sobota, 26 stycznia 2013

Recenzja: "Nowe oblicze Greya" E.L. James

źródło
Tytuł: Nowe oblicze
Autor: E. L. James
Wydawnictwo: Sonia Draga
Stron: 688
 Uwaga! Recenzja zawiera spoilery z poprzednich części.

"Ich przypadkowe spotkanie dało początek fali namiętności, która z czasem wcale nie osłabła. Wspólna codzienność okazała się nie lada wyzwaniem, któremu  Anastasia i Chrstian dzielnie stawiają czoła w imię łączącego ich uczucia. Kochankowie wciąż dryfują po wzburzonym morzu uczuć, targani  namiętnością i rozterkami, niepewni tego, co zgotuje im los. Czy najbardziej poruszająca historia miłosna tego roku zakończy się happy endem? A może piękny sen przerwie były szef Any, Jack Hyde, który poprzysiągł zemsty i cierpliwie czeka na swoją szansę?"
źródło: www.soniadraga.pl/

Mimo nieszczególnie pozytywnej opinii odnośnie I i II tomu, muszę przyznać: na ostatnią część trylogii "Pięćdziesiąt odcieni" czekałam z niecierpliwością. Do tego stopnia, że zamówiłam ją w  przedsprzedaży. Dlaczego? Sama nie jestem w stanie powiedzieć, jednak losy Any i Christiana wciągnęły mnie bez reszty...

Choć II tom zakończył się w taki sposób, że mogłoby to zakończyć całą serię, autorka w ostatniej chwili zdecydowała się na powrót Jacka - nieszczególnie zrównoważonego psychicznie szefa i ex-"adoratora" Any. Bohaterowie nie mogą więc cieszyć się sobą, skoro kolejny czarny charakter zagraża ich szczęściu. Jak okazuje się w tym tomie, wprowadzenie go wcale nie było koniecznie. Nasza parka jest świetna w tworzeniu sobie nawzajem problemów, a ich irracjonalne zachowanie, raz za razem, uniemożliwia happy end.

Tak widzę Greya :) (źródło)
To, że seria nie nadaje się dla niepełnoletnich wiemy chyba wszyscy. Jednak muszę przyznać, że to ta część niejednokrotnie przekroczyła granice dobrego smaku, a ja (mimo całej swojej tolerancji dla Szarego) poczułam się zdegustowana. Oszczędzę Wam szczegółów, jednak jestem pewna, że kto doczytał tom do końca, doskonale wie, co mam na myśli.

Christian Grey jako mężczyzna idealny to dla mnie totalny absurd. Jest niesamowicie zaborczy i władczy. Mimo, że cały czas byłam ciekawa jego doświadczeń z dzieciństwa i tego jak ukształtowały jego charakter, obsesja mężczyzny na punkcie kontroli jest nie do wytrzymania. Muszę jednak przyznać - "jakaś" metamorfoza miała miejsce. Pomimo poważnych zaburzeń psychicznych, uwierzyłam, że naprawdę kocha Anę. Stać go było nawet na kilka uroczych gestów. Choćby odbieranie telefonów od ukochanej w każdej sytuacji (nawet takiej, która mogła kosztować go gruuube pieniądze). Fakt, jest ciekawy, co nie zmienia jednak faktu, że totalnie nie toleruję gościa.

źródło
Natomiast postać Anastasii to już tragedia. Naiwna, dziecinna i wykazująca totalny, ale to totalny brak asertywności. Jakby tego było mało, robi niesamowitą karierę i wygląda na to, że to dopiero początek. Wszystko wskazuje na to, że przesłaniem autorki było: nawet jeśli jest szarą myszką, która nie ma nic do powiedzenia, spotkasz niesamowicie bogatego, niesamowicie przystojnego księcia na białym koniu, a potem to już z górki - sama staniesz się równie piękna i bogata, a do tego również osiągniesz zawodowy szczyt.

W dalszym ciągu próbuję zrozumieć fenomen trylogii, jednak okazuję się równie naiwna, jak jej główna bohaterka. Język? No nieszczególnie. Lekko mówiąc. Nie wiadomo kogo tu obwiniać - pewnie autorkę, jednak i tłumaczka mogłaby się nieco zastanowić, zanim cokolwiek przetłumaczyła jako "O, Święty Barnabo". Akcja? Rozlazła. Przez pierwsze 100-200 stron (przy 700 nie robi to różnicy :P ), nic się właściwie nie dzieje. Pomysł? Tak, pomysł jest całkiem niezły, ale co z tego, skoro wykonanie wszystko psuje. Mimo wszystko, czytam dalej i Wy też czytacie. Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć dlaczego? Dla mnie pozostaje to równie niezrozumiałe, co kwantowy oscylator harmoniczny (a z fizyką radzę sobie lepiej, niż z "powieściami dla gospodyń domowych)...

