludzie chcący przejąć władzę wcale nie robią tego z powodu czysto altruistycznych pobudek, a nic nie jest tak proste jak się wydaje. Katniss kompletnie się załamuje, a ja (oczywiście) razem z nią. Momentami mam wrażenie, że sposób narracji jest tutaj tak udany, że myślę i czuję wszystko to, co główna bohaterka.

W ostatniej części trylogii autorka zaburza wszystkie dotychczasowe definicje dobra i zła. A przecież miały tak solidne podstawy... Teraz nic nie jest już czaro-białe, a przed bohaterami, a w szczególności Katniss, stoi mnóstwo decyzji, które są wręcz niemożliwe do podjęcia. Poznajemy dokładniej trybutów i nic nie jest już takie jak się wydawało. Muszę tutaj zwrócić uwagę na losy Finnicka, bo jego historia wydaje mi się jedną z najbardziej wzruszających. Niestety - od początku nie miałam już siły trzymać kciuków za kogokolwiek, choć iskierka przy myślach na temat Peety jeszcze się tliła...

Autorka uświadomiła nas brutalnie, że w tej historii nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Świat Igrzysk to krwawa arena, której wyznaje się tylko jedną zasadę: "zabij albo daj się zabić". Jestem pod wrażeniem tego, jak Collins pokierowała losami Katniss i Peety w poprzednich tomach. Bo przecież mogłoby się wydawać, że nie da się już zachować duszy kiedy walczysz o przetrwanie. Jednak autorce udało się tak poprowadzić bohaterów, że zwierzęce instynkty nie wzięły nad nimi góry, a mimo to żyją. Ta piękna wizja burzy się jednak niczym domek z kart. Walka na śmierć i życie zostawia przecież trwałe ślady i psychiczne, i fizyczne. I co z tego, że przeżyjesz jeśli straciłeś samego siebie? Raz na zawsze i nie ma już odwrotu... A jaki jest sens walki, skoro wszyscy wokół umierają?

Główna bohaterka w ostatniej chwili podejmuje decyzję, która zmienia wszystko - i to właśnie od początku trylogii jest dla mnie najnajwiększym zaskoczeniem. Choć to najbardziej bogata w sceny bitewne część serii, to dla mnie jest najbardziej nostalgiczna. Owszem, spodziewałam się, że autorka celowo da nam się przywiązać do bohaterów jak tylko się da, a potem, w ostatnim tomie, po prostu pozwoli im umrzeć. Wiedziałam doskonale, a mimo to dałam się nabrać, jak mała dziewczynka na cukierka i przy każdej takiej scenie zalewając się łzami myślałam "wytrzymaj, wytrzymaj, w następnym rozdziale Cię odratują". Ale tak się nie działo, a ja zaklinałam się w duch za przywiązanie się do fikcyjnych bohaterów.
Brakowało mi Peety. Tego prawdziwego. Jego losy wycisnęły ze mnie tyle łez, że chyba byłoby ich mniej nawet jeśli umarłby w pierwszym tomie.

Nie wiem co bardziej mnie zasmuciło: zakończenie czy to, że to moje ostatnie spotkanie z "Igrzyskami". Zakończenie mnie usatysfakcjonowało, chociaż teoretycznie jest dokładnie takie, jakiego chciałam. Gdybym mogła sam decydować, najchętniej wymusiła bym na autorce napisanie jeszcze jednego tomu i wciśnięcie go między ostatni rozdział a epilog. Zazdroszczę wszystkim, którzy tę serię mają jeszcze przed sobą. I tyle.

Ocena: 9/10

 Źródło grafiki:http://mediarodzina.com.pl/ http://weheartit.com/

czwartek, 26 lipca 2012

Recenzja: "W pierścieniu ognia" Suzanne Collins

Tytuł: W pierścieniu ognia
Autorka: Suzanne Collins
Wydawnictwo: Media Rodzina
Stron: 360

"Każdego roku w państwie Panem na zlecenie Kapitolu telewizja relacjonuje reality show zwane Głodowymi Igrzyskami. Dwudziestu czterech losowo wybranych nastolatków z każdego dystryktu toczy śmiertelną walkę. Ich zwycięzca może być tylko jeden.
W "Igrzyskach śmierci" dwójka uczestników Katniss Everdeen i Peeta Mellark udaremnia plany Kapitolu, wymuszając zwycięstwo obojga. Za to zwycięstwo bohaterowie zapłacą cenę, jakiej się nie spodziewają... W drugim tomie trylogii, "W pierścieniu ognia" Katniss i Peeta przygotowują się do odbycia obowiązkowego Tournee Zwycięzców, kiedy dowiadują się o fali zamieszek, do których przyczynił się ich zuchwały czyn.
W tle trwają przygotowania do rocznicowych, 75. Głodowych Igrzysk, które przyniosą bardziej niż zaskakujący obrót spraw... Bo Kapitol jest zły. I Kapitol pragnie zemsty!"

http://mediarodzina.com.pl/


Suzanne Collins nie trzeba nikomu przedstawiać. Myślę, że większość z Was przeczytała trylogię, a już na pewno o niej słyszała. Mało tego, mam ciche podejrzenie, że czytelnicy "Igrzysk" tak jak ja przetrząsnęli pół internetu w poszukiwaniu innych książek autorki i zgrzytali zębami nic nie znajdując. Dlaczego? Naprawdę muszę to tłumaczyć?

Zazwyczaj dosyć emocjonalnie podchodzę do książek i filmów, można nawet stwierdzić, że zbyt emocjonalnie. Jednak "W pierścieniu ognia" wywołało u mnie apogeum emocji i sama nie jestem w stanie uwierzyć, jak bardzo przejęłam się losami bohaterów. Przez dwa dni kiedy czytałam tę i następną część kompletnie odcięłam się od świata. Ostatnia myśl przed snem i pierwsza po przebudzeniu... One dotyczyły losów Katniss i Peety. Przecież to tylko książka. Zadziwiające, że przy masowych falach uwielbienia zamiast krytykować, jak to mam w zwyczaju, jestem skłonna wychwalać ją pod niebiosa i z uśmiechem na ustach wciskać ją w ręce każdego, kto jeszcze nie czytał.

Nie spieszyło mi się z rozpoczęcie lektury. Pierwsza część wywarła na mnie ogromne wrażenie, jednak, do tej zniechęcił mnie opis. Spodziewałam się, że akcja książki zostanie bardzo ograniczona, a całość skupi się przede wszystkim na dylematach głównej bohaterki, które nie będzie w stanie wybrać między Peetą a Gale'em. Jakże byłam naiwna! Autorce należą się przeprosimy za to, że byłam skłonna myśleć, że spłyci akcję do tego stopnia. Nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło, bo dzięki temu udało się jej mnie nieźle zaskoczyć. Przyznaję, że sposób w jaki Kapitol zamierzał uczcić Igrzyska Ćwiećwiecza przyszedł mi do głowy, jednak to właśnie spowodowało u mnie największą histerię podczas czytania całej trylogii. Zaczęłam ryczeć jak bóbr i... płakałam praktycznie do końca.

