środa, 28 listopada 2012

Święta z Merlinem!

Uwaga moi kochani - będzie mała reklama!


W związku ze zbliżającymi się Mikołajkami i świętami Bożego Narodzenia sklep internetowy merlin.pl proponuje swoim klientom bezstresowy zakup prezentów. Szeroki asortyment produktów, bezpłatna przesyłka oraz gwarancja dostawy na czas to tegoroczne, główne hasła promujące kampanię przedświąteczną najstarszego sklepu internetowego w Polsce.
Od listopada do końca grudnia na stronie merlin.pl aktywne jest Centrum Prezentów, w którym znajduje się szereg produktów zebranych i skategoryzowanych w celu łatwego znalezienia odpowiednich upominków.
Zamieszczony na stronie kalendarz, odliczający ilość dni pozostałych do Wigilii, umożliwia Klientowi sprawdzenie, do kiedy powinien złożyć zamówienie, aby dotarło na czas. Co więcej, po spełnieniu określonych warunków zakupów, nie poniesie przy tym żadnych kosztów związanych z wysyłką.
W ramach Mikołajek szereg produktów z blisko 320 tysięcznego asortymentu można kupić z dodatkowym rabatem. Na życzenie Klienta Merlin wyśle paczkę w dogodnym dla zamawiającego terminie jako prezent opatrzony dedykacją.


Od środy lider w polskiej branży e-commerce udostępnia na swojej stronie Centrum Prezentowe, czyli zebrane w jednym miejscu i przyporządkowane kategoriom propozycje świątecznych upominków. Klienci mogą szybko i wygodnie zaplanować zakup prezentów z gwarancją bezpłatnej dostawy na czas.
Jak co roku z okazji Bożego Narodzenia merlin.pl przygotował atrakcyjne rabaty i promocje na szereg produktów ze swojej bogatej oferty. Za pośrednictwem Centrum Prezentowego i specjalnego kalendarza klienci, pragnący uniknąć nasilających się przed świętami kolejek w sklepach, mogą już teraz zaplanować i zrobić bez stresu świąteczne zakupy .
Dodatkowo w ramach akcji w placówkach Poczty Polskiej, punktach odbioru merlin.pl i Czerwonej Torebki będzie można nabyć bezpłatny katalog produktowy dołączany również do ogólnopolskiej prasy kobiecej.
Wybór upominków ułatwia podział na kategorie oraz intuicyjna wyszukiwarka produktów. Niezdecydowanym merlin.pl udostępnia także bony podarunkowe, dzięki którym obdarowany sam wybierze wymarzony prezent.
Paczki  będzie można odebrać w punktach odbioru merlin.pl jeszcze w Wigilię.
Podobnie jak w ubiegłym roku firma dołoży starań, aby zrealizować wszystkie zamówienia i dostarczyć paczki w wyznaczonym terminie.



 

  Jeśli jesteście zainteresowani Świątecznym katalogiem Merlin.pl znajdziecie go tutaj:



Atrakcyjne rabaty dla klientów PKO Banku Polskiego w merlin.pl

PKO Bank Polski wspólnie z merlin.pl przygotował wyjątkową przedświąteczną promocję dla posiadaczy kart płatniczych VISA. Klienci banku, którzy do 21 grudnia dokonają płatności bezgotówkowej, mogą skorzystać z 20-procentowego rabatu na zakupy w sklepie internetowym.
Rabat udzielany jest przy płatności przez Internet dowolną kartą VISA PKO Banku Polskiego. Oznacza to, że można płacić kartami kredytowymi oraz debetowymi wydanymi do konta osobistego.  Promocja dotyczy książek, filmów oraz muzyki. Aby skorzystać z rabatu, wystarczy dokonać transakcji w wyznaczonym terminie.
Sklep internetowy merlin.pl proponuje ponad 254 tysiące różnych tytułów wśród książek, muzyki oraz filmów dostępnych w atrakcyjnych cenach, które dzięki promocji można nabyć z dodatkową 20-procentową obniżką. To doskonała okazja na zakup świątecznych upominków dla najbliższych.


Zapowiedź: "Córka dymu i kości 2: Dni krwi i światła gwiazd" Taylor Laini

Jako, że hasło dzięki, któremu najczęściej wyszukujecie mojego bloga to "Córka dymu i kości 2" to postanowiłam podzielić się z Wami najnowszymi informacjami. Wg strony internetowej premiera II tomu tej fantastycznej sagi zapowiedziana jest na 8 stycznia 2013! Czy książkę faktycznie będzie można wtedy znaleźć w księgarniach? Szczerze w to wątpię i spodziewam się jeszcze jakiegoś poślizgu.
Recenzując pierwszą część chwaliłam okładkę. Delikatnie mówiąc, uważam, że najlepsze oprawy jakimi może poszczycić się Amber to te, które różnią się od oryginalnych jedynie językiem tytułu:P Niestety - nie mam dobrych wieści. Mówiąc krótko:

Oryginalna okładka jest piękna i wygląda tak:
źródło

Polska okładka wcale, ale to wcale nie jest piękna i wygląda tak:
źródło

Proszę, powiedzcie, że to żart.
Seria w oryginale ma tak świetną oprawę graficzną, a polska wersja fundując nam coś TAKIEGO na okładce zniechęca mnie do kupna i odbiera książce magię. Mało tego, gdyby nie wiedziała co to, pomyślałabym, że to o narkotykach. Albo piromance.
No dramat, no. D r a m a t.

Dla przypomnienia - poprzedni tom wygląda tak:
źródło
Po cichu liczę na to, że ktoś tam u nich jeszcze się opamięta;)

Z tego wszystkiego zapomniałam o opisie:

"Dawno, dawno temu anioł i diablica zakochali się w sobie. Nie skończyło się to dobrze.
Bo ośmielili się marzyć o świecie bez wojny i rozlewu krwi.
Ale to nie był ich świat…
 
Na całym świecie muzea historii naturalnej donoszą o tajemniczych włamaniach.
Uskrzydlone armie przekraczają portal dzielący ich świat od naszego.
Odwieczna wojna wybucha ze straszliwą siłą.
A ci, którzy tak bardzo się kochają, stoją po przeciwnych stronach…
 
Siedemnastoletnia Karou, utalentowana artystka i uczennica tajemniczego Dealera Marzeń, znalazła wreszcie odpowiedź, której tak długo szukała. Już wie, kim jest – i czym jest. Lecz ta wiedza niesie następną prawdę, której z całego serca chciałaby zaprzeczyć: że kocha wroga i że jej ukochany ją zdradził. A świat zapłaci za to krwawą cenę...
Teraz Karou musi wybrać ostatecznie, kim chce być. I zdecydować, jak daleko się posunie, by pomścić swoją rasę.
Tymczasem Akiva bez wytchnienia szuka Karou, bez której nie potrafi już żyć. I prowadzi własną walkę: o odkupienie i o nadzieję.
Lecz czy jakakolwiek nadzieja ocaleje z popiołów ich zniszczonych marzeń?"
http://www.wydawnictwoamber.pl/

niedziela, 25 listopada 2012

Recenzja: "Więzień labiryntu" James Dashner

Tytuł: Więzień labiryntu
Autor: James Dashner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Stron: 421

"Kiedy Thomas budzi się w ciemnej windzie, jedyną rzeczą jaką pamięta jest jego imię. Kiedy drzwi się otwierają jego oczom ukazuje się grupa nastoletnich chłopców, która wita go w Strefie – otwartej przestrzeni otoczonej wielkimi murami, która znajduje się w samym centrum wielkiego i przerażającego Labiryntu.