Po około 2000 stron przyszedł czas rozstania z Christianem i Anastasia, a mnie, mimo tych wszystkich słów krytyki, jest przykro, że to już koniec. Podejrzewam samą siebie o poważne problemy psychiczne, masochizm i skłonności do autodestrukcji, ponieważ... chcę więcej ;) Póki co, z niecierpliwością czekam na ekranizację.
źródło
Ocena: brak

Za możliwość poznania ostatniego z pięćdziesięciu oblicz Greya dziękuję księgarni:
Książkę możecie kupić tutaj.

piątek, 25 stycznia 2013

Recenzja: "Dotyk" Jus Accardo

źródło
Tytuł: Dotyk
Autorka: Jus Accardo
Wydawnictwo: Dreams
Stron: 344
Seria: Denazen, tom I

"Pewnego dnia tajemniczy chłopak po upadku z nadrzecznego wału ląduje u stóp Deznee Cross, szalonej 17-letniej miłośniczki mocnych wrażeń. Dziewczyna uznaje to za świetną okazję, żeby wkurzyć ojca i sprowadza błękitnookiego przystojniaka do domu.
Jednak nie wszystko jest z nim w porządku. Kale zachowuje się na tyle dziwnie, że nawet Deznee zaczyna coś podejrzewać. Okazuje się, że chłopak był więziony przez Denazen Corporation, organizację, która wykorzystuje ludzi o specjalnych umiejętnościach jako broń. A umiejętności Kale'a są wyjątkowo niebezpieczne – jego dotyk zabija..." http://www.dreamswydawnictwo.pl/

Deznee to troszkę rozpuszczona, znudzona życiem nastolatka. Potrzebuje silnych wrażeń - skoki z dachu, czy całonocne imprezowanie mają jej tych wrażeń dostarczać. A jeśli dodatkowo uda jej się wkurzyć ojca, tym lepiej - w końcu zdenerwowanie to też jakaś forma poświęcania uwagi. Tak więc nasza bohaterka to prowadząca bujne życie towarzyskie, nierozsądna buntowniczka. Wracając z jednej z takich imprez (oczywiście sama, w środku nocy, przez las...) spotyka Kale'a, który... zabiera jej buty. Jako, że kompletnie nieznajomy chłopak, przyprowadzony do domu o 1.00 w nocy, jest w stanie zagwarantować stuprocentową uwagę taty, decyduje się nakarmić go we własnej kuchni. Jednak Kale zachowuje się dziwnie - zbyt dziwnie, a kiedy dochodzi do spotkania z ojcem dziewczyny, sprawy przybierają nieoczekiwany obrót...

Jako, że uwielbiam romanse paranormalne ( i wcale się tego nie wstydzę), sięgnięcie po "Dotyk" było tylko kwestią czasu. Jednak opis zainteresował mnie do tego stopnia, że zdecydowałam się zrobić to możliwie najszybciej. Skończyło się na tym, że książka dotarła do mnie kilka dni po premierze (póki co, do kupienia tylko na stronie wydawnictwa), a do tego rzuciłam wszystko inne, żeby tylko ją przeczytać i... nie odłożyłam, dopóki nie skończyłam.

W "Dotyku" zderzają się ze sobą dwa odmienne charaktery, jednak nie wygląda to tak, jak to ma miejsce zazwyczaj. Tutaj mamy do czynienia ze "złą dziewczyną" i kompletnie nieświadomym chłopakiem. Deznee to bardzo specyficzna bohaterka. Nosząca czarne pasemka na blond włosach i często bardzo skąpe ciuszki. Tak stara się skupić na sobie uwagę taty, że potrafi rozpuścić plotki na własny temat. Owszem, bywała irytująca, ale dokładnie takie są nastolatki i to właśnie dodawało jej realizmu. Im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej lubiłam tę bohaterkę. Jak łatwo się domyślić, to nieco zagubiona dziewczyna, potrzebująca miłości.

źródło
Co do Kale'a, muszę Wam się przyznać: jestem w nim kompletnie zakochana! Chłopak odizolowany od prawdziwego życia, przy każdej okazji rozbrajał mnie na łopatki. Ma w sobie taką dziecięcą ciekawość świata i dziecinne postrzeganie dobra i zła przez co jest niesamowicie ujmujący i przeuroczy. Zazwyczaj lubuję się w książkowych "złych chłopcach", jednak Kale całkowicie skradł moje serce. Przypominał mi nieco bohatera serialu "Kyle XY", który również żył w izolacji, po czym próbował odnaleźć się w społeczeństwie. Nie widzę natomiast zbyt wiele podobieństwa (na szczęście!), między tą książką, a "Dotykiem Julii", choć spodziewałam się bliźniaczych powieści.

Wątek miłosny jest niewątpliwie największym atutem powieści. Jest niewymuszony i naturalny, jednak nie zajmuje całej książki. W "Dotyku" dzieje się dużo - poznajemy zupełnie nowy świat, ludzi o niesamowitych zdolnościach, oraz tajemniczą organizację Denazen. Nie zabrakło również scen walki, dzięki czemu każdy znajdzie tu coś dla siebie.

"Dotyk" jest świetną powieścią. Poleciłabym go zarówno miłośnikom paranormal romance, jak i wielbicielom popularnych ostatnio antyutopii, ponieważ i oni znajdą tutaj coś dla siebie. To zdecydowanie jedna z najciekawszych propozycji tej zimy, zarówno dla młodzieży, jak i dla starszych czytelników! Ja już nie mogę się doczekać kontynuacji.