Nie miałam nawet w planach poruszać kwestii języka, jakim posługuje się autorka z bardzo prostej przyczyny. "W pierścieniu ognia" to tak przejmująca lektura, że ciężko w ogóle zwrócić uwagę na coś tak przyziemnego jak dobór słów! Myślę, że jednak gdyby coś było z nim nie tak, zwróciłoby to uwagę czytelników. Opisy scen walki, tak bardzo znienawidzone przeze mnie w książkach, tutaj nie stanowiły żadnego problemu i czytałam je z wypiekami na twarzy. Opisy dystryktów i innych miejsc sprawiały, że czułam się jakbym naprawdę tam była. Oczami wyobraźni jest w stanie teraz przywołać każdą scenę i martwię się tylko, że film nie sprosta moim oczekiwaniom.

Bohaterowie to również ogromny atut książki. Są rzeczywiści. Mają wyjątkowo jak na młodzieżową literaturę złożone charaktery. Jeśli chodzi o postaci, które pojawiły się w tej części, to przywiązałam się do nich bardziej niż do tych występujących w I tomie. Tutaj poznajemy dużo historii poszczególnych bohaterów, osobiste tragedie każdego ze zwycięskich trybutów niejednokrotnie wycisnęły mi łzy z oczu. Moją ulubioną postacią stał się Peeta. Zastanawiam się jednak czy nie stało się tak za sprawą (fantastycznej swoją drogą) narracji Katniss. Dziewczyna opowiada nam historię w czasie teraźniejszym, a nie ukrywam, że ten sposób narracji najbardziej mi odpowiada. Nie będzie chyba zbytnim spoilerem kiedy napiszę, że Katniss stara się ocalić Peetę. A ja razem z nią... Peeta natomiast chcę ocalić ukochaną. Ceniłam go bardzo, już w pierwszej części, ale tutaj awansował w moich oczach na jedną z najcudniejszych postaci literackich. Sama nie wiem, za co cenię go najbardziej, ale chyba za to, że jego miłość jest taka... czysta. Pewnie upodobałam sobie Peetę również dlatego, że od początku byłam pewna, że Katniss przeżyje. Głowna bohaterka. Ba, narratorka! To przecież jasne, że trzeba ją utrzymać przy życiu, przynajmniej do zakończenia ostatniego tomu. Na trylogię od początku patrzyłam przez pryzmat tego, jak potoczą się losy Peety. Nieszczęśliwe zakończenia zawsze dodawały w moim mniemaniu wiarygodności powieściom, ale nie tutaj. I tak, ja - najbardziej zgryźliwa czytelniczka, sceptyczna do szpiku kości, modliła się w duchu, zalewając łzami, żeby mój ukochany bohater przeżył. Pani Collins, uczucia jakie Pani we mnie wywołała to istna paranoja.

I tak właśnie stała się rzecz niemożliwa. Kontynuację "Igrzysk" pokochałam jeszcze bardziej niż pierwszą część. Jeśli szukacie emocji, to tu właśnie je znajdziecie. Nie pozostaje mi nic innego jak polecić ten tytuł i spędzić kolejne godziny przeszukując biblioteki i księgarnie w poszukiwaniu powieści, która zachwyci mnie równie mocno. Jeśli macie jakieś propozycje - będę wdzięczna gdy się nimi podzielicie, jednak poprzeczka jest ustawiona tak wysoko, że wątpię, aby jakikolwiek autor był w stanie jej dosięgnąć. I jeszcze jedno - nie jestem zadowolona z tej recenzji. Ale nie jestem też w stanie napisać jej tak, abym była zadowolona. Autorka wywołała emocje, o których istnieniu nie miałam pojęcia, a teraz w stanie ich przelać na papier (monitor?).


Ocena: 10/10

P.S. Myślałam, że jestem już na to za stara, ale jednak muszę: Team Peeta, yeah!:P

Książkę możecie kupić tutaj
Źródło grafiki:http://mediarodzina.com.pl/ http://weheartit.com/

poniedziałek, 23 lipca 2012

Stosik #5 - "Czarne grzbiety"

Recenzji chwilowo nie będzie, ponieważ wczoraj przeczytałam "W pierścieniu ognia", a dzisiaj zamierzam "Kosogłosa" (tak, tak, dopiero) i muszę troszkę ochłonąć. W połowie II części "Igrzysk" zaczęłam płakać jak bóbr, co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło:P Kto czytał, pewnie wie dlaczego:) Tak więc dzisiaj stosik, ponieważ uzbierało mi się kilka nowych pozycji do przeczytania.
Tak się składa, że wszystkie moje książki na sierpień mają czarne grzbiety. Na szczęście znalazły się jeszcze karty od Studia Astro, których jeszcze nie pokazywałam Wam w komplecie i trochę ożywią stos. Od góry:

1. "Mudry dla ciała, umysłu i ducha" - Gertrud Hirschi - od Studia Astropsychologii RECENZJA
2. "Dar od Aniołów. Karty misji życiowej" - Dr Doreen Virtue - od Studia Astropsychologii RECENZJA
3. "Proś a będzie Ci dane" Esther i Jerry Hicks - od Studia Astropsychologii,
4. "Przesłania aniołów" - Dr Doreen Virtue - od Studia Astropsychologii RECENZJA
5. "Wampiry wśród Nas" - Konstantions - od Studia Astropsychologii
6.  "Przeklęty dom. Wampiry z Morganville" - Rachel Caine - z wymiany
7. "Miasto kości" - Cassandra Clare - z wymiany, wreszcie i ja przeczytam to, co mi tak gorąco polecacie:)
8. "BZRK" - Michael Grand - wygrana w konkursie u Abigail
9. "Hyperversum" - Cecilia Randall - wygrana w konkursie u Cassiel
9. "Pod kopulą" - Stephen King - z biblioteki ("grubszej nie było?!":))
10. "Przeklęty dom. Bal umarłych dziewczyn" - Rachel Caine - z biblioteki, wiem, że zdublowana, ale najpierw wymieniłam się na I część, a potem zobaczyłam, że w bibliotece są dwie razem.


