sobota, 28 czerwca 2014

"Alicja i Lustro Zombie" Gena Showalter

źródło
Tytuł: Alicja i Lustro Zombie
Autorka:
Seria: Kroniki Białego Królika, tom: II
Wydawnictwo: Mira
Stron: 444

"Zombi skradają się nocą. Zapomnijcie o krwi i mózgach. One pragną ludzkich dusz. Niewiele mogą mi odebrać, skoro straciłam wszystko, co najcenniejsze: rodzinę i przyjaciół. Ale po kolejnym ataku zrozumiałam, że zawsze może być jeszcze gorzej. Nagle lustra wokół mnie ożyły, a ja zaczęłam słyszeć głosy umarłych. Mroczna siła popycha mnie ku złu, każe robić straszne rzeczy.
Potrzebuję pomocy, by uciszyć ciemność, której pozwoliłam przemówić. Nie mogę się poddać...
" źródło

I tom "Kronik Białego Królika" okazał się być zupełnie odmienną lekturą niż przypuszczałam. Zaskoczenie było jednak pozytywne - Alicji bardzo szybko udało się zyskać moją sympatię, jej przyjaciele również okazali się ciekawi, a umieszczenie genialnych Zombi w tle dopełniło całość. Koniec końców, "Alicja w krainie Zombie" uzyskała ode mnie maksymalną możliwą ocenę i na stałe zagościła na półce z ulubionymi lekturami. Czy znajdzie się tam miejsce również dla "Alicji i Lustra Zombi"?

Myślicie, że życie Ali Bell stało się spokojniejsze? Nic bardziej mylnego! Dziewczyna stara się jak może - dzieli wolny czas między ukochanego, babcię i przyjaciół. Ostro trenuje, aby jej technika walki stała się bardziej skuteczna i nie daje po sobie poznać, że w dalszym ciągu przeżywa żałobę. Podczas jednej z bitew Ali dość mocno obrywa... Od tego czasu z dziewczyną dzieją się dość dziwne rzeczy. W zupełnie nieoczekiwanych momentach w jej głowie odzywa się głos, który chce gryźć, smakować, jednym słowem - atakować. Zupełnie jak Zombi. Kiedy dziewczyna spogląda w lustro widzi tam zupełnie inną siebie i z całą pewnością nie jest to lepsza wersja. Alicja z lustra ma cienie pod oczami, plamy na ciele i... bardzo chce przejąć kontrolę.

Wydarzenia dość mocno bazują na pierwszej części serii. Ali ciągle widuje Emmę, jednak brak dobrze znanych jej wizji zaczyna przerażać nastolatkę. Kiedy wreszcie się pojawiają, zamiast ulgi odczuwa niepokój. Nie dotyczą bowiem Cole'a. Wszystko jest jednak owiane tajemnicą, która wyjaśnić się ma dopiero w zakończeniu. Oczywiście - czytelnicy z pewnością rozwikłają zagadkę zanim zrobi to Ali, a Ci bardziej domyślni zrobią to dość szybko. Mimo wszystko, uważam że akcja została poprowadzona naprawdę ciekawie - trzyma w napięciu i ani na moment nie zwalnia.

Głównym powodem, dla którego tak polubiłam tę powieść jest główna bohaterka. Alicja jest świetną postacią, genialnie zarysowaną i z całą pewnością daleko jej do perfekcji. Najbardziej jednak oczarowała mnie swoim poczuciem humoru. W każdej, nawet najbardziej dramatycznej sytuacji, nie może darować sobie ciętej uwagi, która powodowała moje niekontrolowane wybuchy śmiechu. To ona jest tutaj narratorką, więc odgrywa jeszcze większą rolę. Moja sympatia do Ali miała oczywiście odzwierciedlenie w odbiorze całej powieści, skoro to właśnie wokół niej kręci się cała historia.