Ocena: 8,5/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:

czwartek, 17 stycznia 2013

Recenzja: "Wyspa Trzech Sióstr" Nora Roberts

źródło
Tytuł: Wyspa Trzech Sióstr
Autorka: Nora Roberts
Wydawnictwo: G+J
Stron: 248
Seria: Trzy siostry, tom I

"SERIA TRZY SIOSTRY
Trzy zalęknione czarownice, uciekając przed prześladowaniami, znalazły kryjówkę u wybrzeży Massachusetts – stworzyły czarodziejską Wyspę Trzech Sióstr. Chociaż zyskały na niej spokój, wszystkie zawarły fatalne związki. Teraz Nell, Ripley i Mia muszą ocalić urokliwą wyspę przed dawną klątwą.

Kiedy Nell Channing przybywa na Wyspę Trzech Sióstr, sądzi, że w końcu uciekła przed brutalnością męża. Pogodne, słoneczne dni, a także troskliwa opieka nowych przyjaciół pomagają jej rozpocząć nowe, bezpieczne życie. Zaloty szeryfa Zacka Todda sprawiają, że przyszłość Nell zaczyna wydawać się różowa. Ale na horyzoncie pojawia się zagrożenie. Czy Nell odnajdzie w sobie moc, która pozwoli jej pokonać zło i odkryć miłość
?"
http://www.gjksiazki.pl

Zawsze wiedziałam, że Nora Roberts istnieje i napisała mnóstwo książek. I to by chyba było na tyle, odnośnie informacji o tej pani. To prawda, moja mama posiada całe mnóstwo powieści jej autorstwa, drugie tyle przynosi z biblioteki, ale mnie jakoś nigdy nie ciągnęło. Szczerze mówiąc, autorkę kojarzyłam raczej z romansów i możecie sobie wyobrazić jakie było moje zaskoczenie, kiedy znalazłam trylogię "Trzy siostry" na... półce z fantastyką! Postanowiłam więc sprawdzić, w czym tkwi sekret autorki, skoro jest tak popularna.

źródło
Seria, jak sama nazwa wskazuje, odpowiada o losach trzech sióstr. Chociaż nazwa brzmi "Trzy siostry", każdy z tomów trylogii opisuje losy jednej z potomkiń tytułowych sióstr. I tom skupia się na losach Nell, która przybywa na wyspę uciekając przed mężem - tyranem. Na miejscu poznaje piękną, rudowłosą Mię - właścicielkę kawiarnio-księgarni oraz Ripley - policjantkę, twardo stąpającą po ziemi. Co łączy te trzy odmienne charaktery? Wszystkie są czarownicami i wywodzą się z rodu kobiet, która stworzyły wyspę.

Choć fabuła może wydawać się nieco przewidywalna, a wszystkie złe wydarzenia wiszą w powietrzu niemal od początku powieści, lektura bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Przygody Nell wciągnęły mnie bez reszty. Książki nie zaliczyłabym jednak do fantastyki, to raczej obyczajówka z elementami fantastyki. Mimo to cieszę się, że po nią sięgnęłam - gdyby leżała na półce z literatura obyczajową, pewnie nawet nie zwróciłabym na nią uwagi, a tak, dostarczyła mi kilku miłych wieczorów.

Opowieść skupia się głównie wokół Nell, jednak poznajemy również historię dwóch pozostałych bohaterek. Myślę, że jako wprowadzenie do opowieści "Legenda" i "Czarodziejskie Więzy" ten tom sprawdził się doskonale. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie - mamy motyw magii, wątek miłosny, wątek przemocy w rodzinie, a nawet historię małego, uroczego miasta, w którym wszyscy się znają.
źródło

Nell, Mia i Ripley wypełniają sobą praktycznie całą opowieść. To bardzo sympatyczne, ciekawie zarysowane postaci. Spodobało mi się, że Mia i Ripley nie darzą się zbyt wielką sympatią - motyw trzech zupełnie odmiennych przyjaciółek, przerabiany był już milion razy. Tutaj mamy kobiety, które łączy magiczna więź - przeznaczenie, a nie wybór. Najmniej polubiłam Ripley, a najbardziej Mię, ale to raczej moje "widzimisię", a nie obiektywna opinia. Mąż Nell również przypadł mi do gustu - oczywiście mam tutaj na myśli sposób pokazania postaci, a nie charakter. Jedyny problem miałam z miejscowym szeryfem, Zackiem. Cały czas miałam przeczucie, że okaże się czarnym charakterem, przez co bardzo podejrzliwie patrzyłam na wątek miłosny.

Mogłabym się za to przyczepić do wydania. Po pierwsze: dlaczego nigdzie nie jest napisane który to tom? Ja, aby dowiedzieć się, po którą z książek sięgnąć najpierw, musiałam sprawdzić to w internecie. Po drugie: czcionka. Na pierwszy rzut oka jest za mała, jednak okazało się (na szczęście), że nie przeszkadzało to w czytaniu. Co do okładki, ta akurat bardzo mi się podoba, pasuje do fabuły idealnie, zarówno kolorystycznie, jak i jeżeli chodzi o ilustrację (w książce wytłumaczona została latarnia).