Dorzucę jeszcze fotkę, żeby się pochwalić, jakie smakowite kąski dodała do paczki Abigail, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję:)



sobota, 21 lipca 2012

Recenzja: "Straż" Marianne Curley

Tytuł:  „Straż"
Seria: „Strażnicy Veridianu" tom I
Autorka:   Marianne Curley
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 431

"Ethan miał zaledwie cztery lata, kiedy została zamordowana jego starsza siostra, Sera. Teraz, dwanaście lat później, Ethan prowadzi podwójne życie. Z jednej strony jest zwyczajnym uczniem liceum w australijskim mieście Angel Falls. Z drugiej – niezwykle utalentowanym agentem organizacji nazywanej Strażą – strażnikiem czasu, którego misją jest chronienie historii. Nie wolno dopuścić, aby samolubna, nieobliczalna potęga zmieniła bieg przeszłych wydarzeń, aby w przyszłości ugruntować swoją władzę. Tymczasem jednak Ethana spotyka zaszczyt, połączony z wielką odpowiedzialnością: zadanie wyszkolenia nowej Strażniczki. Gdyby jeszcze nie była młodszą siostrą jego byłego najlepszego przyjaciela…
Isabel prawie już zapomniała o chłopaku, w którym podkochiwała się jako dziecko. Nie widziała go od czasów, kiedy pokłócił się z jej bratem. Oczywiście o dziewczynę, piękną Rochelle, która wybrała Matta zamiast Ethana! Ale to nie ma znaczenia – Ethan i tak nie zauważa istnienia Isabel… Aż do dnia, kiedy przypadkowe zdarzenie postawiło jej świat na głowie. Czy to początki choroby psychicznej, czy też jest obdarzona jakimiś dziwnymi mocami? I co ma znaczyć to, że Ethan nagle szuka jej towarzystwa?
W pierwszym tomie trylogii Marianne Curley wraz z bohaterami wkraczamy do świata ukrytego wewnątrz naszego świata. Do rzeczywistości podróży w czasie i walki Porządku z Chaosem. Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem? Co oznaczają słowa starożytnego proroctwa? Gdzie znajduje się starożytne miasto Veridian, kryjące sekrety dawno zaginionej cywilizacji?"
http://wydawnictwo-jaguar.pl

Całkiem niedługo, bo już za cztery dni, będzie miała miejsce premiera III tom cyklu "Strażnicy Veridianu" autorstwa Marianne Curley. Zachęcona piękną okładką, miałam ochotę sięgnąć po tę książkę. O dziwo okazało się, że jest to kontynuacja znanej serii. Znanej, ale zapewne wszystkim oprócz mnie. Jednak, jako, że i ja mam wreszcie wakacje, postanowiłam trochę poszperać i szybko nadrobić zaległości. Ku mojemu zdziwieniu pierwszy tom sagi może się poszczycić wieloma zaletami, jednak z pewnością nie należy do nich okładka. Na tłe kolejnych części wypada ona co najmniej blado. Młodziutka dziewczyna w nienaturalnej pozie i (jak sądzę) peruce sprawiła, że z pewnością nie zainteresowałabym się tą lekturą.  Na szczęście, pomimo niemałego zniechęcenia postanowiłam przeczytać opis oraz kilka recenzji, które ostatecznie przekonały mnie do sięgnięcia po tę powieść.

Autora, Marianne Curley ma 53 lata. Zadebiutowała w 2000 roku powieścią "Old Magic", która do tej pory nie doczekała się tłumaczenia na język polski. Dwa lata później ukazała się pierwszy tom cyklu "Strażnicy Verdianu" i to właśnie ta seria przypadła do gustu czytelnikom. Autorka od najmłodszych lat interesowała się literaturą oraz historia, co nietrudno wywnioskować z powieści. Aktualnie pracuje jako nauczycielka (i to chyba też, odrobinę "czuć":)).

Motyw podróży w czasie jest dość popularny, jednak nie został jeszcze wyczerpany w pełni, jak choćby wszechobecne wampiry. Na szczęście w tym wypadku pole do popisu jest ogromne i nie musimy obawiać się tuzinów powieści robionych "na jedno kopyto". Kto znajdzie 3 podobieństwa w "Trylogii Czasu", "Zaklętych w czasie" i "Strażnikach Verdianu" - ma u mnie czekoladę. W "Straż" mamy do czynienia z bohaterami, których zadaniem jest niedopuszczenie do zmiany historii. Za wszelką cenę, czy im się to podoba czy nie, nie mogą dopuścić do zmiany losów świata, gdyż przyniesie to katastrofalne skutki. Wielbiciele wątków miłosnych również znajdą tu coś dla siebie, choć nie koniecznie w tak oczywistej postaci jak zazwyczaj. Fabuły nie uznałabym wybitnie oryginalną, jednak (tym bardziej) nie jest ona schematyczna.

Narratorów w powieści jest dwoje. Naprzemienne poznajemy historię z punktu widzenia Ethana oraz Isabel. Przy zalewających nas pozycjach, w których narratorką jest dziewczyna, każda odskocznia, czy w postaci chłopaka, czy dwóch osób jest dla mnie miłym urozmaiceniem. Trzeba przyznać, że mimo wszystko oboje opowiadają historię w dość podobny sposób, jednak co jakiś czasu pojawiają się własne przemyślenia bohaterów. Odnośnie naszej dwójki bohaterów - dają się lubić. Nie są to szczególnie rozbudowane psychologicznie postaci, jednak - biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z powieścią typowo młodzieżową i to skierowaną raczej do młodszej młodzieży - myślę, że są wykreowane całkiem nieźle. Oprócz nich mamy, oczywiście, czarne charaktery, rodziców. Muszę przyznać, że już na początku bardzo łatwo wywnioskować kto okaże się "tym zły", a kto odegra kluczową rolę, kiedy akcja nabierze tempa.

Książkę czyta się błyskawicznie, jednak z pewnością przyczyniły się do tego spora czcionka i marginesy. Akcja jest wartka i pełna zwrotów, bohaterów całkiem sporo, więc na nudę narzekać nie będziecie. Na uwagę zasługują również same podróże, choć byłam zawiedziona, że było ich tak mało, a do tego były wyjątkowo krótkie. Co do zmory młodych czytelników - niekończących się opisów budynków i krajobrazów - tutaj nie ma się czego obawiać, gdyż ograniczone zostały one do minimum. Mam za to dużo (dobrych) dialogów oraz akcje, akcje i jeszcze raz akcję.

