środa, 30 grudnia 2015

Gra: "Budowniczowie: Antyk"

źródło
Tytuł: Budowniczowie: Antyk
Wydawnictwo: Rebel 
Typ: gra karciana
Liczba graczy: 1-4 osób 
Czas gry: ok. 30 minut

"Budowniczowie to prosta i bardzo przyjemna gra w zarządzanie zasobami.

Karty reprezentują budynki i pracowników. Gracze zdobywają punkty zwycięstwa (oraz pieniądze) wznosząc budowle. Jednakże skonstruowanie budynku wymaga robotnika, a ten z kolei wymaga pieniędzy.

Do wzniesienia każdego budynku potrzebne są określone przy nim surowce (Kamienie, Drewno,

Elementy architektoniczne, Dekoracje). Wszystkie te cztery cechy mają wartości od 0 do 5, a każdy z robotników oferuje te same cechy również w wartościach pomiędzy 0 a 5. Tak więc aby zbudować dowolny budynek, gracz musi dodać wystarczającą liczbę robotników tak, aby to, co oni oferują, w pełni pokryło zapotrzebowanie generowane przez budynek.

Każdy z graczy zaczyna grę z 10 monetami (10 Sestercji) i Uczniem. Na stół wyciąganych jest pierwszych pięciu robotników i pięć budynków. W swojej turze gracz może wykonać trzy akcje i później ewentualnie zakupić czwartą akcję za 5 monet. Dostępne akcje to:
  • Rozpoczęcie budowy
  • Najęcie Robotnika
  • Podjęcie inwestycji (w tym zakup Więźnia lub jego uwolnienie; zaciągnięcie Pożyczki lub jej spłacenie; zakup Narzędzi; szkolenie Robotnika)
  • Wysłanie Robotnika do pracy
  • Pobranie Sestercji 
  Gra Budowniczowie: Antyk jest bardzo podobna do gry Budowniczowie: Średniowiecze, ale ma trochę zmienioną mechanikę i kilka nowych opcji." źródło 

Dlaczego "Budowniczowie: Antyk"? 
Po przeczytaniu opisu producenta, kompletnie nie mogłam wyobrazić sobie, jak wygląda ta gra. Przyznam szczerze - w tym przypadku kierowałam się przede wszystkim opiniami innych graczy. Seria "Budowniczowie" zbiera pozytywne recenzje, a ja już niejednokrotnie przekonałam się, że w przypadku gier, zazwyczaj większość ma rację. W kolekcji dostępne są dwa tytuły - "Antyk" oraz "Średniowiecze", a ja zdecydowałam się przetestować ten pierwszy.


 O co tu chodzi?
Choć dwukrotnie przeczytałam instrukcję, jakoś nie mogłam zobrazować sobie w głowie rozgrywki. Okazało się jednak, że wystarcza jedna tura, aby zrozumieć zasady. Mechanika jest dość prosta i polega na kupnie i budowaniu. W grze może wziąć udział od 2 do 4 graczy. Wiadomo - im więcej, tym weselej! Każdy w graczy w swojej turze może wykonać 3 z 5 dostępnych akcji. Możemy rozpocząć budowę budynku, po ukończeniu którego otrzymamy punkty chwały oraz monety (Sestercje). Kolejną z opcji jest zasilenie swoich sił roboczych, czyli przyjęcie Robotnika lub podjęcie Inwestycji (czyli np. przyjęcie więźnia). Jeśli posiadamy już w swojej "ekipie" Robotników i nie są oni aktualnie zajęci, możemy wysłać ich na budowę. Ostatnią z możliwych akcji jest pobranie Sestercji.

Kto wygrał? 
W "Budowniczych" bardzo łatwo określić kto wygrał - zwycięzcą  jest osoba, która zdobyła najwięcej punktów chwały. Punkty te otrzymuje się za zakończone budowle. Nie trudno się domyślić, że im trudniejszy to wybudowania jest budynek, tym więcej punktów chwały za niego otrzymamy. Uczestnicy zabawy muszą więc zadecydować, czy bardziej opłacalne jest postawienie większej ilości droższych budowli, czy może mniejszej ilość małych i niedrogich. Osoba, która jako pierwsza zdobędzie 17 punktów chwały informuje o tym pozostałych graczy. Ci z nich, którzy nie wykonali jeszcze w tej kolejce swojego ruchu, teraz ma ją na to szansę. Bo zakończeniu kolejki przechodzimy do podliczania punktów chwały.


Wykonanie
Gra nieco wyróżnia się z mojej kolekcji. Na półce posiadam przede wszystkim wielkie kartony, z typowymi planszówkami. Z czasem postanowiłam jednak poszerzać swoje horyzonty i sięgać gry karciane i towarzyskie. "Budowniczowie" plasują się gdzieś pomiędzy - gra mieści się niewielkim metalowym pudełeczku, które prezentuje się naprawdę świetnie. W środku znajduje się odpowiedniego formatu instrukcja (nie musimy jej składać, aby zmieściła się w pudełku), monety praz karty. Karty budynków są niewiele większego formatu niż pudełko, natomiast wszystkie pozostała to karty standardowego formatu.


Ocena
"Budowniczowie: Antyk" to świetna gra zarówno dla zaawansowanych, jak i początkujących graczy. Nieskomplikowana, a jednak wymagająca myślenia mechanika sprawia, że łatwo zrozumiemy zasady, jednak nie grozi nam nuda. Mieści się w niewielkim pudełku, dzięki możemy zabrać ją wszędzie. Jednym słowem - gorąco polecam!


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:


poniedziałek, 28 grudnia 2015

"Paragraf 5" Kristen Simmons

Tytuł: Paragraf 5
Autor: Kristen Simmons
Wydawnictwo: Dolnośląskie (Grupa Wydawnicza Publicat) Stron: 312

"Pierwszy tom trylogii.

Przyszłość. Nowy Jork, Los Angeles oraz Waszyngton to opuszczone miasta. Nie ma policji – są żołnierze. Nie mandatów, są aresztowania i procesy. Ci, których aresztowano, zwykle już nie wracają.

Nastoletnia Ember wraz z matką zostają uwięzione za złamanie Paragrafu Piątego. Aresztowania dokonuje bliski przyjaciel Ember – jedyny, jakiego kiedykolwiek kochała…
" źródło

Szał na antyutopie już minął, choć jeszcze nie tak dawno gościły na wystawach wszystkich księgarni. Ja też coraz rzadziej sięgam po ten gatunek, choć bardzo go lubię. Jesienią trafiłam jednak na kilka powieści, które przypomniały mi, dlaczego powieści osadzone w katastrofalnej przyszłości są tak fascynujące -  "Plaga samobójców", "Aplikacja" i "Klejnot" to naprawdę godne polecania lektury. Premiera "Paragrafu 5" jakoś mi umknęła, w końcu jednak dojrzałam ją w nowościach i postanowiłam dać jej szansę licząc, że okaże się równie udaną lekturą, jak te wspomniane wyżej.

Stany Zjednoczone po wojnie wyglądają zupełnie inaczej. Każdy ruch, każde, nawet najdrobniejsze, przewinienie może zostać surowo ukarane. Prawo Obyczajowe jest egzekwowane przez tak zwaną Straż Obyczajową. Jak nie trudno się domyślić, granice tego co jest moralnie poprawne, a co nie są bardziej niż surowe. Na tych, którzy się nie dostosują czeka proces, jednak mało kto z niego wraca...

Ember poznajemy właśnie wtedy, gdy do jej drzwi puka Straż Obywatelska. To oczywistego, że taka wizyta skończy się tragicznie. Matka dziewczyny zostaje zatrzymana za złamanie tytułowego paragrafu 5. Ember przeżywa szok, tym bardziej, że jednego ze strażników zna bardzo dobrze, jednak on zdaje się to ignorować. Bohaterka trafia do placówki dla dziewcząt i szybko zdaje sobie sprawę, co tak naprawdę staje się z tymi, którzy "zniknęli".