"Wyspa Trzech Sióstr" to zaskakująco dobra lektura na zimowy wieczór. Sprawiła, że mam ochotę sięgnąć po inne książki Nory Roberts, niekoniecznie fantastyczne. Póki co, skupię się jednak na pozostałych dwóch tomach trylogii.

Ocena: 8/10

Za możliwość przeniesienia się na Wyspę Trzech Sióstr dziękuję wydawnictwu:


wtorek, 15 stycznia 2013

Recenzja: "Karty Archanioła Michała" dr Doreen Virtue

źródło
"Przed tobą możliwość skorzystania z pomocy jednego z najpotężniejszych anielskich przedstawicieli – Archanioła Michała.
Chce on Ci pomóc z czystej, nieskrywanej miłości, którą obdarza ludzkość. Jest nieograniczony, dzięki czemu może nawiązać z tobą indywidualną, unikalną więź. Wykorzystaj te karty, by skontaktować się z nim. Poproś o wsparcie, radę lub po prostu podziękuj za okazane łaski. Od spraw błahych po te, które zadecydują o twojej przyszłości. Uzyskanie jego wstawiennictwa ułatwią modlitwy i sentencje.
Dołączona instrukcja zapewni ci pewną i nieomylną interpretację słów wszechmogącego Archanioła. Kocha cię on bezwarunkową miłością i tylko czeka na znak, by móc uczynić szczęśliwym. Dzięki pięknej szacie graficznej i gustownym, złotym wykończeniom nawiążesz z nim kontakt w sposób prosty i wyjątkowo przyjemny. Każda karta to podszept archanioła – usłysz jego wskazówki i wykorzystaj je! Talia 44 kart z podręcznikiem."

Karty Doreen Virtue pokochałam już jakiś czas temu i mogę Was zapewnić - nie jest to przelotna miłość. Kilka raz w tygodniu losuję sobie karty, a do tego często wraz z koleżankami spotykamy się i tworzymy nieco bardziej skomplikowane układy. Jedną z dwóch talii, jaka ostatnio wpadła w moje ręce, są "Karty Archanioła Michała". Warto dodać, że postać ta jest o tyle charakterystyczna, że występuje w wielu religiach. Symbolizuje walkę ze złem, a także szczęście i cierpliwość.

źródło
Na komplet składa się podręcznik oraz 44 karty. Zestaw ten bardzo przypomina recenzowane już przeze mnie "Karty Misji Życiowej" oraz "Przesłania Aniołów" tej samej autorki. Podręczniki i karty są tego samego rozmiaru, a zestaw zamknięty jest w utwardzonym pudełeczku. Kolorystka kart jest złoto - fioletowa, taka też jest oprawa książeczki. Możemy się dowiedzieć z niej czym są "Karty Archanioła Michała", jak z nich korzystać, a nawet tworzyć nieco bardziej skomplikowane układy, czy łączyć ze sobą różne talie. Pozostała część podręcznika poświęcona jest wytłumaczeniu znaczenia poszczególnych kart oraz odniesieniu każdej z nich do modlitwy.

Same karty to (jak wszystkie, które wyszły pod znakiem tego wydawnictwa) małe arcydzieła. Są większe od standardowych kart do gry. Boki kart są złote, natomiast ich spód przedstawiam klęczącego anioła z fioletowej szacie. Z drugiej strony znajduje się tytuł, ilustracja i modlitwa, na fioletowym tle. W tej tali na rysunkach przedstawione zostały jedynie wizerunki Archanioła Michała. Na niektórych w towarzystwie, bądź z atrybutami, jednak zawsze jest to anioł płci męskiej. Są to karty Anielskie, więc nieco różnią się od Tarota, czy też innych kart wróżebnych - przesłania aniołów są zawsze pozytywne, ukierunkowujące, lecz nigdy nie dowiemy się z nich o nadchodzącej tragedii. Niektóre z przesłanek na kartach są bardzo jednoznaczne, inne natomiast niesamowicie uniwersalne.

Przy pierwszym użyciu kart zadałam pytanie dotyczące pisanego kilka godzin wcześniej egzaminu. Musicie sobie wyobrazić, jakie było moje zdumienie, kiedy okazało się, ze wszystkich 44 kart, wylosowałam tę, która pasowała do sytuacji najbardziej, a mianowicie:

"Korzystny wynik"

Oczywiście nie uwierzyłam (był koszmarnie trudny), ale o dziwo zdałam:)

Dr Doreen Virtue niezaprzeczalnie pozostanie moją faworytką, jeśli chodzi o autorki kart, jednak muszę przyznać, że "Karty Archanioła Michała" nie zyskały tytułu mojej ulubionej tali. Myślę, że spodobają się głównie wielbicielom aniołów. 