 "Straż" to ciekawa młodzieżowa powieść. Chętnie sięgnę po kolejny tomy serii, kiedy tylko będę miała okazję. Polecam Wam ją jak najbardziej, jeśli tylko macie ochotę na niezobowiązującą lekturę.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję:
Serię "Strażnicy Veridianu" tworzą:
1. "Straż"

2. "Mrok"

3. "Klucz"
Źródło grafiki: http://wydawnictwo-jaguar.pl/, goodreads.com, http://www.mariannecurley.com/

środa, 18 lipca 2012

Recenzja: "Przesłania aniołów" - Dr Doreen Virtue


 "Aniołowie jeśli tylko są, kryją się w metalowych bunkrach. Ta pozycja pokaże Ci, co zrobić, by z tych bunkrów wyszły. Wyszły i pomogły w zmaganiach z trudami dnia codziennego. Kolejna znakomita pozycja nieszablonowej autorki i specjalistki od kontaktów z elementalami dr Doreen Virtue. Nie koncentruje się ona na samych kontaktach z aniołami, ale na tym, co z tych kontaktów może wyniknąć, jakie korzyści możemy odnieść dzięki podszeptom skrzydlatych istot. Karty umożliwią każdemu pozostanie w stałym kontakcie z jego własnym niebiańskim doradcą. Pomocne nie tylko podczas podejmowania kluczowych decyzji, ale również przy próbach sprostania wyzwaniom dnia codziennego.
Stanowią one znakomite uzupełnienie książki Przesłania aniołów każdego dnia inne wydanej również przez Studio Astropsychologii, która pozwala znacząco uzupełnić interpretację poszczególnych kart. Nie ma bowiem takiej sprawy, w której anioł nie mógłby okazać się pomocny. Słuchanie dobrych rad to cnota. Nie dostrzeganie ich to nadmierne ryzyko. Co wybierasz
?"
http://www.talizman.pl

"Przesłania aniołów to już druga pozycja autorstwa Dr Doreen Virtue, którą mam przyjemność recenzować. O pierwszej - "Kartach misji życiowej" możecie przeczytać tutaj. Dokładnie tak, jak poprzednio znajdziemy tutaj karty oraz podręcznik. Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o tego typu pozycje, to wspomniana autorka jest moją zdecydowaną faworytką. Zarówno pod względem wizualnym, jak i merytorycznym karty Dr Doreen Virtue biją konkurencję na głowę!


"Przesłania aniołów" są o tyle ciekawe, że możemy wróżyć z nich codziennie. Kiedy chodziło o misję życiową, wiadomo- mogła się ona zmienić, jednak znajdowanie sobie codziennie innego powołania, mijało się z celem. "Przesłania..." umożliwiają nam odpowiedzi na różnego rodzaju pytania dotyczące m. in. miłości, rodziny czy pracy. Używamy ich dokładnie w tak sam sposób jak poprzednich - oczyszczamy - tasujemy - losujemy kartę. Możemy wykonywać układ na jedną lub trzy karty.


Karty są wielkości 145 x 205 mm (czyli nieco większe niż standardowa talia karty do gry) . Szczyt kart jest złoty, natomiast wierzch utrzymany jest w kolorystyce fioletowo-złotej i przedstawia piękny wizerunek blondwłosej anielicy w koronie. Spód karty jest, oczywiście, inny dla każdej z nich. Ponad połowę karty zajmuje ilustracja pozostałą część tytuł oraz przesłanie. Obrazy te zostały stworzone przez kilku różnych artystów i jako ciekawostkę mogę dodać, że powiększoną kopię każdego z obrazów można sobie zamówić bezpośrednio od autora. Muszę przyznać, że jeżeli chodzi o wygląd, tym kartom nie mogę mieć nic do zarzucenia, prezentują się naprawdę cudnie!


Do talii dołączony został podręcznik. Utrzymany w tej samej kolorystyce oraz będący tego samego formatu co karty idealnie mieści się w dołączonym do kompletu pudełku. W podręczniku tym, w bardzo przystępny sposób opisane zostało jak i dlaczego powinniśmy korzystać z karty. Wytłumaczone zostało również tworzenie układów z jednej bądź wielu kart. Jednak większą część podręcznika zajmują dokładne opisy poszczególnych kart.

Co powiedziały mi karty?

Oczywiście przetestowałam karty w praktyce. Wychodzę z założenia, że pierwszy raz powinnam wszystko testować na sobie i tak też zrobiłam. Chętnie podzielę się z Wami wynikiem tego eksperymentu.
"ZABAWA
Ukochany, nastał czas, by na chwilę odłożyć pracę na bok. Nie martw się, dopilnujemy, żeby wszystkie twoje zobowiązania zostały wypełnione. Zabawa, wesołość i śmiech dodają Ci wigoru, więc wrócisz do pracy ze świeżym spojrzeniem i wzmożoną energią."

Wiecie jak sobie to tłumaczę? Jeszcze tylko tydzień i wreszcie wymarzone, wyczekiwane wakacje! Trzymam karty za słowo i liczę (nawet nie wiecie jak bardzo) na tę wzmożoną energię :)

"Przesłanie aniołów" to bardzo ciekawa pozycja, dla fanów ezoteryki wręcz obowiązkowa. Jeżeli jednak macie ochotę dopiero rozpocząć przygodę z magicznymi karta, to myślę, że będzie to świetny początek. Polecam!

Ocena: 9/10

Za możliwość przeniesienia się w magiczny świat aniołów dziękuję:


wtorek, 17 lipca 2012

Recenzja: "Żelazny cierń" Caitlin Kittredge

 Tytuł:  „Żelazny cierń"
Autorka:   Caitlin Kittredge
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 452

"W świecie maszyn, parowych silników i potężnych mostów, Aoife czeka, aż nekrowirus, który przemienił w szaleńców jej najbliższą rodzinę, dosięgnie także i ją. Nie ma ucieczki przed śmiertelną chorobą... Póki jednak Aoife może samodzielnie myśleć, póki krew w jej żyłach płynie, dziewczyna uczy się wymarzonego fachu w szkole inżynierów.
Pewnego dnia Aoife dostaje list od brata, w którym ten prosi ją o pomoc. Conrad uciekł z domu zaraz po szesnastych urodzinach i słuch po nim zaginął. Dziewczyna, w towarzystwie przyjaciela, Cala oraz dziwnego przewodnika, Deana, wyrusza do domu swego ojca, jedynego miejsca, do którego mógł udać się Conrad, gdy porzucił pogrążającą się w szaleństwie rodzinę. Niebezpieczna wyprawa przynosi Aoife wiedzę. Wiedzę, której posiąść nie powinna i która ściąga na nią śmiertelne niebezpieczeństwo." 
http://wydawnictwo-jaguar.pl

Caitlin Kittredge ma 28 lat, jednak ma na koncie niebywale bogatą bibliografię. "Żelazny kodeks" - trylogia, której pierwszym tomem jest "Żelazny cierń" to już czwarta (najnowsza) seria autorki. Niestety, polscy czytelnicy nie mieli okazji zapoznać się z jej wcześniejszymi dziełami. Na pocieszenie mogę jednak dodać, że już jesienią tego roku do sprzedaży ma trafić "Uliczna uczta" - pierwsza część pięciotomowej sagi "Czarny Londyn". Póki co, "Żelazny cierń" zajmuje dumnie miejsca w większości księgarni i cieszy się sporą popularnością...