Co mi się nie podobało? Ilość dramatu między Ali i Colem. Lubię ich oboje. Ali lubi Cole'a. Cole lubi Ali. Najwyższy czas, aby uszczęśliwić naszą trójkę (ja, Ali i Cole - dla niedomyślnych) i w pełni wykorzystać chemię i namiętność, jak jest między głównymi bohaterami. Zamiast tego



środa, 25 czerwca 2014

Stosik czerwcowy #21 (5/2014)

Czy Wam też wydaje się, że wydawane są coraz ciekawsze książki? :) Patrzę na swoje stosiki i z miesiąca na miesiąc znajduje coraz więcej świetnych tytułów. W czerwcu do mojego zbioru dołączyły poniższe: 


Od lewej:
  1. "Pretty Little Liars. Tajemnice Ali" Sara Shepard - cudowny prezent imieninowy :)
  2. "Czerwone jak krew" Salla Simukka - egzemplarz do recenzji od GW Foksal i mój pierwszy w życiu kryminał :) RECENZJA
  3. "Alicja i Lustro Zombie" Gena Showalter - udana kontynuacja przygód uwielbianej przez mnie Alicji. Już przeczytana, recenzja wkrótce. Od Miry.
  4. "Monument 14" Emmy Laybourne - egzemplarz od Wydawnictwa Rebis. Kompletne zaskoczenie, bo lektura świetna i bardzo wciągająca.
  5. "Lato drugiej szansy" Morgan Matson - już druga książka autorki wydana w Polsce przez Jaguara. Również już przeczytana i również recenzja wkrótce.
  6. "Rok na końcu świata" Renata Adwent - prezent od Feerii.
  7. "Stowarzyszenie Julietty" Sasha Grey - od Albatrosa. Chyba najbardziej kontrowersyjna książka roku, więc muszę się z nią zapoznać :)
  8. "Przebudzona o świcie" C.C. Hunter - II tom "Wodospadów Cienia", czyli serii, którą bardzo lubię, o czym mogliście przekona się w RECENZJI
  9. "Między teraz a wiecznością"  Marie Lucas - moje zdanie na temat tej książki będzie odmienne, od tego, co piszą pozostali blogerzy, ale o tym przekonacie się w odrębnym poście :) Od Egmontu.
  10. "Podwieczność" Brodi Ashton - upolowana w bibliotece.
  11. "Zacisze Gosi" Katarzyna Michalak - od Wydawnictwa Znak, czeka na swoja kolej.
  12. "Jeden dzień" Mitch Albom - j.w.
  13. "19 razy Kathrine" John Green - kolejna powieść mojego ukochanego autora od Bukowego Lasu.
  14. "NOS4A2" Joe Hill - horror napisany przez syna Stephena Kinga, od Albatrosa. Jestem w tracie czytania, jednak trochę mi to schodzi. Nie dlatego, że powieść jest nieudana, ale raczej z uwagi na ponadprzeciętne gabaryty ;)


W tym miesiącu na dotarły do mnie również dwie świetne gry. Ci, którzy na bieżąco śledzą bloga na pewno zauważyli, że coraz częściej, obok książek, pojawiają się tutaj również opinie dotyczące planszówek. Oba tytuły - "Władcy Podziemi" oraz "Kupcy i Korsarze" otrzymałam od Wydawnictwa Rebel, za co serdecznie dziękuję. Mogę również dodać, że testowałam już obie i... zdania są podzielone. Niektórzy zdecydowanie wolą pierwszy tytuł, inni ten drugi. Gry są oparte na zupełnie innej mechanice i raczej jest to kwestia preferencji, ale o tym w recenzjach :)

Widzicie coś dla siebie? A może coś konkretnego polecacie/odradzacie?

P.S. Widzieliście zwiastun książki "Klub Karmy" Jessici Brody (autorka "50 powodów, dla których nienawidzę mojego ojca")? Muszę przyznać, że choć wcześniej nie zwróciłam uwagi na tę powieść, teraz czuję się zainteresowana - wygląda jak trailer filmu :)

sobota, 21 czerwca 2014

"Czerwone jak krew" Salla Simukka

źródło
Tytuł: "Czerwone jak krew"
Autor: Salla Simukka
Wydawnictwo: YA (GW Foksal)
Stron: 256

"Wartka akcja, doskonały język, skandynawski styl mrożącego krew w żyłach thrillera. Pierwsza na polskim rynku sensacja fińska dla młodzieży! 
Trylogia zainspirowanej Królewną Śnieżką braci Grimm.

