źródło |
Autorka: Emma Becker
Wydawnictwo: Bukowy Las
Stron: 416
"Ellie, dwudziestolatka, studiuje i mieszka z rodzicami w Paryżu,
wiodąc beztroskie życie do dnia, kiedy spotyka Pana, dwukrotnie od
niej starszego żonatego chirurga. Ich związek, początkowo
rozwijający się tylko za pośrednictwem Facebooka i SMS-ów, bazujący na
zamiłowaniu obojga do libertyńskiej literatury erotycznej, przenosi się
do obskurnego pokoju w hotelu przy placu Pigalle. Tam bez żadnych
ograniczeń kochankowie zgłębiają rozkosze seksualnej namiętności. Po
serii potajemnych wtorkowych spotkań w hotelu i przelotnych rozmów
telefonicznych Ellie przeżywa miesiące gorączkowego oczekiwania na Pana,
namiętne zniewolenie, z którego bezskutecznie będzie się starała
wyzwolić." źródło
Choć książka "50 twarzy Greya" zapoczątkowała modę na powieści z lekką (i mniej lekką) nutką pikanterii, już dawno przełamałam stereotypy w swojej głowie - to, że stoją na jednej półce w księgarni, wcale nie musi oznaczać, że są takie same. Choć "Grey" zbiera raczej negatywne recenzje, inne powieści z tego gatunku wcale nie są skreślone - sama przekonałam się o tym niejednokrotnie, choćby dzięki Megan Hart. "Pan" zapowiadał się naprawdę znakomicie. Recenzje, choć nieliczne, były zgodne - powieść jest znakomita. Cóż takiego jest w debiucie Emmy Becker, że bije konkurencje na głowę?
Ellie to młodziutka studentka, która jest osobą co najmniej nietypową. Mieszka z rodzicami w pięknym Paryżu, a większość czasu spędza w domu lub na spotkaniach ze znajomymi, ponieważ na jej uczelni trwa strajk. Spodziewacie się pewnie, że Ellie jest szarą myszką? Pudło! Super popularną cheerleaderką? Też pudło! Kim jest więc Ellie? Znudzoną dziewczyna, zafascynowaną klasyką literatury erotycznej. Osobiście uważam ją za dość rozpuszczoną młodą damę - obnosi się ze swoją przedziwną pasją i nic sobie nie robi z napominań matki. Jedno trzeba jej przyznać - jest postać nadzwyczaj rzeczywistą. Nic jednak dziwnego, nie jest przecież tajemnicą, że Emma to Ellie, a Ellie to Emma...
Wszystko zaczyna się właśnie przez matką dziewczyny. Kobieta niefortunnie wspomina o przyjacielu wujka Ellie, który jest chirurgiem i... fascynują go dokładnie te same książki, co naszą bohaterkę. Typowa studentka puściłaby taką uwagę mimo uszu i udała na kolejną imprezę w akademiku. Nie muszę chyba wspominać, że Ellie, absolutnie nie jest typowa? Pisze, więc do tajemniczego "Pana", a ich rozmowy z czasem stają się coraz bardziej odważne. Jest tylko kwestią czasu, kiedy przerodzą się w niebezpieczny romans, z którego dziewczyna nie będzie potrafiła się tak łatwo wyplątać.
Warto wspomnieć tutaj o tytule - wbrew moim przypuszczeniom oznaczał on coś innego, niż może się wydawać. "Pan" nie oznacza bowiem pana, władcę (choć w zasadzie Ellie została całkowicie otumaniona, więc i takiej analogii możemy się doszukać). "Pan" jest przede wszystkim formą grzecznościową, którą bohaterowie bardzo sobie cenią, jak "proszę pana", "proszę pani". Jest to bardzo ważne, bo przecież nie mówimy tu o związku, w którym z góry ustalone zostały zasady przynależności kobiety do mężczyzny.
Czym więc wyróżnia się "Pan" na tle innych powieści? Po pierwsze językiem. Co tu dużo mówić - jest po prostu znakomity! Pełen epitetów, wręcz poetycki i absolutnie niespotykany we współczesnej literaturze. Szczególnie, w takiej tematyce - momentami kwiecisty język totalnie nie pasował do ostrej sceny, co było tak absurdalne, że wręcz... znakomite. Ukłony należą się również tłumaczom, domyślam się, że przełożenie tej książki było niezwykle trudne.
Debiut Emmy Becker jest przeznaczona dla dorosłych czytelników, czyli 18+. Gdyby to ode mnie zależało, jeszcze bardziej podniosłabym tą poprzeczkę (ale chyba nie można ustalić w Polsce limitu, 21+, prawda?). Zapomnijcie o jakiejkolwiek naiwności, nieśmiałości i zagubionych owieczkach. Nie liczcie na romans szarej myszki z bogatym księciem w białym ferrari. Nie ten adres! Sceny są naprawdę śmiałe i nie znajdziecie na tych ponad 400 stronach ani grama słodyczy. "Pan" nie ociera się o granicę dobrego smaku, on najzwyczajniej w świecie ją przekracza i nic, ale to nic sobie z tego nie robi. Czy byłam zniesmaczona? Oczywiście! Ale przecież o to właśnie chodzi, niech podniesie rękę ten, kto nie był...
"Pan" to kawał bardzo mocnej lektury, prawdziwie surowego miejsca. Jeśli szukacie naprawdę silnych wrażeń, zaskoczenia, a nawet przekroczenia pewnych granic - to lektura idealna dla Was. Nie zamierzam wsadzić tej książki do jakiejkolwiek szuflady, bo właściwie... nawet jeślibym chciała, nie jestem w stanie. Nie potrafię oceniać dzieła, napisanego w taki sposób, a jednocześnie poruszającego taką tematykę. Pozostaje mi jedynie pogratulować autorce odwagi!
Ocena: brak
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu:
Na razie myślę, że ją sobie odpuszczę, ale nie mówię jeszcze definitywnie NIE tej książce :)
OdpowiedzUsuńByłam bardzo ciekawa co napiszesz o tej książce, teraz już wiem. Ten język to naprawdę coś niesamowitego, a historia brak słów.
OdpowiedzUsuńRozbudziłaś moją babską ciekawość
OdpowiedzUsuńWiesz, trudno sięgnąć po inną książkę czując niesmak czary, która się wylała po "50 twarzy Greya". Osobiście jeśli zawiodę się na jakimś gatunku, to trudno mnie przekonać do zmiany zdania. Na razie sobie odpuszczę, ale będę mieć tę pozycję na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
arenaksiazek.blogspot.com