Podobnie jak Thomas, żaden z mieszkańców Strefy nie wie z jakiego powodu się tu znalazł i kto ich tu zesłał. Czują jednak, że ich obecność nie jest przypadkowa i każdego ranka próbują znaleźć odpowiedź, przemierzając korytarze otaczającego ich Labiryntu. Jednak ta droga nie jest łatwa, bowiem Labirynt skrywa swoje okrutne tajemnice.

Kiedy następnego dnia po Thomasie windą do Strefy po raz pierwszy zostaje dostarczona dziewczyna przynosząc tajemniczą wiadomość, wszyscy Streferzy zdają sobie sprawę, że od tej pory nic nie będzie już takie jak było. Thomas podświadomie czuje, że to właśnie on i dziewczyna są kluczem do rozwiązania zagadki Labiryntu i znalezienia wyjścia. Ale z każdą chwilą czasu na to jest coraz mniej, a pytań wciąż więcej.

Dlaczego w ogóle znaleźli się w Strefie?
Jaka jest ich rola?
Kim są Stwórcy, którzy sprawują nad nimi kontrolę?
Czym jest Labirynt i czy można znaleźć z niego wyjście?
Jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić i czy są na to gotowi?

Szansa jest tylko jedna:
Znajdź wyjście albo giń."
www.papierowyksiezyc.pl

Do "Więźnia labiryntu" podeszłam z pewną dozą niepewności. Bo niby to antyutopia, ale nie. Labirynt, a w nim sami chłopcy? Zacznijmy od początku... Thomas budzi się w windzie i nie pamięta nic, za wyjątkiem własnego imienia. Okazuje się, że wylądowałam w dziwacznym, ogromnym labiryncie. Znajduje się teraz wśród innych nastolatków, którzy już od 2-óch lat próbują znaleźć wyjście. Dlaczego tak długo? Ściany labiryntu przesuwają się co noc, więc nie sposób wspomagać się mapami. Do tego nasi bohaterowie narażeni są na ataki przerażających stworów zwanych Bóldożercami.

Muszę przyznać, że Dashner wpadł na niesamowity pomysł. Czym jest labirynt wie przecież każdy, a jednak kiedy próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spotkałam się z wykorzystaniem tego motywu w literaturze, na myśl przychodzi mi jedynie "Mit o Minotaurze". Swoją drogę, jestem niemal pewna, że to właśnie w mitologii autor znalazł inspiracje. Tak więc mamy labirynt, a wśród nich mnóstwo dzieciaków i wydawać by się mogło, że to replay z "Igrzysk śmierci", a całość reszta świata ogląda w telewizji dla rozrywki, jednak nic bardziej mylnego, Moi Drodzy...

W labiryncie poznajemy całą gamę świetnych postaci. Czasami zastanawiam się, dlaczego prawie zawsze główny bohater jest najsłabszym z występujących w książce. Gdybym tutaj miała wskazywać swoich ulubieńców to najpierw wybrałabym Minho i Newta, a nawet Alby'ego zanim przyszłaby kolej na Thomasa. Mimo narracji trzecioosobowej od samego początku jest jasne kto gra tutaj pierwsze skrzypce - przecież do razem z Thomasem przybywamy do labiryntu. Widoczne jest również, że autorowi bardzo zależało na tej postaci. Jest kreowany na bohatera, altruistę, na każdym kroku nadstawia karku za swoich kolegów. Osobiście wolę postaci, które przypominają mi ludzi z krwi i kości. Takich, których zachowania są wiarygodne, nie idealizowane. Tak więc jeśli miałaby wskazać ulubieńca, wahałabym się między Minho a Newtem (chociaż skłaniam się raczej ku temu drugiemu).

Co do porównań na okładce - "GONE" i "Igrzyska śmierci". Z drugim z tytułów nie widzę zbyt wiele cech wspólnych. To nie jest zdecydowanie klasyczna antyutopia. Natomiast fanom "GONE" jak najbardziej książka powinna przypaść do gust. Ma bardzo podobny klimat, tutaj też mamy do czynienia ze światem bez dorosłych, a prym wiodą nastoletni chłopcy. Porównanie to jest jednak dosyć luźne, a fabuły tych książek są dość odmienne. Czego, jak czego, ale oryginalności odmówić jej nie można.

Autor posługuje się dość prostym jednak zgrabnym językiem. Niestety, choć może dla niektórych i stety, wprowadził slang. Chłopcy używają własnego języka rzucając słowami typu "klump" czy "purwa" na prawo i lewo tak często, że ja miałam ochotę rzucić książką. Mocno. Starając się zrozumieć co miał na celu ten zabieg wysnułam pewną teorię. Otóż podejrzewam, że dodanie powieści realizmu. Wyobraźcie sobie społeczność złożoną z samych nastoletnich chłopców. Wręcz niemożliwe jest, aby nie używali przekleństw - wokół brak dorosłych, co jest jednoznaczne z brakiem reprymendy, ale za do mnóstwo rówieśników, przed którymi można się popisać. Z drugiej strony, to przecież powieść dla młodzieży, więc zbyt wulgarny język nie jest tu wskazany. Aby połączyć jedno z drugim wystarczy ze słowa na "k" stworzyć słowo na "p". Swoją drogą ciekawa jestem, jak to brzmiało w oryginale.

"Więźnia labiryntu" poleciłabym zarówno fanom antyutopii, jak i tym, którzy szukają czegoś nowego. To ciekawa książka z zaskakującym zaskoczeniem, która na pewno zapewni sporo rozrywki i tym młodszym, i trochę starszym.

Ocena: 8/10

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu:


Źródło grafiki:  www.weheartit.com, www.papierowyksiezyc.pl, www.goodreads.com

czwartek, 22 listopada 2012

Winter Is Coming!

W telewizji zaczęły pojawiać się pierwsze świąteczne reklamy, centra miast są już przystrojone... ba! Widziałam już nawet pierwsze opady śniegu (co prawda z deszczem, ale zawsze). Do tego, całkiem niedawno obchodziłam, a raczej powinnam obchodzić, a o niej zapomniałam, półrocznicę bloga. I co w związku z tym? Uznałam, że czas najwyższy odświeżyć trochę wygląd. Teraz jest bardziej zimowo i klimatycznie. W nagłówku w dalszym ciągu są okładki i tak już chyba będzie. Jak Wam się podoba? Ja jestem zadowolona i myślę, że przynajmniej przez jakiś czas tak to będzie wyglądać. Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii i zapraszam do komentowania. Tymczasem pozdrawiam Was znad lektury, niestety książek związanych z moją pracę inżynierską:( Trzymajcie się ciepło w ten (prawie) zimowy czas!


Źródło grafiki:  www.weheartit.com

środa, 21 listopada 2012

Recenzja: "Duchy pośród nas” James Van Praagh

Tytuł: Duchy pośród nas
Autor: James Van Praagh
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Stron: 246

"Dlaczego opowieści o duchach są obecne w każdej kulturze? W jaki sposób ludzie, którzy nie wiedzieli nawet o swoim istnieniu w dawnych czasach przekazywali sobie identyczne ustne opowieści? Opowieści o tych, którzy powinni być martwi a wciąż pozostają wśród żywych.

Co cię czeka po przejściu na drugą stronę? Co spotkało Twoich bliskich, którzy już odeszli? Są w Niebie czy może właśnie przez Twoje ramię czytają słowa, które widzisz na ekranie? Co możesz dla nich zrobić i co oni mogą zrobić dla Ciebie? Czy duchów powinieneś się obawiać, czy raczej mieć nadzieję na ich spotkanie?