Ocena: 6/10

Za egzemplarz zestawu kart z podręcznikiem dziękuję:

niedziela, 13 stycznia 2013

Film: "Żelazna Dama"

źródło
"Królów było wielu, Żelazna Dama tylko jedna.
Meryl Streep w roli Margaret Thatcher – prawdziwej damy w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

Miała piskliwy głos, własny pogląd na każdy temat i niezwykły tupet. Zanim stała się jedną z najbardziej wpływowych postaci współczesnego świata, jej kapelusz i nieodłączne perły budziły pobłażliwy uśmiech. Na naszych oczach z pyskatej Maggy rodzi się Żelazna Dama, której czarna torebka do dziś jest symbolem rządów silnej ręki."
 http://bestfilm.pl

Są takie aktorki, które potrafią zagrać po prostu wszystko. Takie, które razem z rolą zmieniają się nie do poznania . Takie, które znamy z wielkiego ekranu i kompletnie od siebie odmiennych filmów, a nie słabych, telewizyjnych seriali. I chyba podlega wątpliwości, że taką właśnie aktorką jest Meryl Streep. Donna z "Mamma mia!", Miranda z "Diabeł ubiera się u Prady" i Julia Child to tak niepodobne do siebie postaci, że nie wyobrażam sobie, żeby jedna autora mogła wcielić się we wszystkie trzy role. A pani Streep się udało i to z jakże fenomenalnym skutkiem.

źródło
"Żelazną Damę" po raz pierwszy obejrzałam, właśnie z uwagi na obsadę głównej roli. Jak się okazało historia jest na tyle ciekawa, że zapragnęłam posiadać ją we własnym zbiorze DVD, aby móc do niej wracać. Film pokazuje nam historię Margaret Thatcher od początku do końca. Od młodziutkiej Maggy do samotnej niezrozumianej staruszki. Jeśli o to chodzi - pokazanej Thatcher jako starszej, wymagającej opieki kobiety, absolutnie nie przypadło mi do gustu. I wcale nie mam na myśli, że wątek jest z góry skazany na porażkę. Nie widzę po prostu potrzeby umieszczania go w filmie, który z zasady miał być biograficzny. Ostatnie czego potrzeba słynnej Żelaznej Damie, to współczucie...

źródło
Sceny z udziałem starszej pani mają jednak swoje plusy. Charakteryzacja została wykonana w taki sposób, że zabrakło mi słów. Warto dodać, że film otrzymał Oscara właśnie za charakteryzacje i jest on w 100% zasłużony. Druga z najważniejszych nagród filmowych, jakie otrzymał film to nagroda dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Tutaj również nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Cała historia skupiać się miała na jednej postaci i tak też się stało - Streep jest tutaj absolutną gwiazdą, a jej talent aktorski chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

W całości zabrakło mi jednak nieco wydarzeń historycznych. Niby wszystkiego po trochu się dowiadujemy, jednak trochę za mało, chciałoby się więcej. Gdyby zamiast dziwnych scen z teoretycznie aktualnej sytuacji bohaterki przedstawione zostało nieco więcej przeszłości, myślę, że wyszłoby to na korzyść. Mimo wszystko uważam, że jest to dobry film, który po prostu trzeba obejrzeć. W mojej pamięci zapisał się na stałe i będę podsuwać go chyba już każdemu. W moim prywatnym rankingu startował z oceną 10 (bo na taką zasłużyła Meryl Streep), jednak z uwagi na kilka wyżej wspomnianych wad, ocena została nieco obniżona. Niemniej jednak - polecam!

Ocena: 8/10

Za film dziękuję:


sobota, 12 stycznia 2013

Top 10: najbardziej wyczekiwane premiery 2013 roku


Jak zwykle, z Top Ten jestem trochę do tyłu, ale szybko nadrobię zaległości. Póki co - przed Wami przedostatni temat: 

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień. Dziś przyszła pora na...  

Dziesięć najbardziej wyczekiwanych premier 2013 roku!


 "Nowe oblicze Greya", które właśnie się czyta, chociaż trochę się wstydzę. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że póki co jest nudna jak flaki z olejem. Dalej mamy "Dni krwi i światła gwiazd", czyli II tom cudnej "Córki dymu i kości" z okładką, która zasłużyła na miano "największego samobója roku". Osobiście zamierzam ją kupić i obłożyć jakimś ładnym papierem, żeby się nie rozpraszać. "Blask" i "Olśnienie" to z kolei nie kontynuacje, a zupełnie nowe tytuły, które wyjątkowo mnie zainteresowały. Kolejne dwie książki to propozycje od wydawnictwa Bukowy Las. "Gwiazd naszych wina" będzie miała swoją premierę już na niecały miesiąc, natomiast "Wolf Princess" to jeszcze nieco tajna informacja. Skąd ja to wiem? Bo już mam u siebie książkę w oryginale, ale ciii..! Po "The Nine Lives Of Chloe King" sięgnę z uwagi na obejrzany serial - podejrzewam, że książka będzie o wiele lepsza. "Night School", które ma nam zaproponować wydawnictwo Otwarte - spodziewam się typowego paranormal romance i właśnie na coś takiego mam ostatnio ochotę. "Scarlet" to II tom "Sagi Księżycowej", doszły mnie słuchy, że i oryginalna, i polska wersja zostaną wydane w tym roku. "UnWholly" to trochę takie moje marzenie - nie słyszałam jeszcze ani słówka o II tomie "Podzielonych" w Polsce, ale trzymam mocno kciuki za Papierowy Księżyc :)

A na co Wy czekacie w tym roku? :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Recenzja: "Magiczna Gondola" Eva Völler

źródło
Tytuł: Magiczna Gondola
Autorka: Eva Völler
Wydawnictwo: Egmont
Stron: 464 
"Siedemnastoletnia Anna spędza wakacje w Wenecji. Podczas jednego ze spacerów jej uwagę przykuwa czerwona gondola. Dziwne. Czyż w Wenecji wszystkie gondole nie są czarne? Gdy niedługo potem Anna wraz z rodzicami ogląda paradę historycznych łodzi, zostaje wepchnięta do wody – a na pokład czerwonej gondoli wciąga ją niewiarygodnie przystojny młody mężczyzna. Zanim dziewczyna zejdzie z powrotem na pomost, powietrze nagle zacznie drżeć i świat rozpłynie się Annie przed oczami."