Główną bohaterką „barwnej” trylogii (zainspirowanej Królewną Śnieżką braci Grimm), którą rozpoczyna powieść „Czerwone jak krew”, jest siedemnastoletnia licealistka Lumikki Andersson. Jej imię znaczy po fińsku „Śnieżka”. Nie miała łatwego dzieciństwa. Prześladowana przez uczniów nauczyła się maskować uczucia. Gdy dokonuje makabrycznego odkrycia zachowuje zimną krew. Jest doskonałym obserwatorem ludzkich zachowań. Nie oznacza to bynajmniej, że Lumikki nie rzuca się w oczy. Gdy po ukończeniu gimnazjum wyjeżdża z rodzinnego Riihimäki do Tampere i podejmuje naukę w liceum artystycznym, mimo wszystko zwraca na siebie uwagę. Ma wyrobione zdanie na każdy temat. Zgarnia najwyższe oceny i z fizyki, i z filozofii. Odgrywa rolę Ofelii tak, że dwie nauczycielki wpadają w furię, a reszta płacze. Gdy zetknie się z morderstwem przydadzą jej się zdolności aktorskie by przetrwać i wygrać.

Sensacja Salli Simukki ma w sobie typowy skandynawski mrok, odpowiednią dawkę strachu i tak lubiane w kryminałach nieoczywiste rozwiązanie.
" źródło

Miłość do skandynawskich autorów dosięgła wielu czytelników. Szczególną popularnością cieszą się kryminały. Osobiście, wierzcie mi lub nie, nie przeczytałam do tej pory ani jednej powieści z tego gatunku. Nie chodzi o to, że ich nie lubię (bo jak miałabym to stwierdzić), ale po prostu żaden opis do tej pory nie zainteresował mnie na tyle, żeby zdecydować się na lekturę. Aż do momentu, kiedy... natknęłam się na "Czerwone jak krew". Może to za sprawą świetnej okładki, może dzięki nawiązaniu do baśni braci Grimm, a może po prostu dlatego, że ta powieść skierowana do młodzieży. Nie jest to jednak istotne - ważne, że mój książkowy szósty zmysł wyczuł, że ten tytuł okaże się znakomitą lekturą. A jak pewnie sami doskonale wiecie, on (prawie) zawsze ma racje.

Lumikki to bardzo nietypowa nastolatka. Choć zbuntowana młoda dama występuje w co drugiej powieści, uwierzcie mi - ta jest wyjątkowa. Dziewczyna uczy się w prestiżowym liceum, dzięki czemu udało się jej namówić rodziców na wynajęcie stancji, w której zamieszka w pojedynkę. Trudno jednak stwierdzić, że korzysta z wolności w stu procentach.  Wręcz przeciwnie - stroni od towarzystwa i najlepiej czuje się sama, unikając jednocześnie wszystkich problemów świata zewnętrznego. Ma jednak Lumikki ma jednak pecha - znajduje się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Pewnego poranka w pracowni fotograficznej odkrywa mnóstwo suszących się banknotów. Ucieka, jednak po chwili namysłu wraca, ale w międzyczasie pieniądze w tajemniczy sposób znikają. Ciekawość bierze jednak górę, a dziewczyna postanawia rozwikłać zagadkę znikającej gotówki i... wplątuje się w skomplikowaną aferę kryminalną.

Muszę przyznać, że postać Lumikki jest genialnie wykreowana. Przez pierwszą część powieści nie czułam do niej żadnej sympatii. Dziewczyna jest krnąbrna, unika rówieśników w nielogiczny wręcz sposób i momentami zachowuje się absurdalnie. Z czasem jednak okazało się, że chłód, jaki darzy otoczenie to przede wszystkim poza, a charakter bohaterki jest bardzo rozbudowany. Wreszcie możemy zajrzeć w jej wspomnienia i zrozumieć, dlaczego zachowuję się tak (z pozoru) niedorzecznie i dlaczego tak bardzo zależało jej na wyprowadzce.

Najważniejszy jest jednak wątek kryminalny. Jest dość skomplikowany, poznajemy bowiem całe mnóstwo postaci - już nie nastolatków. Biorąc pod uwagę, że jest to fińska powieść, również imiona bohaterów są oczywiście fińskie. Było mi strasznie ciężko jest spamiętać i pewnie właśnie dlatego fabuła wydawała mi się tak zagmatwana. Mimo wszystko wątek ten uważam za udany - był ciekawy, wciągający i dość nieprzewidywalny. Nie wzbudził co prawda we mnie strachu, ale czy koniecznie powinien?