Odpowiedzi udzieli Ci jedno z najpotężniejszych żyjących mediów. James Van Praagh wyjawi Ci sekrety duchów i ich wpływu na życie Twoje i Twoich najbliższych. Niejednokrotnie to, co nazywamy opętaniem może mieć bowiem podłoże w świecie umarłych.


Sprawdź, czy powinieneś się obawiać spotkania z duchami i odkryj sekret życia po życiu. Przekonaj się, że filmowy hit „Szósty zmysł” to nie jest tylko fikcja..."

 http://www.talizman.pl/

Czy duchy są wśród nas? Jeśli tak to czym są, z czym nam się kojarzą, czy mogą nam zaszkodzić czy wręcz przeciwnie, mogą nam pomóc? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć w książce „Duchy pośród nas” znanego na całym świecie autora. James Van Praagh, bo o nim mowa, jest amerykańskim medium, autorem wielu książek poruszających tematy związane z parapsychologią, wykładowcą, a także jednym z twórców popularnego serialu . Ma na koncie wiele tytułów opisując w nich swoje spotkania z duchami.
Książka „Duchy pośród nas” przede wszystkim  jest zbiorem opowieści na temat spotkań autora z duchami. Wyjaśnia także w pewien sposób czym są duchy, dlaczego są wśród nas, jaki wpływ mają na nasze życie. Przedstawia je zupełnie z innej strony, całkiem różnej od tej jaką znamy z horrorów i opowiadań.

W pierwszych rozdziałach książki autor opisuje swoje przeżycia związane z kontaktem z duchami będąc jeszcze dzieckiem. Widział  je wtedy jako pojawiające się  światło bez określonego kształtu, dopiero w późniejszym okresie swojego życia zaczęły ukazywać mu się konkretne postacie. Kolejne rozdziały poświęcone są na wyjaśnieniu, że duchy to energia ludzi która pozostała po nich po śmierci. Według Jamesa Van Praagh śmierć nie boli i nie jest końcem życia lecz kontynuacją istnienia  już jako dusza bez ciała. Duchy według niego dzielą się na duchy ziemi i duchy światła. Te pierwsze są to dusze które po śmierci maja jeszcze nie do końca załatwione sprawy na ziemi bądź jako ludzie zginęli tragicznie i nie mogą przedostać się spokojnie na „drugą stronę”. Według książki to one są odpowiedzialne za „nawiedzanie” ludzi, jednak nie należy się ich bać, ponieważ one najczęściej potrzebują pomocy. Duchy światła to według autora te, które są z nami po to żeby nam pomagać, najczęściej nasi przodkowie bądź bliskie nam osoby. W książce poznamy także historie ludzi podobnych do Jamesa a także metody na pozbycie się złej energii.


James Van Praagh zawarł w swojej książce wiele ciekawych tematów oraz przydatnych informacji związanych z życiem po śmierci. Autor jako medium pomógł wielu osobom, którzy chcieli skontaktować się ze swoimi bliskimi a także tym, którzy w pewien sposób byli nękani przez duchy.
„Duchy pośród nas” jest to pozycja zdecydowanie zarezerwowana dla osób, które interesują się życiem po śmierci oraz parapsychologią, gdyż książka może być wyjaśnieniem  niektórych tajemnic i odpowiedzią na pytania związane z duchami. Jednakże dla osób nie interesujących się tym zagadnieniem, opisane historie i porady mogą być zwykłą literacką fikcją. Ciężko jest stwierdzić czy autor książki przeżył naprawdę spotkania z duchami czy może po prostu sobie to wymyślił, gdyż w niektóre opisane przez niego kontakty z duchami naprawdę ciężko jest uwierzyć. Na szczęście książka tworzy zgrabną przyjemnie napisaną całość dzięki czemu nawet niedowiarkom, traktującym ją z przymrużeniem oka, może zapewnić kilka miło spędzonych wieczorów.

Ocena: 7/10 

Za możliwość przeżycia kilku mrożących krew w żyłach chwil dziękuję wydawnictwu: 
Źródło grafiki: www.talizman.pl, weheartit.com

niedziela, 18 listopada 2012

Recenzja: "Pięćdziesiąt twarzy Greya" E. L. James

Tytuł: Pięćdziesiąt twarzy Greya
Autor: E. L. James
Wydawnictwo: Sonia Draga
Stron: 608

"Młoda, niewinna studentka literatury Anastasia Steele jedzie w zastępstwie koleżanki przeprowadzić wywiad dla gazety studenckiej z rekinem biznesu, przystojnym i zamożnym Christianem Greyem. Mężczyzna od pierwszych sekund spotkania fascynuje ją i onieśmiela. W powietrzu wisi coś elektryzującego, czego dziewczyna nie potrafi nazwać, a może tylko się jej wydaje? Z prawdziwą ulgą kończy rozmowę i postanawia zapomnieć o intrygującym przystojniaku.
Plan spala jednak na panewce, bo Christian Grey zjawia się nazajutrz w sklepie, w którym Anastasia dorywczo pracuje. Przypadek? I do tego proponuje kolejne spotkanie.
W tym miejscu kończy się „disneyowskie”  love story, choć młodziutka, niedoświadczona  dziewczyna nie wie jeszcze, że Christian opętany jest potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych, dość niezwykłych warunkach… Czy dziewczyna  podpisze tajemniczą umowę, której warunki napawają ją strachem i fascynacją? Jaki sekret skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?"

http://www.soniadraga.pl


Zapewne większość z Was zna  historię powstania "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Niemniej jednak, nie mogąc się powstrzymać, pozwolę sobie pokrótce Wam ją nakreślić. Niejaka pani Erika Leonard, zaczytująca się w "Zmierzchu", chcąc pokonać kryzys wieku średniego, postanowiła spożytkować swoją energię... pisząc. I do tego nie byle co, a fan fiction "Zmierzchu". Niestety, sadomasochistyczne związki, nie do końca pasują do odbiorców wspomnianej powieści. Skończyło się na tym, że powstała seria pokaźnych (po 600 stron każda) powieści, które zawojowały świat.

Gdzie tkwi klucz do sukcesu? Podobno w dobrej promocji. Ciężko jest mi się jednak z tym zgodzić. O ile jeszcze niedawno byłam skłonna uwierzyć, że ten tytuł znajduje się na pierwszym miejscu najlepiej sprzedających się książek w niemalże każdej księgarni, o tyle teraz szczerze w to wątpię. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" bardzo długo górowało w rankingach, a negatywne recenzje zdawały się jedynie podkręcać sprzedaż. Najśmieszniejsze jest to, że kiedy zaciekawiona postanowiłam sprawdzić cóż za książka była w stanie zepchnąć "Greya" z zaszczytnej pierwszej pozycji i okazało się, że... "Ciemniejsza strona Greya", czyli drugi tom trylogii!

Cała powieść dotyczy przede wszystkim związku dwójki głównych bohaterów. Anastasia to nieśmiała, niczym niewyróżniająca się studentka, wokół której, nie wiedzieć czemu kręci się tabun mężczyzn. Na próżno szukać w niej choć odrobiny charakteru - wypisz wymaluj Bella. Christian natomiast to mężczyzna niesłychanej urody, tak przystojny, że nawet kelnerki nie są w stanie go obsługiwać. Niestety, skrywa on mroczny sekret (deja vu?). Tajemniczość mężczyzny to chyba największy atut książki. To na rozwinięcie tej właśnie historii czekałam bite 600 stron. No i się nie doczekałam. Praktycznie nic nie zostało wyjaśnione, a ja zgrzytam zębami, bo przez to moja wewnętrzna bogini (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać:P) domaga się przeczytania kolejnej części. I to jak najszybciej.