Podróże w czasie to motyw dość popularny, choć pozostawiający autorom duże pole do popisu. Przeczytałam już kilka książek o tej tematyce, jednak nie były to kopie oparte na tym samym schemacie, a ciekawe, odmienne lektury. "Magiczna Gondola" również, mimo dość "oklepanego" wątku głównego, wydała mi się w pewien sposób oryginalna. Wenecja (którą uwielbiam), a do tego przepiękna okładka przekonały mnie do reszty.

Główna bohaterka, Anna, ma 17 lat i jest typową nastolatką - nie wyobraża sobie życia bez internetu, facebooka i iPoda. Wraz z rodzicami spędza wakacje w Wenecji, próbując zabić czas zwiedza miasto. Trochę znudzona zaprzyjaźnia się z rówieśnikiem - nieco nudnym Mathiasem, którego marzeniem jest zostać dentystą. Wszystko zmienia się kiedy wraz z rodzicami udaje się na Canal Grande. Tajemnicza czerwona gondola nieoczekiwanie przenosi ją do 1499 roku...

źródło
Muszę przyznać, że "Magiczna Gondola" okazała się jedną z najbardziej zaskakujących książek, jakie miałam okazje ostatnio przeczytać. Teoretycznie jest ona skierowana do czytelników w wieku poniżej 16, spodziewałam się więc, że będzie dość... naiwna. Jak się okazuje - nic bardziej mylnego. Ku mojemu zdziwieniu w powieści pojawiły się m.in. kurtyzany, a Anna rozpoczęła swoją przygodę w 1499 r. nago. Cała historia okazała się spójna i nie widzę przeciwwskazań, aby sięgnęli po nią dorośli czytelnicy. Wręcz przeciwnie: jestem przekonana, że i oni znajdą w niej coś dla siebie.

Książka przenosi nas w niesamowity świat, a nawet... dwa niesamowite światy. Przygodę rozpoczynamy w 2009 i poznajemy przepiękne krajobrazy dzisiejszej Wenecji. Podróże gondolami i maski karnawałowe sprawiały, że mojego dotychczasowa chęć, aby wybrać się do Włoch niesamowicie się nasiliła. Dodatkowo, fantastycznie przedstawiony został  XV wiek. Anna często zmieniała miejsce pobytu, dzięki czemu i my mogliśmy poznać miasto z różnych stron. Od najbiedniejszych domów, do najbogatszych. Od klasztoru, do "Domu Uciech". Pokazanych zostało mnóstwo małych rzeczy, dzięki którym całość wyglądała bardziej rzeczywiście.

źródło
Bohaterowie powieści również przypadli mi do gustu. Anna nie była perfekcyjna, choć zadziwiająco odważna. Pomijając tę (znaczącą) zaletę, dokładnie tak wyobrażam sobie dzisiejsze 17-latki. Jeśli chodzi o Sebastiana - jestem nieco rozczarowana. Zarys postaci całkiem mi się spodobał, ale jakoś za mało pokazywał swojego charakterku. A może to jego było za mało? Odnośnie pozostałych postaci, takich jak Klaryssa, Bart, czy Marietta, nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń.

Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się sięgnąć po "Magiczną Gondolę". Okazała się świetną powieścią, którą czyta się niesamowicie szybko i przyjemnie. Bardzo spodobało mi się również zakończenie - osobiście nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie mogę również nie wspomnieć o okładce - jest przepiękna i doskonale pasuje do książki (maski odgrywają w niej dużą rolę). Muszę dodać, że prezentuje się znacznie lepiej od okładki oryginalnej (zdjęcie powyżej), a bardzo mnie cieszy.

"Magiczna Gondola" to przeurocza opowieść, którą mogę Wam polecić z czystym sumieniem. Jeśli o mnie chodzi, wzbudziła ochotę na kolejne książki o podróżach w czasie. Chyba będę musiała poważnie rozejrzeć się za "Trylogią Czasu" :)

Ocena: 8/10

Za możliwość przeniesienia się w czasie do XV-wiecznej Wenecji dziękuję:

niedziela, 6 stycznia 2013

Recenzja: "Zaułek potworów" pod redakcją Christophera Goldena

źródło
Tytuł: Zaułek potworów
Redakcja: Christopher Golden
Wydawnictwo: G+J
Stron: 440
"Poznaj historie potworów opowiedziane z punktu widzenia... ich samych!