Po "Paragrafie 5" spodziewałam się naprawdę wiele. Moja miłość do antyutopii właśnie narodziła się na nowo, więc pełna entuzjazmu podchodziłam do lektury. Nawet przedstawienie "świata po wojnie", od którego zaczyna się przecież opis co drugiej młodzieżowej postapokalipsy mnie nie zraził. Niestety, nawet pozytywne nastawienie nie pomogło - "Paragraf 5" to książka po prostu schematyczna. Nie jest szczególnie zła, jednak nie jest również dobra. To lektura, po którą możemy sięgnąć, kiedy nic ciekawszego nie czeka na półce. Podejrzewam jednak, że już kilka tygodni po lekturze będę miała problemy z przypomnieniem sobie fabuły.

Autorka pisze całkiem nieźle i to chyba największa zaleta tej powieści. Akcja jest dość szybko, znajdziemy nawet kilka zwrotów. Koniec końców powieść czytałoby się naprawdę świetnie, gdyby nie fakt, że to wszystko już było. Nie jestem w stanie nawet ocenić bohaterów, ponieważ nie wzbudzili oni we mnie ani sympatii, ani niechęci. Dodatkowo, jestem nieco rozczarowana, ponieważ Kristen Simmons mogła nieco podratować tę opowieść, wzbogacając ją o bardziej rozbudowany obraz świata przedstawionego. Niestety informacje na jego temat są znikome, a czytelnik odczuwa niedosyt.

"Paragraf 5" poleciłabym fanom gatunku. Jeżeli jednak antyutopie i dystopie czytacie tylko okazjonalnie radziłabym odpuścić - jest na rynku wiele ciekawszych tytułów.

Ocena: 5/10

Za książkę serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat!
www.publicat.pl





sobota, 26 grudnia 2015

"Wszystkie jasne miejsca" Jennifer Niven

źródło
Tytuł: Wszystkie jasne miejsca
Autor: Jennifer Niven
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 424


"Odważna opowieść o miłości, przeżywaniu życia i dwojgu młodych ludzi, którzy znajdują siebie nawzajem, gdy stoją na skraju przepaści.

Theodore jest zafascynowany śmiercią. Codziennie rozmyśla nad sposobami, w jakie mógłby pozbawić się życia, a jednocześnie nieustannie szuka – znajdując – czegoś, co pozwoliłoby mu pozostać na tym świecie. Violet żyje przyszłością i odlicza dni do zakończenia szkoły. Marzy o ucieczcie od małego miasteczka w Indianie i niemijającej rozpaczy po śmierci siostry.

Kiedy Finch i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży – sześć pięter nad ziemią – nie do końca wiadomo, kto komu ratuje życie. A gdy ta zaskakująca para zaczyna pracować razem nad projektem geograficznym, by odkryć „cuda” Indiany, ruszają – jak to określa Finch – tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.

Wkrótce tylko przy Violet Finch może być sobą – śmiałym, zabawnym chłopakiem, który, jak się okazuje, wcale nie jest takim wariatem, za jakiego go uważają. I tylko przy Finchu Violet zapomina o odliczaniu dni, a zaczyna je przeżywać. Jednak w miarę jak świat Violet się rozrasta, świat Fincha zaczyna się gwałtownie kurczyć
." źródło

"Wszystkie jasne miejsca" mignęły mi w zapowiedziach. Wiedziałam, że przeczytam tę książkę, jednak nie znalazła się ona na liście moich czytelniczych priorytetów. Do czasu. Moją uwagę przykuły zdjęcia tatuaży z napisem "All the bright places", które pojawiały się na Facebooku. W końcu nikt nie robi sobie tatuażu z tytułem książki, która nie jest naprawdę poruszająca, prawda? "Wszystkie jasne miejsca" szybko trafiły na pierwsze miejsce mojej listy lektur obowiązkowych.

Chłopak, który uznawany jest za dziwaka. Nie cieszy się popularnością w szkole, ale zdaje się w ogóle tym nie przejmować. Dziewczyna należąca do szkolnej elity, która (po tragicznych przeżyciach, które zmusiły ją do refleksji) zaczyna się zastanawiać, czy w ogóle chce do niej należeć. Theodore i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży. Oboje zastanawiają się co by było, gdyby wykonali krok w przepaść. Brzmi banalnie? Uwierzcie mi, "Wszystkie jasne miejsca" jest wszystkim, tylko nie banalną książką dla młodzieży.

Powieść przeczytałam kilka tygodni temu. Nie mogła jednak ułożyć sobie w głowie myśli i zebrać się do napisania opinii. Tak już jest z książkami, które kradną nam serce - nie jesteśmy w stanie przekazać innym, jak bardzo są dobre. A ta historia jest naprawdę genialna. Powiem więc krótko: pod koniec roku, kiedy traciłam już nadzieję, że coś w stu procentach skradnie moje serce pojawiła się ona. Panie i panowie... oto najlepsza książka roku 2015!

Finch i Violet to zupełne przeciwieństwa. Oboje jednak znajdują się w bardzo ciemnym miejscu, w którym (jak podejrzewają nikt jeszcze nie był). Nawzajem dają sobie jednak światła. Udowadniają sobie samym, że proste rzeczy mogą dać wiele szczęścia. Czasem jednak miłość, nawet najsilniejsza nie wystarcza, aby rozwiązać wszystkie problemy. Miłość nie wyleczy się z raka, ani z choroby psychicznej. I nawet jeśli będziesz starać się ze wszystkich sił, czasami to nie wystarczy.

Jennifer Niven porusza niesamowicie ważne kwestie, zazwyczaj pomijane, ponieważ są nieoczywiste. Ludziom łatwiej zrozumieć proste choroby, namacalne. Choroby psychiczne dużo łatwiej ignorować. Jeśli czegoś nie widać gołym okiem, możemy po prostu udawać, że tego nie ma prawda? Musimy jednak zdać sobie sprawę, że psychika człowieka jest równie słaba jak jego ciało. Maltretowanie psychiczne może mieć równie tragiczne skutki, jak maltretowanie fizyczne, a rany na duszy wcale nie goją się łatwiej niż rany na ciele.

Wielowymiarowa - tak określiłabym jednym słowem tę opowieść. Inne refleksje towarzyszyły mi podczas czytania, inne tuż po przeczytaniu zakończenia, a jeszcze inne po dwóch tygodniach. Jedno jest pewne - tej lektury nie można wyrzucić z głowy. A im dłużej o niej myślimy, tym więcej dostrzegamy. Wywołuje w nas uśmiech, smutek, złość. Wściekamy się na bohaterów, zarzucając, że mogli starać się bardziej. Ale czy my, na ich miejscu, wiedzielibyśmy co robić?

"Wszystkie jasne miejsca" udowadniają, że kocha się za wszystko. I za te piękne chwile, które na zawsze zapiszą się w naszej pamięci i za najgorsze momenty, które tak bardzo chcielibyśmy zapomnieć. Być może nie zdajemy sobie sprawy, ale może i ja (i ty, jeżeli też kochasz takie smutne historie), tak emocjonalnie podchodzimy do życia, bo nasz umysły pragną skrajności?

Tyle cudownych wątków, zachowań i cytatów jest w tej powieści. Tyle pięknych słów. Nie muszę chyba dodawać, ze bardzo gorąco ją Wam polecam?

Ocena: 10/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!
http://bukowylas.pl/

środa, 23 grudnia 2015

"Pyszne na słodko" Anna Starmach

źródło
Tytuł: Pyszne na słodko
Autor: Anna Starmach
Wydawnictwo: Znak literanova
Stron: 240

 "Sprawdzone przepisy na najlepsze słodkości od Ani Starmach zebrane w jednym tomie.
Aż 88 pysznych i prostych przepisów na desery, których przyrządzenie zajmie tylko chwilę.
Koniec z zakalcami czy popękaną bezą - Ania Starmach dzieli się swoimi kuchennymi sekretami, które sprawią, że każdy przepis się uda.
" źródło

Anna Starmach znana jest przede wszystkim jako jurorka programu kulinarnego "Master Chef". Mimo swojego młodego wieku, jest bardzo utalentowana i doceniana - ukończyła słynną akademię Le Cordon Bleu oraz odbywała staże w wielu znakomitych restauracjach. Prowadzi również własny telewizyjny program - "Pyszne 25", gdzie prezentuje proste przepisy na dania, których koszt nie przekracza 25 złotych, a przygotowanie nie zajmuje więcej niż 25 min.