Wbrew pozorom dostrzegam potencjał w tej książce, sam pomysł nie był przecież zły. Z wykonaniem poszło nieco gorzej. Fabułę można byłoby opisać bardzo krótko: "Nie przygryzaj wargi, Anastasio"- seks- "Musisz jeść, Anastasio"- seks- co ma zrobić Anastasia?- "Ależ on jest cudowny, pachnie drogim żelem pod prysznic i mężczyzną"- seks. Całość doprawiona jest łatwym, wręcz banalnym językiem, a zwroty w stylu "O Święty Barnabo" przeszły już do historii. Doszły mnie słuchy, że wina w dużej mierze leży po stronie tłumaczenia. Nie wiem do końca jak jest w rzeczywistości, jednak musi być w tym trochę prawdy, skoro w niektórych momentach "Grey" ni stąd ni zowąd staje się "Szarym"...

Dlaczego wszyscy to czytają?! Nie mam bladego pojęcia. Nie wiem nawet, dlaczego ja to czytam. Do tego, śmiem podejrzewać, że większości osób się podobała, tylko wstydzą się przyznać. Dlaczego? Otóż jestem w stanie zrozumieć, że na pierwszą części natrafili przypadkiem i okazała się koszmarkiem, ale po co w takim razie kupować drugą? Pierwszy raz mam tak duży problem z oceną książki. Wystawienie jej wysokiej noty byłoby krzywdzące dla... no cóż, dla większości istniejących książek. Z kolei niska ocena byłaby hipokryzją biorąc pod uwagę to, jak bardzo się wciągnęłam i jak bardzo oczekuję drugiego tomu. Powstrzymam się więc od oceniania "Pięćdziesięciu twarzy...". Ci z Was, którzy są ciekawi, cóż takiego jest w tej książce, że sieje tyle zamętu i tak ją przeczytają.

Ocena: brak

Za możliwość poznania pięćdziesięciu odcieni irytacji... tfu! szarości dziękuję księgarni: 


P.S. To naprawdę jest książka dla dorosłych. Gdyby to ode mnie zależało oznaczyłabym ją znaczkiem "18+" i zabroniła sprzedawania nieletnim. Wiem, że nawet wtedy jej zdobycie nie byłoby żadną trudnością, jednak proszę: zastanówcie się dwa razy, zanim sięgniecie po nią za wcześnie.

P.S.2. Nie mogę się doczekać ekranizacji! Jak nakręcić film na podstawie... czegoś takiego? "O Święty Barnabo!" :D

Książkę z 20% rabatem możecie kupić tutaj.
Źródło grafiki:http://www.soniadraga.pl , http://www.weheartit.com/

sobota, 17 listopada 2012

Recenzja: "Opowieści buddyjskie dla małych i dużych" Ajahn Brahm

Tytuł: Opowieści buddyjskie dla małych i dużych
Autor: Ajahn Brahm
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Stron: 256

 "Książka zawiera zbiór 108 niezwykle inspirujących opowiadań pochodzących z Dalekiego Wschodu spisanych przez mnicha i ucznia Mistrza Ajahn Chah'a. Wiele z nich wywodzi się ze starych pism i przekazów buddyjskich. Natomiast ich treść idealnie dopasowuje się do aktualnej rzeczywistości. Niektóre są bardziej współczesnymi anegdotami wzbogacającymi głębię starożytnych przypowieści. Mówią one o nadziei, miłości, przebaczeniu, a także o wolności od strachu i przezwyciężeniu bólu.

Opowiadane z dozą inteligentnego humoru, w sposób żartobliwy czasem bawią, a także skłaniają do refleksji i zadumy kojąc naszą duszę. Czytane dzieciom uczą nie tylko współczucia dla innych, ale rozwijają w nich dobroć, miłość oraz wzmacniają poczucie własnej wartości. Dorośli odnajdują w nich zrozumienie, spokój, jak również pomoc w rozwiązywaniu współczesnych problemów.


Teraz już każdy z nas może rozkoszować się ich czytaniem i otworzyć wrota swojego serca. Przygotuj się na prawdziwy balsam dla duszy!"

http://www.talizman.pl/

"Opowieści buddyjskie dla małych i dużych" to zbiór opowiadań. Przeznaczone są one (jak sama nazwa wskazuje) zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci, nawet tych małych, które nie potrafią jeszcze czytać. Całość została podzielona na 11 części: Doskonałość i wina, Miłość i poświęcenie, Strach i ból, Gniew i przebaczenie, Budowanie szczęścia, Poważne problemy i ich zbawienne rozwiązania, Mądrość i wewnętrzny spokój, Umysł i rzeczywistość, Wartości i życie duchowe, Wolność i pokora, Cierpienie i uwalnianie. Warto zwrócić uwagę, że kolejność tych części nie jest przypadkowa. Każdy z podtytułów zawiera od kilku do kilkunastu opowiadań. Bardzo często są one powiązane ze sobą, autor odwołuje się do poprzednich, więc radziłabym czytać wszystko po kolei.

Opowiadania to w większości przeżycia autora. Opowiada historie, których on bądź jego znajomi byli świadkami. Bardzo często dotyczą one prowadzonych przez mnicha wykładów lub też jego mistrza - Ajahn Chah. Jestem tym nieco zawiedziona gdyż spodziewałam się typowych buddyjski opowieści. Czegoś na styl przypowieści, legend. Owszem, występują one w zbiorze, jednak nie tak często jakbym chciała. A szkoda, bo moim zdaniem należały do najciekawszych.

Moim zdecydowanym faworytem jest opowieść o "Mężczyźnie, który miał cztery żony". Prosta pointa, okazała się dla mnie zaskakująca - chyba faktycznie mój umysł nie jest wystarczająco otwarty. Zgodnie z poleceniem autora, po poznaniu zakończenia przeczytałam je jeszcze raz, a potem... jeszcze jeden i jeszcze jeden. Z pewnością podzielę się nim z bliskimi. W pamięci zapisała mi się również historia "Pomiędzy tygrysem a wężem" - stara buddyjska opowieść z zaskakującym zakończeniem dopisanym przez autora.

Praktycznie wszystkie opowieści napawają optymizmem. Uczą nas cieszyć się z małych rzeczy i nie roztrząsać niewielkich niepowodzeń i konfliktów. O ile w książce wydaje się to możliwe, o tyle w praktyce ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Kobieta maltretowana przez męża przytula się do niego. Trwa to tyle lat, że on się zmienia. Serio? Nie, to nie dla mnie.

Opowieści jest mnóstwo, wiele z nich przypadło mi do gustu, inne - niezupełnie. Myślę jednak, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Autor posługuje się lekkim i przyjemnych językiem, a książkę czyta się błyskawicznie. Polecam ją nie tylko tym, którzy interesują się buddyzmem.