"Czerwone jak krew" to naprawdę dobry kryminał. Ma szanse spodobać się nie tylko fanom gatunku, lecz również tym, którzy (tak jak ja) dopiero rozpoczynają swoją przygodę z takimi powieściami. Jest to również gratka dla maniaków elementów baśniowych we współczesnej literaturze - takiego połączenia jakie zaserwowała nam Salla Simukka nigdy bym się nie spodziewała!

Ocena: 7/10

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!
 

czwartek, 19 czerwca 2014

"Hopeless" Colleen Hoover

Tytuł: "Hopeless"
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 424

"Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.

To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia."

Opis "Hopeless" nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. Ot, zwykła obyczajówka, która, o zgrozo, może okazać pół-komedią. Opinie o książce, zwiastowały jednak coś zupełnie odmiennego - poruszający dramat, po którym wyleję morze łez. Jak się okazało, moje obawy były kompletnie nieuzasadnione i gdybym właśnie przez nie zrezygnowała z tego tytułu, ominęłaby mnie znakomita lektura. A opis? Wierzcie mi, prawdziwe piękno tej historii to tajemnica, którą stopniowo odkrywamy w powieści. Gdyby tekst z tyłu okładki informował nas o czym naprawdę opowiada "Hopeless" odebrałoby nam to cały element zaskoczenia.

Życie Sky zacznie różni się od życia jej rówieśniczek. Dziewczyna ma właśnie rozpocząć naukę w nowej szkole. Typowe? Jest jednak drobna różnica - do tej pory pobierała ona naukę w domu. Dzięki uporowi i pomocy przyjaciółki z sąsiedztwa, Six, udaje jej się namówić mamę, aby wreszcie wyraziła zgodę na udział córki w prawdziwych lekcjach. Sęk w tym, że Six akurat teraz zamierza wziąć udział w wymianie uczniowskiej. W szkole nie będzie więc nikogo, kto pomógłby Sky się zaklimatyzować. Na domiar złego, choć nasza bohaterka nie zna praktycznie nikogo, już od początku cieszy się bardzo złą sławą. Dzięki osobliwemu charakterowi swojej przyjaciółki, Sky również zyskała opinię dziewczyny lekkich obyczajów, a to zdecydowanie nie pomaga przy zawieraniu nowych znajomości.

Jest też on - wystarczająco mroczny, aby szybko domyślić się, jak jest ważny. Holdera i Sky łączy jedno - zła reputacja. Choć dziewczyna również mierzy się z przypiętą jej łatką, bardzo łatwo jest w stanie uwierzyć w plotki. Jednak gdzieś między tym wszystkim, naszą dwójkę ciągnie do siebie bardziej niż ktokolwiek się tego spodziewał. I jak się okazuje nie jest to spowodowane zwykłą młodzieńczą fascynacją.

New Adult to podobno gatunek przeznaczony dla młodych ludzi w wieku ok.18-25 lat. Z moich obserwacji wynika jednak, że książki te przeznaczone są dla masochistów, którzy uwielbiają płakać przy lekturze, a tuż po niej - narzekać na złamane serce. Sprawdziło się to w przypadku choćby "Morza Spokoju" czy "Tak blisko..." i sprawdza się też przy "Hopeless". Ta ostatnia nie ustępuje poprzedniczkom - myślę, że na stałe zapisze się w mojej pamięci jako jednak z ulubionych książek gatunku, bo tak się składa, że do wspomnianej wyżej grupy czytelników-masochistów sama należę :)

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam okładkę polskiego wydania, byłam pewna, że nie jest jeszcze skończona, a tytuł zostanie przetłumaczony. Nie mam absolutnie żadnego problemu z anglojęzycznymi tytułami, wręcz przeciwnie, jednak w tym wypadku zabieg był dla mnie nieco niezrozumiały. Jak się oczywiście okazało - nie miałam racji. W tytule drzemie ogromna moc, jest ściśle związany z fabułą, a jakakolwiek próba zmienienia go, odebrałaby powieści cząstkę piękna. Jestem więc zachwycona, że wydawnictwo postanowiło pozostawić go bez zmian.