W Zaułku potworów znajdziesz opowieści najpopularniejszych pisarzy horrorów: wyznania o lęku, szaleństwie i śmiechu, filozoficzne rozprawy i okrutne zakręty losu, pożerające ludzi rośliny, a nawet pewną dozę sympatii dla diabła!


Demony i gobliny, mroczni bogowie i kosmici, mityczne i legendarne stworzenia czające się w ciemności i bestie w ludzkiej skórze. Potwory – od Lucyfera po Mordreda, od baśniowych istot porywających dzieci po Złą Czarownicę z Zachodu i stwora Frankensteina. Człowiek postrzega te istoty jako straszliwe, przerażające monstra, lecz one same widzą siebie w innym świetle."
http://www.gjksiazki.pl
  
źródło
Uwielbiam horrory i uwielbiam (z tego co zdążyłam zauważyć, w przeciwieństwie do reszty świata) opowiadania. Jednak, o dziwo, do tej pory nie zdarzyło mi się się czytać zbioru opowiadań, będących jednocześnie horrorami. Kiedy więc zobaczyłam "Zaułek potworów", od razu wiedziałam, że to coś w sam raz dla mnie. Książka uparcie nie chciała wpaść w moje ręce, jednak polowałam na nią niestrudzona niczym Buffy na wampiry - to tak odnośnie pana Goldena, bo nie wiem czy wiecie, ale jest on autorem m.in. właśnie opowieści o tej nastoletniej pogromczyni krwiopijców.

"Zaułek potworów" jest dość ciekawy, głównie ze względu na narrację. Wszystkie historie w tym zbiorze poznajemy z punktu widzenia potworów. To one opowiadają nam dlaczego robią to, co robią. Motywy kierujące nimi niejednokrotnie mnie zaskoczyły.W większości opowieści morał jest oczywisty - to co na pierwszy rzut oka uważane jest za monstrum, nie zawsze jest prawdziwym potworem. Inne z nich są po prostu straszne i tyle. Nie ukrywam, że i takie lubię czasem przeczytać i trochę się pobać.
W "Zaułku" może spotkać całą gamę barwnych postaci. Miałam kupę frajdy, już od pierwszych stron zastanawiając się "cóż to może być za potwór?". Muszę przyznać, że raz musiałam nawet sięgnąć do mitologii, ponieważ autorka nie ułatwiła mi zadania - imię interesującej mnie postaci nie padło ani razu, a ja nie mogłam spać w nocy zastanawiając się jak ona (bo była to "potworzyca") się nazywała. Mogę zdradzić, że w książce spotkacie m.in. zupełnie nową opowieść o Frankensteinie, moich ulubieńców, czyli ghule, a nawet rośliny-ludożerców i mitologiczną Meduzę.

źródło
Opowiadań w książce jest 19. Każde z nich napisane zostało przez innego autora, więc jak łatwo się domyślić, poziom jest zróżnicowany. Pierwsze z nich "Trudny wiek" jest najdłuższe, a jednocześnie najbardziej zapadło mi w pamięć. Świetnie się czytało, bardzo przypadło mi do gustu i zaskoczyło zakończeniem. Dodatkowo, nastawiło mnie do książki niesamowicie pozytywnie, spodziewałam się, że pozostałe historie również mnie zainteresują. Niestety - później było już tylko gorzej. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość opowiadań mnie znużyła - nie czułam ani strachu, ani współczucia dla tych nierozumianych stworzeń. Oprócz wspomnianego opowiadania przypadły mi do gustu "Mniej niż dziewczyna" - ledwie dziewięciostronnicowe opowiadanie, przez które do tej pory boję się zajrzeć pod łóżko oraz "Jezioro" - przez całe opowiadanie odczuwałam niepokojące napięcie i byłam strasznie ciekawa jak się skończy. Jeśli chodzi o te, które najmniej przypadły mi do gustu, będą to z całą pewnością "Uległy", który wzbudził u mnie bardziej odrazę niż strach oraz "Ta druga", która całkowicie mnie znudziła.

Trudno jest mi ocenić tę książkę. Ocenianie całokształtu jest o tyle uciążliwe, że nie potrafię wrzucić tak różnych opowiadań do jednego worka i przypiąć im etykietki. O ile "Trudny wiek" oceniłabym nawet na 9/10, o tyle "Uległy" zasługuje w moich oczach co najwyżej na 3/10. Z przyjemnością więc rozejrzę się więc za książkami autorstwa Davida Lissa, a Johna McIlveena będę omijać szerokim łukiem. Natomiast decyzję odnośnie przeczytania "Zaułka potworów" pozostawiam Wam.

Ocena: 6/10

Za możliwość przeżycia kilku chwil grozy serdecznie dziękuję wydawnictwu:


czwartek, 3 stycznia 2013

Recenzja: "Saga Księżycowa. Cinder" Marissa Meyer

źródło
Tytuł: Saga Księżycowa. Cinder
Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Egmont
Stron: 440

"Orientalny Pekin przyszłości przynosi barwny, hałaśliwy krajobraz miasta, który ciekawi niejednego Europejczyka. „Sagi księżycowe. Cinder” Marissy Meyer wywraca do góry nogami wizerunek Państwa Środka.