"Pyszne na słodko" nawiązuje właśnie do programu prowadzonego przez Anię i właśnie dlatego zainteresowała mnie tak książka. Jak pewnie większość z Was, ciągle gdzieś pędzę, a kiedy już najdzie mnie ochota na coś pysznego domowej roboty, nie mam ochoty spędzać całej niedzieli (bo zazwyczaj dopiero w niedzielę jest na to czas) w kuchni. Jeśli jednak ma to być jedynie 25 minut (czy nawet godzina, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj wszystko robię nieco wolniej...), to zmienia postać rzeczy.

Książka zaskoczyła mnie już na początku. Spodziewałam się wydania w stylu "Kuchennych rewolucji" Magdy Gessler, jednak to wydanie jest o wiele bardziej imponujące. To książka nieco większego formatu, w twardej oprawie. Na każdy z przepisów przewidziana jest oddzielna strona + kolejna na zdjęcie. Dodatkowo, na końcu książki autorka zamieściła porady dotyczące podstawowych czynności, które musimy opanować, żeby stać się mistrzem deserów - takie, jak choćby sposób na przygotowanie czekolady w kąpieli wolne, czy najprostsze przepisy np. na kruche ciasto lub sos czekoladowy. Tuż za poradami dostajemy kilkanaście dodatkowych stron na wpisanie swoich własnych przepisów. Ta część akurat dla mnie jest zbędna, ponieważ swoje ulubione przepisy umieszczam w "Przepiśniku", ale niektórym za Was może przypadnie do gustu.

Przepisy zostały podzielone na kilka podstawowych kategorii - od typowych ciast i ciastek, przez musy, aż po naleśniki. Są zróżnicowane, a to oznacza, że wielbiciel każdego rodzaju ciast znajdzie tutaj coś dla siebie. Jeśli tak jak ja, uwielbiacie wszystko, co zawiera czekoladę, nie będziecie rozczarowani - czekoladowych pyszności jest tu całe mnóstwo.

"Pyszne na słodko" to prosta i bezpretensjonalna książka kucharska. Nie lubię przepisów na niesłychanie skomplikowane dania, których przygotowanie zajmuje godziny, a efekt nigdy nie jest wystarczająco dobry. Takie książki, nawet jeśli na początku cieszą oko, po przetestowaniu kilku przekombinowanych przepisów i tak lądują w głębi regału. Książka Ani jest zupełnie inna - na te desery możemy znaleźć czas nawet w ciągu męczącego tygodnia - nic nie cieszy tak, jak kubek prawdziwego, domowego kakao, racuchy z serem, po długim, męczącym dniu przed świętami.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

"Memory" Beata Pawlikowska

"Memory to popularna gra, polegająca na odnajdywaniu par takich samych kart. Gracz odsłania 2 karty – jeśli są identyczne, zostaną one zdjęte z planszy, jeśli nie, karty będą odwrócone z powrotem. Edukacyjna gra memory przygotowana przez Beatę Pawlikowską jest dostępna w czterech kategoriach:
  • Cuda Świata,
  • Smaki Świata,
  • Owoce Świata,
  • Język Angielski.
Celem gracza jest zdjęcie wszystkich 24 par kart przy możliwie najmniejszej liczbie prób. Memory Beaty Pawlikowskiej nie tylko ćwiczą pamięć i koncentrację, ale rozwijają też umiejętności językowe i wiedzę o świecie. Gra dostarczy dużo zabawy i ciekawych wiadomości całej rodzinie. Jest odpowiednia dla dzieci w wieku już od trzech lat" - informacja prasowa

Niecały miesiąc temu prezentowałam Wam puzzle podróżnicze Beaty Pawlikowskiej - pełną recenzję możecie przeczytać tutaj. Jako, że bardzo przypadły mi do gustu, postanowiłam przetestować również grę "Memory". To jedna z rozrywek, które pamiętam jeszcze ze swojego dzieciństwa - w moim przypadku była to gra z bajkową "Pocahontas", którą szczerze uwielbiałam. Bardzo miło jest wrócić do rozrywek z dzieciństwa w erze gier na smartfony.


 W serii dostępne są cztery tytuły - "Język angielski", "Smaki Świata", "Cuda Świata" oraz "Owoce Świata". Wszystkie mają na celu uczyć przez zabawę i podejrzewam, że każda z pozycji ma w sobie coś interesującego, jednak ja zdecydowałam się na anglojęzyczny zestaw - w końcu każdy sposób na naukę języka jest dobry!

Zasady są bardzo proste - wszystkie karty zostają ułożone frontem do dołu. Gracz odsłania dwie karty i, jeśli są identyczne, zdejmuje je ze stołu. Celem jest oczywiście ćwiczenie pamięci i logicznego myślenia - im mniejszą liczbą ruchów zdejmiemy karty z planszy tym lepiej! W opcji, na którą ja się zdecydowałam maluchy mogą dodatkowo uczyć się nowych słówek po angielsku.


"Memo" zostały wydane w takim samym formacie jak puzzle. Również w tym przypadku nie mam żadnych zastrzeżeń, a w dodatku nieźle wyglądają razem na półce :) Jeżeli szukacie świątecznego prezentu "last minute" dla dzieciaków powyżej trzech lat, kolekcja Beaty Pawlikowskiej sprawdzi się w tej roli doskonale. Pytanie brzmi - "Memo" czy puzzle? A może... jedno i drugie? :)

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Edipresse Książki!

poniedziałek, 7 grudnia 2015

"Coś mojego" Marci Lyn Curtis

źródło
Tytuł: Coś mojego
Autor: Marci Lyn Curtis 
Wydawnictwo: Amber
Stron: 304

"Maggie ma siedemnaście lat. Pół roku temu jej świat zniknął. Straciła wzrok. Ale pewnego dnia widzi dziesięcioletniego kalekiego Bena. I tylko jego. Przyjaźń z nim i uczucie do jego starszego brata uczą ją żyć na nowo i widzieć rzeczy i ludzi, jakimi naprawdę są.
Ben trenuje pływanie. To jest Coś, co jest Jego, czyli Coś, co daje mu radość. Maggie też będzie musiała znaleźć swoje to Coś… Żeby żyć normalnie, czuć radość i nie pogrążyć się w smutku. Co to będzie, kto jej pomoże? Czy wesprze ją przyjaźń, a może miłość? Ben czy jego brat Mason, a może ktoś inny…" źródło

"Coś mojego" to książka totalnie w moim stylu. Niespieszna, poważna i wzruszająca. Wystarczy pobieżne spojrzenie na okładkę i rzut oka na opis na jej odwrocie. Spodziewałam się więc po niej naprawdę wiele. To dość ryzykowne - w końcu tragiczne opowieści najłatwiej zepsuć - zbyt wiele patosu zrujnuje nawet najlepszą historię. A jak było tym razem? Czy autorce udało się unieść tak ciężki temat jak utrata wzroku?

Maggie to siedemnastolatka, której przyszłość nie maluje się w jasnych barwach, a nawet jeśli... nie będzie jej dane tego zobaczyć. Dziewczyna od kilku miesięcy jest niewidoma i kompletnie nie wyobraża sobie, jak może teraz wyglądać jej świat. Wszystko zmienia się, gdy spotyka Bena - rezolutnego dziesięciolatka, który proponuje żeby została jego dziewczyną. Ach, jeszcze jedno... Maggie widzi Bena. Dosłownie - widzi. Po raz pierwszy od pół roku widzi, nawet, jeśli jest to tylko chłopiec i wszystko wokół niego. I za wszelką cenę chce, żeby wzrok pozostał z nią, a to oznacza patrzenie tylko w jedną stronę.

"Coś mojego" to naprawdę wyjątkowa książka. Choć główna bohaterka zmaga się z ogromną tragedią, ta historia wcale nie opowiada o niepełnosprawności. To opowieść o tym, co w życiu naprawdę ważne. O poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Dokonywaniu właściwych wyborów, nawet jeśli ich konsekwencje będą najbardziej bolesne dla nas samych. A co najważnie - o tym, że zawsze warto walczyć o siebie.

Nie bez znaczenia jest również tytuł - "Coś mojego" oznacza tę jedną wyjątkową rzeczy, która jest tylko nasza. Dla Bena, mimo niepełnosprawności, jest to sport - pływanie. Sprawia mu radość i daje siłę, aby przeżyć kolejny dzień, nie ważne, jak bardzo będzie ciężko. Chłopiec uważa, że Maggie też musi znaleźć "coś swojego", inaczej nigdy nie będzie naprawdę szczęśliwa i spędzi życie układając w głowie obrazy życia, jakie mogła wieść, gdyby nie zdarzyła się tragedia.