"Niezwykła seria łącząca w sobie elementy science-fiction, antyutopii i przebogatej mitologii Lovecrafta" - twierdzi okładka. Do tego zewsząd zalały mnie informacje, że powieść można zaliczyć do gatunku steampunk. Tylko czym właściwie jest steampunk? To odmiana fantastyki naukowej, w której technologia otaczająca bohaterów oparta jest na mechanice. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nic podobnego nie czytałam, tym bardziej więc była to dla mnie miła odmiana. Mitologię Lovecrafta odnaleźć w powieści nie trudno - już samo miasto, w którym mieszkają bohaterowie nosi nazwę Lovecraft. Pozostaje elementy nawiązujące do twórczości tego wielkiego amerykańskiego pisarza ujawniają się stopniowo wraz z rozwojem akcji. Fascynacja autorki Lovecraftem przypomina mi nieco "Nevermore. Kruk" Kelly Creagh i jej fascynację Edgarem Allanem Poe, jednak to zapewne tylko luźne skojarzenie...

Akcja toczy się w latach 60 - warto o tym wspomnieć, gdyż niełatwo wyłapać, w którym roku się znajdujemy rozpoczynając tę powieść. Świat nie wierzy już w nic, oprócz nauki. Technologia z powodzeniem wyparła religię i magię, które uznane zostały za herezję, a ich zwolennicy są bardzo surowo karani. Epidemia nekrowirusa stopniowo opanowuje świat. Roznoszą go przeróżnego potwory, m.in, ghule i dzierzby kryjące się w podziemiach i wszystkich ciemnych zakamarkach miasta. Już sam opis tych stworzeń przyprawił mnie o gęsią skórkę... Wirusem można zostać zarażonym przez wspomniane potwory lub, tak jak rodzina Aoife, nosić go we krwi od urodzenia. Wtedy nie ma już ratunku...

Główna bohaterka od dziecka odwiedza matkę. Szpitale psychiatryczne zna na pamięć. Aby zachować trzeźwość umysłu całą swoją nadzieję pokłada w technice. Zamierza zostać jedyną dziewczyną-inżynierem w szkole. Przy mniejszych i większych przeciwnościach wszystko się jakoś układa. Do czasu, kiedy otrzymuje list od brata i postanawia opuścić Akademię aby go odnaleźć.

Obawiałam się, że cała książka będzie opierała się na podróży. Aoife wraz ze swoimi towarzyszami wyrusza na poszukiwania swojego brat. Na szczęście, akcja jest bardziej rozbudowana, pełna zwrotów i na nudę narzekać nie będziemy. Na bohaterów czeka wiele nieprzyjemnych niespodzianek. Właśnie ten stopniowy rozwój historii zasługuje według mnie na największe uznanie. Autorka najpierw pokazuje nam świat, w którym (jak myślałam) nic już nie może zaskoczyć, a następnie przewraca własną wizję, niczym domino, zastępując ją czymś zupełnie nowym. Po jakimś czasie sama nie wiedziałam co jest prawdziwe, a co nie. Komu ufać? Decyzja Aoife z pewnością nie należała do najłatwiejszych.

Bohaterowie powieści to przede wszystkim wspomniana trójka - Aoife, jej przyjaciel Cal oraz przewodnik Dean. Trudno mi wybrać swojego ulubieńca, gdyż wszyscy przechodzili przemiany, a ich zachowanie zmieniało się z biegiem czasu. Aoife to niezwykła dziewczyna. Niezwykła od samego początku - autorka już pierwszych rozdziałach przygotowała nas na fakt, że bohaterka zaskoczy nas niejednokrotnie. Niemniej jednak, mimo tego przygotowania nastolatce udało się mnie zadziwić wiele razy. Dean to "zły chłopiec", a takich czytelniczki cenią najbardziej. Natomiast Cal, no cóż, muszę przyznać, że żadne moje przypuszczenia się nie sprawdziły i z najmniej lubianej postaci awansował w moich oczach bardzo wysoko. Myślę, że oni wszyscy są złożeni na tyle, że zasługują na sporą uwagę.

Muszę jednak, po tych wszystkich pochwałach, stwierdzić, że coś w tej powieści nie gra. Ciężko było mi określi co, skoro fabuła gra, a bohaterowie są ciekawi. Niestety, jest to język autorki. Powieść czytało mi się ciężko, mimo całego zainteresowania jakie jej poświęciłam, w niektórych momentach do czytania musiałam się wręcz zmuszać. Na szczęście, wrażenie ogólne pozostało pozytywne, bo zakończenie w stu procentach zrekompensowało mi te wszystkie niedociągnięcia. 

Chciałbym wspomnieć również o okładce, ponieważ to ona nakłoniła mnie do sięgnięcia po opowieść jako pierwsza. Uważam, że jest przepiękna. Ostatnio wydawanych jest wiele tytułów, których okładki, zachęcają do przeczytania, jednak nawet na ich tle "Żelazny cierń" wypada świetnie. Mroczna kolorystyka doskonale oddaje świat przedstawiony w książce, dziewczyna przykuwa wzrok... Nawet czcionka mi się podoba!

Ciężko mi stwierdzić, czy książka przypadnie do gustu zagorzałych fanom steampunku, gdyż nie ukrywam, że to pierwsza przeczytana przeze mnie pozycja z tego nurtu. Mogę ją jednak polecić wszystkim, których chcą (tak jak ja) przygodę z tego typu literaturą rozpocząć. Oczywiście, jeśli lubicie książki przeznaczone dla młodzieży, a wampiry i anioły trochę się Wam "przejadły" to "Żelazny cierń" jest doskonałym pomysłem.

Ocena: 8/10


Za możliwość przeniesienia się w świat maszyn i magii dziękuję:

Źródło grafiki: http://wydawnictwo-jaguar.pl/, goodreads.com

Serię "Żelazny kodeks" tworzą:
1. "Żelazny cierń"
2. "The nightmare garden"
3. "The mirrored shard"


sobota, 14 lipca 2012

Zapowiedzi: lato 2012

Ostanie całą swoją uwagę poświęciłam kontynuacji "Nevermore". To premiera, którą czekam z największą niecierpliwością, to fakt. Jednak do jesieni jeszcze kupa czasu, a wydawnictwa uraczą nas kilkoma pozycjami, które z pewnością umilą wakacje. Co mnie zainteresowało?