Ocena: 6/10

Za możliwości zapoznania się z "Opowieściami buddyjskimi" dziękuję wydawnictwu:

wtorek, 13 listopada 2012

Recenzja: "Scarlett" Barbara Baraldi

Tytuł: Scarlett
Autor: Barbara Baraldi
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Stron: 366

"Scarlett ma szesnaście lat i właśnie przeprowadziła się do Sieny.  Zostawiła za sobą wakacje, swoją najlepszą przyjaciółkę i  kiełkującą miłość do Matteo… W nowej szkole poznaje Umberto, który od razu okazuje jej zainteresowanie, jednak Scarlett odkrywa, że jej koleżanka z ławki Caterina jest w nim skrycie zakochana.  Co wybrać: miłość czy przyjaźń? Odpowiedź przychodzi sama podczas szkolnego koncertu, kiedy na scenę wchodzi chłopak o oczach jasnych jak lód i ich wzrok spotyka się w tłumie. Mikael, basista zespołu Dead Stones, pojawia się przy niej w najbardziej niespodziewanych momentach, by za chwilę zniknąć, a Scarlett nie potrafi oprzeć się jego magnetycznemu spojrzeniu.
Jednak Mikael jest zbyt piękny i zbyt niezwykły, by mógł być prawdziwy: tylko Umberto zdaje się znać jego sekret, lecz nie udaje mu się ostrzec Scarlett…
Niedługo potem  w szkole ma miejsce niewyjaśnione morderstwo, a Scarlett pada ofiarą przerażającego ducha o płonących oczach.
Kim naprawdę jest Mikael? Jej aniołem stróżem czy prześladującym ją demonem?"

Scarlett to typowa nastolatka. Standardowa bohaterka książek dla młodzieży. Wrażliwa, spokojna, uciekająca w świat książek. Pewnie dlatego, że właśnie takie dziewczyny najczęściej kochają czytać. Ot, dość popularny, zgrabny zabieg, dzięki któremu czytelniczki łatwiej są w stanie utożsamiać się z główną bohaterką. Tym bardziej, że tutaj to ona jest narratorką i to z jej punktu widzenia zapoznajemy się z historią. Tak więc, kiedy poznajemy Scarlett jej życie właśnie legło w gruzach. Rodzice podjęli decyzję o przeprowadzce w najmniej odpowiednim momencie, i to bez konsultacji z dziewczyną. Nastolatka musiała pozostawić przyjaciół, właśnie rozkwitającą miłość i całe życie, które do tej pory znała. Do tego rodzice nie mogą znaleźć wspólnego języka, a młodszy brat nie opuszcza jej na krok...

W nowej szkole Scarlett dość szybko udaje się znaleźć nowych przyjaciół i (jak to w młodzieżowych historiach bywa) mimo swojej przeciętności wzbudza zainteresowanie wielu chłopców. Dziewczyna jest bardzo sympatyczna i zdecydowanie polubiłam ją jako bohaterkę. Jej szkolni znajomi również przypadli mi do gustu. Nie miałam problemów z zapamiętywaniem imion, postacie nie mieszały mi się ze sobą (jak to często bywa), więc muszę przyznać, że autorce udało się nadać każdemu z nich indywidualny charakter.

W powieści najbardziej przeszkadzało mi, że jest niemal bliźniaczo podobna do "Zmierzchu". Troszkę nijaka nastolatka przeprowadza się do nowego miasta. Niemal automatycznie zaczyna się nią interesować dwóch chłopaków - "kumpel z sąsiedztwa" i tajemniczy przystojniak, który nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi na żadną dziewczynę. Pojawiła się nawet scena kiedy "Pan tajemniczy" zabiera Scarlett na posiłek, na którym sam nic nie je - dokładnie tak jak we wspomnianym "Zmierzchu". Nie umniejszało mi to jednak przyjemności z czytania. Jest to pierwszy tak typowy romans paranormalny, który tak bardzo mnie wciągnął!

Autorka serwuje nam bardzo krótkie rozdziały. Czytając, za każdym razem kiedy chciałam ją odłożyć, myślałam sobie "Jeszcze tylko jeden, no dobra dwa". W ten prosty sposób pochłonęłam książkę praktycznie jednych tchem. Powieść jest napisana prostym językiem, dzięki czemu faktycznie nadaje się dla nastolatek. Akcja jest bardzo płynna, a całość niesamowicie wciągająca. Przez jakieś 2/3 książki można mieć wrażenie, że czytamy obyczajówkę, a nie paranormal, jednak nawet początek nie jest nużący i wzbudza zainteresowanie niemal od pierwszej strony.

Przyciągająca oko okładka, przystępny język i ciekawe poprowadzenie akcji - czego więcej można chcieć od powieści młodzieżowej. To z pewnością pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów paranormal romance, a nawet tym, który na co dzień nie czytają takich książek wcale nie odradzam "Scarlett". Sama nie mogę się doczekać kiedy będę mogła zagłębić się w lekturę drugiego tomu:)

Ocena: 7/10

Za możliwość poznania Scarlett i jej magicznego świata dziękuję wydawnictwu:
Źródło grafiki:http://www.zielonasowa.pl/, http://www.goodreads.com/

poniedziałek, 12 listopada 2012

Recenzja: "Runy. Magia i Moc" Robert Lichodziejewski

"Runy z roku na rok zyskują coraz większą rzeszę zwolenników. Coraz więcej osób chce także umieć z nich we własnym zakresie korzystać. Nic więc dziwnego, że i na księgarnianych półkach pojawia się coraz więcej pozycji z tej tematyki. Jak jednak wybrać taką, która będzie naprawdę wyjątkowa?
Sięgając po runy autorstwa Roberta Lichodziejewskiego przygotowane w oparciu o fachową konsultację jednej z najbardziej znanych polskich runistek – Ewy Kulejewskiej. Ten młody i niezwykle utalentowany grafik opracował bowiem karty niezwykłe. Są one nie tylko piękne, ale jednocześnie przepełnione ukrytą runiczną symboliką zaklętą w każdej ilustracji. Nie ma ani jednej niepotrzebnej kreski czy detalu. Wszystko jest wysmakowane i zgrane w taki sposób, by każda z kart stanowiła kwintesencję znaku runicznego, który na niej widnieje. Do kart została dołączona instrukcja, która bardzo szybko wprowadzi Cię w tajniki wróżenia za pomocą run.
Usiądź zatem wygodnie, wyciągnij kartę i sprawdź, co ona ma Ci do powiedzenia. Być może już dziś otrzymasz radę, która zagwarantuje Ci szczęście.
Komplet zawiera 24 karty oraz książeczkę 64 strony."

http://www.talizman.pl

 Według niektórych runy są alfabetem, który miał służyć do pisania. Inni natomiast twierdzą, że to dar od bogów. Jedno jest pewne - ludy starogermańskie celowo posługiwały się kształtami stworzonymi głównie z linii prostych. W ten sposób łatwo było wyciąć je w drewnie. Możemy się domyślać, że była to starodawna forma komunikacji - noszenie przy sobie noży było w tamtych czasach normą, a drewno również było ogólnie dostępne. Najstarszy alfabet runiczny - starszy fuþark, stosowany do ok. 650 r, składa się z 24 znaków (ilustracja).


Samo słowo runa w języku staronordyckim oznacza, nie literę jak mogłoby się wydawać, a "tajemnicę". Nie jest to jednak tak oczywiste - w staroniemieckim "runa" oznacza "szeptać", a w irlandzkim "runar" to "sekrety". Już sama nazwa przyprawia mnie o ciarki i podpowiada, że w tych literach kryje się coś magicznego...

"Runy. Magia i Moc" to zestaw składający się z 24 kart (oznaczonych wspomnianymi 24 runami) i podręcznika. Zacznijmy od kart.Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że ozdobione zostały najpiękniejszymi ilustracjami jakie kiedykolwiek widziałam na kartach. To takie małe dzieła sztuki i najchętniej każdą z osobna oprawiłabym w ramkę i powiesiła na ścianie. Obrazki zajmują prawie całą powierzchnię kart, otoczone są ramką, a sama runa znajduje się na środku górnej części ramki. Same litery są dość małe, może nawet zbyt małe, przez co to nie one grają tutaj pierwsze skrzypce. Niestety, wydaje mi się, że karty nie są wystarczająco sztywne. Cała moja talia, co prawda po wielokrotnym użytkowaniu, wygięła się w łuk. Obok przedstawiam zdjęcie jednej z najpiękniejszych (moim zdaniem kart). Przepraszam za jakość, zdjęcie robione telefonem, przez co nie oddaje w pełni jej uroku.

