Tytuł: Małżeństwo we troje
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak
Stron: 320Wydawnictwo: Znak
"Była zrozpaczona, gdy opuścił ją tak nagle. Pozostawiona sama sobie,
bezbronna. Nowy mężczyzna miał jej pomóc zapomnieć o przeszłości i
otworzyć nowy rozdział.
Jedna dręcząca myśl o tym, kim był jej poprzedni mąż, nie dawała im
jednak spokoju. To ona kładła się cieniem na całym ich wspólnym życiu.
Schmitt z właściwą sobie wnikliwością i finezją opowiada o głęboko
ukrytych uczuciach, „niewidocznych znakach wodnych” odciskających się na
naszych relacjach z najbliższymi.
"Małżeństwo we troje" to najnowsza książka Erica-Emmanuela Schmitta,
najchętniej czytanego w Polsce francuskiego pisarza. Jego książki,
przetłumaczone na 35 języków, zdobyły wiele nagród na całym świecie."
Eric-Emmanuel Schmitt powraca z kolejnym tomem opowiadań. Tym razem tematem łączących je wszystkie jest małżeństwo, a raczej "ta trzecia" osoba, zdająca się być jego częścią. Nie mówimy tu jednak o kochankach - to byłoby zbyt banalne! Schmitt po raz kolejny wykazał się pomysłowością i po raz kolejny udało mu się mnie zaskoczyć różnorodnością historii, które łączy motyw przewodni. Ale zacznijmy od początku...
"Małżeństwo we troje" składa się z 5 opowiadań oraz dopisków autora. Pierwsza historia nosi tytuł "Dwóch panów z Brukseli" i jak sama nazwa wskazuje opowiada historię dwóch mężczyzn będących w związku. Wspomniani panowie zawarli małżeństwo - nieoficjalne, nieformalne, a jednak bardziej prawdziwe niż małżeństwa, które spotykamy na co dzień. Ślub miał miejsce w kościele, a raczej jego zaciemnionym rogu, podczas gdy przed ołtarzem odgrywała się właściwa ceremonia. W małżeństwie jest jednak ktoś trzeci, kto całkowicie zmienia nie tylko życie wspomnianych dżentelmenów, ale też swoje własne, nie zdając sobie z tego sprawy. "Małżeństwo we troje" to przyjemna historia o miłości, którą dość ciepło wspominam, jednak nie znajdziemy tu zaskakujących zwrotów akcji. Na tle innych opowiadań z tego tomu wypada dość blado, a ja traktuję ją raczej jako wprowadzenie do książki.
Kolejnym z opowiadań jest "Pies". Opowiada historię starszego mężczyzny, na pozór lekko szalonego, i jego wiernego czworonoga. Pan Samuel Heymann od zawsze spędzał czas z tym samym psem. A raczej psem tej samej rasy, o tym samym imieniu. Kiedy jego przyjaciel odchodził, pan Heymann kupował kolejnego szczeniaka. Ta niepozorna historia, okazała się być prawdziwym wyciskaczem łez. Miłość człowieka do psa, opisana w tym opowiadaniu rozerwała mi serce i przypomniała, że zwierzę naprawdę może ocalić człowieka. "Pies" to bardzo wzruszająca opowieść, zdecydowanie jedna z ciekawszych z zbiorze.
Z samym środku zbioru znajduje się opowiadanie tytułowe - "Małżeństwo we troje". Historia ta opowiada o losach wdowy, która właśnie ponownie wyszła za mąż. Na drodze do jej szczęścia stoi jednak... pierwszy mąż-nieboszczyk. Aktualny małżonek zdaje się bowiem mieć obsesję na punkcie swojego poprzednika. Zachwyca się jego twórczością, a fascynacja zaczyna graniczyć z szaleństwem. Autor zgrabnie naprowadził nas na pewien tok myślowy, który... okazał się całkowicie błędny! Ostatnie zdanie (tak zdanie, nie scena) dosłownie wprawia w osłupienie. Tylko proszę nie zaglądać, popsujecie sobie całą zabawę! ;)
Dalej mamy "Serce w popiele", które przedstawia motyw dawców (pośmiertnych, oczywiści) i biorców organów z perspektywy ich rodziców. Muszę przyznać, że nigdy nie byłam w stanie zrozumieć niechęci do oddawania choćby serca po śmierci, jednak sposób, w jaki przedstawił to Schmitt autentycznie daje do myślenia. W końcu szok po stracie dziecka może przyczynić się do wysnuwania przedziwnych wniosków.
Najlepszy kąsek autor postanowił zostawić na koniec. Zbiór zamyka utwór "Dziecko upiór", który opowiada o szczęśliwym małżeństwie. Nie brakowało mi niczego - pieniądze, kariera i miłość nieustannie gościły w ich domu. Niczego, oprócz rodziny. Kiedy wreszcie decyduje się na dziecko, mają już po 35 lat, ale to dopiero początek problemów z potomkiem. Zdradzenie dalszej części fabuły popsułoby przyjemność z czytania, więc na tym muszę zakończyć opis. Zaznaczam jednak, że jest do moim zdaniem najciekawsze z opowiadać w tej książce, a każda decyzja bohaterów okazywała się dla mnie zaskakująca. Nie wspominając już o wprawiającym w osłupienie zakończeniu - jednym z tych, w których wydarzenia mówią same za siebie, jakikolwiek komentarze jest zbędny.
Choć niektóre z opowiadań wypadają lepiej, inne nieco gorzej, "Małżeństwo we troje" jako całość oceniam na mocną ósemkę. Książka trzyma poziom innych pozycji autora i mogę ją szczerze polecić - warto!
Za możliwość poznania kolejnych niesamowitych historii, stworzonych przez jednego z moich ulubionych autorów serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak!
O, a to ci dopiero zachęcająca recenzja. Tak te opowiadania opisałaś, że mam chęć je poznać :-) Autora jeszcze nie znam, jakoś tak mam obawy, że jego styl do mnie nie trafi, ale trzeba spróbować, a nuż się zakocham ;-)
OdpowiedzUsuńU mnie w mieście książki Schmitta są w każdej bibliotece, polecam poszukać i przekonać się na własnej skórze :)
UsuńBrzmi obiecująco, na pewno po nią sięgnę, gdy następnym razem zajrzę do biblioteki. :)
OdpowiedzUsuńNa tego autora ostatnio poluję :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za opowiadaniami i jakoś nie zaciekawiła mnie tematyka tej książki, więc wątpię bym się skusiła.
OdpowiedzUsuń