"Hopeless" toczy się wokół romansu głównych bohaterów, lecz również wokół ich przeżyć z przeszłości. Romans jest świetny i naprawdę realistyczny, jednak przeszłość okazuje się tak poruszająca, że to właśnie na niej skupiamy się najbardziej. Jedyne, do czego można by się przyczepić to fakt, że czytelnik nieco zbyt szybko jest w stanie rozgryźć zagadkę przeszłości Sky. Książka stopniowo odkrywa przed nami jej wspomnienia, a ja nieco żałuję, że autorka nie potrzymała nas w niepewności troszkę dłużej.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której muszę wspomnieć. Kreacja postaci Sky i Holdera jest oczywiście świetna, jednak tego się spodziewałam. Zaskoczył mnie jednak fakt z jaką precyzją autorka ukształtowała charaktery postaci drugoplanowych. Weźmy choćby dwójkę najlepszych przyjaciół głównej bohaterki - są bardzo wyraziści, nietypowi i z całą pewnością zapadają w pamięć. W dodatku dokładają dużą dawkę dobrego humoru tej (w zasadzie smutnej) powieści.

"Hopeless" to cudowna lektura. Jedna z tych, których nie jesteśmy w stanie odłożyć. Warto jednak pamiętać, że paczka (no może karton) chusteczek to absolutna niezbędność. Gorąco polecam!

Ocena: 10/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

niedziela, 15 czerwca 2014

"Przebudzona o świcie" C.C. Hunter

źródło
Tytuł: "Przebudzona o świcie"
Seria: "Wodospady Cienia", tom: II
Autor: C.C. Hunter
Wydawnictwo: Feeria
Stron: 376

"Kontynuacja bestsellerowej książki "Urodzona o północy" z serii Wodospady Cienia. 


Kylie Galen przebywa w Wodospadach Cienia już od jakiegoś czasu. Choć wśród tych wszystkich niezwykłych istot jej życie już nigdy nie będzie takie samo, czuje, że jej miejsce jest właśnie tutaj. Wciąż jednak nie ma pojęcia, kim jest naprawdę. Desperacko pragnie ustalić swoją tożsamość i zrozumieć, dlaczego nawiedzają ją duchy.

Jeden z nich twierdzi, że ktoś bliski Kylie umrze przed końcem lata. Nie wiadomo, kto to będzie ani jak go uratować.

Kylie dręczą też problemy sercowe. Nie potrafi zdecydować, czy zostać z wilkołakiem Lucasem, związek z którym nie należy do usłanych różami, czy być z półelfem Derekiem, który zaczyna coraz bardziej na nią naciskać. Dziewczyna wie, że musi dokonać wyboru…

Romanse jednak muszą zejść na dalszy plan, gdy ciemna strona świata istot paranormalnych zaczyna zagrażac wszystkiemu, co jest dla Kylie drogie." źródło

Paranormal romance jest bardzo kontrowersyjnym gatunkiem. Od lat jednak nie zmienia się jedno - czytelnicy kochają opowieści o wilkołakach, wampirach i innych nadprzyrodzonych stworach. "Wodospady Cienia" to jedna z klasycznych historii - opowiada o nastolatce, która odkrywa w sobie niezwykłe zdolności. Pierwszy tom serii, "Urodzoną o północy" niesamowicie polubiłam, o czym przekonaliście się w recenzji [klik]. Z przyjemnością sięgnęłam więc po kontynuację opowieści o losach Kylie.

Główna bohaterka w dalszym ciągu przebywa w Wodospadach Cienia i... w dalszym ciągu nie wie, kim jest naprawdę. Mimo, że odnalazła prawdziwego ojca (a może raczej to on odnalazł ją), nikt nie jest w stanie określić, do jakiego gatunku należy nastolatka. To jednak nie koniec problemów - duchy zdecydowanie nie zamierzają przestać się z nią komunikować. Jeden z nich pojawia się tylko po to, aby poinformować bohaterkę, że jedna z bliskich jej osób umrze. Co więcej, odpowiedzialnością obarcza właśnie Kylie, twierdząc, że właśnie ona musi tę osobę uratować. Nie mówi jednak ani o kogo chodzi, ani w jaki sposób ma umrzeć. Na domiar złego, gdzieś pomiędzy tym wszystkim znajdują się dwaj chłopcy, między którymi nastolatka będzie musiała dokonać wyboru.
Autorka postanowiła obarczyć główną bohaterkę całym mnóstwem problemów. Kylie jednak radzi sobie, dzięki czemu moja sympatia do niej nie słabnie. Miałam jednak ogromną nadzieję, że wreszcie będzie nam dane poznać, do jakiego gatunku należy. Koniec końców, II tom pozostawia bez odpowiedzi jeszcze więcej pytań niż poprzedni. Miałam szczerą nadzieję, że większość nurtujących mnie kwestii zostanie tutaj rozstrzygnięta, jednak nic z tych rzeczy. Może to i dobrze, bo w przeciwnym razie, o czym miałaby opowiadać III część? Jednak ta niepewność jest nie do zniesienia! Dam się przekupić jedynie obietnicą szybkiego wydania kontynuacji :)