Główna bohaterka, choć jest niepełnosprawna, nie została przedstawiona w przejaskrawiony sposób. Jest załamana, owszem, nie wie, jak ma dalej żyć, jednak nie robi z siebie ofiary i zdecydowanie gardzi litością. Jest butna, sarkastyczna, czasami podejmuje złe decyzje, a to czynią ją bardziej prawdziwą. Choć dziewczyna bardzo stara się, aby świat widział ją jako silną młodą kobietą, kiedy czytelnik poznaje ją bliżej, zauważa, jak bardzo jest przerażona.

Gdzieś w tym wszystkim kryje się tajemnica. Po oprócz typowych pytań, jakie zadaje sobie czytelnik podczas lektury, jest jeszcze jedna, najważniejsza kwestia - dlaczego Maggie widzi Bena. Możliwych rozwiązań jest całe mnóstwo, jednak zakończenie tej historii jest naprawdę niesamowite!

"Coś mojego" to książka, która okazała się być dokładnie tak, jak się spodziewałam - jeśli kochacie nostalgiczne historie, które jednocześnie doprowadzą Was do łez i wywołają uśmiech, to będzie strzał w dziesiątkę.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję: 
http://www.amber.sm.pl

sobota, 5 grudnia 2015

"Bezuzyteczna.pl. Codzienna dawka wiedzy bezużytecznej" Marcel Szuplewski, Dawid Tekiela

źródło
Tytuł: Bezuzyteczna.pl. Codzienna dawka wiedzy bezużytecznej
Autor: Marcel Szuplewski, Dawid Tekiela
Wydawnictwo: Znak
Stron: 208

"Wiedza Bezużyteczna będzie z Tobą podczas stania w korku, w kolejce do dziekanatu i w każdej chwili, kiedy zagrozi Ci nuda. Już jej niewielka dawka da Ci mocniejszego kopa niż kawa, nawet ta wylana przypadkiem na klawiaturę.

Pobudzi Twój umysł o każdej porze dnia i nocy. Bywa niebezpieczna: wciąga i uzależnia.
Gdy jej nie czytasz, możesz z niej zrobić podkładkę pod myszkę lub wachlarz na upalne dni.
Możesz też uderzać się nią w głowę przez całą dobę – spalisz wtedy 10 tysięcy kalorii!

A tak w ogóle to dowiesz się:
- ile delfinów zatrudnia amerykańska marynarka wojenna,
- który poeta został alkoholikiem w wieku 8 lat,
- jak zostać własnym dziadkiem,
- czego każdy oczekuje na pierwszej randce,
- jak obrać czosnek, nie obierając czosnku.
" źródło

Chyba każdy z nas, ma swój ulubiony portal internetowy do zabijania czasu. Taki, na który zagląda się niemal odruchowo, codziennie, "na chwilę", choć kompletnie nie mamy na to czasu. Niektórzy uwielbiają Demotywatory, inni wolą Kwejk, a ja uwielbiam Wiedzę Bezużyteczną!

Portal przeglądam codziennie jadąc autobusem. Jestem właściwie na bieżąco z wszystkimi ciekawostkami, które się na nim pojawiają. Są różne - czasami intrygujące, czasami oburzające, a czasami po prostu absurdalne. Łączy je jedno - rzadko kiedy przydają się w życiu (w końcu nazwa o czymś świadczy). Kiedy więc na rynku pojawiła się książka sygnowana znakiem portalu, po prostu nie mogłam się doczekać, kiedy trafi w moje ręce!

Krótko mówiąc "Bezużyteczna.pl" jest książkową wersją portalu. Ciekawostki podzielone zostały na 18 kategorii. Nie można ocenić, która z nich jest najlepsza, a która najgorsza - niektórzy uznają za najciekawsze wypowiedzi znanych ludzi, a inni - niezwykłe zwyczaje zwierzaków. Jedne z rozdziałów podobały mi się więc bardziej, inne mniej. W końcu nie jest to jednak powieść fabularyzowana - jeśli coś kompletnie nas nie interesuje, zawsze możemy ominąć stronę lub dwie.

Nie jestem przekonana, czy hasło "tego nie znajdziecie na portalu" jest tutaj słuszne. Wiele z informacji zawartych w książce, to fakty już mi znane, jednak nie jestem w stanie określić, czy czytałam je na portalu bezużyteczna.pl, czy w zupełnie innym miejscu. Niemniej jednak większość informacji w książce okazała się ciekawa, a ja przeczytałam ją w mgnieniu oka - to taki sam "pochłaniacz czasu", jak portal. Ciekawa jest również forma powieści - "bezużyteczne" fakty wzbogacone zostały zabawnymi ilustracjami i przedstawione w ramkach, bądź chmurkach.

Ocena: 6/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:

niedziela, 29 listopada 2015

Stosik listopadowy #32 (6/2015)


  1. "Pyszne na słodko" Anna Starmach - od Wydawnictwa Znak. Pozytywne zaskoczenie, książka na żywo prezentuje się dużo lepiej niż na zdjęciach.
  2. "Gra" Krystyna Kuhn - zakup własny, jakoś poniżej 5 zł :)
  3. "Pojedynek" Marie Rutkoski - od Feerii - już przeczytana, naprawdę dobra powieść (RECENZJA)
  4. "Playlist for the death. Posłuchaj, a zrozumiesz" Michelle Falkoff - j.w. (RECENZJA)
  5. "Carrie Pilby. Nieznośnie geniealna" Caren Lissner - od Harper Collins (RECENZJA)
  6. "Ostatnie dni Królika" Anna McPartlin - j.w. (RECENZJA)
  7. "Tease" Amanda Maciel - zakup własny. Zdecydowałam się na obie wydane ostatnio książki na znęcaniu się - "Tease" i "7 dni". Obie niezłe, ale chyba pokuszę się o jakieś małe porównanie ;)
  8. "7 dni" Eva Ainsworth - j.w.
  9. "Wszystkie jasne miejsca" Jennifer Niven - od wydawnictwa Bukowy Las. Jest cudowna, cudowna, cudowna! Chciałabym napisać recenzję, ale nie mogę znaleźć odpowiednich słów...
  10. "Ocalenie Callie i Kaydena" Jessica Sorensen - zakup własny. Baaardzo podobała mi się poprzednia część i nie mogłam odmówić sobie kolejnej.
  11. "Dziedzictwo mroku" Bree Despain - efekt wycieczki na Biedronkowy kiermasz książki :)
  12. "Badacz potworów" Rick Yancey - j.w.
Jakie są Wasze typy? Ja już teraz gorąco polecam "Wszystkie jasne miejsca" :)

P.S. Szukam osoby, która zna się na szablonach i pomogłaby mi w małej metamorfozie. Zainteresowanych proszę o kontakt: betterversionofthetruth@gmail.com

czwartek, 26 listopada 2015

"Carrie Pilby. Nieznośnie genialna" Caren Lissner

Tytuł: Carrie Pilby. Nieznośnie genialna
Autor: Caren Lissner  
Wydawnictwo: HarperCollins
Stron: 368

 "Carrie Pilby, dziewczyna geniusz, w wieku dziewiętnastu lat ukończyła studia na Harvardzie. Carrie woli siedzieć w domu, niż spędzać czas w towarzystwie rozrywkowych rówieśniczek i  płytkich facetów, którym chodzi tylko o seks. Choć w Nowym Jorku mieszkają miliony ludzi, ona nie potrafi się do nikogo dopasować. Jest odludkiem i dziwadłem, i dobrze! Mimo to zgadza się zrealizować pięciopunktowy plan działań opracowany przez terapeutę:

1. ZROBIĆ 10 rzeczy sprawiających radość.
2. Zostać członkiem jakiejś organizacji lub klubu (aby SPOTYKAĆ SIĘ z ludźmi).
3. Iść na randkę (z naprawdę INTERESUJĄCYM chłopakiem).
4. Wyznać komuś (z WYJĄTKIEM własnego terapeuty), ile dla niej znaczy.źródło

Przyznam szczerze - przed premierą o "Carrie Pilby" nie słyszałam kompletnie nic. Coś jednak przykuło moją uwagę i postanowiłam zapoznać się z historią dziewczyny - geniusza. Może czerwone szpilki i turkusowe rajstopy na okładce, zwiastujące powieść, która nie będzie całkiem serio? A może fakt, że tak jak Carrie, sama czuję się czasami dziwadłem? Nie wiem - cokolwiek to było, zupełnie nie przygotowało mnie na lekturę, którą dostałam!