1. 
Tytuł: "Dotyk Julii"
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Premiera: 11.07.2012 (3 dni temu)
Opis:
„Nie możesz mnie dotknąć – szepczę.
Kłamię – oto, czego mu nie mówię.
Możesz mnie dotknąć – oto, czego nigdy nie powiem.
Proszę, dotknij mnie – oto, co chcę powiedzieć”.
Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija.
Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha.
Zostałam przeklęta
Mam niezwykły dar
Jestem potworem
Mam nadludzką moc
Mój dotyk zabija
Mój dotyk to moja siła
Jestem narzędziem zniszczenia
Będę walczyć o miłość
źródło opisu oraz okładki: http://otwarte.eu/

2. 
Tytuł: "Wybranka Bogów" część I i II
Autor: P.C. Cast
Wydawnictwo: Mira
Premiera: 25.07.2012
Opis:
Jedyną atrakcją, jakiej Shannon Parker spodziewa się podczas letnich wakacji, jest wyprawa na aukcję niezwykłych przedmiotów. Nie wie jeszcze, że to początek największej przygody w jej życiu. Kupiona przez nią antyczna waza nagle ujawnia swoje magiczne moce. Shannon zostaje przeniesiona do mitycznego Partholonu, gdzie przez wszystkich jest traktowana jak bogini. W dodatku bardzo wybuchowa i nieprzewidywalna…
Wczoraj była przeciętną nauczycielką, a dziś jest Wielką Kapłanką i wybranką bogini Epony. W jednej chwili wszystko stanęło na głowie. Oszołomiona Shannon szuka racjonalnego wyjaśnienia, ale przyznaje, że takie życie jest kuszące. Która kobieta nie lubi czuć się jak królowa?
Jednak szybko okazuje się, że życie bogini nie jest usłane różami. W najbliższym otoczeniu budzi paniczny strach i wrogość, a Partholon staje na krawędzi wojny. Na domiar złego Shannon musi wziąć rytualny ślub. Postanawia więc za wszelką cenę znaleźć drogę powrotną do domu. W Partholonie zarówno jej życie, jaki i zdrowe zmysły są nieustannie zagrożone…



















źródło opisu oraz okładki:http://harlequin.pl/mira

3.
Tytuł: "Nieznane przykazanie"
Autor: Marek Meissner
Wydawnictwo: Sol
Premiera: 25.07.2012
Opis:
"Nieznane przykazanie" odkrywa przed czytelnikami wstrząsające fakty z przeszłości kobiet z rodu słynnego amerykańskiego pisarza - skandalisty, którego bestsellerowa powieść uznana została za atak na podstawy Kościoła Katolickiego w świecie, wyjaśniając jednocześnie motywy, które były przyczyną napisania książki.
Mieszkający w Boston znany dziennikarz i piękna fotoreporterka, tworząc zlecony im artykuł o rodzicach pisarza, natrafiają na ślad spisku,którego skutki mogą okazać się nieobliczalne zarówno dla Kościoła jak i dla świata. Bohaterowie toczą śmiertelny bój z pełniącą w nim kluczową rolę, pragnącą ich zniszczyć matką pisarza, Konstancją, wspomaganą przez szatana oraz nie cofającego się przed niczym, cynicznego służącego, Leona Moreno. Watykan nie jest zainteresowany pomocą i pomimo wymowy faktów,lekceważy zagrożenie. Czy Markowi i Carli uda się wygrać z bezwzględnym,nie cofającym się przed niczym, przeciwnikiem? 
 źródło opisu oraz okładki:http://wydawnictwosol.pl

4. 
Tytuł: "Zachłanna ciemność"
Autor: Ivy Alexandra
Wydawnictwo: Amber
Premiera: 09.08.2012
Opis: 
Dla tej kobiety nieśmiertelny mężczyzna wyrzeknie się swego dziedzictwa i da się pochłonąć rozkoszy, która napawa zachwytem i grozą...
Są potężni i wieczni. I spragnieni smaku krwi. Lecz przeznaczeniem każdego z nich jest strzec wyjątkowej kobiety. W jej obronie Strażnik Wieczności nie zawaha się przed niczym. I nie ulęknie się niczego – poza miłością…
Tane, bezlitosny wampir-wojownik, wie, że powinien oddać Laylah w ręce tych, którzy kazali mu ją wytropić. Lecz ta kobieta wznieca w jego kamiennym sercu nieznany ogień…
Laylah od lat prowadzi życie zbiega – ścigana, samotna i niepewna, czy doczeka końca dnia. Lecz teraz grozi jej niebezpieczeństwo straszliwsze niż kiedykolwiek. Czy ochroni ją Tane? Czy mroczna tajemnica Lylah połączy ich namiętnością silniejszą niż czas i przestrzeń, czy poprowadzi ku wiecznemu zatraceniu?

 źródło opisu oraz okładek: http://www.wydawnictwoamber.pl

5. 
Tytuł: "W objęciach lodu"
Autor: Nalini Singh
Wydawnictwo: Prószyński
Premiera: 09.08.2012
Opis:
Judd Lauren jako Strzała, oficer w elitarnych oddziałach Rady Psi, był zmuszony robić straszne rzeczy w imię dobra swojej rasy. Teraz jest uciekinierem z Sieci, a jego mroczne talenty czynią z niego najbardziej niebezpiecznego z zabójców – zimnego, bezlitosnego, pozbawionego uczuć. Dopóki nie spotka Brenny…
Brenna Shane Kincaid była niewinną dziewczyną, zanim została porwana przez seryjnego mordercę, który pogwałcił jej umysł. Zło porywacza przeniknęło ją tak głęboko, że boi się, że sama zostanie morderczynią. I wtedy pojawia się pierwsze martwe ciało, ofiara tak bardzo jej znajomego szaleństwa. Jedyną nadzieją Brenny jest Judd, jednak jej uczuciowa natura zmiennokształtnej buntuje się przeciw nieludzkiemu zimnu jego osobowości, mimo że między nimi wybucha pożądanie. Ich namiętność, szokująca i pierwotna, naraża na niebezpieczeństwo nie tylko ich serca, lecz także życie.  
  źródło opisu oraz okładek: http://www.proszynski.pl/

Zainteresowała Was któraś z tych pozycji? A może macie na oku inne, o których nie wspomniałam? Zapraszam do podzielenia się planami czytelniczymi na wakacje, a sama wracam do lektury "Żelaznego ciernia" :)

środa, 11 lipca 2012

Recenzja: "Mudry dla ciała umysłu i ducha" Gertrud Hirschi

"Gertrud Hirschi jest bestsellerową autorką pozycji na temat jogi i mudr. Jej publikacje należą do rekomendowanych lektur w Indiach. Od ponad dwudziestu lat prowadzi swoją szkołę jogi i organizuje międzynarodowe seminaria. Dziś ta wybitna pisarka oddaje w Twoje ręce pierwszą na polskim rynku talię 68 kart z mudrami czyli specjalne układami dłoni mającymi właściwości terapeutyczne. Dołączona do niej instrukcja zawiera indeks dolegliwości ciała i duszy, na które pomogą poszczególne mudry. Na każdej z kart, poza kunsztowną ilustracją, znajdziesz także wyszczególnienie zastosowań danej mudry oraz opis korzyści płynących z jej wykorzystania.