Ku mojej rozpaczy, zdecydowanie za mało tutaj Lucasa. Choć polubiłam również Dereka, jak zapewne większość czytelniczek opowiadam się po stronie złego chłopca i zawzięcie kibicuję Lucasowi. Całe szczęście, ostatecznie powracam on na strony powieści, a my dowiadujemy się gdzie i dlaczego przebywał. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo brakowało mi mojego ulubionego bohatera. 

Klimat obozu w dalszym ciągu bardzo mi się podoba. Umieszczenie wilkołaków, elfów, czarownic, wampirów i wielu innych stworów w jednym miejscu wypadło znakomicie. Obserwowanie z punktu widzenia czytelnika ras, które nie do końca za sobą przepadają, to jeden z moich ulubionych elementów PR. Dodatkowy plus należy się autorce za to, że do każdego gatunku dodała jakąś niezwykłą historię lub cechę, z którą do tej pory nie spotkaliśmy się w literaturze.

Koniec końców, "Przebudzona o świcie" w niczym nie ustępuje "Urodzonej o północy". Autorka posługuje się bardzo prostym językiem, a w powieści nie ma miejsca na nudę. Jeśli lubicie lekkie historie dla młodzieży, w których nie brak elementów fantastyki i poczucia humoru, to książka w sam raz dla Was!

Ocena: 7/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://wydawnictwofeeria.pl

środa, 11 czerwca 2014

Gra: Wikingowie. Wojownicy Północy

źródło
Tytuł: Wikingowie. Wojownicy Północy

Wydawnictwo: Rebel
Typ: gra planszowa 
Liczba graczy: 3-4 osób 
Czas gry: ok. 60minut

"W grze Wikingowie: Wojownicy Północy gracze wcielają się w Jarlów wikingów, którzy walczą o władzę nad Północą i koronę Konunga. Władzę zdobędzie ten, który jako pierwszy złupi wszystkie wsie i przywiezie z nich córki thanów do swojego portu, jako symbol uznania jego praw do korony.  W międzyczasie Jarlowie będą walczyć z bestią morską i napadać się wzajemnie wśród wzburzonych fal północnego morza. Ten, który wykaże się największym sprytem, wolą walki, i któremu będą sprzyjać Bogowie, wyprawi wielką ucztę i zostanie Konungiem Północy.

Rozgrywka toczy się przy użyciu sugestywnych figurek drakkarów i potwora morskiego na planszy przedstawiającej morze otoczone fjordami. Gracze mają do dyspozycji karty, które pozwalają im żeglować swoimi okrętami, wpędzać innych w kłopoty i kompletować skład swojej załogi, która znacząco poszerza możliwości gracza.

Gra jest szybka, dynamiczna i dostarcza bardzo wielu emocji i dobrej zabawy przez około godzinę
." źródło

Dlaczego Wikingowie?
Po fenomenalnym Small World zyskałam pewność, że najwyższy czas porzucić sceptyczne nastawienie do gier planszowych. Czasy Chińczyka na dobre odeszły w niepamięć, a rynek gier zaskakuje różnorodnością i ilością genialnych tytułów. Największym problemem jest jednak... wybór jednej pozycji, kiedy chciałoby się mieć je wszystkie :) Tym razem wybór padł na "Wikingów". Po pierwsze dlatego, że oprawa graficzna zwala z nóg - co zresztą możecie sami zobaczyć na poniższych zdjęciach. Najbardziej jednak zaintrygował mnie fakt, że jest to polska gra. Tak, dobrze przeczytaliście! Zarówno projektanci, jak i ilustratorzy to nasi rodacy. Po raz kolejny okazuje się, że nasi rodzimi autorzy w niczym nie ustępują zagranicznym!