Carrie ma dziewiętnaście lat i skończyła Harvard. Jak na cudowne dziecko, w dorosłym życiu radzi sobie jednak kiepsko - nie ma pracy, chłopaka, ani nawet przyjaciół. Właściwie robi z tym niewiele - przez większość czasu śpi lub spędza czas na sesjach terapeutycznych (z przymusu!). Właśnie tam zaczyna tworzyć listę rzeczy do zrobienia, które, choć początkowe chce tylko odhaczyć, z czasem zmieniają jej życie. 

Biorąc pod uwagę opis, "Nieznośnie genialna" bardzo przypomina mi powieść, którą już czytałam i średnio przypadła mi do gustu - "Geekgirl". Obiecałam sobie jednak nigdy nie skreślać powieści tylko dlatego, że treść spodu okładki przypomina mi jakąś znaną już historię. Jeżeli jednak Wy też macie wątpliwości i obawiacie się uczucia deja-vu podczas lektury, mogę Was uspokoić - oprócz IQ bohaterki, te dwie ksiażki mają naprawdę niewiele wspólnego.

Powieść została sklasyfikowana jako literatura młodzieżowa. Czy słusznie? Mam poważne wątpliwości. Główna bohaterka ma co prawda dziewiętnaście lat, jednak przypomina raczej dorosłą kobietę. Jest po studiach, mieszka sama i sama wzięła na siebie wszystkie obowiązki, z jakimi zmaga się większość dwudziesto- i trzydziestolatków. Dziewczyna jest poważna, ma już sporo doświadczeń życiowych i myślę, że jej przygody bardziej przypadną do gustu młodym kobietą niż nastolatkom.

Carrie mnie zaintrygowała. Mimo ponadprzeciętnej inteligencji udało jej się wyrwać ze schematu typowego nerda. Nastolatka ma bowiem drugie oblicze - już nie takie grzeczne i poważne, jak to, które zna świat. Carrie ma też ciemniejszą stronę i przeżycia z przeszłości przypominające historie znane nam z New Adult. Nie raz kompletnie mnie zaskoczyła!

Narracja prowadzona jest pierwszoosobowo i to chyba właśnie najbardziej wyrazisty element tej historii. Sposób w jaki Carrie opowiada nam o swoim życiu jest bowiem równie wyrazisty jak ona sama. W każdym niemal momencie życia zaskakuje nas swoimi nietypowymi przemyśleniami i wnioskami. Momentami co prawda, dylematy natury naukowej były na tyle proste, że sama potrafiłam znaleźć na nie odpowiedź. Nie zamierzam się jednak czepiać - przynajmniej mnie rozbawiły. Spojrzenie głównej bohaterki na kwestie emocjonalne jest co najmniej osobliwe. Kiedy jednak bliżej ją poznajemy, szybko okazuje się, że nie jest tak twarda, jak się wydaje.

"Carrie Pilby" to nietypowa lektura o nietypowej dziewczynie. Pełna nie zabawnych anegdot, która nie tylko Was rozbawi, lecz również wzruszy. Na lodowate jesienne wieczory to lektura wręcz idealna.

Ocena: 7/10
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://harpercollins.pl/

wtorek, 24 listopada 2015

"Puzzle podróżnicze" Beata Pawlikowska

"Autorska kolekcja puzzli i edukacyjnych gier memory „Nauka i zabawa z Beatą Pawlikowską”
Beata Pawlikowska przygotowała zupełnie nowy projekt – autorską kolekcję puzzli i edukacyjnych gier memory. Pozwolą one w wartościowy sposób spędzić czas z rodziną oraz poprzez zabawę uczyć się o najbardziej egzotycznych miejscach na Ziemi. Autorką wszystkich zdjęć zamieszczonych w kolekcji jest Beata Pawlikowska.

Puzzle w pięciu wzorach ukazały się 21 października, a cztery edukacyjne gry memory ukażą się 18 listopada. To pierwszy tego typu projekt w Edipresse Książki. Beata Pawlikowska o swoich podróżach dookoła świata opowiada w książkach i fotoreportażach. Teraz prezentuje autorskie Puzzle podróżnicze, które pozwolą całej rodzinie przenieść się w najdalsze zakątki naszej planety. Wystarczy ułożyć 60 elementów, by odkryć niezwykłą fotografię wykonaną przez Beatę Pawlikowską podczas jednej z jej licznych wypraw.

Na dzieci i rodziców czekają następujące wzory: 
  • Brazylia – Popołudnie w dżungli amazońskiej; 
  • Indie – Na ulicach starej części Varanasi;
  • Japonia – Śnieżne małpy w Jigokudani;
  • Kambodża – Opiekun słoni w Angkor Vat;
  • Peru – Andyjskie lamy w wełnianych czapeczkach.
 
  

Puzzle są odpowiednie dla dzieci od trzeciego roku życia. Ich układanie pomaga rozwijać wyobraźnię przestrzenną, sprawność manualną i cierpliwość. Barwne i atrakcyjne wizualnie

zdjęcia przyciągają uwagę, wzbudzają ciekawość i zachęcają do zabawy zarówno dzieci, jak i dorosłych. Ułożone puzzle można umieścić w ramce i stworzyć galerię pięciu fotografii z różnych miejsc świata, idealną do dziecięcego pokoju.

Memory to popularna gra, polegająca na odnajdywaniu par takich samych kart. Gracz odsłania 2 karty – jeśli są identyczne, zostaną one zdjęte z planszy, jeśli nie, karty będą odwrócone z powrotem. Edukacyjna gra memory przygotowana przez Beatę Pawlikowską jest dostępna w czterech kategoriach:
  • Cuda Świata,
  • Smaki Świata,
  • Owoce Świata,
  • Język Angielski.
Celem gracza jest zdjęcie wszystkich 24 par kart przy możliwie najmniejszej liczbie prób. Memory Beaty Pawlikowskiej nie tylko ćwiczą pamięć i koncentrację, ale rozwijają też umiejętności językowe i wiedzę o świecie. Gra dostarczy dużo zabawy i ciekawych wiadomości całej rodzinie. Jest odpowiednia dla dzieci w wieku już od trzech lat.

Puzzle i memory zawierają wirtualne galerie dodatkowych fotografii Beaty Pawlikowskiej, które przybliżą najmłodszym egzotyczne zakątki świata. Ekskluzywne materiały multimedialne są dostępne w aplikacji Tap2C po zeskanowaniu oznaczonego zdjęcia. Tap2C to aplikacja mobilna, umożliwiająca dostęp do wszystkich funkcji interaktywnego druku, m.in. galerii fotografii i filmów czy kuponów rabatowych, które można pobrać bezpośrednio z materiałów drukowanych. Aplikację można pobrać bezpłatnie z Google Play i AppStore." - informacja prasowa

Od kilku lat, Beata Pawlikowska towarzyszy mi każdego dnia - jako fanka jej kalendarzy, mam je zawsze przy sobie. Tym razem chciałam Wam jednak przedstawić coś zupełnie innego - autorka przygotowała dla nas serię przeznaczoną przede wszystkim dla młodszych odbiorców.

Na serię składa się aż dziewięć pozycji - pięć rodzajów puzzli oraz cztery zestawy gier pamięciowych. Jako mała dziewczynka byłam fanką zarówno układanek, jak i memo i cieszę się, że dzisiejsze maluchy również mogą bawić się, jednocześnie ucząc. Wszystkie opakowania zdobią przepiękne ilustracje, ja zdecydowałam się jednak na Opiekuna słoni w Angkor Vat, prosto z Kambodży, który prezentuje się tak:


Puzzle są świetnie wykonane i znajdują się w sztywnym kartonowym pudełku. Jeśli macie w domu maluchy w wieku powyżej trzech lat i chcecie, aby korzystały z nieco bardziej tradycyjnych form zabawy niż nieustanne spędzanie czasu z tabletem w rękach, gorąco polecam Wam tę serię! Puzzle pozwalają ćwiczyć cierpliwość, uczą skupiać się rozwiązując łamigłówki, a jednocześnie są idealnym pomysłem na wspólne spędzanie wolnego czasu, które jednocześnie nie znudzi rodzica (czy też starszego rodzeństwa). A jeśli układanie obrazka nie będzie już wyzwaniem, zawsze możemy umieścić je w antyramie tworząc piękną dekoracje do pokoju naszych pociech.