Wraz z Cinder główną bohaterką znajdujemy się w zdziesiątkowanym przez śmiertelną plagę mieście. Dziewczyna jest cyborgiem o tajemniczej przeszłości, jednocześnie obywatelem drugiej kategorii. Sprawę komplikuje piętno nałożone na nią przez macochę, jakoby była winna śmierci swojej przyrodniej siostry. W jej życiu niespodziewanie pojawia się książę, który nalega by wybrała się z nim na bal. To jednak jest niemożliwe, gdy okazuje się też, że ona sama jest zaginioną księżniczką śmiertelnych wrogów mieszkańców Ziemi.

Cinder to współczesna opowieść o Kopciuszku, łącząca klasyczną baśń z futurystyczną powieścią. Inteligentna, wywrotowa historia mająca swój początek dawno, dawno temu… Niebywała podróż do odległej krainy.
"


źródło
Baśnie to chyba największe źródło inspiracji dla współczesnych pisarzy. Praktycznie każda z tych, które pamiętam z dzieciństwa, ma już swoją nowoczesną wersję. Nie ukrywam, że najczęściej powielany jest motyw Kopciuszka - powstała już niezliczona ilość filmów, bajek, książek i musicali opartych na tej historii. Czy w tej wielokrotnie powielanej opowieści jest jeszcze szansa na powiew świeżości? Marissa Meyer na każdym kroku udowadnia nam, że tak!

Przenosimy się w czasie do miasta przyszłości - Nowego Pekinu. Tam właśnie mieszka i pracuje nasza główna bohaterka - Linh Cinder. W nowym świecie, już po IV Wojnie Światowej, nic nie jest takie jak kiedyś. Z jednej strony technologia rozwinęła się w ogromnym stopniu, wielu ludzi, którzy kilka lat wcześniej byliby skazani na śmierć, udaje się uratować. Niestety, stają się oni cyborgami - dokładnie tak jak Cinder. Jednak nawet tak rozwinięta nauka nie jest w stanie znaleźć antidotum na rozpowszechniającą się na Ziemi chorobę.

źródło
Cinder, jak na Kopciuszka przystało, mieszka z przybraną matką i dwiema siostra, ale również z... androidem. Tak jak dziewczyna, którą pamiętamy z baśni na co dzień musi znosić upokorzenia i katorżniczą pracę. Autorka postanowiła jednak pójść o krok dalej. Z zahukanej i nieśmiałej dziewczyny nie zostało już praktycznie nic. Cinder, choć zakompleksiona, jest jednocześnie pyskata, odważna i za wszelką cenę walczy własną o niezależność. Nie przesadzając, muszę przyznać, że to jedna z moich ulubionych bohaterek książek młodzieżowych ostatnich lat. Jestem przekonana, że dzisiejsi czytelnicy chcą czegoś więcej niż niepewnej, nieśmiałej i dającej sobą pomiatać "sieroty", a ukształtowanie charakteru bohaterki w ten sposób było strzałem w dziesiątkę!

Nie tylko główna bohaterka może pochwalić się ciekawym charakterem. Większość postaci występujących w książce to silnie zarysowane osobowości. Brak tu rozlazłych postaci, których imiona mogłyby nam się ze sobą mylić. Z całą pewnością na zainteresowanie zasługuje Książę - choć pewnie dokładnie taki był zamysł autorki. Następca tronu, który nie reprezentuje sobą nic, oprócz prawości i piękna zewnętrznego zastąpiony został ciekawym, zadziornym młodzieńcem, który emanuje świeżością. Spotkania dwójki głównych bohaterów to moje ulubione momenty w książce, a ich przekomarzanie nie jednokrotnie wywoływało wybuchy śmiechu.

źródło
Na próżno szukać wady "Sagi księżycowej". Ja w historii nie zmieniłabym absolutnie nic. Choć całość jest dość przewidywalna, traktowanie tego jako minus byłoby absurdalne. Kto bowiem nie zna zakończenia historii o Kopciuszku? Owszem, nowe wątki, które nie występowały w pierwowzorze, również rozwiązały się w sposób, którego łatwo się było domyśleć, jednak nie umniejszało mi to w żadnym stopniu przyjemności z czytania.

Świat przedstawiony w utworze to niesamowita wizja przyszłości. Lekko antyutopijna, ale niezaprzeczalnie oryginalna. Lunarzy, epidemia, nauka - pokazują, że nie zawsze rozwój działa na korzyść społeczeństwa. Autorka udowodniła, że ma bardzo bogatą wyobraźnię, jednocześnie zachowując spójność i realizm opowieści, oczywiście na tyle, na ile to możliwe w powieści fantastycznej. Na tej płaszczyźnie nie mam zastrzeżeń.

Historia futurystycznego Kopciuszka-Mechanika zapiera dech w piersiach. Do tej pory nie jestem się w stanie nadziwić, jak ze znanej baśni, autorce udało się stworzyć tak świeżą i nowoczesną historię, nie tracą jednocześnie magii pierwowzoru. Opowieść jest na tyle uniwersalna, że poleciłabym ją każdemu, niezależnie od wieku i literackich upodobań.

Ocena: 9/10

Za możliwość poznania zupełnie nowej wersji "Kopciuszka" dziękuję: 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...