O co tu chodzi?
Wikingowie to gra przeznaczona dla 3-4 osób. I już na samym początku muszę się z tym nie zgodzić! Kiedy dotarła do mnie ta pozycja, z niecierpliwością czekałam na przybycie znajomych. Jak nietrudno się domyślić, ciekawość wzięła górę i postanowiłam rozpocząć próbną rozgrywkę w dwie osoby - czekanie na przybycie kolejnych dwóch to dla mnie zbyt wiele. Jak się okazało, nie ma żadnego problemu, aby rozegrać partię jedynie z koleżanką/kolegą/sympatią. Owszem, najwięcej frajdy dostarcza największa ilość osób (jak to zwykle bywa - im nas więcej, tym weselej), jednak da się grać i we dwójkę.

Po zapoznaniu się instrukcją byłam święcie przekonana, że mam przed sobą najtrudniejszą grę świata. Sprawia wrażenie niezwykle skomplikowanej, a niektóre zasady nie są jasne nawet po trzykrotnym przeczytaniu. Niech Was to jednak nie przeraża - po rozłożeniu planszy wszystko staje się klarowne. Koniec końcu, po rozegraniu pierwszej - próbnej partii, zasady stały się dla mnie i moich przyjaciół jasne jak słońce. Mówiąc w skrócie: celem gry jest zdobycie 3 kart córek thanów (każdej w innych kolorze) i bezpieczne przetransportowanie ich do swojego portu. W tym celu gracze poruszają się po planszy pionkami-dakkarami, jednak i to nie jest proste. Dakkar może poruszyć się jedynie w kierunku, na który pozwala mu karta wiatru (karty rozdajemy przed każdą turą). Należy jednak pamiętać, że na planszy czeka na nas mnóstwo niebezpieczeństw - możemy zostać zaatakowani przez innych graczy, a nawet Bestię Morską.


Same karty również odgrywają ogromną rolę w rozgrywce. Oprócz wspomnianych kart wiatru (49szt.), w talii znajdują się również karty wydarzeń (33 szt.) oraz karty bohaterów (12 szt.). Te ostatnie umieszczamy w załodze swojego dakkaru ,obok córek thanów, jeśli oczywiście któreś z nich udało nam się uratować. Należy jednak pamiętać, że w dakkarze są jedynie trzy miejsca - może się okazać, że któryś z pasażerów wyląduje za burtą! Kart wydarzeń natomiast możemy używać rzucają je na planszę. Co ciekawe, nie tylko w swoje turze, lecz również podczas rozgrywki przeciwnika. Dzięki temu nikt nie może być pewny zwycięstwa.

Wykonanie
Oprawa graficzna zachwyca - ilustracja są bardzo dokładne i realistyczne, oczywiście nie mam co do nich żadnych zastrzeżeń. Jeżeli jednak chodzi o pudełko, zabrakło mi miejsca, w którym można by trzymać talię kart. Wrzucenie ich luzem odpada, ponieważ poukładanie wszystkich na nowo zajęłoby wieki. Aktualnie poszukuję jakieś stylowej sakiewki, a w międzyczasie karty trzymam w folii.


Ocena
Wikingowie. Wojownicy Północy to świetna i przemyślana gra. Jest wciągająca i, przede wszystkim kompletnie nieprzewidywalna - aż do samego końca partii nie jesteśmy w stanie wskazać potencjalnego zwycięzcy. To tytuł idealny na wieczory w gronie znajomych - polecam gorąco! Na sam koniec, jeszcze raz ukłony w stronę polskich twórców - to gra na światowym poziomie!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:

czwartek, 5 czerwca 2014

"Piękny dzień" Elin Hilderbrand

źródło
Tytuł: Piękny dzień
Autor: Elin Hilderbrand
Wydawnictwo: Znak
Stron: 464

"Rodzina Jennifer przygotowuje się do jej ślubu na pięknej wyspie Nantucket. Margot, siostra panny młodej, przygląda się temu z politowaniem, bo już nie wierzy w miłość. A Doug, ich ojciec, musi wreszcie zadecydować, co czuje do kobiety, z którą się związał po śmierci ukochanej żony.