Choć mamy do czynienia z dość tradycyjną formą rozrywki, Beata Pawlikowska idzie z duchem czasu, a kartonowe pudełko z puzzlami to nie jedyne co dla nas przygotowała. Dopełnieniem kolekcji jest aplikacja Tap2C (którą możecie pobrać choćby z Google Play, oczywiście bezpłatnie), która daje nam dostęp m.in. galerii fotografii wykonanych przez Beatę Pawlikowską - sprawdźcie sami!

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Edipresse Książki!




niedziela, 22 listopada 2015

"Pojedynek" Marie Rutkoski

źródło
Tytuł: Pojedynek
Autor: Marie Rutkoski 
Wydawnictwo: Feeria Young
Stron: 380

"Nigdy nie mieli być razem. 17-letnia Kestrel, córka generała, prowadzi ekstrawaganckie życie i cieszy się wieloma przywilejami. Arin nie ma nic poza koszulą na grzbiecie. Kestrel jednak, pod wpływem impulsu, podejmuje decyzję, która nieodwołalnie związuje ich ze sobą. Chociaż oboje próbują z tym walczyć, nie mogą nic poradzić na to, że rodzi się między nimi miłość. W imię bycia razem muszą zdradzić swoich ludzi… a w imię lojalności krajowi muszą zdradzić siebie nawzajem.
„Pojedynek” to zajadłe pojedynki, tańce w sali balowej, podłe plotki, brudne sekrety, nieczyste gierki i dzika rewolta w nowym, okrutnym świecie. Gdy stawką jest wszystko, czy wolałabyś zachować głowę… czy stracić serce?
" źródło

Z jesiennych nowości Feerii, to właśnie "Pojedynek" był dla mnie największą niewiadomą.  Kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej książce - mogła okazać się albo bardzo zła, albo znakomita. Okładka jest jednak na tyle cudowna, że postanowiłam zaryzykować, licząc, że historia okaże się hitem na miarę "Szklanego tronu".

Valorianie i Herrańczycy - panowie i ich niewolnicy. Kestrel ma szczęście (przynajmniej z pozoru), jest Valorianką, córką generała. Choć w świetle prawa zostało jej jeszcze trochę czasu, ojciec nalega, aby podjęła decyzję już teraz - może wyjść za mąż lub dołączyć do armii. Choć dziewczyna jest silna i (stara się być) niezależna, widmo zaciągnięcia się nie wzbudza w niej entuzjazmu. Z pewnością nie widzi też siebie, jako żony i matki, szczególnie w tak młodym wieku.

Przygodę z Kestrel rozpoczynamy, gdy dziewczyna, przypadkiem trafia na targ niewolników. Pod wpływem impulsu decyduje się na licytację jednego z Herrańczyków - Kowala - nawet, kiedy osiąga on irracjonalnie wysoką cenę. Arin, bo tak naprawdę ma na imię chłopak, mimo wewnętrznej niechęci do wszystkich Valorian, stopniowo pokazuje swoje prawdziwe oblicze, a Kestrel jest nim coraz bardziej zafascynowana.

Sposobów na pokazanie zakazanego uczucia jest wiele. Może chodzić o różnicę wieku, statusu społecznego, czy choćby zwaśnione rody. W tym przypadku Kestrel i Arina dzieli naprawdę wiele - ona jest Valiorianką, a on Herrańczykiem. Ona jest Panią, a on niewolnikiem. I choć dzieli ich tak wiele i kompletnie nie mają szans na wspólną przyszłość, czy nawet zwyczajną randkę, odkrywają, że mają za sobą zaskakująco wiele wspólnego. Czy jednak lojalność wobec ukochanej osoby może być ważniejsza niż lojalność wobec swojego narodu?

Nieco obawiałam się, że w książce zbyt dużą cześć mogą zajmować bitwy. Oczywiście, to akurat jest jedynie kwestią gustu - niektórzy czytelnicy wręcz ubóstwiają, kiedy w powieści leje się krew. Ja - niekoniecznie. Owszem, lubię szybką akcję, ale niezupełnie z mieczem w ręce. Okazało się jednak, że nawet, kiedy dochodzi tutaj do walki, nie jest to niekończące się mordobicie, a inteligentna bitwa, o tyle ciekawa, że bohaterowie używają do niej przede wszystkim głowy.

Intrygi i plotki, miłość i zdrada, wojna i pragnienie pokoju - to wszystko znajdziecie w "Pojedynku"! Mimo wszelkich obaw, to naprawdę udana powieść, która powinna spodobać się zarówno miłośnikom "high fantasy", lecz również wielbicielką nieco bardziej damskiej literatury - świetna główna bohaterka i udany wątek romantyczny potrafią zdziałać cuda!

Ocena: 8/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://wydawnictwofeeria.pl
 Książkę możecie kupić tutaj!

poniedziałek, 16 listopada 2015

"Klejnot" Amy Ewing

źródło
Tytuł: Klejnot
Autor: Amy Ewing  
Wydawnictwo: Jaguar
Stron: 380

"Otoczone dzikim oceanem Samotne Miasto podzielone jest na pięć położonych koncentrycznie dzielnic. Najbiedniejszy, zewnętrzny krąg to Bagno. Centralny, zamieszkały przez elitę, nosi dumną nazwę Klejnot.
Mieszkanki Klejnotu, które pragną mieć zdrowego potomka, kupują na dorocznych Aukcjach surogatki – obdarzone nadzwyczajnymi Auguriami dziewczęta, pochodzące z uboższych kręgów miasta.
Violet Lasting jest jedną z nich. Kupiona przez Diuszesę Jeziora dziewczyna trafia do pięknego pałacu i szybko przekonuje się, że za olśniewającą fasadą kryje się świat dalece bardziej okrutny, niż mogłaby sobie wyobrazić. Odziana w piękne suknie lecz pozbawiona wszelkich praw Violet jest tylko zabawką w rękach okrutnej szlachcianki, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel.
Jedyną nadzieją Violet jest niespodziewana przyjaźń, która wkrótce przerodzić się ma w zakazany romans. A w Klejnocie za nieposłuszeństwo grozi śmierć…" źródło

Kiedy w zapowiedziach zobaczyłam "Klejnot" skojarzył mi się z "Rywalkami", jak chyba większości z Was. Okładka, a nawet czcionka, przypominają serię Kiery Cass. Opis również zwiastuje opowieść w podobnym stylu - antyutopię z pałacem w tle. Jednak zgodnie z zapewnieniami wydawcy, ta powieść ma być nieco bardziej brutalna. Czy jednak Amy Ewing udało się powtórzyć sukces Cass i stworzyć równie udaną książkę, która zaskarbi sobie sympatię czytelników?


Mają pieniądze i wpływy, ale przecież nie wszystko można kupić... Arystokracji nie jest dane przedłużenie rodu - ich dzieci są za słabe, aby przeżyć, bądź niepełnosprawne. Szybko okazuje się jednak, że i na to jest rada, pod warunkiem, że wydadzą wystarczającą ilość pieniędzy. Młode dziewczęta z najuboższych kręgów  to idealne rozwiązanie - są piękne, zdrowe i posiadają niezwykłe talenty, a co najważniejsze - mogą rodzić dzieci. Zaczynają być traktowane jak przedmioty, zostają wystawiane na aukcje, a potem sprzedawane arystokracji, aby zostać ich surogatkami.

Violet jest jedną z "tych" dziewcząt. Razem z najlepszą przyjaciółką, przygotowywane były do wzięcia udziału w aukcji, aby wreszcie zostać rozdzielone i trafić do swoich nowych domów. Nasza bohaterka zostaje kupiona przez Diuszesę Jeziora. Ma piękne stroje, zamieszkuje w pałacu i uczestniczy w przyjęciach - szczyt marzeń, zdawać by się mogło. Z tą różnicą, że dziewczyna traktowana jest przez swoją Panią jak zwierzątko - ma tańczyć jak jej zagra. W dodatku piękna pałacowe życie, widziane od wewnątrz, okazuje się zepsute do szpiku kości.