O ile same karty mnie urzekły i w pełni spełniły moje oczekiwania, o tyle podręcznik pozostawia wiele do życzenia. Dla osób, które nie miały jeszcze do czynienia z Runami z całą pewnością nie jest on wystarczający. Nie mamy tutaj żadnych informacji czym są runy, jakie z nich wróżyć, skąd się wzięły, ani dlaczego. Byłam zaskoczona, bo przecież wystarczyłoby dołożyć zaledwie kilka stron, aby wszystko stało się jaśniejsze. Jedyne czego możemy dowiedzieć się z książeczki to znaczenie poszczególnych kart, jednak i tutaj sprawa nie jest jasna. Nie są to bowiem karty, których treść jest jednoznaczna. Każda z nich posiada kilka kategorii: "talizman", "amulet", "zdrowie", "sfery", "aspekt pozytywny", "aspekt negatywny" oraz "afirmację". O co tutaj chodzi? Z podręcznika się tego nie niestety nie dowiemy....

Podsumowując, uważam talię za niesamowicie ujmującą. Jestem przekonana, że ciekawszych wizualnie kart z runami nie znajdziecie. Nawet jeśli dopiero rozpoczynacie przygodę z tym alfabetem, nie odradzam takiego wyboru, wręcz przeciwnie. Proponuję jednak dokupić dodatkowy podręcznik.

Ocena: 7,5/10
Za możliwość poznania magii run dziękuję wydawnictwu:
 Źródło grafikihttp://www.talizman.pl/, :http://wikipedia.pl/

niedziela, 11 listopada 2012

Top 10: Książki, które chcielibyśmy otrzymać w prezencie

Top 10 to akcja, przy okazji której na blogu KREATYWY pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - wypatruj nowych tematów.

Dziś przyszła pora na... Książki, które chcielibyśmy otrzymać w prezencie!

"Nevermore. Cienie" - absolutny priorytet do zdobycia. "Nowa Ziemia. Świat po wybuchu" - czaję się od dawna, a recenzja Abigail, tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że po prostu muuuuszę ją mieć! "Dobrani" - uwagi na ciąg dalszy niesłabnącej miłości do antyutopii. Dalej "Drżenie" (najlepiej cała trylogia :D) i "Wyścig śmierci" - dwie pozycje tej samej autorki, z którą jeszcze nie miałam przyjemności, jednak planuję to zmienić jak najszybciej. "Miasto popiołów" i "Piękne istoty", które bardzo chciałabym przeczytać, jeszcze zanim do kin wejdą ekranizacje. "Pretty little liars" - sytuacja odwrotna - kocham serial i chętnie poznam jego książkowy odpowienik. Na koniec "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" Jennifer Echols i "Nie mogę powiedzieć Ci prawdy" Lauren Barnholdt - dwie nie-fantastyczne premiery Jaguara, na które czekałam. Tak więc wszystkich mikołajów i mikołajki odsyłam do tej listy. Moich wymarzonych książek jest oczywiście dużo więcej (resztę znajdziecie w zakładce "Wish lista"), ale jeśli miałabym się zdecydować na 10 byłby to właśnie te.


Dodatkowo korzystając z okazji chciałbym Was poinformować, że zaktualizowałam zakładkę "Wymiana". Gdyby jakimś cudem udałoby mi się wymienić którąś ze znajdujących się tam książek na jedną z powyższej listy, byłabym wniebowzięta :)

sobota, 10 listopada 2012

Film: "Ki"

Tytuł: Ki
Reżyser: Dawid Leszek
Dystrybutor: Best Film
Czas: 93 min

"Brawurowo zagrana przez Romę Gąsiorowską, historia współczesnej dziewczyny, barwnej zachłannej na życie, nie poddającej się ograniczeniom i głośno mówiącej czego oczekuje od świata. Ki (Kinga) jest jak tornado. Nim zdążysz zamienić z nią słowo, zamieszka u ciebie ze swoim 3-letnim synkiem, rozleje wino, a do drzwi zapuka wietnamski student, prosząc, żebyś pomógł mu wnieść jej pralkę. Zanim się obejrzysz, poprosi o kilka stów pożyczki i odebranie dziecka z przedszkola. Wykorzysta każdego, kto stanie jej na drodze. Czy zdoła ją zatrzymać facet z zasadami? Świat według Ki jest kolorowy, zachłanny i nigdy nie stoi w miejscu. Ona sama irytuje i fascynuje, nikogo nie pozostawia obojętnym. Odważny debiut Leszka Dawida wciąga nas w szalony, barwny wir świata Ki. Zdjęcia inspirowane obrazami Darrena Aronofsky'ego („Zapaśnik”, „Czarny łabędź”) pozwalają spojrzeć na rzeczywistość oczami zbuntowanej bohaterki. Pełna ironii, wnikliwa obserwacja życia współczesnej dziewczyny, opowiedziana z lekkością i poczuciem humoru."
http://www.filmweb.pl/

Ki to dziewczyna jakich znam całe mnóstwo.  Nieco groteskowa, a jednak. Ki nigdy nie prosi, jej się wszystko należy, a to, że ma dziecko, przecież nie musi postawić na głowie całego jej świata, prawda? Nie zamierza zrezygnować z imprez, jest w stanie podrzucić synka nawet absolutnie obcej osobie, oby tylko jej weekend nie został zrujnowany. No i te skróty. Dziewczyna nie chce się przemęczać, to jak bardzo nazywa siebie i wszystkich wokół jest świetną metaforą jej podejścia do życia. Po co mówić Piotruś skoro wystarczy Pio? Po co Mikołaj skoro można Miko? Po co iść do pracy skoro istnieje inna, łatwiejsza droga?

Po obejrzeniu zwiastuna widziałam ogromy potencjał w tym filmie. Pomysł jest i to świetny, jednak po drodze zgubiła się gdzieś przyjemność oglądania. Rzeczywistość jest podobno w cenie, ale z nieukrywanym smutkiem muszę przyznać, że całość jest nużąca. Z całą pewnością nie mamy tu wyraźnie zarysowanej fabuły - początku, punktu kulminacyjnego i zakończenia, co w założeniu, samo w sobie nie jest złe. Jednak między sceny wkradła się nuda, a to chyba najgorsze co może spotkać widza. To obraz pokazujący osobę, a nie wydarzenia, wręcz portret psychologiczny.


"Nie polubisz jej"

Nie. Nie polubię i Wy pewnie też. Kinga jest obrazem absurdalnej wręcz nieodpowiedzialności. Jeśli nawet synek nie był w stanie doprowadzić jej do porządku, to czy jest jeszcze jakaś szansa? Relacje matka-dziecko pokazane są w sposób ciekawy.  Bohaterka z pewnością kocha swoje dziecko, a to jak łatwo jest w stanie jej zostawić z którymkolwiek ze znajomych nie wynika z braku miłości, lecz ze wspomnianej wcześniej skrajnej nieodpowiedzialności.

Nie mam pojęcia skąd wzięło się w opisie porównanie do Darrena Aronofsky'ego. Widziałam "Requiem dla snu", "Pi", "Czarnego łabędzia" i "Źródło", jednak "Ki" jest chyba ostatnim filmem świata, który mógłby mi się z nimi skojarzyć.

