sobota, 11 października 2014

"Magia krwi" Tessa Gratton

źródło
Tytuł: Magia krwi
Autor: Tessa Gratton
Wydawnictwo: Dolnośląskie (Dom Wydawniczy Publicat)
Stron: 392

"Silla otrzymuje tajemniczą książkę z zaklęciami spisanymi ręką ojca. Gdy próbuje ożywić liść, zauważa ją spacerujący nieopodal chłopak. Oboje są sobą zauroczeni. Wkrótce Silla wtajemnicza w arkana magii swego brata, a później także Nicka. Pojawiają się problemy, gdy okazuje się, że ktoś odwiedził groby jej zmarłych rodziców i nakreślił na nich runy – znak, że sztuka
magiczna nie jest mu obca…"
źródło

Na "Magię krwi" czekałam długo. Tytuł widniał w zapowiedziach już jakiś czas, zanim ustalona została data premiery. Choć tajemniczych i mrocznych romansów jest ostatnio na rynku coraz mniej, ja (jako największa fanka "Nevermore") mam do takich powieści ogromną słabość. W "Magii krwi" pokładałam więc ogromne nadzieje - szczerze liczyłam, że powieść okaże się świetną lekturą. Czy spełniła moje oczekiwania?

Zaczyna się całkiem nieźle... Silla, główna bohaterka, znajduje się w ciężkiej sytuacji. Każdego dnia jest obiektem plotek. Wszystko za sprawą tragicznej śmierci rodziców. Ślady wskazują, że jej ojciec zabił matkę, a potem sam popełnił samobójstwo. Pech sprawił, że pierwszą osobą, która ujrzała zwłoki była właśnie nasza bohaterka. Ciężko jednak uwierzyć, że ukochani rodzice Silli mogli zginąć w ten właśnie sposób. Dziewczyna ciężko znosi szepty za plecami, zaczyna się coraz bardziej izolować. Nie trudno się jednak domyślić, że szybko znajdzie się ktoś, komu zaufa.

Nick i Silla spotkają się w wyjątkowych okolicznościach. Przebywając na cmentarzu, dziewczyna doświadcza niezwykłego zdarzenia. Nie da się tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób i wszystko wskazuje, że ma do czynienia z... magią. I właśnie w tym momencie natyka się na naszego bohatera, który niedawno wprowadził się do domu obok. Całe to spotkanie, choć bardzo nietypowe, całkiem mi się spodobało. Właściwie właśnie do momentu, którym Silla i Nick zobaczyli się po raz pierwszy, miałam bardzo dobre przeczucia. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że później było już tylko gorzej.

Chyba najbardziej ze wszystkiego nie lubię zmarnowanych pomysłów. Z bólem serca czytałam więc "Magię krwi", ponieważ jest to idealny przykład niewykorzystanego potencjału. Choć książka zaczęła się tak ciekawie, z czasem zdałam sobie sprawę, że ogarnęła mnie fala przeróżnych uczuć. I nie były to uczucia pozytywne. Po pierwsze - znużenie. Oryginalny wstęp nie przeważył szali, a cała reszta powieści okazała się do bólu sztampowa. Wszystko to już było... Po drugie - przewidywalność. Zabrakło mi zaskakujących zwrotów akcji i przygryzania palców z niepewności. I jako ostatnie - irytacja. Główna bohaterka jest tak bezbarwna, że aż przezroczysta, ale to nie przeszkadza, aby nowy przystojniak zwrócił na nią uwagę. Litości!

Jesteśmy już przy Silli (ach, zapomniałabym! To skrót od imienia Drusilla), niedaleko więc do Nicholasa i wątku miłosnego. Jak się pewnie domyślacie - tutaj też bez fajerwerków. Nick jest jednak nieco ciekawszy, niż główna bohaterka. On przynajmniej ma tajemnice, które mogą nas zainteresować. Kiedy jednak ta dwójka zaczyna darzyć się uczuciem, całość robi się zbyt przerysowana. Między nastolatkami rodzi się miłość od pierwszego wejrzenia (a jakżeby inaczej), a czytelnika po raz kolejny ogarnia przedziwne uczucie deja vu....

Równolegle do pierwszoplanowej historii poznajemy zapiski Josephine. Ku mojemu zaskoczeniu, to właśnie było najmocniejszym elementem powieści. Bohaterka uratowała książkę! Niezmiernie żałuję, że informacji na jej temat było tak nie wiele - z przyjemnością właśnie tę opowieść poznała bym z detalami. Przede wszystkim dlatego, że świat Josephine nie był z założenia czarno-biały, a mogliśmy poddawać wątpliwości kto jest tutaj tym dobry, a kto złym!

"Magia krwi" jest po prostu średnią książką. Może spodobać się czytelnikom, którzy nie znają zbyt wiele paranormalnych romansów. Fani gatunku będą jednak rozczarowani, ponieważ tak naprawdę powieść nie wnosi nic nowego. Ot, niezobowiązująca lektura na jesienne popołudnie...

Ocena: 5/10 
 
Za książkę serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat!

7 komentarzy:

  1. Szkoda, z opisu książka wydawała mi się naprawdę interesująca, a teraz po prostu nie wiem co myśleć... Zwłaszcza, że nie znoszę miłości z nikąd :/

    namalowac-swiat-slowami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też zdawało się, że będzie to książka o niebo lepsza, a tylko się zawiodłem :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że potencjał nie został w pełni wykorzystany, bo mogło być naprawdę ciekawie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już trochę tych paranormalnych światów znam, więc nie wiem czy jakbym nie sięgnęła po tą pozycję, czy nie oceniłabym jej jeszcze bardziej surowej niż Ty. Szkoda zmarnowanego pomysłu, ale i tak postaram się przeczytać tę pozycję, kiedyś w wolnym czasie, by się o tym przekonać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do tej pory słyszałam o niej dużo dobrego, więc trochę się czuję zawiedziona, że tak kiepsko :/

    OdpowiedzUsuń
  6. No to muszę przyznać, że znacznie ostudziłaś mój zapał względem tej powieści. Mimo to pewnie i tak w końcu po nią sięgnę skoro mam ją już na półce :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Niecierpliwie czekałam na tę książkę, jednak w międzyczasie mój zapał zdążył osłabnąć. Ostatecznie raczej ją sobie odpuszczę. Nie mam ochoty na tego typu deja vu. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...