Pomysł na fabułę jest zdecydowanie niebanalny. Surogatki to dość ciężki temat, jak na literaturę młodzieżową, co więcej wpisanie do w antyutopijną rzeczywistość wydaje się być nieco absurdalne. O dziwo, wszedł z tego całkiem niezły miks. Główna bohaterka jest przerażona, a jej uczucia, chcąc, nie chcąc, udzielają się czytelnikowi. Kto z nas nie byłby przerażony mając urodzić cudze dziecko w tak młodym wieku.

"Klejnot" ma jednak jedną poważną wadę - wątek romantyczny jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Jest raczej poboczny i przyznaję, że podczas lektury nie przywiązywałam do niego większej uwagi. Nie sposób jednak nie zauważyć, że pojawia się nagle i od samego początku jest absolutnie przewidywalny. Dużo lepiej przedstawiony został chociażby wątek przyjaźni - lojalność i oddanie Violet jest naprawdę godne podziwu.

Ta powieść to, oprócz "Rywalek", jedyna czytana przeze mnie historia, której akcja toczy się w pałacu (nie liczą książek historycznych, po które z reguły i tak nie sięgam). Wystawne kolacja, sekretne przejścia, piękne, balowe suknie i mnóstwo tajemnic - cudowanie czyta się chyba każdą historię, która toczy się w takim miejscu. Amy Ewing zadbała, żeby książkę po prostu dobrze się czytało - jest napisana prostym językiem, a jednocześnie akcja toczy się na tyle szybko, że czytelnik nie zdąży się znudzić.

Spodziewałam się, że "Klejnot" okaże się świetną książką i miałam rację. To oryginalna powieść z naprawdę niebanalną fabułą, a jednocześnie utrzymana w podobnym klimacie, co seria Kiery Cass - jeśli jesteście jej fankami, z pewnością i ta historia przypadnie Wam do gustu.

Ocena: 8/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:

sobota, 14 listopada 2015

"Konkurs" Julia Wolin

źródło
Tytuł: Konkurs
Autor: Julia Wolin
Wydawnictwo: Amber
Stron: 304

"Szesnastoletnia Willowdean zawsze akceptowała swoje ciało. Choć mama – zwyciężczyni konkursu piękności – nazywała ją „Kluską”.  Wspierana przez przyjaciółkę, uosobienie amerykańskiej urody, i ciotkę z potężną nadwagą, nie zwracała uwagi na to, ile sama waży. Nie miała z tym problemu.
Aż spotkała przystojnego chłopaka, który jej się spodobał i, co ważniejsze, któremu ona też się spodobała. Zakochała się i wtedy straciła pewność siebie…
Żeby ją odzyskać, postanawia zrobić najbardziej przerażającą rzecz, jaka przychodzi jej do głowy: wziąć udział w stanowym konkursie piękności" źródło

"Konkurs" stał się znany jeszcze przed premierą. Książka-hit, którą czyta się obecnie na wszystkich kontynentach, a wytwórnie filmowe biją się o ekranizację. Swoją drogą, prawa nabył Disney, a mi naprawdę ciężko jest wyobrazić sobie, jak ten film może wyglądać. Koniec końców, "Konkurs" musiał wylądować i na mojej półce, żeby na własnej skórze mogła się przekonać, o co tyle szumu...

Willowdean to sympatyczna nastolatka, o nietypowym imieniu i nietypowym życiu. Mieszka z mamą, która kiedyś wygrała konkurs piękności i zdaje się mieć na jego punkcie obsesję oraz (do niedawna) z chorobliwe otyłą ciotką. Kluska, po tak nazywa Willowdean mama, nie ma problemu ze swoją wagą, nawet najlepsza przyjaciółka, która jest klasyczną pięknością, nie powoduje u niej kompleksów. Kiedy jednak w grę wchodzi miłość, Will zaczyna inaczej postrzegać samą siebie. Chcą udowodnić, że lubi samą siebie, zgłasza się do konkursu, tak uwielbianego przez jej mamę. Szybko okazuje się, że ten ruch postrzegany został jako manifest i idąc tropem nastolatki, na konkurs zapisują się inne dziewczęta - te, z których większość szkolnych kolegów stroi sobie żarty.

Muszę przyznać, że mam problem z "Konkursem". Mówiąc krótko - wiem, jakie wartości chciała przekazać nam autorka, jednak z niektórymi z nich po prostu się nie zgadzam. Ta historia opowiada o tym, że każdy z nas jest piękny - zgadzam się. O tym, że wyśmiewanie się z licealnych kolegów i koleżanek tylko dlatego, że nie są klasycznymi pięknościami jest niedopuszczalne - zgadzam się. Jednak kiedy główna bohaterka uparcie chce objadać się fastfoodami, mimo nadwagi, nawet mimo tego, że całkiem niedawno to właśnie nadwaga przyczyniła się do śmierci jej ukochanej cioci - temu przyklasnąć nie mogę.

"Konkurs" mógłby być naprawdę świetną książką. Pomysł był przecież całkiem niezły. Julia Wolin za bardzo skupiła się jednak na gabarytach głównej bohaterki. Tutaj niemalże wszystko kręci się wokół wagi! Jest tu mnóstwo plusów - genialna nietypowa rodzina głównej bohaterki, mnóstwo pobocznych postaci, które przykuwają uwagę czytelnika i interesująca akcja. Są jednak i minusy - autorka (zupełnie nie wiadomo po co) zafundowałam nam typowy trójkąt miłosny...

Przyznam szczerze - książkę czytałam bardzo długo i nie rozumiem, dlaczego cieszy się ona aż taką popularnością. Sprawdzi się jako sympatyczne czytadło na długi jesienny wieczór, ale tylko pod warunkiem, że podejdziemy do niej z odpowiednim dystansem.

Ocena: 5/10

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:
 www.wydawnictwoamber.pl

sobota, 7 listopada 2015

"Playlist for the Dead. Posłuchaj, a zrozumiesz" Michelle Falkoff

źródło
Tytuł: Playlist for the Dead. Posłuchaj, a zrozumiesz
Autor: Michelle Falkoff
Wydawnictwo: Feeria  
Stron: 264

 "Przychodzisz rano do kumpla i okazuje się, że nie żyje. Coś się stało po wczorajszej imprezie. Zostawił tylko playlistę z dołączoną kartką: „Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz”.

Jak po tym szoku poskładać historię swego przyjaciela? Jak z kolejnych piosenek i własnych wspomnień dojść do prawdy o tym, co się działo w jego życiu? I w twoim własnym życiu – bo okazuje się, że nic nie wydarza się przypadkiem. Nic nie jest obok ciebie. Odtwarzając jego historię, zmieniasz też swoją – bo w twoim życiu pojawia się pewna zagadkowa dziewczyna.


Szczera, bolesna i fascynująca opowieść o stracie, gniewie i wyrastaniu z przyjaźni, która zawsze nas określała; o trudnym procesie tworzenia siebie na nowo; o znajdowaniu nadziei, gdy wydawałoby się, że przepadła na zawsze; o miłości, która zawsze tli się gdzieś w sercu
" źródło
"Playlist for the Dead" to kolejna książka, z typu, który ostatnimi czasy cieszą się ogromnym uznaniem wśród młodych czytelników. Była moda na wampiry, był antyutopijny szał, ale teraz... to coś zupełnie innego. Coraz większą popularnością cieszą się niespieszne, refleksyjne powieści, w których ogromną rolę odgrywają uczucia, a przede wszystkim - smutek. 

Sam nie jest zbyt popularny. Prawdziwe oparcie znajduje jednak w Haydenie. To nie tylko najlepszy przyjaciel, ale prawdziwa bratnia dusza, którą rzadko kiedy dane jest spotkać. Choć Sam chciałby mieć więcej znajomych, dzięki Haydenowi jakoś daje radę - oni dwaj kontra reszta świata. Samobójstwo Haydena jest dla Sama szokiem i prawdziwą tragedią. Zostaje mu tylko playlista i dopisek "Posłuchaj, a zrozumiesz". Czy chłopak rozwikła tajemnicę? Czy muzyka będzie w stanie ukoić jego ból?