Dzięki mudrom w ciągu kilku minut możesz zwiększyć przepływ energii życiowej w swoim organizmie. Te potężne ćwiczenia mają korzystny wpływ na wiele dolegliwości i przyczyniają się do redukcji stresu. Zapewniają równowagę emocjonalną i wspomagają rozwój duchowy. Momentalnie orzeźwią zarówno Twój umysł, jak i ciało.


Najlepsze jednak, że będziesz w stanie skorzystać z nich w dowolnym momencie. Idąc, pijąc poranną kawę czy też czekając na autobus. Będzie to nie tylko pomocne, ale i niezwykle przyjemne doznanie. Ilustratorka kart, Vreni Erzberger, zadbała bowiem o to, by każda ilustracja jak najlepiej pasowała do pracy z mudrami i jednocześnie stanowiła małe dzieło sztuki.


Wyzwól moc tkwiąca w Twoich dłoniach.
"
 http://www.talizman.pl

Karty te otrzymałam razem z innymi, m.in. "Darami od Aniołów", których recenzję możecie przeczytać tutaj. Muszę przyznać, że to właśnie "Mudry" przekonywały mnie najmniej. Jednak, jako że wakacje spędzam pod hasłem "spróbuj wszystkiego co nowe", zdecydowałam się je przetestować. Nigdy wcześniej nie słyszałam o jodze dłoni, więc byłam bardzo zaszokowana, kiedy znajoma Pani doktor potwierdziła mi, że coś takiego, owszem, istnieje. I do tego działa!

Mudra to sankryckie słowo i oznacza "to co przynosi radość". Od dawien dawna stosuję się je w tańcu i jodze w celu osiągnięcia duchowej harmonii. Mudry służą do kierowania w odpowiedni sposób pokładów energetycznych oraz usuwaniu blokad energii. Ten specyficzny rodzaj terapii nadaje się dla każdego, gdyż nie wymaga szczególnych umiejętności ani sprawności. Dzięki kartom dysponujemy aż 68 różnymi pozycjami dłoni. Od "mudry żołądka" rozpoczynając, a na "cierpliwości" kończąc.


Karty mają rozmaite zastosowania. Cytując producenta:
"Znajdziesz tu mudry służące do:
• uśmierzenia dolegliwości fizycznych,
• redukcji negatywnego oddziaływania stresu,
• natychmiastowego orzeźwienia umysłu,
• przywrócenia równowagi mentalnej i emocjonalnej,
• przyspieszenia procesu rozwoju duchowego."*

Dołączona do kart książeczka w przystępny sposób informuje nas jak powinniśmy z nich korzystać. Znajdziemy tam również informacje niezbędne początkującym, jak i "starym wygom". Oczywiście to od podręcznika powinniśmy zacząć naszą przygodę z mudrami.

Co do samych kart... Są one, tak jak poprzednie, wielkości nieco większej niż standardowe karty do gry. Razem z przewodnikiem zamknięte zostały w twardym solidnym pudełeczku. Szczyt kart jest złoty. Z jednej strony znajdują się tytuły oraz ilustracje informujące nas w jaki sposób powinniśmy ułożyć ręce. Z drugiej natomiast dokładny opis danej mudry, włącznie z informacją na jaki tor powinniśmy skierować nasze myśli.

Co powiedziały mi karty?
"MAGIA
Daj się... oczarować.

VISMAYA MUDRA
(mudra sprzyjająca wzmocnieniu jasnej i głębokiej percepcji)
(...)
Moje życie zawarte jest w wielkim sekrecie wszechświata. Wierzę w jego życzliwość."

Myślę, że karta niesie uniwersalną prawdę, jednak nijak nie jestem w stanie odnieść jej do mojej obecnej sytuacji:)


Dla wszystkich fanów jogi oraz magii jest to pozycja absolutnie obowiązkowa. Dla pozostałych? Decyzja należy do Was. Jeśli macie ochotę na coś nietypowego to Mudry będą strzałem w 10!


Ocena: 7/10


Za możliwość przekonania się na własnej skórze czym są Mudry dziękuję wydawnictwu:


*Cytat z okładki podręcznika dołączonego do kart.

oTAGowana po raz kolejny - "Lubię"

Kolejna blogowa zabawa rozprzestrzenia się szybciej niż wirus:) Poniżej przedstawiam zasady. Zostałam oTAGowana przez foori oraz Paulaaa i bardzo chętnie się przyłączone. Miało jest poznać lepiej swoich blogowych znajomych, a samo myślenie o rzeczach, które się lubi powoduje uśmiech na twarzach:)

1. Banerem – jest owo zdjęcie, które pojawia się u mnie – i u każdej otagowanej dziewczyny/chłopaka
2. Napisz kto Cię oTAGował
3. Wypisz wszystkie drobne rzeczy, które przychodzą Ci do głowy, które lubisz, które czynią Cię szczęśliwą, te wszystkie drobnostki, dla których warto żyć. Szczególnie te najdrobniejsze i te, które wydają się zbyt banalne, by je wymienić, ale które poprawiają Ci humor.
4. Otaguj kilka osób

-książki - oczywiście zasługują na pierwsze miejsce
- seriale - oglądam je w ogromnych ilościach, jakieś 13 na sezon:p
 -herbaty - aktualnie najchętniej piję Teekanne pomarańczową, ale jeśli ktoś mi powie, że można jeszcze gdzieś dostać Lipton Caribbean, to przerzucę się bez wahania:D
-piec i gotować
-włosomaniactwo - pielęgnacja włosów, dobór kosmetyków, zakupy, wszystko co związane z kosmetykami:)
-zakupy - ciuchy, książki, kosmetyki
-złe zakończenia w filmach i książkach - uważam, że dodają autentyczności, a poza tym lubię sobie popłakać
-dobrą, "dziewczyńską" kawę -czyt. latte albo inne caramello
-różowe wino
-tortillę, pizzę, spaghetti i kupę innego niezdrowego żarcia:)
-blogowanie i wszystko z nim związane - pisanie, czytanie, komentowanie
-spędzać czas z przyjaciółmi
-dostawać i dawać prezenty
-mojego psa
-podróżować
-rysować
-wakacje, ferie i wszystkie wolne dni
-marnować czas przy komputerze:)
-buszować po księgarniach i biblotekach
-morze i góry
-masę innych rzeczy, o których zapomniałam

