źródło |
Autorka: Elżbieta Leszczyńska
Wydawnictwo: Skrzat
Stron: 264
"Magda przyjeżdża do Miasteczka, by zlikwidować mieszkanie matki, która
zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Dziewczyna nigdy nie była z nią
specjalnie związana, bo matka porzuciła ją i brata, kiedy byli dziećmi.
Zachowuje wobec rzeczywistości chłodny dystans. Ale nawet ona musi w
końcu przyznać, że dzieje się coś dziwnego, a atmosfera wokół niej staje
się duszna i nieprzyjazna. Co się dzieje? Dlaczego ktoś mnie
prześladuje? – zadaje sobie pytania, a odpowiedzi szuka u przyjaciela
matki, Mikołaja. On ich nie zna, ale wie, czym zajmowała się matka Magdy
i jakie niebezpieczeństwo czai się w ciemnościach. Magda poznaje
kolejne ogniwo ewolucji – wampiry – i musi podjąć decyzję, po której
stanie stronie: ludzi czy bestii." źródło
Wampiry to chyba najbardziej popularny motyw w literaturze młodzieżowej. Choć zdawać by się mogło, że szał na "Zmierzch" już minął, to w dalszym ciągu, bardzo często możemy je spotkać. O dziwo, wcale nie czuję przesytu i bardzo chętnie sięgam po powieści, w których krwiopijcy odgrywają główną rolę. No może pod warunkiem, że nie jest to opowieść o nastolatce poznającej w nowej szkole tajemniczego przystojniaka... Powieść Elżbiety Leszczyńskiej przykuła moją uwagę - opis zwiastuje całkiem niezłą historię, co więcej, skierowaną nie tylko do młodzieży, bo przecież główna bohaterka jest już dorosła.
Wyobraźcie sobie, że wampiry istnieją, ale wszystko, co do tej pory o nich słyszeliście to bujda. Picie krwi to jedynie bajka wymyślona przez... samych zainteresowanych! Wszystko to w celu odciągnięcia uwagi od prawdy. W rzeczywistości żywią się energią życiową człowieka... Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę autorki. Choć niejednokrotnie obiło mi się o uszy określenie "wampir energetyczny", to muszę przyznać, że nie spotkałam się z powieścią o takiej tematyce. Mimo wszystkich mankamentów, "Po ciemniejszej stronie księżyca" to historia ze sporym potencjałem. Niestety, niewykorzystanym w pełni...
Zacznijmy jednak od zalet. Oprócz samego pomysł na historię, za jej największy plus uznaję postać Mikołaja. A właściwie... jego psa, Taszika. Mikołaj jest bowiem weterynarzem i zajmuje się całą zwierzęcą ferajną. Oczywiście - pokochałam je wszystkie! Jednak Taszik zyskał moją szczególną sympatię, ponieważ jego jest w książce najwięcej. Wiernie towarzyszy swojemu panu, jednak, jak typowy czworonóg, ma jasno określone priorytety. Przy każdej możliwej okazji buszuje więc po kuchni i każde napotkane mięso traktuje jak specjalnie dla niego przygotowany poczęstunek (dokładnie tak, jak mój psiak). Jego przezabawne tłumaczenia i dialogi z właścicielem rozbawiły mnie do łez, a co za tym idzie również Mikołaj zdobył moją sympatię.
Na tym jednak kończę listę zalet książki. Główna bohaterka lekko mnie zirytowała,choć to jeszcze bym zniosła, ale wątek miłosny jest wyjątkowo słaby. Bohaterowie darzą się ciepłym uczuciem, to fakt, jednak cały czas spodziewałam się, że okażą się rodziną! Ku mojemu zaskoczeniu, uczucie okazało się gorące. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Romans niestety jest wymuszony, wykreowany na siłę, jakby kierując się zasadą: nie ma powieści bez wątku miłosnego. A szkoda.
Do wampirów energetycznych byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Początek nawet przypadł mi do gustu, wszystko jednak popsuło się przez... komórki. Jak wampiry czerpią energię życiową z człowieka? Przez telefon komórkowy. Niestety - brzmi jak z taniej komedii. Później posypało się już wszystko, a II część powieści to totalny chaos i nieporozumienie. Nie bez znaczenia jest też fakt, że znika najmocniejsza postać w tej historii - Mikołaj.
Nie żałuję czasu poświęconego tej powieści, ale nie będę też Was na nią specjalnie namawiać. Jeśli jesteście fanami wampirów i macie ochotę spojrzeć na nie z nieco innej strony, to "Po ciemnej stronie księżyca" jest lekturą dla Was. A jeśli przeczytaliście już tę książkę, to będę bardzo wdzięczna jeśli ktoś wytłumaczy mi, co ma wspólnego okładka z fabułą (w której główny bohater jest w końcu dwa razy starszy od głównej bohaterki)...
po opisie miałam ochotę na książkę, ale po opinii już zapał mi osłabł ...może przy czasie, jak na nią trafie to się skusze :)
OdpowiedzUsuńNie miałam zamiaru przeczytać, a Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu:)
OdpowiedzUsuńJakoś na razie nie mam ochoty na wampiry.
OdpowiedzUsuńWampiry odpadają i zdanie nie zmienię. :)
OdpowiedzUsuńjakoś nie bardzo wciągająca książka i widzę że nie ma co sięgać po nią. http://layshasky.wordpress.com/ zapraszam - sprzedaż książek!
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, ale za bardzo mnie do niej nie ciągnie.
OdpowiedzUsuń