"Ki" jest nijakim filmem. Sami zdecydujcie, czy warto mu poświęcić swoją uwagę. Jeśli miałabym komukolwiek rekomendować ten tytuł, to chyba tylko fanom Romy Gąsiorowskiej, która bez wątpienia jest największym atutem całości.

Zwiastun dla zainteresowanych:


Ocena: 5/10

Za film dziękuję księgarni: 
Film możecie kupić tutaj.  
Źródło grafiki:http://filmweb.pl/

piątek, 9 listopada 2012

Liebster Blog

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

To zabawy zostałam zaproszona przez Suzę.

1. Do jakiej książki chciałabyś jeszcze kiedyś wrócić?
Takich książek jest całe mnóstwo! Z pewnością wróciłabym do "Oskara i Pani Róży" oraz kilku innych książek Schmitta i Trumana Capote. Z nowszych powieści będą to "Nevermore", "Igrzyska śmierci" czy też "Podzieleni".

2. Jaką płytę (muzyka) chciałabyś mieć?
Większość wymarzonych płyt już mam :P Z przyjemnością zobaczyłabym na swojej półce wszystkie płyty Pezeta.

3. Czekasz na premierę jakiegoś filmu? Jakiego?
Mnośtwa! Najbardziej nie mogę się doczekać ekranizacji - "Miasta kości", "Pięknych istot", "Ciepłych ciał", no i oczywiście "W pierścieniu ognia".

4. Jaką książkę chętnie obejrzałabyś jako film?
Najbardziej marzy mi się "Córka dymu i kości". Oprócz tego (oczywiście) "Nevermore", ale również "Las zębów i rąk"

5. Twój ulubiony deser?
Żelki. Albo nie, czekolada. Albo... sernik! Nie, chyba jednak jabłecznik albo rogaliki... albo ciasto drożdżowe. Oj... chyba uwielbiam wszystkie możliwe desery :)

6. Twój ulubiony cytat?
Bardzo często podobają mi się jakieś cytaty, mam je zapisać, ale jakoś wypada mi to z głowy . Tak więc nie mam ulubionego, od następnej książki zacznę je zapisywać, obiecuję.

7. Do jakiej książki nigdy już nie powrócisz?
Hmmm... ciężko powiedzieć. Ostatnio po skończeniu "Zatopionych miast" obiecała sobie, że nigdy do nich nie wrócę, bo jestem zbyt delikatna. Aleee, powoli już mi przechodzi. Z pewnością nigdy już nie wrócę do "Bidula" i nikomu tej książki nie polecę.

8. Obcasy czy trampki?
Zależy  w jakiej sytuacji i jaki dystans będę musiała przejść (chociaż pewnie i tak wybrałabym obcasy, a potem bym żałowała :P)

9. Od czego zaczęła się twoja przygoda z książkami (lub pierwsza książka, która zapadła ci w pamięć)?
Z tego co pamiętam to od "Jeżycjady" lub którejś z książek Bahdaja.

10. Włosy - rozpuszczone czy związane?
Zawsze rozpuszczone :)

11. Gdybyś mogła wybrać sobie jedną super moc, jaka by to była?
A dlaczego tylko jedną? :P

Moje pytania:
1. Możesz przeżyć jeden dzień w świecie z książki - jaka to będzie książka?
2. Żelki czy czekolada?
3. "Igrzyska śmierci" czy "Harry Potter"?
4. Jaki jest Twój ulubiony portal książkowy?
5. Gdyby Twoje życie miało zostać zekranizowane, kto zagrałby główną rolę?
6. Gdzie najczęściej kupujesz książki?
7. Jak widzisz siebie za 10 lat?
8. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
9. Gdybyś mógł/mogła zjeść teraz dowolną potrawę świata, co by to było?
10. Jaki jest Twój ulubiony dzień roku?
11. Jaką książkę zobaczyłabyś najchętniej na swojej półce, gdyby ktoś chciał zrobić Ci prezent-niespodziankę? (tylko spokojnie - jedną!:P)

Do zabawy zapraszam:
Abigail
Patiopea
shoko
Tetiisheri
Sol
marichetti
Isztar
Tirindeth
Cassiel

środa, 7 listopada 2012

Recenzja: "Zatopione miasta" Paolo Bacigalupi

Tytuł: Zatopione miasta
Autor: Paolo Bacigalupi
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Stron: 416

"W zniszczonej przez kataklizmy Ameryce rządzą terror i przemoc. Olbrzymi niegdyś kraj padł łupem niezliczonych partyzantek, które pod wzniosłymi hasłami walki o wolność nieustannie ze sobą rywalizują. O amunicję. Jedzenie. I niewolników...
Mahlia i Mouse są ścierwami wojny - sierotami, które uciekają z Zatopionych Miast do dżungli. Schronienie znajdują u doktora Mahfouza, idealisty, który wciąż wierzy, że w każdym człowieku drzemie dobro. Gdy już wydaje się, że w końcu są bezpieczni, przypadkowo odnajdują rannego Toola - genetycznie modyfikowanego żołnierza, człowieka ze zwierzęcymi genami, którego ściga oddział żądnych zemsty partyzantów.
W jednej chwili świat młodych bohaterów ponownie obraca się w ruinę. Mouse trafia do niewoli - żołnierze werbują go siłą do swego oddziału, a Mahlia staje przed dylematem: uciekać ku wymarzonej wolności, czy ryzykować życie i ratować przyjaciela?
Zatopione miasta to zachwycająca powieść o wojnie, przyjaźni, lojalności i o wyborach, jakie ludzkość musi podjąć, aby uniknąć katastrofy."
http://www.wydawnictwoliterackie.pl/

Mahlia i Mouse to wyrzutki. Autor z miejsca wyrzuca nas na głęboką wodę i już pierwsze spotkanie z bohaterami jest dosyć wstrząsające. Żyją w wiosce, w której odnaleźli schronienie - jedyne możliwe, jednak z całą pewnością nie można uznać go za bezpieczne. Codziennie narażeni są nie tylko na dzikie (i wielokrotnie zmutowane) zwierzęta i żołnierzy, ale również na ataki ze strony mieszkańców wioski, którzy nie są zadowoleni  z dzielenia się terytorium z wyrzutkami. Warto dodać, że w krwawym świecie stworzonym przez autora, nie ma znaczenia po czyjej jesteś stronie w tej wojnie. To prawda, żołnierze Armii Boga są bardziej brutalni w swych działaniach (o czym na własnej skórze przekonała się główna bohaterka), jednak wystarczyłoby spojrzenie w zły sposób na żołnierza ZFP aby ponieść ogromne konsekwencje. A uwierzcie mi - w tej książce "konsekwencje" oznaczają coś o wiele gorszego niż śmierć.

Bardzo ważną rolę odgrywa w książce również Tool - maszyna do zabijania, człowiek z domieszkami DNA tygrysa, psa i hieny. Przerażający do szpiku kości. Okazuje się jednak, że wbrew pozorom Tool jest zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji i przejawia więcej człowieczeństwa niż większość postaci w książce. Kiedy nasza trójka głównych bohaterów - Mahila, Mouse i półczłowiek - przypadkiem na siebie wpadają (a nie jest to miłe spotkanie) wszystko się komplikuje, a nawet resztki normalności, do której przywykli to już przeszłość.