Panna młoda nie rozstaje się z Notatnikiem, w którym jej matka zawarła szczegółowe wskazówki dotyczące tego pięknego dnia. Ale czy nawet najbardziej drobiazgowe zapiski mogą przygotować Jennifer na prawdę, która tego dnia wyjdzie na jaw? Co jeszcze może się zdarzyć, gdy cała rodzina zgromadzi się na jednej małej wyspie?

Autorka umiejętnie maluje słodko-gorzkie oblicza miłości, pokazuje, czym jest wierność i zaufanie i jak różnorodne mogą być wyobrażenia o szczęściu.

Elin Hilderbrand jest nazywana królową wakacyjnych powieści; sprzedała ich już ponad 4 miliony. Ich akcję umieszcza na malowniczej wyspie Nantucket, na której rodzą się wielkie miłości, rozgrywają rodzinne dramaty, a odwieczne przyjaźnie są poddawane próbom." źródło

O powieściach Elin Hilderbrand pierwszy raz usłyszałam właśnie przy okazji premiery "Pięknego dnia". Nie trzeba było mnie jednak długo przekonywać - zdania "Królowa wakacyjnych powieści" i "Cztery miliony sprzedanych egzemplarzy" wystarczyły. Kiedy sesja nadciąga nieubłaganie, taka ciepła lektura zdaje się być idealnym odstresowywaczem. 

Planująca wesele Jenna posiada niezwykły notatnik, który zawładnął życiem całej rodziny. Owy notatnik spisany został przez jej matkę, Beth, kiedy ta jeszcze żyła. Całość poświęcona jest baaardzo szczegółowemu opisowi ślubu. Choć teoretycznie są to jedynie sugestie, dla Jenny notatnik jest świętością i biada temu, kto odważy mu się sprzeciwić. Jak nietrudno się domyślić, na drodze pojawiają się przeróżne trudności, a przeniesienie planów z notatnika do rzeczywistości graniczy z cudem. Nikt nie był przecież w stanie przewidzieć konfliktów, które mają miejsce, gdy tak wiele różnych charakterów spotyka się jednocześnie. Czy przy masie nieoczekiwanych utrudnień jest jeszcze szansa na udany ślub?

Bardzo restrykcyjne podejście do wskazówek zawartych w notatniku jest dla Jenny swoistym hołdem jej matki. Jej życie niesamowicie się zmieniło i chyba nigdy nie będzie w stanie na dobre odnaleźć się w tej sytuacji. Nie jest jednak jedyna - jej ojciec i siostra również nie znieśli śmierci Beth zbyt dobrze. I nie sposób nie wspomnieć, że ta dwójka odgrywa ogromną rolę w historii. Starsza siostra Jenny, Margot, odgrywa sporą rolę w powieści. Poznajemy jej zmagania z dziećmi i nowym, tajemniczym partnerem. W życiu uczuciowym ojca dziewcząt, Douga, również panuje zamęt - choć ożenił się ponownie, nie jest szczęśliwy. Nieustanie porównuje aktualną żonę z poprzednią, nie potrafi wyrazić swoich uczuć i właśnie zaczyna zauważać, że chyba nie ma już dla nich przyszłości.

Oprócz najbliższej rodziny Jenny poznajemy mnóstwo innych bohaterów. Autorka pokrótce zarysowała nam wszystkich historie i zapoznała z postaciami. Niektóre polubiłam bardziej, inne mniej, jednak mnogość bohaterów sprawiła, że historia wyszła poza ramy schematu powieści opowiadającej o weselu, do jakiej przywykliśmy - a to już na pewno zaleta. Dla jasności dodam, że autorka nakreśliła wszystko na tyle wyraźnie, że udało mi się nie pomieszać imion bohaterów, a nierzadko mam z tym problem.

"Piękny dzień" okazał się być książką zupełnie inną niż się spodziewała. Zamiast komedii romantycznej dostała naprawdę dobrą historię obyczajową. Język autorki jest prosty i książkę czyta się bardzo przyjemnie, jednak nie zabrakło tutaj momentów nieco smutnych. Jeśli lubicie kobiecą literaturę, ale macie dość powtarzania wiecznie tych samych tematów, to coś w sam raz dla Was!

Ocena: 7/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:
http://www.znak.com.pl/kategoria/literatura/miedzy-slowami/188


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...