Historia napisana przez Michelle Falkoff bardzo przypomina mi książkę, którą czytałam całkiem niedawno. Chodzi tu o "Trzynaście powodów" - biorąc pod uwagę opis, te dwie powieści zdawać by się mogły niemal identyczne, z tą różnicą, że kasety magnetofonowe zamienione zostały na playlistę. Mówiąc szczerze, to trochę ostudziło mój zapał wobec "Posłuchaj, a zrozumiesz" - w końcu "Trzynaście powodów" skończyłam zalewie tydzień wcześniej, a nie ma nic gorszego, niż czytanie książki, mając poczucie, że to już było. Nie mogłam być jednak w większym błędzie - to dwie, kompletnie odmienne historie, a wrzucanie ich to jednej szuflady jest absurdem. Owszem, obie dotykają tematu samobójstwa, ale to wszystko. Bohaterowie, historia, akcja - to zupełnie inna bajka...

Autorka porusza wiele problemów, w którymi borykają się współczesne nastolatki. Niezrozumienie ze strony rodziców, wymagania, z którymi nie są w stanie sprostać - to tematy, które dotyczą niemal każdego. Oprócz jednego z głównych wątków, jakim jest prześladowanie, autorka wplata również inne, takie jak choćby ukrywanie swojej orientacji seksualnej. Udowadnia, że nic nie jest czarno-białe i każde zachowanie ma swoje przyczyny - wystarczy poszukać głębiej.

Warto również wspomnieć o tytułowej playliście, która, jak łatwo się domyślić, odgrywa tutaj kluczową rolę. Na początku każdego z rozdziału widnieje tytuł przypisanego do niego utwory. Dzięki możemy nie tylko złożyć sobie całą playlistę Haydena, lecz też włączyć konkrety kawałek przy lekturze pasujących do niego wydarzeń. Muzyka jest kwestią gustu, więc to, czy piosenki Wam się spodobają jest kwestią indywidualną - ja znalazłam tutaj nawet kilka moich ulubionych numerów, takich jak "Mad world" czy "Say something". Jednak nawet jeżeli nie należycie do fanów takiej muzyki, będzie musieli przyznać, że po prostu świetnie pasuje ona do tej historii.

"Posłuchaj, a zrozumiesz" to powieść, którą naprawdę warto poznać. I nie ważne, czy macie piętnaście lat, czy pięćdziesiąt. Nie ważne, jaki gatunek literacki jest Waszych ulubionym, ani jaką lubicie muzykę. Ważne jedynie, że książka naprawdę warta uwagi!

Ocena: 8/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://wydawnictwofeeria.pl
 Książkę możecie kupić tutaj!

piątek, 30 października 2015

"Czy wspominałam, że Cię kocham?" Estelle Maskame

źródło
Tytuł: Czy wspominałam, że Cię kocham?
Seria: DIMILY, tom: I
Autor: Estelle Maskame
Wydawnictwo: Feeria
Stron: 408

"Estelle Maskame zaczęła zamieszczać kolejne rozdziały swojej książki na platformie Wattpad, gdy miała 17 lat. Od razu zyskała rzesze wiernych czytelniczek i została nazwana „głosem pokolenia”. Oficjalnej premiery pierwszego tomu i kolejnych części książki z niecierpliwością oczekują fani z całego świata.

Rodzice Eden Munro rozwiedli się już kilka lat temu, i od tego czasu dziewczyna nie widziała swojego ojca. Teraz jedzie z Portland do Santa Monica w Kalifornii, by spędzić lato z nim i jego nową rodziną: żoną i jej trzema synami, z których każdy jest obdarzony silnym charakterem. Najstarszy z nich, Tyler Bruce, to zbuntowany nastolatek o wybuchowej naturze i wybujałym ego, kompletne przeciwieństwo przyrodniej siostry. On i jego paczka biorą Eden pod swoje skrzydła, pozwalając jej doświadczyć zupełnie nowych dla niej przeżyć – imprez, plażowania i… łamania zasad. Tyler pozostaje dla niej zagadką, a im bardziej stara się go rozgryźć, tym mniej o nim wie i tym bardziej czuje, że rodzi się między nimi coś więcej. A przecież nie powinna interesować się swoim przyrodnim bratem w ten sposób. To zakazane!


Ale jak powstrzymać uczucia, których nie da się opanować
"źródło

Romans między przyrodnim rodzeństwem to wątek popularny w literaturze zagranicznej, jednak na próżno szukałam go na półkach polskich księgarni. Do tej pory kojarzył mi się raczej z Sereną i Danem z „Plotkary” niż książkowymi wątkami. A jednak wreszcie do w zapowiedziach ujrzałam taki zakazany romans – przygotowało go dla nas wydawnictwo Feeria. Temat jest o tyle ciekawy, że autorka zaczęłam powieść w wieku 17 lat i jeszcze przed premierą zyskała rzesze fanów na platformie Wattpad. Szczerze wierzą, że tak dużą popularność zyskują jedynie powieści naprawdę warte uwagi. Oczywistym było więc, że „Czy wspomniałam, że Cię kocham” to dla mnie pozycja absolutnie obowiązkowa!

Eden Munro mieszka z jedynie z mamą od rozwodu rodziców. Ma ogromny żal do ojca – przez trzy lata zdawał się nie pamiętać o jej istnieniu, po czym zaskoczył wszystkich propozycją, aby spędzili razem całe wakacje. Na domiar złego, Eden musiała by mieszkać również z jego rodziną – nową żoną i trójką jej synów. Tak więc szesnastoletnia bohaterka trafia do słonecznej Kalifornii na dwa długie miesiąca. Nie spodziewa się, że te wakacje kompletnie zmienią jej życie.

Zacznijmy od oczywistego pytania, które nasuwa się na myśl chyba każdemu z nas – czy jest to historia schematyczna? Szara myszka i niebezpieczny facet? Tylko z pozoru! Eden na pewno nie jest nijaka. Jest raczej normalną dziewczyną, nie jest specjalnie nieśmiała i nie spędza dni zamknięta w swoim pokoju. Ma swoich przyjaciół, swoje życie i ambicje. A także przeszłość i problemy, o których wolałaby nie rozmawiać. Kto ich nie ma? Tyler z kolei jest zbuntowany i mroczny. Szybko możemy się domyślić, że mroczna przeszłość zżera go od środka.

„Czy wspomniałam, że Cię kocham” ma jedną, ogromną zaletę, która sprawia, że przestajemy dostrzegać jakiekolwiek wady. Jest piekielnie wciągająca! Po prostu nie sposób jej odłożyć nawet na chwilę. Przepadłam po uszy już po kilku stronach! Nawet, kiedy próbowałam obiecać sobie, że „jeszcze tylko jeden rozdział”, kończył się on w taki sposób, że musiałam przeczytać kolejny. I kolejny. I jeszcze kolejny. I tak do 1 w nocy, kiedy dotarłam do ostatniej strony...

Owszem, powieść ma swoje wady. Język nie jest idealny, a podejrzewam, że i tak polska wersja bardzo zyskała na jakości dzięki tłumaczeniu. Z tego względu można podejrzewać, że jest to debiut. W życiu jednak nie podejrzewałabym, że ta historia została napisana przez 17-latkę! Lekkie niedostatki językowe można przecież zlekceważyć, natomiast fakt, że stworzyła spójną i kompletną historię – już nie.

Wróćmy do tego co najważniejsze – wątku miłosnego, bo przecież powieść jest romansem. Jest chemia, jest magia i jest realistyczne przeciąganie. To romans, który po prostu nie ma prawa się wydarzyć. Nie chodzi jedynie o fakt, że Eden i Tyler są przyrodnim rodzeństwem – to tylko kropla w morzu goryczy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi są przeciwko nim. Niemal każdy element życia zarówno jej, jak i jego nie pozwala na tę miłość. A jednak gdzieś w tym wszystkim nie możemy pozbyć się uczucia, że ta dwójka jest dla siebie stworzona.

„Czy wspomniałam, że Cię kocham” to historia, która kradnie serce. Do tego stopnia, że ignorujemy wszystkie niedostatki, a w zamian za to dostajemy piękną i wciągającą powieść z niebywale zaskakującym zakończeniem. Polecam gorąco wszystkim miłośniczkom romansów – to idealna gorąca powieść na zimne wieczory.

Ocena: 8/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://wydawnictwofeeria.pl
Książka jest już dostępna na empik.com [klik]!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...