Do zabawy zapraszam:

i wszystkich, którzy mają ochotę:)

Postanowiłam wziąć się za pozbywanie zbędnych książek. Jeśli, któraś w Was ma jakieś książki z mojej Wish listy i chce się ich pozbyć proszę o kontakt! :)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Recenzja: "Africanus. Syn konsula." Santiago Posteguillo

Tytuł:  "Africanus. Syn konsula."
Autorka:
  Santiago Posteguillo
Wydawnictwo:
Esprit
Stron:
391 (z dodatkami 427)

"Africanus. Syn konsula to porywająca historia o jednym z największych wodzów w dziejach świata. Młody oficer legionów szybko osiąga godność trybuna. Jego odwaga i inteligencja wzbudzają podziw przyjaciół, uwielbienie kobiet i zawiść konkurentów. Africanus przeżywa swoje pierwsze bitwy i miłości. Spotyka również kobietę, z którą los połączy go trwałym, namiętnym uczuciem. Bolesne klęski wojsk rzymskich i śmierć ojca, który ginie w obronie ojczyzny, sprawiają, że wojna nabiera dla niego osobistego wymiaru.

Przed oczami czytelnika rozpościerają się pola bitwy nad Trebią i pod Kannami, oblężenie Saguntu i Nowej Kartaginy. Africanus. Syn konsula to nie tylko panoramiczna opowieść o militarnych przewagach i zmaganiach żołnierskich, ale także uczta dla miłośników obyczajowych i kulturowych detali codziennego życia w Rzymie. Jesteśmy świadkami obrzędów pogrzebowych i ślubnych, walk gladiatorów, popisów poetyckich i słynnych rzymskich uczt. Poznajemy świat patrycjuszowskich pałaców, rzeźbiarzy i poetów, a także rzymskich legionów i domów publicznych.

Chwała i wielkość centrum starożytnego świata do dziś przemawia do nas, uwieczniona przez artystów. Czy jednak Rzym zawsze był wielki? Pod koniec III stulecia p.n.e. wydawało się, że jeden człowiek może doprowadzić do jego upadku. Hannibal ante portas! Jeżeli zrealizowałby swój plan, o Rzymie wspominano by zaledwie w krótkich zdaniach jako o kwitnącym mieście, które ostatecznie pozostało zamknięte w obrębie swych murów i uległo przewadze Kartaginy. Na drodze najgenialniejszego stratega wszech czasów stanął jednak godny przeciwnik –
Africanus."
http://www.esprit.com.pl

Będąc jeszcze w szkole, nie przepadałam za historią. Właściwie, jeśli mam być kompletnie szczera, to jej nienawidziłam. Lekcje ciągnęły się nieskończoność, a ja wiecznie nie byłam w stanie zapamiętać dat i tych wszystkich nazwisk. Nic więc dziwnego, że do powieści historycznych mnie nie ciągnęło. Nie jestem sobie nawet w stanie przypomnieć czy jakąkolwiek przeczytałam. Jeśli tak, to najwyraźniej nie spodobała mi się na tyle, żebym ją zapamiętała. Mimo wszystko postanowiłam sięgnąć po "Africanusa". Dlaczego? Przeczytałam mnóstwo pozytywnych recenzji u osób, które tak jak ja, wcale nie zaczytują się w tego typu utworach. Ostatnio zaczęłam dobierać sobie lektury wyznając zasadę, że najpierw przeczytam, później stwierdzę czy to "dla mnie" czy też nie. Taki pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę!

"El autor", Santiago Posteguillo, pochodzi z Hiszpanii. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała jak bardzo podoba mi się jego imię i nazwisko. Posteguillo to filolog, językoznawca, lekarz z Uniwersytetu w Walencji. Obecnie jest profesorem na Universitat Jaume I Castellón, gdzie pełni funkcję dziekana Międzyuczelnianego Instytutu Stosowanej Neofilologii w Walencji. Oprócz tego uczy języka angielskiego i literatury, ze szczególnym uwzględnieniem XIX-wiecznej angielskiej fikcji. Znany jest głównie z trylogii, której pierwszą częścią jest właśnie "Syn konsula".

Lekcję na temat konfliktu Rzymu z Kartaginą zapewne przespałam (co za wstyd!). Na szczęście, wyszło mi to na korzyść, a "Syn konsula" przeniósł mnie w całkiem nowy, niezwykły świat. Jest III wiek p.n.e., na świat przychodzi Publiusz Korneluisz Scypion, nasz tytułowy bohater. Przydomek "Africanus" zyskał dzięki zdobytym terenom. Publiusz na naszych oczach pnie się się w górę po szczeblach wojskowej kariery. Widzimy jego dzieciństwo, dorastanie, aż wreszcie udział w wojnie. 

Nie możemy jednak stwierdzić, że jest to książka o Africanusie. Poznajemy również losy Hannibala, największego w historii wodza Kartaginy, oraz mojego niezaprzeczalnego faworyta - Tytusa, którego to historię śledziłam z największym zapałem. Odnośnie kreacji bohaterów nie mam żadnych obiekcji. Fakt, liczba postaci jest porażająca, ale na szczęście autor ułatwia nam ich zapamiętanie zamieszczając na początku książki listę nazwisk wraz z krótkim opisem. Nie ukrywam, że przy grubych i skomplikowanych lekturach zdarzyło mi się taką listę własnoręcznie stworzyć.

Wbrew moim przekonaniom, książkę czyta się całkiem nieźle. Nie wiem czy jest to zasługa autora, czy po prostu byłam niepotrzebnie uprzedzona do tego gatunku. Opisy może odrobinę nużą, jednak uważam je za niezbędne do pełnego zrozumienia i wyobrażenia sobie starożytności. Rekompensuje nam to wartka akcja i nieustanna ciekawość, co będzie dalej.

Muszę również wspomnieć o wydaniu książki, gdyż to ona urzekło mnie najbardziej. Oprócz pięknej okładki i listy bohaterów, o której wspomniałam masz jeszcze mnóstwo "dodatków". Książka zaopatrzona jest w słowniczek, drzewo genealogiczne, mapy oraz mnóstwo innych ciekawych rzeczy. Dzięki temu nawet najgorszy historyczny laik nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem "o co chodzi".

Podsumowując jest to książka absolutnie warta uwagi. Przewrotnie chciałabym ją polecić właśnie osobom, które nie gustują w tego typu książkach. Myślę, że to świetna okazja, żeby się przełamać. Fanom historycznych powieści tego tytułu zapewne polecać nie trzeba, bo jestem przekonana, że już po "Africanusa" sięgnęli.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...