Antyutopie to ostatnio "najmodniejszy" gatunek. Jeśli sięgacie po takie książki niemal odruchowo (taka jak ja) to muszę Was ostrzec. Przy "Zatopionych miastach" wszystkie inne antyutopie to bajki dla dzieci. Nie spotkałam się jeszcze z tak surową, brutalną i krwawą powieścią. Teoretycznie jest ona skierowana do młodzieży, jednak gdyby to ode mnie zależało określiłabym ją jako 18+. To prawda - większość bohaterów (nawet tych walczących) to nastoletnie dzieciaki, jednak to jedynie dodaje dramatyzmu. Witajcie w świecie, w którym nastolatki są żołnierzami. Dlaczego? Ponieważ mało komu udaje się dożyć pełnoletności...

Bardzo szybko znajdujemy się praktycznie w centrum działań wojennych. Zawiedziecie się jeśli oczekujecie ckliwych przemyśleń w stylu "dokąd zmierza ten świat". Niemal do samego końca motto jest tylko jedno: przeżyć. Gdzieś w tym wszystkim pojawia się chęć uratowania przyjaciela. Nie przyjaciół, przyjaciela, jednego. Bohaterowie już dawno pozbyli się złudzeń, wiedzą, że nie warto nadstawiać karku dla wszystkich wokół. Nie mu tu również miejsca na miłość - jest wojna, więc uczucia trzeba schować głęboko do kieszeni.

"Zamknij to w sobie. Czuć będziesz później. Nie teraz."*
"Później" nie następuje jednak nigdy, a praktycznie od samego początku jesteśmy przekonani, że w tej historii po prostu nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Nie umniejsza to jednak ciekawości jak ta opowieść się zakończy. A zakończyła się, muszę przyznać, wręcz fenomenalnie.

Warto dodać jeszcze kilka słów o stronie technicznej. Powieść poznajemy z pomocą trzecioosobowego narratora wszechwiedzącego, który jednak niemal w każdym rozdziale zmienia postać, z punktu widzenia której przedstawia nam historię. Myślę, że w tej powieści taka narracja to jedyny słuszny wybór, w innym wypadku nie bylibyśmy w stanie zapoznać się z wszystkimi faktami. Jeśli chodzi o język to nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Autor bardzo sprawnie poprowadził akcję, a książkę bardzo ciężko było mi odłożyć, choćby na chwilę.

Komu poleciła bym "Zatopione miasta"? Z całą pewnością dojrzałym czytelnikom o mocnych nerwach. To bardzo dobra powieść, jednak chyba nie dla każdego. Jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć pamiętajcie - jest bardzo brutalna.

Ocena: 9/10

Za książkę dziękuję księgarni:


Książkę możecie kupić tutaj.

* "Zatopione miasta" Paolo Bacigalupi, Wydawnictwo Literackie 2012, str.193
Źródło grafiki:http://www.wydawnictwoliterackie.pl/, http://www.goodreads.com/

sobota, 3 listopada 2012

Film: "Jak ona to robi?"

Tytuł: Jak ona to robi?
Reżyser: Douglas McGrath
Dystrybutor: Kino Świat
Czas: 95 min

"Czterokrotnie nagradzana Złotym Globem  Sarah Jessica Parker - odtwórczyni roli Carrie Bradshaw, najsłynniejszej singielki świata - powraca na ekrany kin, aby udowodnić milionom kobiet, że seks to tylko jedna z wielu atrakcji w wielkim mieście! W długo oczekiwanej adaptacji światowego bestselleru Allison Pearson, gwiazda "Seksu w wielkim mieście" wciela się w ambitną menadżer Kate Reddy, która budzi podziw przyjaciół i kolegów z pracy, sprawnie godząc bogate życie rodzinne z zawrotną karierą w biznesie. Gdy jej klientem zostanie uwodzicielski Jack Abelhammer (Pierce Brosnan), Kate przyjdzie zmierzyć się z pokusą wielkich pieniędzy i jeszcze większych namiętności, kosztem szczęścia u boku dobrodusznego męża (nominowany do Oscara za rolę w "Lepiej być nie może" Greg Kinnear)."
http://www.filmweb.pl

Kate ma wszystko. Fantastyczną pracę, dwójkę cudownych dzieciaków, kochającego męża i piękny dom. Jednak wszystko ma swoją cenę. Bohaterka nie ma ani jednej wolnej chwili i im bardziej się stara pogodzić ze sobą obowiązki, tym bardziej okazuje się to trudne. Pewnej nocy kiedy zapomina o cieście na kiermasz wypieków wszystko zaczyna się sypać. Oczywiście, to nie ciasto samo w sobie jest powodem, jednak to właśnie ono przepełnia czarę goryczy. Obowiązki w pracy Kate zaczynają pochłaniać cały jej wolny czas, a na dodatek perspektywa spędzania wolnej chwili z Jackiem wydaje się bardziej kusząca niż pranie brudnych skarpetek męża...

"Jak ona to robi?" to komedia i tak też powinniśmy ją traktować - z przymrużeniem oka. Owszem, kobietom w takich sytuacjach najczęściej wcale nie jest do śmiechu, jednak w filmie wygląda to... uroczo. Kate mimo prędkości z jaką żyje sprawia wrażenie szczęśliwej i spełnionej kobiety. Związek maż-żona jest bardzo sympatycznie przedstawiony, a problemy z jakimi się zmagają zostały ukazane w taki sposób, że uśmiech niemal nie schodził mi z ust.

Sarah Jessica Parker ma grono zarówno zagorzałych fanów jak i przeciwników. Ja należę do tych, którzy w dzieciństwie z wypiekami na twarzy oglądali "Seks w wielkim mieście", a ostatnio bardzo spodobała mi się również w "Glee". Mimo licznych krytycznych uwag odnośnie tej roli (w tym nominacji do Złotej Maliny), ja uznałabym ją za udaną. Pierce Brosnan to jeden z najprzystojniejszych aktorów swojego (i mojego taty:)) pokolenia i zawsze lubię na niego popatrzeć na ekranie. Na uwagę zasłużył również filmowy Richard (Greg Kinnear), który gra męża głównej bohaterki. To bardzo dobrze zagrana i sympatyczna postać, a ja sama nie pogardziłabym takim mężem. Za kilka lat.

Co na minus? 47-letnia Sarah Jessica Parker, mimo uroku, wygląda na swoje lata. Jako matka dwójki dzieci, w tym jednego malucha, który nawet jeszcze nie mówi, nie do końca mnie przekonuje. Nie będę się jednak czepiać szczegółów. To komedia, a komedia ma śmieszyć, a tej się udało. Nie jest absurdalna, ani wulgarna, a bawi, więc uważam, że spełniła swoje zadanie w stu procentach. Ostrzegam Was jednak, że to nie romansidło, a raczej już film familijny. Kto oczekuje namiętnego romansu może się czuć rozczarowany.

Film jest ekranizacją powieści Allison Pearson. Podobno książka jest całkiem niezła, jednak ja nie miałam przyjemności (lub też nie przyjemności) jej przeczytać. Ciężko mi więc odwołać się do oryginału. Z miłą chęcią po nią sięgnę jeśli tylko nadarzy się taka okazja.

"Jak ona to robi" to optymistyczna i zabawna komedia, w sam raz na ponure wieczory. Poleciłabym ją przede wszystkim płci pięknej, z pewnością pomoże na jesienną chandrę.

Zwiastun filmu dla zainteresowanych:

Ocena: 7/10

Za możliwość przeżywania razem z Kate jej problemów dziękuję księgarni:
Film na DVD możecie kupić tutaj.

`````````````````````````````````````````````````````````````````
Zapraszam wszystkich do polubienia mojego fanpejdża:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...